czwartek, 6 września 2012

Rozdział V [James]

Michael. [I kto tu nie dokańczał zaczętych zdań? Gdyby to jeszcze była błahostka, ale w ustach chłopaka, zabrzmiało to, jakby Dorian miał co najmniej zabić Rage'a] Wróć tu i powiedz o co chodzi. [Nie prosił, ale też nie rozkazywał. Był chłodno stanowczy i również stanowcze spojrzenie wbił w wychodzącego Michaela. Nie miał zamiaru się ruszać z miejsca, a raczej z łazienki, dopóki nie rozwieje swoich podejrzeń, co do Doriana-zabójcy. W między czasie - bo wątpił, by blondyn go nie usłyszał - podszedł do umywalki i przetarł twarz mokrymi dłońmi.]

Ale... James. [Drzwi łazienki trzasnęły, kiedy chłopak zamknął je ponownie i w kilka sekund znalazł się za Jamesem, chwycił go za ramię i, mimo drobnej budowy, szarpnął go za nie dość stanowczo by chłopak odwrócił się do niego przodem. Nie uśmiechał się. Jego twarz była nadal purpurowa, ale nie było na niej cienia rozbawienia czy wesołości. Otworzył usta by wyjaśnić o co mu chodziło gdy rozległ się zagłuszający wszystko dzwonek na przerwę. Musiał poczekać aż przebrzmi i musiał zacząć się modlić by nikomu nie przyszło do głowy wejść tutaj, zwłaszcza gromadzie homofobicznych znajomych Jamesa.]

No mów. [Czekał, aż chłopaczek wyrzuci z siebie wszystko. Jakoś mało go teraz obchodziło, czy ktoś ich przyłapie, czy też nie. Czuł wzbierającą irytację, którą skrzętnie ukrywał, a którą równie dobrze mógł wyładować na swoich znajomych. Raczej wątpił, by podniósł dłoń na Michaela. Prędzej zostawi go na pastwę losu. Skrzywił się na dźwięk dzwonka i oparł biodrem o umywalkę ciężko. Głowa zaczynała boleć z głodu, a w dodatku się jeszcze denerwował. Nie było dobrze. Do łazienki, minutę po dzwonku, wpadły dwie rozchichotane pannice. Kiedy tylko zobaczyły Jamesa, ich twarze poczerwieniały i jak szybko wbiegły, tak równie szybko wybiegły z pomieszczenia, piszcząc i śmiejąc się jeszcze głośniej.] Albo nie mów. [Chwycił chłopaka gwałtownie za rękę i pociągnął w stronę okna. Pierwszy raz musiał uciekać, a raczej wiedział, że musi. Znał te dziewczyny, jak jęczmień we własnym oku. Największe plotkary i donosicielki, jakie znała szkoła. W dodatku wściekłe na Jamesa, bo odmówił jednej z nich prywatnego spotkania. Wskoczył na kaloryfer i odtworzył mocnym pchnięciem okno.] Wskakuj, zwijamy się. [Czekał, by Michael wyszedł pierwszy. Uprzednio się jeszcze rozejrzał, czy droga jest bezpieczna i z której strony wyjdą.]

Em... [Ok, teraz to był już wybitnie zaskoczony. Wiedział, że chłopak jest inny niż się spodziewał, ale żeby ryzykował dla niego zasypywanie go pytaniami na temat zniknięcia... Tego się nie spodziewał. Nie zastanawiał się teraz jednak zbyt długo nad cała sytuacją bo wolał działać i pozwolić by James przejął inicjatywę. Jako tancerz, miał niezła kondycje i był całkiem dobrze wyćwiczony. Jego ciało było posłuszne jego rozkazom i potrafiło zrobić całkiem niespodziewane rzeczy. Błyskawicznie wskoczył na kaloryfer, przytrzymując się ramienia Jamesa z braku jakiegoś innego oparcia, i równie szybko wyskoczył na zewnątrz budynku. Wylądował na trawniku za szkoła. Było dobrze. Odsunął się na bok, dając chłopakowi możliwość zrobienia tego samego i... Tak, Michael niemal się dusił ze śmiechu, jaki go ogarnął gdy dotarło do niego, że właśnie wymyka się przez okno szkolnej ubikacji, niczym zakochany Romeo z sypialni swej oblubienicy. Tyle tylko, że jemu do Romea było daleko, a Jamesowi do Julii jeszcze dalej. Sytuacja wywołała u niego atak śmiechu, nad którym było mu ciężko zapanować. Jeszcze chwila i z wymykania się będą nici bo jego śmiech zaalarmuje cała społeczność szkolną, nie tylko homofobiczną bandę opryszków.]

