czwartek, 15 listopada 2012

Rozdział L

To już pięćdziesiąty rozdział! Mam nadzieję, że okazji tak okrągłej, ładnej, ponętnej sumy pokusicie się o komentarze, bo ostatnio jest ich niewiele. Chcemy znać Waszą opinię, ponieważ rozdział jest nietypowy. Dlaczego? Zapraszamy do czytania i komentowania.
Enjoy ^^

Wieczór spędzony z Jamesem był bardzo miły. Michaś pozwolił chłopakowi poczuć się wyjątkowo. Pozwolił mu na rozkoszny krzyk spełnienia, po którym nastąpiły kojące nerwy i serca chwile czułości. Długo leżeli w milczeniu i patrzyli na siebie z widocznym uwielbieniem. Długo rozmawiali o pierdołach, o rzeczach które tak naprawdę nie miały większego znaczenia, ale stanowiły o tym jakimi są ludźmi. Michaś opowiadał o swoim zamiłowaniu do tańca. Mówił o tym, jak zawsze czuł ze muzyka stanowi sens jego istnienia. Mówił o swoim dzieciństwie wśród dorosłych. O tym jak rodzice zawsze się nad nim wytrząsali, ale pojawił się Dorian i był tam gdzie Michael, a to spowodowało, że rodzice zaczęli patrzeć na niego inaczej i zaufali. Zyskał swobodę, która się nazywała Dorian. Misiek opowiedział Jamesowi o kilku ich wspólnych wypadach nad jeziora. Wspomniał o wyjściach na miasto, o dyskotekach, o wspólnych nocach, które mijały na oglądaniu filmów, albo gadaniu do świtu. Pozwolił, by James zrozumiał, że Dorian jest w życiu chłopaka kimś, do kogo zawsze może zadzwonić lub przyjść i kto, nie mówiąc ani słowa, potrafi powiedzieć wszystko. Tak, pokazał w opowieściach, jak wiele dla niego znaczy przyjaciel, ale i uświadomił fotografowi, że to przyjaciel. Nie chłopak, nie kochanek, nie niespełniona miłość tylko przyjaciel. Chciał, aby James zrozumiał obecność Doriana w życiu tancerza i nigdy nie miał wątpliwości co do tego, że chłopak nie stanie pomiędzy nimi. A to, że Michaś nie wiedział o treści rozmowy Jamesa z Dorianem, to już zupełnie inna sprawa.

W każdym razie po długim paplaniu i wymienianiu się wspomnieniami, uśmiechami i chwilami mniej lub bardziej smutnymi, nadeszła pora rozstania. Tancerz musiał wrócić do domu. Wiedział, że rodzice maja granice wytrzymałości i skoro powiedział, że będzie w niedziele wieczorem to musi tego dopilnować. W poniedziałek miał szkole. Musiał się wyspać, przygotować do zajęć, przebrać w świeże ciuchy. Ciężko mu było rozstawać się z fotografem, ale życie nie jest jedynie pasmem przyjemności, niestety.
James dziwnie czuł się niedzielnego wieczoru bez Michaela. Zrobił z domu suszarnię, ale w końcu skończył pranie całkowicie. Nie potrafił się odnaleźć w pustym mieszkaniu, więc chwytał się czego popadnie i dość wcześnie poszedł spać, by dotrwać do następnego dnia, bez zadręczania się dobijającą samotnością. Bardzo chętnie przenocowałby swojego chłopaka, a nawet pozwolił mu ze sobą zamieszkać. Ojciec nie wrócił na noc, ale James dostał wiadomość, że zostaje w klubie, by dokończyć wszystkie formalności związane z przejęciem interesu przez starszego z braci Collinsów.
I co z tego, że mama zrobiła wspaniałą kolację, a tato opowiadał o pracy do późna, skoro Michael i tak nie potrafił spokojnie zasnąć? Leżał do późna i wpatrywał się w sufit. Było mu zimno. Miał pierzynę, miał poduszki i miał swojego pluszaka, ale... Nie miał Jamesa. Nie miał jego ciepła, czułych słów, spokojnego oddechu. Aż nie mogli uwierzyć, że tak szybko przyzwyczaił się do snu tuż obok fotografa.
Rano Michael wyszykował się do szkoły i poczekał pod domem na Doriana, który przysłał mu smsa z wiadomością, że pod niego podjedzie. Był zadowolony z takiego obrotu spraw choć, kiedy zobaczył w samochodzie Rage'a, przywitał ich zagryzieniem zębów na dolnej wardze. Przypomniał mu się film jaki oglądał z panami i jego policzki zapłonęły purpurą.
— Cześć, chłopaki. — Starał się mówić, jak najzwyczajniej i najspokojniej. Pomachał Dorianowi przed nosem, stukając palcami o szybę samochodu i wsiadł do środka. Zajął miejsce na tylnej kanapie. Przez chwilę walczył o uspokojenie oddechu i szalejącego ze strachu serca. Wydawało mu się, że Rage za chwilę go zamorduje, bo na jego czole świeci się napis 'Prawie kochałem się z Jamesem i było cudownie'. Czuł się niemiłosiernie malutki pod czujnym spojrzeniem Rage'a i widocznie rozbawionym Doriana. — Jak minął wam weekend? Dobrze się bawiliście? — jęknął, kiedy wypowiedział te słowa. Skulił się w sobie i pochylił głowę, by panowie nie widzieli jego zakłopotania. No przecież sznurówka mu się rozwiązała!
— Na pewno nie gorzej niż wam. — Rage mimo zapiętych pasów odwrócił się w stronę Michaela ze złośliwym uśmiechem. Czuł się dobrze, a choroba umknęła przed zbawiennym działaniem lekarstw, jakimi poił go i faszerował Dorian. Nawet nastrój miał nieziemski, ale to dlatego, że jego emocjonalna strona została poprzedniego wieczoru bardzo dobrze zaspokojona. Spojrzał na tancerza i przyjrzał mu się uważnie. — Jestem pełen podziwu, naprawdę. James nawet mnie rzadko zaprasza na noc — dodał i ułożył głowę na dłoniach, które trzymał na oparciu. Nie wspomniał o tym, że między Jamesem i Michaelem iskrzyło, bowiem nie było mu to do niczego potrzebne. Odzywał się w nim okropny, mały egoista, który podpowiadał, że teraz będzie miał Doriana tylko dla siebie. Zaś po drugiej stronie głowy i do drugiego ucha, hipokryzja szeptała mu coś o olewaniu przyjaciół, ponieważ nie był zazdrosny ani odrobinę o fotografa i o to, że nie będzie z nim spędzać tyle czasu, co zawsze.
