To już pięćdziesiąty rozdział! Mam nadzieję, że okazji tak okrągłej, ładnej, ponętnej sumy pokusicie się o komentarze, bo ostatnio jest ich niewiele. Chcemy znać Waszą opinię, ponieważ rozdział jest nietypowy. Dlaczego? Zapraszamy do czytania i komentowania.
Enjoy ^^
Wieczór spędzony z
Jamesem był bardzo miły. Michaś pozwolił chłopakowi poczuć się wyjątkowo.
Pozwolił mu na rozkoszny krzyk spełnienia, po którym nastąpiły kojące nerwy i
serca chwile czułości. Długo leżeli w milczeniu i patrzyli na siebie z
widocznym uwielbieniem. Długo rozmawiali o pierdołach, o rzeczach które tak
naprawdę nie miały większego znaczenia, ale stanowiły o tym jakimi są ludźmi.
Michaś opowiadał o swoim zamiłowaniu do tańca. Mówił o tym, jak zawsze czuł ze
muzyka stanowi sens jego istnienia. Mówił o swoim dzieciństwie wśród dorosłych.
O tym jak rodzice zawsze się nad nim wytrząsali, ale pojawił się Dorian i był
tam gdzie Michael, a to spowodowało, że rodzice zaczęli patrzeć na niego
inaczej i zaufali. Zyskał swobodę, która się nazywała Dorian. Misiek opowiedział
Jamesowi o kilku ich wspólnych wypadach nad jeziora. Wspomniał o wyjściach na
miasto, o dyskotekach, o wspólnych nocach, które mijały na oglądaniu filmów,
albo gadaniu do świtu. Pozwolił, by James zrozumiał, że Dorian jest w życiu
chłopaka kimś, do kogo zawsze może zadzwonić lub przyjść i kto, nie mówiąc ani
słowa, potrafi powiedzieć wszystko. Tak, pokazał w opowieściach, jak wiele dla
niego znaczy przyjaciel, ale i uświadomił fotografowi, że to przyjaciel. Nie
chłopak, nie kochanek, nie niespełniona miłość tylko przyjaciel. Chciał, aby
James zrozumiał obecność Doriana w życiu tancerza i nigdy nie miał wątpliwości
co do tego, że chłopak nie stanie pomiędzy nimi. A to, że Michaś nie wiedział o
treści rozmowy Jamesa z Dorianem, to już zupełnie inna sprawa.