Człowieku milcz i wstawaj... [Syknął mu tuż koło ucha, stając od razu na równe nogi, gdy tylko wykaraskał się z małego okienka. Spojrzał na Michaela z miną pod tytułem: na co jeszcze czekasz, na święta?! Nie czekając ruszył w stronę szkolnego parkingu. Nadal trwała przerwa, więc nie było strachu, że jego koledzy wyjdą z niej. O dziwo nie byli to ci, którzy lubili sobie podpalać, czy podpijać między lekcjami. James skradał się, niczym różowa pantera. Sam się czuł głupio, ale jego zmysły były nastawione na to by dostać się do swojego samochodu i zwiać nim zorientują się, że jeszcze nie zabił Michaela. Już widział te rozpromienione buzie gówniar i wściekłych chłopaków. Cóż, szykowały się kolejne dni nieobecności w szkole, chociaż i tak musiał zadzwonić do dyrektora, by usprawiedliwić Rage'a. Zawsze to robił.]

Dobrze, już dobrze. [Wyburczał, ruszając za chłopakiem, skradając się zupełnie tak samo jak on. Sytuacja i tak bawiła go niemiłosiernie. Gdyby chodziło tylko o niego, to zwyczajnie przebiegłby parking najszybciej jak potrafił i zniknął gdzieś pomiędzy ludźmi na ulicy. Później jakiś sklep, jakaś kawiarnia, cokolwiek, byleby tylko odczepili się od niego Ci, którzy jeszcze mieliby chęć go ścigać. Teraz jednak musiał tez zadbać o dobro Jamesa. Był mu to winien, skoro ten ocalił jego tyłek. Kiedy tylko dotarli do samochodu wsiadł na miejsce pasażera i zsunął się z niego tak by go nie było widać. Poczekał, aż chłopak ruszy, wyjedzie z parkingu i da mu znać że już jest bezpiecznie. Czekał, dusząc się ze śmiechu i zakrywając poczerwieniała twarz dłońmi.]

Nie wiem, co cię tak śmieszy... [Powiedział poważnie, ruszając z piskiem opon.] I zapnij pasy. [Poprosił, a w końcu, gdy wyjechali na dość ruchliwą ulicę, również się roześmiał. To był jednak śmiech ulgi, bo może Michael nie widział, ale James już tak. Brunet i rudzielec wybiegli ze szkoły, jak zdyszane, wściekłe byki. Fama musiała pójść, ale to nic. Dadzą sobie radę. Wyciągnął telefon z kieszeni i wystukał numer, nawet nie patrząc na klawisze. Prowadził prawie, jak wariat i to nie w kierunku żadnej restauracji, czy baru, czy nawet w kawiarni. Dojeżdżali w zastraszającym tempie do rosnących w oczach wieżowców. Nie bloków, ale wieżowców oszklonych ciemnymi szybami.] Cześć tato, słuchaj. Było małe spięcie. Tak, znów uciekłem ze szkoły i chciałem ci tylko przekazać, że Raveswortha nie będzie dzisiaj, ani jutro też zapewne. Tak, znów się źle czuje. No dobra, dobra. Rozumiem, jadę do domu coś zjeść, a potem odwiozę kolegę. Nie tato, powiem ci w domu. Miej oko na Gary'ego i Holta. No, cześć. [Wsunął telefon z powrotem głęboko w kieszeń i dopiero wtedy spojrzał na Michaela. W końcu też zatrzymali się przy dużej bramie wjazdowej, pilnowanej przez ochroniarza w małej, białej budce.]

Tato? Hm? Chcesz powiedzieć, że właśnie dzwoniłeś do taty, żeby Cię usprawiedliwił z nieobecności i on to tak zwyczajnie przyjął? [Radość Michaela zniknęła na chwilę zastąpiona przez szczere zdziwienie. Owszem, słyszał, że jeden z chłopaków jego ulubionej gromady ma powiązania z dyrektorem szkoły, ale pojęcia nie miał, że facet z którym właśnie rozmawiał James był dyrektorem. Patrzył na chłopaka, siedząc bez zapiętych pasów bo nie zdążył ich nawet chwycić, kiedy podjechali pod bramę. Zamiast teraz kłopotać się o zapinanie pasów rozglądał się dookoła chcąc się zorientować gdzie dokładnie są.] A co się dzieje z Ragem? Dlaczego stwierdziłeś, że znów się źle czuje? [Nie patrzył nawet na Jamesa, kiedy zadawał te pytania. Nadal całą jego uwagę pochłaniała usilna lokalizacja ich miejsca pobytu.]

Rage do mnie dzwonił i prosił mnie bym miał na ciebie oko, bo on sam nie może. Pewnie znów go jakieś przeziębienie złapało, albo coś. Ma mało odporny organizm. [Wyjaśnił, chociaż sam w sobie wiedział, że mija się okrutnie z prawdą. Niestety musiał jakoś uspokoić Michaela, a i on nie był od tego by rozpowiadać o prywatnych sprawach pisarza.] Idziemy do mnie, zamówimy sobie pizzę do domu, albo coś ugotuję. Mój żołądek chyba usechł. [Westchnął ciężko, gdy przejeżdżali przez podniesione zabezpieczenie. Uprzednio James pokazał stróżowi kartę wjazdową. Spojrzał na chłopaczka i uśmiechnął się szeroko.] Mój tata jest dyrektorem. Dlatego w zasadzie tam chodzę, by mógł mnie mieć blisko i toleruje moje wyskoki, bo wie, że wolałbym robić coś zupełnie innego, a najbliższa placówka jest albo daleko, albo blisko mamy, a do niej nie mam zamiaru jechać. [Poczochrał chłopaka po włosach kolejny raz.] Nie martw się, będzie dobrze, a oni... I tak powinni wylecieć.