— No bo... Em... — Michael popatrzył z błaganiem w odbite w lusterku spojrzenie Doriana. Ta łajza się jawnie śmiała! Zamiast pomagać przyjacielowi Dorian mało nie parsknął głośnym śmiechem, kiedy usłyszał odpowiedz swojego faceta. — Zagadaliśmy się nieco i zrobiło się późno, a nie chciałem przeszkadzać wam i dzwonić po Doriana... I nie miałem pieniędzy na taksówkę... — Boże, Michael się tłumaczył! On się plątał w zeznaniach, jak przedszkolak, który ukradł ze stołówki ciastko przeznaczone na podwieczorek. Z ciężkim westchnieniem schował czerwoną twarz w dłoniach i potrzasnął głową. Dorian nie wytrzymał. Parsknął takim szczerym, radosnym śmiechem, że aż mu po policzkach poleciały pojedyncze łzy. Poklepał Rage’a po udzie.
— Daj mu spokój. Widzisz przecież, że byli jak święte aniołeczki. Michaś nie potrafi kłamać. Nie zmuszaj go do tego, bo się za chwilę spali, a to nie będzie dobre dla samochodu.
— Już nic nie mówię, ale nie zabronisz mi sobie chyba powyobrażać ich sobie, prawda? — Rage zamrugał niewinnie oczami w stronę Doriana i odwrócił się frontem do szyby. W jego słowach zabrzmiała czysta złośliwość, ale nie mająca na celu bardzo ugodzić Michaela. Może jedynie Rage miał się ochotę z nim jeszcze podroczyć i wykorzystywał każdą najmniejszą sposobność do tego.
— Wiesz, co ci powiem? Tak bardzo poważnie… Wyobrażałem sobie kiedyś, że James mógłby być gejem. Może nie jawnie i dosadnie, ale jednak. Dziwi mnie tylko fakt, jak ta sama osoba może różnie działać na innych. Bez urazy Michasiu… — Ostatnie zdanie pisarz mruknął, popatrując kątem oka za siebie. Nie mógł ukryć, że czy tak, czy inaczej tancerz działał mu na nerwy. Tego dnia odrobinę mniej, bowiem był zajęty płoszeniem się, zamiast szczegółowym opowiadaniem tego, co mu się przytrafiło. — Zakładam też, że poznałeś Chace’a… Chciałbym się z nim zobaczyć… — dodał bardziej do siebie i uśmiechnął się pod nosem. Tęsknił za bratem Jamesa tak, jakby tęsknił za Jamesem, gdyby ten wyjeżdżał często i pojawiał się tylko raz na jakiś czas.
Michaś nie odezwał się, aż do chwili, kiedy padło pytanie o starszego Collinsa. Co prawda pasy na policzkach wcale nie zmalały, kiedy przypomniał sobie w jakiej sytuacji zostali przyłapani przez Chace'a, ale na ustach tancerza pojawił się radosny uśmiech.
— Tak, tak, poznałem go. Jest bardzo miły. Zrobił nam obiad i dostałem taką prześliczna koszulkę z kangurkiem i powiedział, że cieszy się, że mnie poznał. No i zostawił nam całą górę prania zanim wyszedł. Powiedział, że będzie mieszkał przez jakiś czas w klubie żebym się nie czuł... No... Powiedział, że szuka mieszkania. — Michasiowi najwyraźniej włączyło się paplanie, kiedy Rage tak gorliwie zapewnił Doriana o braku złośliwości względem niego. — A i Dorian, mam coś dla ciebie, ale to wiesz, może wieczorem albo coś. Bo to jest taki jeden film, który chce ci pokazać i... Zresztą, poczeka.
Dorian zerkał co chwilę w lusterko. Dawno nie widział chłopaka w takim radosnym nastroju. Podobało mu się, że Michaś tryska nie tylko swą zwyczajowa energią, ale i wyraźnym szczęściem. Kiedy zatrzymali się na światłach sięgnął ręką w tył i potargał młodemu włosy.
— Cieszę się, młody. Miałeś udany weekend. My też nie możemy powiedzieć, żeby nam coś nie wyszło, prawda? — Malarz przyciągnął głowę Rage'a do siebie, kładąc mu dłoń na karku i wpił się w jego usta zachłannie, póki miał jeszcze czas przed zmiana świateł.
Sam Rage pominął fakt, że jego irytacja wzrastała niebezpiecznie, kiedy Michaś się rozgadał. Nim jednak cokolwiek powiedział, jego usta zostały zamknięte w pocałunku, a gardło wydało z siebie ciche jęknięcie.
— Tak, mieliśmy wspaniały weekend — mruknął rozmarzony i oblizał usta, po czym osunął się w fotelu, czerwieniąc się na samo wspomnienie. Stanowczość Doriana zawsze wywoływała w nim ochotę na coś jeszcze bardziej przyjemnego, ale musiał to zdusić w sobie nim dojechali do szkoły. Nie mógł przecież chodzić na zajęcia rozbudzony i myślący tylko o jednym. Przemilczał dalszą drogę, zatapiając się we własnych myślach, a kiedy dojechali, szybko wyszedł z auta, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Przeciągnął się jeszcze nim całą trójką ruszyli na zajęcia. Z tego co zdążył się dowiedzieć, kończył godzinę po malarzu. Ostatnią lekcją, jaką miał była literatura, lecz gdy tylko wspomniał, jak miło będzie popatrzeć na profesora, stwierdził, że to już nie będzie aż takie przyjemne, jak kiedyś. Teraz miał Doriana i to Dorian zajmował większą część jego myśli i fantazji.