A co takiego chciałbyś robić? Nie podoba ci się nasza uczelnia? [Jakoś nie docierało do niego, że można chodzić do szkoły tylko dlatego, że ojciec tego chce. On chodził na tę uczelnię bo kochał taniec i wiedział, że dokładnie w tej szkole może nauczyć się tego na czym mu najbardziej zależało. Nie chciałby nigdy chodzić do innej. Ciężkie westchnienie poniosło się po samochodzie, kiedy Michael przymknął oczy, przekrzywiając lekko głowę w odpowiedzi na czochranie. Zaczynał się do tego przyzwyczajać. Ba! Zaczynało mu się to nawet podobać.] W takim razie też musiałbym gdzieś zadzwonić, ale nie wiem czy mogę. [Mruknął, wyjmując telefon i patrząc na niego tępym wzrokiem. Po chwili doznał olśnienia i wystukał krótką wiadomość, po wysłaniu której, wsunął telefon do kieszeni.] Mogę ci ewentualnie zrobić sałatkę, lub zaparzyć herbatę, lub kawę. Na tym moje zdolności kulinarne się kończą. [Wypalił z uśmiecham, rozkładając bezradnie ręce na boki.]Chociaż nie! [Klasnął w dłonie z uciechy, że przypomniał sobie coś jeszcze.] Potrafię przygotować genialny deser lodowy! [Tak, w tym był niemal mistrzem, jeżeli tylko w zasięgu jego rąk było dostatecznie dużo składników.]

Nie mówię, że mi się nie podoba. Mogę chodzić na każde zajęcia, na jakie chcę. Korzystam więc trochę z tańca, trochę maluję abstrakcyjnie, uczęszczam z Ragem na zajęcia teatralne, różnie. Poza tym, miałeś mi na coś odpowiedzieć w szkole i nie odpowiedziałeś, a ja jestem pamiętliwym człowiekiem Michasiu. [Mruknął, zajeżdżając pod jeden z pierwszych wieżowców. Zaparkował, ale nie zgasił silnika mimo tego, że wysiadł. Oddał kluczyki chłopakowi stojącemu przy drzwiach, a kiedy tylko i Michael wysiadł z auta i obaj znaleźli się bezpiecznie na chodniku, chłopak wsiadł za kierownicę i odjechał postawić auto w podziemnym parkingu. Na policzkach Jamesa, od momentu, gdy młody wspomniał o lodach kwitnął rumieniec. Deser lodowy kojarzył mu się zupełnie z czymś innym, co chłopak miał pewnie na myśli. Z cichym westchnieniem, objął dzieciaka ramieniem i poprowadził do środka, wolną dłonią wyciągając portfel, a z portfela zębami, kartę magnetyczną.] Tak swoją drogą, powiedz Dorianowi, że nie musi się o ciebie martwić. Nie zrobię ci krzywdy, chyba, że ucierpi twój żołądek z nadmiaru jedzenia. [Brutalnie wyrzucił z głowy nachalne myśli o 'lodach' i wyszczerzył się do Michaela promiennie. Odprężył się i było to widać, kiedy przekraczali kolejne progi posesji. Był u siebie i nawet gdyby cokolwiek przyszło mu głupiego do głowy - a łapał się na tym, że przychodziło, jak nawet te głupie lody - to nikt nie mógł ich widzieć i nikt nie mógł nic nikomu powiedzieć. Poprowadził chłopaka do windy, by wjechali na jedno z wyższych pięter wieżowca.]

[Poczuł, jak twarz promienieje mu z radości. Całkiem miło było tak iść przy boku Jamesa i czuć się bezpiecznie. Dorian dawał mu spore poczucie bezpieczeństwa, ale to było inne. Z Dorianem znali się tyle lat, że nie musieli czasami rozmawiać by znać swoje sekrety i myśli. Z Jamesem dopiero się poznawali i to było fajne. Chłopak malował mu się w zupełnie innych barwach. Michael odruchowo wtulił się w jego objęcia.] Ale co mam dodać? Dorian miał dzisiaj podjechać po Rage'a pod szkole. Maja się spotkać na próbie do przedstawienia. Napisałem mu, że Rage jest chory. Pewnie będzie chciał pojechać do niego. [Uniósł spojrzenie na twarz chłopaka. Podobała mu się swoboda, jaka się na niej malowała. Teraz, kiedy byli poza zasięgiem wzroku innych James wydawał się bardziej sobą. Bardziej nawet niż w sali baletowej.] Nie wiem tylko... [Zanim dokończył zdanie rozległ się dzwonek jego telefonu. Wyciągnął go z kieszeni i przeczytał wiadomość, jaka do niego przyszła. Jego mina nie oznaczała zadowolenia.] Kurcze. [Mruknął, zerkając na Jamesa.] Dorian prosi, żebym poszedł do sekretariatu po adres Rage'a.]

Pewnie będzie chciał. Nie musisz iść do dyrektora, podam ci adres. Zawsze też Dorian może do niego zadzwonić, czy w ogóle Rage chce się z nim spotkać. [Skrzywił się mimowolnie, myśląc o przyjacielu, a z jego płuc wyrwało się głębokie westchnienie. Wiedział, jaki Rage był skryty i samodzielny - mógłby nie chcieć odwiedzin i pomocy. James przywołał windę, na którą nie czekali długo. Wjechali na piętro, co zajęło już nieco więcej czasu, niż samo czekanie. Na każdym piętrze były po dwa mieszkania. Otworzył kartą drzwi do swojego lokum i zaprosił Michaela gestem dłoni. Mieszkanie było duże - bez przedpokoju. Zaraz za wejściem malował się pokaźny salon z dość nowoczesnym wyposażeniem i wypoczynkiem. Po prawej było wejście do kuchni, a po lewej troje drzwi - do sypialni ojca, do sypialni Jamesa i te najbardziej z lewej do łazienki.]
Jeśli byłbyś tak miły. Wyślę Dorianowi i niech się sami dogadują. [Wszedł do mieszkania Jamesa i zatrzymał się zaraz za progiem. On nie pochodził z tak zamożnej strefy wiec mieszkanie wydało mu się niemal pałacem. Nie wiedział czy ma zdjąć buty, czy zostać w nich, czy wejść dalej, czy raczej pozostać zaraz za progiem. Zmrużył oczy i przyglądał się całemu pomieszczeniu z nabożną uwagą.] Bardzo ładnie tu masz. [Wydukał, decydując się jednak na zdjęcie butów. Mógł chodzić w skarpetkach, jak po domu, nie przeszkadzało mu to. Niemniej jednak wnętrze i jego przepych mało pasowały mu do Jamesa. Aż raziła ta inność i ta rozbieżność miedzy tym jakiego go poznał a jakim zaczynał go widzieć obecnie.]

Mama je urządzała, jak tata je kupił. Czuję się tu dziwnie, ale jednak u siebie. Mogłeś nie ściągać butów i tak pewnie jest na podłodze kurz. [Przeczesał włosy Michaela, gdy ruszył do kuchni. Lubił jego włosy i jakby mógł, a nie wydawało by mu się do dziwne, to siadłby i zaczął go czesać. Sam nie ściągnął butów, a tylko bluzę, którą rzucił na pierwszy lepszy fotel. Został w samej, o dziwo przyciasnej koszulce. Nie była specjalnie o mniejszym rozmiarze. James ją ubóstwiał, odkąd tylko zobaczył ją na wystawie i dostał kilka lat wcześniej na urodziny od Rage'a. Niemniej jednak Michaelowi mogło się to wydać dziwne. Zwłaszcza, kiedy James wyciągnął ręce w górę, przeciągając się kocio. Chłopak mógł dostrzec niewielki tatuaż na jego lędźwiach w kształcie gwiazdek. Gdzie indziej też posiadał, ale tego już nie było dane zobaczyć blondynowi, bowiem James zniknął w kuchni, z której zawołał kolegę.]

Miałeś mi podać adres Rage'a. [Przypomniał wchodząc za chłopakiem do kuchni. Owszem, patrzenie na Jamesa sprawiło Michaelowi przyjemność. Było to jednak inna przyjemność niż w przypadku Jamesa i osoby Michaela. Blondasek wiedział, ze jest gejem, nie krył się z tym i otwarcie podziwiał ciało Jamesa z lekko otwartymi ustami. Nie chciał zawstydzać chłopaka lecz kiedy tylko ponownie zobaczył go w tej koszulce, przełknął głośniej ślinę, oparł się o jakąś szafkę i uśmiechnął się dość wrednawo.] Całkiem niezłe jest z Ciebie ciacho. Może gdyby nie fakt, że poznaliśmy się jako śmiertelni wrogowie, mógłbym nawet kiedy o Tobie pomyśleć zupełnie inaczej niż teraz. W całkiem innych kategoriach.

Osiedle Stromwella, czterdzieści b, mieszkania osiem. [Wyrecytował, po czym odwrócił się od lodówki, którą miał zamiar otworzyć i spojrzał na Michaela z dziwnym uśmiechem.] Wiesz, że to miłe? Chociaż jesteś chłopakiem, to serio miłe. W zasadzie dawno żadna dziewczyna mi nie powiedziała, że jestem przystojny. Dziewczyny są dziwne. [Westchnął z zastanowieniem i powrócił do lodówki, w której zaczął grzebać. Przyszły mu na myśl jego niedoszłe miłości i z każdą chwilą coraz bardziej wgłębiał się w to, że dziewczyny są naprawdę nienormalne - albo w jedną, albo w drugą stronę.] Hah! Tak się składa, że teoretycznie nie mam nic zjadliwego. Chyba, że lubisz gulasz meksykański. [Wyciągnął z lodówki garnek, by sprawdzić zawartość. Wydawało mu się co to jest, ale szczerze mówiąc nie był do tego przekonany. Postawił garnek na szafce, spojrzał na Michaela dość konspiracyjnie i otworzył pokrywkę z wahaniem.] Tak, to jednak jest gulasz meksykański.