— Kończę dzisiaj tak jak ty. — Michaś zatrzymał się tuż przed wejściem do szkoły i pociągnął Doriana za rękaw, by ten również się zatrzymał i poświecił mu jedna chwileczkę. — Ale chyba nie będziesz miał nic przeciw, jak wrócę do domu sam? Przejdę się i... — Spojrzał na Rage'a i posłał mu całkiem przyjazny uśmiech. — No nie wiem co macie w planach na wieczór. Jeśli znalazłbyś chwilę, to wpadłbym do ciebie około siedemnastej, co? Tak dosłownie na godzinę. No bo chyba nie umówiliście się aż tak wcześnie, hm? Chce tylko chwilę pogadać i później ci go oddam, obiecuje! — Ostatnie zdanie nie było już skierowane do Doriana lecz do Rage’a, do którego Michael robił teraz piękne, czułe, kocie oczka, byleby tylko ten nie był zły na wcinanie się na chwilę w życie przyjaciela. — I daje słowo! Oddam w nienaruszonym stanie!
Rage objął młodszego chłopaka ramieniem. Normalnie by tego nie zrobił, ale tancerzowi należała się chwila otuchy przed bardzo gorzką prawdą. Niemalże go do siebie przytulił.
— Możesz przychodzić, kiedy chcesz i na ile chcesz. Nie zrobi mi to różnicy, bo… Wprowadziłem się do twojego najlepszego przyjaciela i czy chcesz, czy nie, będziesz mnie musiał oglądać — powiedział łagodnie, bardzo powoli i cicho. Bez jakiejkolwiek złośliwości. — Zaraz zaczynam zajęcia, więc ugadajcie się, a ja pędzę do klasy. — Uśmiechnął się do obu panów, po czym rozejrzał dookoła, a kiedy stwierdził, że nie ma na horyzoncie nigdzie jego brata, cmoknął Doriana w policzek. Ruszył na zajęcia w bardzo dobrym nastroju. Może nawet jego nastrój był lepszy niż z samego rana, kiedy obudził się i zobaczył przy sobie malarza.
Michael patrzył przez chwilę ma Rage'a z widocznym zaskoczeniem. Jak wprowadził? Gdzie wprowadził? Po wspaniałych dniach spędzonych z Jamesem wiadomości docierały do głowy Michasia ze sporymi oporami. Kiedy Rage zniknął w szkole tancerz spojrzał na Doriana z lekkim uśmiechem.
— On serio? Mieszkacie razem? — Nie, nie był zły. Nie miał ku temu powodów. Był zdziwiony i zaskoczony, ale nie zły.
— Owszem Miśku. Rzucił dla mnie pracę, więc... — Dorian objął młodego ramieniem i poprowadził do szkoły. Zaraz wszyscy zaczynali zajęcia. — Kończymy godzinę wcześniej od Rage'a. Poczekam na ciebie. Nie chce słyszeć żadnych protestów. Poczekam, pójdziemy na kawę, pogadamy. Chce znać wszystkie pikantne szczegóły z tego niespodziewanego weekendu w gniazdku Collinsów. Szalejesz słodziaku. — Malarz przyciągał tancerza do siebie tak mocno, że aż na chwilę uniósł go tuż nad podłoga. Cieszył się. Zaufał Jamesowi i widział, że dzięki niemu Michael kwitnie. Chyba nikt na świecie, przynajmniej zdaniem Doriana, nie zasługiwał na szczęście bardziej.
— Oj nie przesadzaj — jęknął Michaś czerwieniejąc ponownie. To, że rozmawiał z przyjacielem wcale nie umniejszyło zmieszania jakie czuł na samo wspomnienie uniesień w objęciach Jamesa. Wywinął się sprytnie z objęcia malarza. — Ok, to widzimy się po zajęciach!
I tyle go Dorian widział. On również za moment zaczynał pierwsze wykłady. Stał jednak jeszcze przez chwilę i z czułym uśmiechem patrzył za Michasiem.

~*~

W poniedziałek James wstał wcześnie rano, ale nie pojechał do szkoły, choć to by dało możliwość, by spotkał się z Michasiem na szkolnych korytarzach. Zamiast tego wyszedł około południa z domu i zajechał do kwiaciarni, gdzie kupił małą, czerwoną różyczkę. Nie omieszkał powiedzieć sprzedawczyni, że to dla jego chłopaka. Jej maślane oczy wcale nie pocieszyły fotografa. Podjechał pod szkołę i zaparkował samochód centralnie naprzeciwko wejścia. Postanowił poczekać na tancerza i trzymał kciuki, by nie kończył zajęć późno, bowiem kwiatek nie dożyłby do tego czasu. Ten niewielki prezent sprawił jemu samemu ogromną przyjemność, bo wiedział, jaki jego chłopak będzie tym zachwycony.
Zajęcia minęły spokojnie. Trochę nudno jak zawsze, kiedy dzień upływał na samych wykładach, ale do zniesienia. Tuż po ostatnim dzwonku Dorian wyszedł na parking dość szybkim krokiem, wrzucił plecak na tylne siedzenie auta i oparł się o karoserie, rozglądając w poszukiwaniu zarówno Michasia, jak i szukających guza chłopców ze zgromadzenia homofobicznego. Nie widział ich nigdzie. Pożegnał czarnowłosą dziewczynę, która o mało nie wyskoczyła ze skóry, kiedy uraczył ją uśmiechem. I wtedy zobaczył Jamesa. Już miał się odetchnąć od karoserii i ruszyć w jego stronę gdy dojrzał w jego ręce... Różę? Czy on trzymał w dłoni różę? Doriana zatrzymało w połowie gestu. Zmarszczył brwi i opadł ponownie całym ciężarem na samochód. Róża?! Po zaledwie kilku chwilach ze szkoły wyszedł Michaś. Stanął w otwartych drzwiach i rozglądał się po niemal pustym już parkingu.
Fotograf na całe szczęście nie czekał długo pod szkołą. Róża wyglądała więc na świeżą, co bardzo mu się podobało. Czuł się nieco, jak sęp polujący na swoją ofiarę, a w przeciągu godziny oczekiwania zdążył porozmawiać z większą ilością osób, niż gdyby poszedł na zajęcia do szkoły. Nie musiał, dlatego sobie odpuścił. Już z daleka zobaczył Michaela. Nawet gdyby go nie poznał, to i tak serce dawało znać, że jest to ktoś bardzo podobny. Zagwizdał dość głośno i ruszył w kierunku wejścia do szkoły, czyli w kierunku młodego, różę chowając za plecami. Szedł powoli, dając tancerzowi czas do namysłu i raczył go przy tym szerokim uśmiechem, który posłał też w międzyczasie do Doriana. Zauważył malarza, jak ten wychodził ze szkoły, ale pozwolił mu na chwilę domysłów i gdybań. Przecież James wcale nie musiał czekać na Michaela. Mógł równie dobrze wypatrywać którejś z dziewczyn. Stało się jasne, że fotograf czeka na młodego w chwili, kiedy tancerz ukazał się w drzwiach szkoły, a on dziarskim krokiem właśnie do niego się kierował.