Nie mam pojęcia, nie jadłem. Dobre? [Nie patrzył nawet na to co robił James bo właśnie kończył pisanie wiadomości do Doriana. Musiał mu tez napisać by nie czekał na niego pod szkołą bo go tam nie ma. Nie wyjaśnił jednak dlaczego, nie widział takiej potrzeby. Dopiero gdy wsunął telefon ponownie do kieszeni, zerknął na gospodarza z lekkim uśmiechem na ustach.] Tak, są dziwne ale tylko dlatego, ze wychodzą z siebie, żeby się przypodobać facetom. [Ha, wiedział nieco o dziewczynach z trochę innej perspektywy niż James bo one do niego odnosiły się często jak do przyjaciółki.] , może są ślepe. [Podszedł do garnka i zajrzał Jamesowi przez ramię by chociaż zobaczyć co tam się kryje. Niestety nie zobaczył nic, wiec bez chwili wahania, wsunął się pod ranie chłopaka i stanął między nim a blatem na którym stało naczynie.] Nie-e, chyba jednak nie lubię gulaszu meksykańskiego. [Mruknął, odwracając głowę w stronę kolegi. Jakoś nie podeszło mu to co zobaczył.]

[Nie wyglądało źle. Trochę mięsa, warzywa, a wszystko otoczone ciemnobrązowym sosem. Mimo wszystko, w dłoni Jamesa pojawiła się łyżka, która chwilę później z malutką porcją powędrowała do ust Michaela.] Spróbuj. [Poprosił, uśmiechając się słodko, a jednocześnie diabelsko, jakby to była trucizna. W zamian pogłaskał chłopaka po biodrze, bo zsunął na nie rękę, gdy blondyn się wsunął pod nią i objął go w pasie. To wszystko wydawało mu się tak naturalne, że nawet nie zauważył, że równie dobrze mogliby być parą z kilkuletnim stażem, okazującą sobie drobne, aczkolwiek istotne czułości podczas czegoś tak prozaicznego, jak przygotowywanie posiłków.]

[Michaś otworzył posłusznie usta i pozwolił się nakarmić. Nie zwrócił nawet uwagi na to, jak bardzo blisko znajdował się James i jak bardzo miło zrobiło mu się, kiedy poczuł na biodrze jego dłoń. Nie, to akurat byłoby kłamstwo. Skoro poczuł przyjemność z zaistniałej sytuacji, zwrócił na to wszystko uwagę. Nie odsunął się i nie uciekał. Nie komentował i nie negował zachowania chłopaka. Przyjął to za gest przyjaciela jakiego zyskiwał i miał zamiar cieszyć się chwilą. Połknął porcję gulaszu i oblizał usta z resztek, jakie na nich zostały.] no dobrze, stwierdzam ze jest jadalne. Ale zjem to pod jednym tylko warunkiem. [Odwrócił się w stronę gospodarza i położył mu dłoń na sercu.] Dostanę później coś na deser.

Pewnie chcesz loda, prawda? [Nie mógł się powstrzymać przed nutą ironii w głosie, ale bez jakiejś głębszej złośliwości. Nie wiedział dlaczego, ale myśl o podkuszeniu Michaela sprawiała mu wyjątkową przyjemność. Oblizał usta i odwrócił spojrzenie w stronę garnka, który przykrył.] Zdecydowanie pizza i możemy sobie jeszcze zamówić jakieś... lody. [Uśmiechnął się pod nosem, usiłując się nie roześmiać. Chociaż nachodziły go przyjemne odczucia, to jednak dziwił się gdzieś w środku, że pozwala sobie na takie myślenie i że w ogóle coś takiego wpada mu do głowy. Z resztą, jakoś niespecjalnie egzaltował swoją niechęć do chłopaków. Mogli robić co chcieli, byle nie z nim, ale teraz kiedy tak głębiej się nad tym zastanawiał, to coraz bardziej miał ochotę sprawdzić, co by było gdyby.]

[Wyciągnął dłoń w górę i pogłaskał nią policzek chłopaka. Następnie wspiął się na palce, przytrzymując się rękoma za pas chłopaka i cmoknął go w policzek by po chwili zbliżyć usta do jego ucha i wyszeptać.] Tak, bardzo chętnie zajmę swe spragnione usta jakimś lodem. [Musnął delikatnie płatek ucha chłopaka po czym wywinął się spod jego rak i czmychnął za blat kuchenny z dość szyderczym uśmiechem. Wskazał na niego palcem i zmrużył oczy, zanim się odezwał.] Prowokujesz i jesteś złośliwi. To nie jest fair ale wybaczę Ci ale jeśli zrobisz to jeszcze raz, zemszczę się i to dość okrutnie. [Nie uśmiechał się choć miał straszną na to chęć. W środku jego dusza szalała z rozbawienia, gdy wyobraził sobie jak się rozbiera i prowokacyjnie tańczy przed Jamesem, sprawdzając jego wytrzymałość a potem ucieka. Tak, to byłaby zemsta stulecia. Chyba.]

Mam większą ochotę cię prowokować, niż zamawiać pizzę, o której pewnie bym i tak zapomniał. [Stwierdził szczerze, ale nadal był w tym jakiś podtekst. Uśmiechnął się lekko i z tym uśmiechem, zadowolonego z siebie łobuza, schował z powrotem gulasz do lodówki. Wyszedł zza wysepki i machnął na Michaela dłonią.] Chodź, pokażę ci moją sypialnię, to znaczy pokój. [Po drodze do środkowych drzwi, które wcześniej chłopak mógł widzieć, wyciągnął telefon. Nadal był głodny, ale skupiając się na tym, co wyczynia z własnej woli z Michasiem, zapomniał o swoim żołądku zupełnie. Pchnął lekko kremowe drzwi, stukając numer do pizzerii. Pokój był dość duży i można było w nim znaleźć wszystko. Przez szafkę z półkami pełnymi sprayów do malowania ścian, zwykłą szafę i meblościankę na której był ustawiony sprzęt, aż po sztalugę na środku pokoju. To wszystko obstawiało lewą ścianę. Na wprost pod wielkim oknem stało biurko, a na nim porozrzucane kartki, laptop, kilka kubków po kawie i wielka, gliniana figura konia. Po lewej zaś, co chyba było podstawą sypialni, stało ogromne łóżko z zieloną pościelą w groszki. Spod łóżka wystawała dość duża głowa pluszowego aligatora i gdyby nie reszta zadbanego domu, to można by pomyśleć, że znaleźli się w jakimś składzie pamiątek.]

[Michael wszedł do pokoju i rozejrzał się. Faktycznie wyglądało to jak skład dziwnych rzeczy. Nie patrząc na Jamesa i nie zważając na to czy mu wolno to zrobić czy nie, podszedł do półki z puszkami i obejrzał je wszystkie kolejno, dotykając jednego i kolejnego pacami. Potem zbliżył się do konia, którego pogłaskał po łbie i grzywie, obchodząc go dookoła na tyle na ile się dało i muskając jego gliniane ciało opuszkami palców. Nie odzywał się, oglądał. Po wystroju pokoju można poznać człowieka i jego zainteresowania, więc patrzył uważnie na to co się tu znajdowało. Podszedł do łóżka, sprawdził jak twarde jest i pochylił się po aligatora. Wyciągnął go i przytulił z rozkosznym uśmiechem, zerkając na Jamesa.]

Dostałem na urodziny od przyjaciela, jak byłem młodszy. Kiedyś zbierałem pluszowe misie, ale moja pierwsza dziewczyna mnie wyśmiała i przestałem. [Łóżko było średnio twarde i sprężyste. Idealne do wygodnego spania i dobrego seksu, jak to kiedyś ktoś powiedział. Uśmiechnął się szeroko i podszedł właśnie do łóżka, by na nim przysiąść. Spoglądał na Michaela uważnie. Teraz wydawał mu się jeszcze bardziej uroczy z pluszakiem w rękach. W końcu zebrał się na to by zadzwonić do pizzerii. Znali go i wiedzieli co mają przywieźć. Żadnych cudów, zwykła pizza ze zwykłymi dodatkami i zimną colą w zestawie. Rzucił telefon na biurko do burdelu i legł na łóżku, zrzucając buty.] Będą za piętnaście minut, może dwadzieścia. [Poinformował blondyna, którego mierzył wzrokiem coraz bardziej zachłannie.]

[Głaskał pluszaka, tuląc go do siebie bardzo czule. Uśmiechał się. Odwrócił się do chłopaka i przyjrzał mu się z zainteresowaniem.] Wiesz, ze to było głupie? To rezygnowanie z pasji tylko dlatego ze komuś się nie spodobała. [Przysiadł na łóżku z aligatorem w dłoniach. Nie miał chęci kłaść go ponownie pod łóżkiem. Ułożył go na brzuchu Jamesa i pogłaskał po pyszczku.] Wiesz jak mu jest przykro, kiedy tak leży samotnie w kurzu i słucha jak oddychasz podczas snu? Nie chciałbyś chyba, żeby Ciebie ktoś wpakował pod łózko, prawda? [Mówił całkiem poważnie. Nie interesowało go czy chłopak go za chwilę wyśmieje czy nie. Miał osobliwe podejście do pluszaków i nienawidził gdy ktoś traktował je nieczule.]