Michael dojrzał Doriana i pomachał do niego, skacząc ze schodków. Dokładnie w chwili, gdy jego stopy dotknęły betonu, usłyszał gwizd. Jego serce zamarło w przestrachu. Chłopak wstrzymał oddech i z narastającą paniką rozejrzał się w poszukiwaniu źródła gwizdu. Był niemal pewien, że to jeden z jego prześladowców. Wystarczył się tak bardzo, że nawet nie zauważył, jak Dorian do niego macha.
Dorian nie widział powodów do obaw, bowiem znał sprawcę hałasu. Obserwował go z zaciekawieniem już od jakiegoś czasu przecież. Znał jednak młodego na tyle długo i na tyle dobrze, że zauważył jego panikę. Otworzył usta by go zawołać, lecz wtedy usłyszał:
— Jaaames! — Michael aż podskoczył z radości kiedy zobaczył kto dokładnie gwiżdże. Strach zniknął zastąpiony przez niebotyczna radość. Zapomniał o Dorianie. Zapomniał o tym ze gdzieś za samochodem może faktycznie stać jeden z członków rzeczonej bandy. Zapomniał, że właśnie widzi przed sobą syna dyrektora szkoły. Zapomniał! Widział tylko swojego chłopaka Jamesa, który przyszedł po niego pod szkołę, robiąc mu w ten sposób ogromną niespodziankę. Ruszył biegiem w jego stronę, uśmiechając się jak wariat, co skutecznie zamknęło usta Doriana i powstrzymało go od ruszenia w ich stronę. Michaś znalazł się tuż przed fotografem w mgnieniu oka i zarzucając mu ręce na szyje, wtulił się w niego tracąc kontakt z podłożem.
— Też się cieszę… — James wydał z siebie zduszone tchnienie i przytulił Michaela do siebie, uważając, by nie stała się krzywda kwiatuszkowi. Po chwili ściskania, odstawił go na ziemię i pogładził kciukiem po policzku. Nie myślał o tym, że ktoś prócz Doriana może ich widzieć. Wspominał przecież tancerzowi, że ma w nosie co pomyślą inni. Przesunął dłoń z policzka na kark chłopaka i nachylił się, by pocałować go w sam środek ust, niebywale czule i długo. Mógłby tak trwać wieczność i całować swojego chłopaka do utraty tchu, ale oderwał się od niego po długiej chwili i uśmiechnął.
— Stęskniłem się, wiesz? — wyszeptał wprost do michasiowego ucha i cmoknął go jeszcze przelotnie w policzek nim się odsunął i zaprezentował mu drobny prezent. — Pasuje kolorystycznie do twoich policzków — mruknął nieco złośliwie, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Przyglądał się uważnie uroczemu rumieńcowi na twarzy tancerza, aż przygryzł wargę, gdy wspomniał chwile, w których najczęściej Michaś właśnie tak się czerwienił.
Młody odwzajemnił pocałunek z całym oddaniem i tęsknota, która w nim buzowała od rana. Wtulił się w chłopaka najmocniej, jak potrafił. Objął go w pasie i klął na wszystko co się dało, że James jest ubrany i że ciuchy nie pozwalają na dotyk tego cudownego ciała.
— Ja też. Tak bardzo, że aż nie wierze, że tak potrafię — odpowiedział na wyznanie z rozbrajającą szczerością. Zamruczał z zadowolenia, kiedy usta chłopaka ponownie musnęły jego ciało. Zapomniał o tym, że Dorian jest świadkiem ich czułego spotkania. A nawet gdyby pamiętał to i tak w ogóle go to nie obchodziło. Zmarszczył brwi na kąśliwość Jamesa z zamiarem zaprotestowania, ale jego policzki, jak na rozkaz, zmieniły wówczas barwę na niemal identyczną, co róża, którą właśnie trzymał w palcach. — Dziękuje. Jest najpiękniejsza na świecie. — Wspiął się na palce i bardzo stanowczo wpił się w usta fotografa.
— Michaś… — Fotograf jęknął w jego usta wymownie i złożył kilka mniejszych pocałunków na zakończenie tej romantycznej sceny. Chciał zabrać swojego chłopaka do siebie i wycałować nie tylko jego usta, ale miał w sobie odrobinę przyzwoitości, by nie robić tego publicznie. Objął go ramieniem i poprowadził w stronę malarza z dumnie uniesioną głową.
— Cześć. — Przywitał się z Dorianem, wyciągając ku niemu swą ciepłą dłoń. Nie tylko tancerz wyglądał na rozpromienionego. James zdawał się być równie zrelaksowany, mając przy sobie swojego chłopaka znów. Zielone spojrzenie spoczęło na chwilę na Michasiu, po czym fotograf zlustrował też jego przyjaciela z delikatnym uśmiechem. — Mam nadzieję, że Rage jest w równie dobrym nastroju? — spytał Doriana, sądząc, że Rage właśnie z nim spędził weekend. On przecież tak, jak Michael nie wiedział, że przyjaciel wyprowadził się ze swojego mieszkania i przeniósł do malarza. Ojciec nie wspomniał o tym ani słowem, chociaż miał do tego kilka sprzyjających okazji.
— Kiedy widziałem go jakiś czas temu to był, nawet bardzo. — Dorian uścisnął wyciągniętą w jego kierunku dłoń. Spojrzał z radością na Michasia, który wtulał się w bok Jamesa i chował nos w róży. — Za chwile wyssiesz z niej cały aromat ty mały smoku. — Wyciągnął rękę w stronę przyjaciela i potargał mu delikatnie czuprynę, ale kiedy się odezwał jego słowa były skierowane do Jamesa i to na niego Dorek patrzył.
— Widzę, że zasłużyłeś na zaufanie. Mam nadzieje, że na dłużej. — Nie potrafił nie okazać takiej formy troski o młodego. Zbyt długo starał się, aby nikt nie skrzywdził mu przyjaciela. — Rage mieszka teraz u mnie — rzucił informację, jakby oświadczał Jamesowi, że ładna jest dzisiaj pogoda. Michaś spojrzał na fotografa i uśmiechnął się. On już miał czas na to by się do tego stanu przyzwyczaić. — Więc, jeśli będziesz potrzebował czegoś, to zapraszam. Zresztą... — Malarz wskazał dłonią na Michaela. — Młody chciał się dzisiaj ze mną zobaczyć. Podobno ma coś dla mnie. Może wpadniecie razem. Zjemy coś, napijemy się, pogadamy. Co wy na to?
— Ma coś dla ciebie? — James spojrzał uważnie na Michaela i zmrużył oczy. Myśl o tym, co by mógł mu dać tancerz, uderzyła go niczym młot pneumatyczny w tył głowy. Przycisnął do siebie mocniej chłopaka, odrobinę ostrzegawczo. Ta myśl była chyba ważniejsza od tego, że Rage się przeprowadził. — Jasne, możemy coś zjeść i wypić, ale nie sądzisz, że wypada poczekać na Rage’a? Już dość późno i zleciał spory kawałek trwających teraz zajęć. Koniecznie musicie mi opowiedzieć, jakim cudem Rage zgodził się z kimś zamieszkać, bo to jest dla mnie niepojęte…
Nie znał chyba tak dobrze swojego przyjaciela, jak mu się wydawało, ale tak w głębi duszy i serca nie był bardzo zdziwiony. Mógł równie dobrze nagadać Dorianowi o tym, że ma dobrze traktować pisarza i nie zrobić mu krzywdy, ale to już sobie wyjaśnili wcześniej. Pozostało mu to więc przyjąć w spokoju i cieszyć się szczęściem Rage’a.
— Nie, nieważne już. W sumie... To nic takiego. Taki jeden... Teledysk. — Michaś już jakiś czas temu zastanawiał się jak wybrnąć z sytuacji. Nie wiedział o mieszkaniu chłopaków razem, kiedy zakomunikował Dorianowi, że coś dla niego ma. Teraz sytuacja była zupełnie inna i nie był już taki chętny do pokazywania przyjacielowi filmu. Jego czerwone policzki zamieniły się w ogniste tarcze, ale skrył je sprytnie w torsie Jamesa, tuląc się do niego.
— Oczywiście, że poczekamy. Skoro zgadzacie się jechać do nas, to myślę, że to najlepsze rozwiązanie. [Dorian przez chwile wpatrywał się w przyjaciela ze zmarszczonym czołem. Znał go. Wiedział, że kręci, ale uznał, że to dlatego, że chce ten film obejrzeć z nim sam na sam. — Michaś, nie musisz podjechać najpierw do domu? — zapytał, bo znał doskonale rodziców młodego.
— Nie, nie. Mają dzisiaj nocne zmiany, więc spokojnie. Ale wiesz co? Może my się z Jamesem przejdziemy? Weźmiesz tylko mój plecak. Zanim Rage skończy zajęcia to my zajdziemy do sklepu po jakieś picie czy ciastka. Co James? — Misiek miał wybitna chęć na spacer ze swoim chłopakiem. Nie uśmiechało mu się stanie na parkingu i czekanie na Rage'a. Niech mu Dorian sam oznajmi, że będą mieli gości.
— A może mu po prostu powiemy? I tak Rage nie powinien tego widzieć. — James wyrwał się z zamyślenia, kiedy Michael z Dorianem skończyli konwersować i westchnął głęboko. Chciał być przy tym, jak malarz zobaczy filmik, ale obiecał też ojcu, że pisarz się o nim nie dowie. Zerknął na swojego chłopaka pytająco. To była ich wspólna tajemnica, a w zasadzie filmik był przeznaczony tylko dla Jamesa i powinien był go zobaczyć sam, o ile wszedłby na pocztę nim filmik trafiłby w głębsze warstwy internetu. Po chwili przeniósł wzrok na Doriana i zacisnął usta w wąską linię na moment. — To nie ode mnie zależy, dobrze wiesz, że chciałem to cholerstwo usunąć i nikomu nie pokazywać. Obeszło by się bez echa, bo reszta już dawno została usunięta — dodał jeszcze, ale nadal cierpliwie czekał, aż Michaś dojdzie do siebie, ochłonie i na coś się zdecyduje.
— No, ale... — Michaś wziął głęboki oddech i popatrzył kilka razy to na Doriana to na Jamesa. On miał podjąć decyzje? On? W głowie miał milion opcji. Milion reakcji Doriana, a każda inna od kolejnej. — Dorian, bo jakiś idiota nagrał ciebie i Rage’a przed klubem.
Dorian skrzyżował ręce na wysokości swojej klatki piersiowej i wpatrzył się wyczekująco w przyjaciela. Już po chwili na jego ustach ukazał się uśmiech, który poszerzał się coraz bardziej. Oczy malarza zaczynały błyszczeć. Milczał. Tak jakieś pięć, albo dziesięć sekund, podczas których Michael dostawał zawału z udarem i paraliżem razem wziętymi. Potem Dorian parsknął tak głośnym śmiechem, że mogła go słyszeć cała szkoła.
— Chcecie mi... Powiedzieć... Że ktoś... Nagrał mnie.... Jak.... — Nie potrafił dopowiedzieć zdania do końca. Po jego policzkach pociekły łzy rozbawienia. Zwłaszcza, że Michael stał, jak osłupiały i wpatrywał się w niego z jawnym niedowierzaniem. Młody nie miał po prostu w swoim zbiorze wymyślonych reakcji Dorka, tak szaleńczego śmiechu.
— Tak, ktoś nagrał ciebie i Rage’a, jak… Sam wiesz, co. — James uśmiechnął się lekko, patrząc na Doriana, jakby spadł z księżyca. To, jak malarz zareagował wcale go nie pocieszyło. Zgrywanie bohatera go nie pocieszyło, bo on sam doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji tego nagranego materiału. Nie odezwał się już ani słowem i nie próbował nawet zacząć tyrady na temat nieodpowiedzialności. Głaskał dłonią, przewieszonej przez ramiona ręki, policzek Michasia uspokajająco i czekał, aż Dorian przestanie się dusić ze śmiechu. Nie bawiłoby go tak zapewne, gdyby wiedział, jak Rage mógłby na to zareagować.