Michael, on nie leży pod łóżkiem. Pod łóżkiem jest tylko w dzień, inaczej śpi ze mną, bo nie mam z kim sypiać. [Odparł szczerze. Chłopak zmotywował go do wyznania dość wstydliwej, jak na studenta prawdy, a prawda była taka, że pluszak dawał mu poczucie bliskości.] Lubię go, tylko on mi pozostał. Resztę oddałem do sierocińca i chyba sądzę, że tam się te pluszaki lepiej przydały niż mnie. [Uśmiechnął się zerkając na chwilę na aligatora, po czym powrócił spojrzeniem do chłopaka i uśmiechnął się jeszcze szerzej.] Poza tym byłem wtedy w fazie buntu i głupio mi było, jak moja pierwsza dziewczyna powiedziała, że nie będzie się ze mną kochać, bo misie patrzą się na jej tyłek. Wiesz, jak człowiek jest młody i głupi, to i nachodzi go desperacja. [Zawyrokował, mrugając oczami. Chciał żywego człowieka obok siebie i może dlatego nagle naszła go ochota, by dosłownie to blondyn sobie na nim tak wygodnie leżał. Aż przykrył twarz dłońmi z wrażenia, kiedy sobie to uświadomił.]

[Zabrał mu dłonie z twarzy bardzo delikatnie. Położył się obok na boku i podparł głowę na ugiętej ręce, przyglądając się Jamesowi z dziwnym błyskiem w spojrzeniu.] Nie musisz się wstydzić. Obiecuję że nikomu o tym nie powiem. Zresztą... Zdradzę Ci mały sekret. [Pochylił się by wyszeptać mu sekret w ucho, mimo tego, że nie było prócz nich nikogo w tym pomieszczeniu jak i w całym mieszkaniu.] Ja też śpię z pluszakiem, bo też śpię samotnie. [Jakoś tak wyszło, że wsunął dłoń pod aligatora i ułożył głowę na piersi Jamesa, wzdychając ciężko i przytulając się do niego z chęcią i nikłym oddaniem. Nikłym bo sam nie wiedział na ile może sobie pozwolić. Emocje go zmęczyły. Czuł, że odpływa w sen. A tego nie chciał.]

[Przeraził się, aż zamarł na kilka sekund. Ten szept i te słowa wydały mu się kuszące, że chciał sprawić, by oboje przestali się tak czuć. Przeraził się też dlatego, że miał ochotę wciągnąć na siebie Michaela, jak tego pluszaka, przytulić go, a nawet… Nie, nie. To było za wiele. Skarcił się w myślach za głupotę jakiejś dziwnej fascynacji. Nie odsunął się jednak, obierając myślenie innym torem – że to nic nie znaczyło, że to, iż serce tłukło mu się w piersi wcale nie oznaczało tego, że czuje pociąg do facetów. Polubił chłopaka i chciał go jakoś wesprzeć, bo przecież wiedział, a raczej sam był słuchaczem fascynujących przygód swoich kolegów, kiedy dręczyli dzieciaka. Odetchnął głęboko i uśmiechnął się, po czym wsunął rękę pod chłopaka i przytulił go mocno, oczywiście po przyjacielsku.] Znajdziesz sobie kogoś takiego, kto będzie z tobą spać, będzie przy tobie zawsze i nie będzie tylko przyjacielem, uwierz. Mam dobre przeczucia. [Odparł, gdy jego tętno nieco zwolniło i z wielką ochotą wplótł palce we włosy Michaela, które po chwili zaczął przeczesywać palcami, jednocześnie delikatnie muskając jego szyję.]

[Z anielskim wręcz uśmiechem spojrzał na Jamesa, układając dłonie na jego piersi, a na nich wspierając brodę. Patrzył na niego uważnie, kładąc po chwili głowę na boku.] Wiesz, czasami mam wrażenie, że to jakaś bajka. Że teraz, kiedy tu jestem, znalazłem się w innej rzeczywistości bo Ty jesteś inny. [Dokładnie tak się czuł, jak chłopczyk wrzucony do bajki w której świat jest piękny. Tyle tylko, że zdawał sobie sprawę z tego, że to nie jest prawdziwy świat i ze za chwilę wszystko może prysnąć.] Nie potrzebny mi ktoś, kto będzie ze mną sypiał, James. Nie potrzebny mi nikt na siłę i nie szukam nikogo. Jest jak jest, pogodziłem się z tym jak ludzie podchodzą do gejów. Nie mam zamiaru zmieniać świata, a jak mam znaleźć miłość, to kiedyś ją znajdę. Czyż nie? [Owszem, bardzo chciał się kiedyś zakochać. Bardzo chciał poczuć się wyjątkowym ale nie zamierzał wzdychać do każdego napotkanego faceta.] Jak to jest, James? Jak to jest wiedzieć, że się kogoś pokochało? Czułeś coś takiego do jakiejś dziewczyny?