— Ok, już mi lepiej — stwierdził Dorian machając dłonią przed zaczerwieniona twarzą. — Czy ktoś jeszcze widział ten film? W ogóle, jakiej cholery ktoś to filmował? Przecież było ciemno i pusto i... Michael, mam nadzieje, że dzisiaj jeszcze to usuniesz. — Wycelował palcem w przyjaciela, kiedy to już zupełnie przestał się śmiać. Nie, nie było w tym nic śmiesznego, ale nerwy Michasia, chęć ukrycia tego filmu przed Dorianem, to wszystko razem z wiadomością, jaki to film, wywołało histeryczny śmiech malarza.
— James, dzięki za szczerość, tak w ogóle. I obiecuje, Rage się o tym nie dowie. Dobrze, że teraz mi powiedzieliście. Boże! Nie chciałbym widzieć reakcji tego furiata. — Oczywiście malarz mówił o Rage'u, bo o kimże innym. Otarł policzki z łez. Michaś jedyne co zrobił, to przytaknął na nakaz skasowania filmu.
— Właśnie o to mi chodzi. Rage mógłby zareagować dość spontanicznie. — James pokiwał głową, kiedy Dorian potwierdził jego obawy. — Filmik został usunięty, a mężczyzna, który go nagrał należycie ukarany — dodał, nie wspominając, że zna osobnika, który nagrał filmik i że poniekąd wie również dlaczego ktoś postanowił śledzić pisarza. Wolał nikogo tym faktem nie drażnić. Odsunął się odrobinę od Michaela i zrobił krok w tył, by przyciągnąć go do siebie i oprzeć plecami o swoją pierś. Zamknął go szczelnie w swoich ramionach i ucałował w szyję dość soczyście.
— Poczekajmy na Rage’a, bo nie ma sensu byśmy gdziekolwiek się stąd ruszali. Za chwilę będzie dzwonnej i będziemy mogli pojechać po jedzenie. Mam ochotę na pizzę — powiedział powoli, ale słowa skierowane były wprost do ucha tancerza i zabrzmiały, jak bardzo jawny podtekst, o którym mógł wiedzieć tylko i wyłącznie Michael, na co ten uśmiechnął się dość uroczo. Wtulił się w chłopaka i wysłuchał dokładnie każdego słowa, jakie ten wypowiadał do jego ucha. Przypomniał sobie zaraz czym kończyły się ich wszelkie plany i poczerwieniał na twarzy.
— Ale dzisiaj jemy u Doriana, więc będziemy jedli. — Michaś z chytrym uśmiechem wpatrzył się w Doriana, któremu najwyraźniej nie trzeba było żadnych więcej wyjaśnień, aby zrozumiał, o co chodzi w tej wymianie zdań pomiędzy chłopakami. Znał te gierki. Znał te uśmiechy. Znał te spojrzenia.
— Mam jeden wolny pokój, więc zawsze możecie zjeść w samotności — Dorian wyszeptał, pochylając się w stronę gołąbków i uśmiechając się do nich niczym zbir z miejskiego podwórka. Uwielbiał, kiedy Michaś czuł się tak bardzo skrępowany, jak właśnie w tamtej chwili. Wyglądał wtedy jakby miał się za chwilę roztopić i wniknąć w ziemię, byleby tylko zejść innym z linii spojrzenia. — Nie dziwie się, że te twoje pąsy zawojowały serce Jamesa — mruknął do przyjaciela i wyprostował się. Właśnie rozległ się dzwonek.
— To nie pąsy, zaufaj… To całokształt, nieprawdaż Michaelu? — James wzniósł oczy do nieba, aby odrobinę ukryć wymowny uśmiech.
Odczekali jeszcze chwilę w milczeniu, nim Rage pojawił się w drzwiach szkoły z miną cierpiętnika.
— Umieram… — wyrzekł przez zatkany nos i chociaż choroba nie wróciła w pełnej krasie, to klimatyzacja spowodowała, że był cały zasmarkany i oddychał przez usta. Spojrzał na Jamesa i Michasia, po czym prychnął i wcisnął się w objęcia Doriana, niemalże smarkając mu w koszulę. — Wy tu sobie rozmawialiście, a ja się musiałem męczyć, co z was za przyjaciele? — spytał i wytarł nos rękawem. Odwrócił się do przyjaciela i tancerza, marszcząc czoło.
— Postanowiliśmy zjeść coś u Doriana na integracyjnym spotkaniu. — Fotograf uśmiechnął się znad ramienia swojego chłopaka i powrócił do obejmowania go tylko jednym ramieniem. Pociągnął go w stronę wyjścia ze szkolnego placu, wolną dłonią machając do pozostałej dwójki. Miał zamiar zawieść Michasia swoim własnym autem i ufał, że chłopak powie mu, gdzie mieszka Dorian. W pewnej chwili przystanął jeszcze dość gwałtownie i wbił zielone oczy w malarza. — Zawieź tego schorowanego człowieka do domu, a my z Michaelem pojedziemy po coś do jedzenia i po pizzę — powiedział dość stanowczo. Rage pociągnął nosem.
— Nie jestem obłożnie chory, ale jak przywieziecie pizzę to wam daruję nadmierne użalanie się nad moim katarem.
Dorian objął Rage’a z wyraźnym niezadowoleniem ze stanu jego zdrowia. Nie miał pojęcia, że wyprawa do szkoły tak bardzo pogorszy jego samopoczucie. Poprowadził chłopaka do drzwi samochodu, które przed nim otworzył.
— Dzięki! — zawołał do Michasia i Jamesa. — Zwrócę wam część kasy, jak przyjedziecie, dobrze?

Michaś jedynie machnął na niego ręką z wyraźnym lekceważeniem jego zapędów i pozwolił fotografowi poprowadzić się gdzie tylko tamten chciał, a dokładnie mówiąc: do samochodu. Wiedział, oczywiście, że wiedział, gdzie mieszka Dorian. Nie mogło być inaczej. Tak samo, jak doskonale wiedział jaka pizzę malarz lubi i co kupić do tego do picia. W sumie bardzo dobrze się złożyło, że jechali po jedzenie z Jamesem. Mieli możliwość wykazania się znajomością gustów przyjaciół. A przy okazji mieli też trochę czasu tylko dla siebie - tylko! Kiedy wsiedli do samochodu, Michaś nie potrafił się powstrzymać przed tym, aby nie pocałować Jamesa chociaż w policzek. Kochał sposób, w jaki chłopak podszedł do konfrontacji z Dorianem i Ragem. Kochał jego otwartość na szkolnym podwórku i to, że nie unikał go. Jak również to, że podarował mu tak piękny kwiat. Czerwony i gorący. A czerwona róża oznaczała pożądanie. Michaś poczuł, jak fale gorąca zalewają go od środka.

~*~

— Wiesz ile bym dał byśmy byli sami? — spytał James, jak tylko odpalił auto i ruszył ze swojego prowizorycznego parkingu. Powstrzymał się przed pocałowaniem tancerza, bo gdyby zaczął, to nie mógłby przestać i pozostała dwójka dość długo czekałaby na jedzenie. — I powiem ci jeszcze coś w tajemnicy… Miałem dzisiaj niesamowitą ochotę postawić się twoim ukochanym kolegom, gdyby nas przyłapali na całowaniu. Niestety odmówili mi tej przyjemności — powiedział cicho i zerknął przelotnie na Michasia. Uśmiechał się od ucha do ucha, szczerze zadowolony ze swojej otwartości emocjonalnej. Mógłby pokazać całemu światu, jak bardzo zależy mu na chłopaku, nawet narażając się na trochę stłuczeń i nieprzyjemności.
— James. Jak bardzo chcesz to mogę zadzwonić do Dorka i odwołać. Wiem, że nie będzie zły i wiem, że zrozumie. On przecież doskonale widzi, co się dzieje. — Michael oczywiście pokraśniał, ale przy fotografie nie wydawało mu się to aż takie straszne. Przesunął leniwie dłonią po udzie kierowcy, spoglądając na niego wymownie. Uwielbiał Doriana i jego towarzystwo. Nie miał nic przeciwko Rage’owi, ale... No kurczę, no! On chciał się sycić Jamesem ile tylko się dało. A w towarzystwie raczej niewiele się dało. — Możemy pojechać do mnie.
— Nie Michaś, jakoś to przetrwamy i powstrzymam się przed dobieraniem do ciebie. — James posłał tancerzowi promienny uśmiech. Zawsze mogli okupować kanapę i się przytulać, skoro nie mogli robić nic innego, bardziej twórczego. — Może chłopcy nie byliby źli, ale nie możemy przecież zajmować się tylko sobą, im dłużej pocierpimy tym potem będzie przyjemniej — dodał nieco ciszej i bardziej zadziornie. Zatrzymał auto pod niewielką pizzerią, która miała również dość spory arsenał napoi i wyciągnął portfel z kieszeni kurtki. — Chodź, zapewnimy sobie cudowną wyżerkę.
Przychylił się do Michaela i posmyrał nosem po jego policzku, by zwrócić twarz tancerza w swoją stronę i pocałować go tak, jak całował go przed szkołą. Może odrobinę zachłanniej.
Michael odwzajemnił pocałunek, zarzucając Jamesowi ręce na szyje i wtulił się w niego bardzo mocno. Nie chciał wychodzić z tego samochodu chociaż wiedział, że nie ma innej opcji. Jeden wieczór z przyjaciółmi dobrze im zrobi. Pozwoli im się poznać, zobaczyć jak zachowują się w tłumie. Powiedzmy, tłumie. W każdym bądź razie wieczór miał być miłą odmianą i będzie taki. Michael leniwie oderwał się od ust chłopaka i przesunął palcami po jednym z jego policzków.
— Uwielbiam cię, James i guzik mnie obchodzi Dorek czy Rage. Jak będę miał ochotę na ciebie u nich, to sobie po prostu wezmę.
— Od kiedy ty jesteś taki perwersyjny, hm? — Fotograf uśmiechnął się do Michaela dość zadziornie i pogłaskał go po plecach, pomrukując. Podobało mu się takie zachowanie, bowiem było bardzo szczere. Nic nie miało prawa ich dzielić, prócz kultury w towarzystwie, ale to również mogli nagiąć, towarzystwo wszak nie było im zupełnie obce. Jeszcze przez chwilę James przytulał do siebie swojego chłopaka i cmokał po rozpalonych policzkach. Wypadało jednak skończyć te czułości i iść po zamówienie, więc oderwał się od niego i posłał mu czuły uśmiech.
— Chodź, bo nam dzieciaki z głodu umrą, albo coś. — mruknął, szczerząc się, jak idiota i wygrzebał się z auta dość szybko, by móc otworzyć tancerzowi drzwi — tak romantycznie.
— Phi! — Michaś parsknął, wysiadając z samochodu, nie omieszkując przy okazji przesunąć dłonią po części uda i pośladku Jamesa — Jeszcze się nawet nie oświadczyłeś, a już mi się każesz zajmować dziećmi. — Zaśmiał się krótko, samodzielnie zamykając za sobą drzwi auta i ruszając w stronę pizzerii. Nie wszedł do niej jednak. Zatrzymał się kilka kroków od nie i wskazał na pobliski sklepik. — Będzie szybciej jak pójdę po picie. Weźmiesz dla Dorka z salami, a dla mnie hawajską? — Objął fotografa w pasie i posłał mu łagodny uśmiech. Nie chciał go zostawiać ale im szybciej się uporają z zaopatrzeniem tym szybciej będą siedzieć obok siebie i jeść pizzę rozmawiając z przyjaciółmi.
— To wyjdź za mnie, nie widzę problemu — rzucił z rozbawieniem i skinął głową na to, że zgadza się, by chłopak poszedł po picie. On sam ruszył ku pizzerii, by złożyć zamówienie i poczekać na nie. Wcale tak bardzo mu się nie śpieszyło, a nim pizza była gotowa, minęło dobre dwadzieścia minut.
Michaś zdążył pewnie w tym czasie wejść ze swoimi zakupami do pizzerii, więc zastał Jamesa rozmawiającego z ekspedientką o korzyściach mieszania smaków. Nie, on z nią nie rozmawiał, on z nią dość stanowczo debatował, usiłując wmówić jej, że ryba w pizzy jest złem stworzonym przez szatana. Gdy tylko Michaś pojawił się, podziękował dziewczynie za miłą konwersację, stwierdzając, że i tak ma rację, po czym uśmiechnął się promiennie do swojego chłopaka.