W zasadzie... Nie. Zazwyczaj moje związki opierały się na seksie. To mi wystarczało, ale za żadną nigdy nie płakałem i za żadną nie tęsknię. Po prostu wierzę, że to się kiedyś stanie. [Wzruszyłby ramionami, ale nie chciał się ruszać. W zamian za to przymknął oczy i jeszcze bardziej intensywnie zaczął pieścić głowę Michasia. Zastanawiał się, jakby to było i czy mogło być, ale każdy związek, to była poniekąd porażka i raczej nie wspominał ich miło.] To było na zasadzie, że one mnie podobno kochały, a ja je lubiłem... W łóżku. Chociaż może nawet nie. [Powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem i wolną dłonią poprawił poduszkę pod głową. Dawno z nikim o tym nie rozmawiał i nie zastanawiał się nad tym co było. Nikt nawet nie pytał o jego życie uczuciowe, którego praktycznie nie było.] To miło wiedzieć, że jesteś dla kogoś pociągający, a ja nie jestem homofobem mimo wszystko i to, że podobam się tobie też jest miłe.

Nie mówiłem, że mi się podobasz by sprawić Ci przyjemność. Uwierz, że jeśli coś mówię to mówię szczerze. [Otworzył już usta by dodać coś jeszcze, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Zerwał się więc z łóżka, jak poparzony i nerwowo poprawił ubranie.] Pizza, to chyba pizza, prawda? Mam nadzieję... [Wyraźnie dotarło do niego nagle gdzie i z kim się znajduje i w jak nietypowej był sytuacji. Poczerwieniała twarz świadczyła o wstydzie, jaki poczuł na samo wspomnienie, iż zamiast pizzy mógł to być dyrektor uczelni, albo ktoś inny, kto wcale nie musi pochwalać znajomości Jamesa z Michaelem. Nie poszedł otworzyć drzwi. To nie było jego mieszkanie i nie wypadało by tak się zachował, ale wyszedł pospiesznie z pokoju chłopaka i usiadł grzecznie na kanapie w salonie.]

7 komentarzy:

  1. Pisałam komentarz i coś nacisnęłam, i muszę to robić jeszcze raz. :(
    Masz fantastyczne opowiadanie. Wspaniale opisujesz emocje bohaterów. Uczucia, jakie są w nich, obdarzają innych lub emanują z poszczególnych postaci. Z początku denerwował mnie zapis dialogów. Po raz pierwszy z czymś takim się spotykam. Nie robisz tego, jak inni lub jak są w książkach. Ale przyzwyczaiłam się do tego i już mi się wszystko czyta bez problemów. :D
    Seks Rage’a i Doriana był oszałamiający. Normalnie ach i och. Czułam wszystko to co oni i nie żartuję, jak powiem, że każdą cząstką ciała. Ciarki przyjemności mnie przechodziły w czasie tej sceny. Mrauuu. Cudnie. :D
    Po przeczytaniu tego ostatniego rozdziału mam wielką ochotę na zbliżenie Michasia i Jamesa. Oni faktycznie tak naturalnie się do siebie zbliżają. I ta scena w kuchni, wyglądała jakby oni byli razem od dawna i w dodatku byli małżeństwem. :D Bardzo mnie ciekawi jak to będzie pomiędzy nimi. Nie tylko w łóżku, ale i w codziennych relacjach.
    Ciekawi mnie też na co chory jest Rage. I jak potoczą się jego dalsze relacje z Dorianem. Jak wyjdzie to przedstawienie teatralne itd.
    I fajnie, że Michaś nie jest tylko tłem i będzie miał swoje pięć minut.
    Pisz dalej, bo ja chcę to czytać i przeżywać razem z nimi wszystko to co się dzieje.
    Życzę Ci dużo weny. :D

    Jak nie masz nic przeciw to dodaję Cię do linków u siebie. Może znajdzie się więcej czytelników. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne ^^ też Cię dodałam. Dzięki za komentarz, jest naprawdę budujący :D

      Usuń
  2. Te emocje. Ech... zabijasz mnie ale w dobrym tego słowa znaczeniu:) Uwielbiam to opowiadanie. Można czuć to tak jakby się się tam było. I ta para jest jeszcze lepsza od tamtej, tu jest wolniej i nie śpią ze sobą tak szybko:) Ale tamci też są świetni. No i super że dodajesz rozdziały tak szybko:) Weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Było zabawnie. Ucieczka przez okno, skradanie po parkingu, chowanie się w samochodzie i chichotanie Michaela bardzo mi się podobało. Zachowywali się jak rasowi przestępcy. Potem atmosfera coraz bardziej się zagęszczała. Michael podziwiający ciało Jamesa, robienie loda tfu, lodów w planie, scena w kuchni, głaskanie pluszaka i TADAM!PIZZA! Co oni w tych usługach tacy szybcy się zrobili?

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu rozdział tymczasowo niedostępny? buuu nie moge doczytać:(
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział tymczasowo niedostępny tak jak pierwszy...a najbardziej dziwi mnie to, że zamiast pisać rozdział II jak nacisnęłam na' spisie treści to wyskoczyło mi tutaj : "rozdział V niedostępny"

    OdpowiedzUsuń