— James, ryba ma sens w pizzy jeśli jest z odpowiednimi dodatkami. — Michael uśmiechnął się dobrodusznie do kobiety, stając obok fotografa i bez skrepowania obejmując go w pasie i przytulając się do niego. W ręce trzymał reklamówkę z kilkoma butelkami różnych napojów. Nie wiedział co prawda czego może sobie zażyczyć James, czy Rage, ale wziął tak neutralne smaki, że powinny posmakować każdemu. Nadal wpatrywał się w ekspedientkę. — Idąc twoim tokiem rozumowania, James, monady powiedzieć, że związek dwóch kobiet albo dwóch mężczyzn jest również złem stworzonym przez szatana. Czyż nie? — Przeniósł pośpiesznie spojrzenie z dziewczyny na fotografa i przechylił lekko głowę, przypatrując mu się z zaciekawieniem. Czekał na reakcję. Czekał, aby zobaczyć, jak chłopak się zachowa, choć wierzył w niego i wiedział, że będzie dobrze.
— Nie. Związek homoseksualny nie jest złem stworzonym przez szatana, jest czymś… — Zabrakło Jamesowi przez chwilę słów, by wyrazić to w odpowiedni sposób, więc nachylił się i pocałował Michasia mocno i krótko w sam środek ust, po czym westchnął. — No właśnie tym, a ryba jest złem. Koniec kropka. I błagam cię nie porównuj tego do siebie, bo to się nijak ma. Nie chciałbym się kochać z rybą, zaufaj mi. — Uśmiechnął się pobłażliwie. Mógł porównać jedzenie i rozkosz jedzenia do seksu, ale nie rybę. Nie lubił pizzy z anchois, odkąd w dzieciństwie brat wyciął mu numer i podsunął to paskudztwo pod nos, twierdząc, że to nic strasznego. Opinia ryby została tym sposobem mocno zszargana u Jamesa i fotograf czuł skręt żołądka za każdym razem, gdy sobie to przypominał.
Michaś wspiął się na palce, aby jego usta znalazły się na wysokości ust Jamesa. Pocałunek w miejscu publicznym jakoś mu specjalnie nie przeszkadzał, a serdeczny uśmiech na ustach ekspedientki tylko dodał mu animuszu. Puścił do dziewczyny porozumiewawczo oko, zanim wyszeptał do ucha fotografa.
— Już ja miałbym sposób na to, aby ci się seks kojarzył z rybą, uwierz mi. — Nikt poza Jamesem nie mogli usłyszeć tych słów, lecz mimo wszystko policzki Michaela zaróżowiły się wstydliwie. Opadł na podłogę i odkaszlnął. — Ok, wystarczy gorszenia okolicy. Zabierajmy zamówienie i jedzmy nakarmić te nasze wygłodniale bachorki, bo jak odwleczemy to jeszcze trochę, gotowi nam poodgryzać palce kiedy wrócimy. — Michasiowe rumieńce znikały z jego policzków równie szybko, jak się pojawiały. Zacisnął palce mocniej na siatce z napojami i rozejrzał się po pizzerii, tak na wszelki wypadek.
James odebrał pizzę, mrucząc pod nosem do ekspedientki mantrę, że ryba to zło. Cmoknął jeszcze Michasia w policzek i objął wolnym ramieniem, prowadząc do wyjścia.
— Chciałbyś mieć dzieci? — spytał tancerza, kiedy opuścili sklep i kierowali się w stronę auta. Drugie wspomnienie o dzieciach dało mu odrobinę do myślenia. Kiedyś przecież planował mieć szczęśliwą rodzinę, a teraz? Bardzo chciał by kiedyś Michael zapragnął tego samego. Głęboko bowiem wierzył, że jakikolwiek związek, nawet dwóch mężczyzn, może być solidną podstawą do wychowania dziecka. Otworzył młodemu drzwi do samochodu i tylnie również. Położył pizzę na siedzeniu i przeszedł na stronę kierowcy, by zasiąść przy kierownicy. Miał przed oczami małego biegającego bobasa, więc po chwili zaśmiał się sam do siebie głośno i szczerze.
— Nie wiem, James — odparł Michael niezwykle szczerze. Zajął miejsce na fotelu, zapinając pasy i ustawiając reklamówkę z napojami na podłodze, pomiędzy swymi stopami. — Nie myślałem nigdy o tym tak poważnie. Owszem, kiedyś, w trakcie jednej z wielu debat całonocnych z Dorianem, zastanawiałem się jak wyglądałoby moje wychowywanie dzieci. Nie na poważnie. Czysto teoretycznie. Ale, James... Ja nie jestem jeszcze nawet zupełnie dorosły, a co dopiero dzieci.
Nie, nie widział nic przeciwko takim rodzinom, ale jakoś perspektywa zakładania rodziny, pełnej rodziny, była dla niego tak bardzo odległa, że dziwnie było mu o tym rozmawiać z fotografem. Zamyślił się przez chwilę, wpatrując w przednią szybę auta i to co było przed nią. Nie wiedział czy za chwilę nie usłyszy, że jest niedojrzały i głupi. Nie miał pojęcia, jakie faktycznie podejście do rodziny ma James. Nie chciał mówić, że owszem, jeśli jego partner będzie tego chciał, to on zrobi wszystko, aby go uszczęśliwić i temu podobnych frazesów. Nie był pewien tego co czuje względem takiego życia i chciał być szczery.
— Oczywiście głuptasie, że jesteś za młody. Ja też nie chciałbym sobie marnować najlepszych lat zmienianiem pieluszek i nocnym wstawaniem. Pytałem czysto teoretycznie, ale wiesz… Jak już nasycę się życiem, to chciałbym mieć rodzinę. Najlepiej dużą i kochającego męża, z którym na zmianę zmieniałbym pieluszki… — Tak, Michaś się nie przesłyszał, gdy James mówił o mężu. Fotograf nie widział przy sobie kobiety i nie było to przeświadczenie, które pojawiło się teraz. Nigdy nie widział przy sobie żony. Nie widział do teraz przy sobie nikogo prócz dzieci. Michael otworzył mu oczy i cały czas otwierał mu je na różne sprawy. Z każdym bowiem dniem, godziną, czy minutą, James był pewien tego, że żadna kobieta nie da mu szczęścia, a dodatkowo żaden inny chłopak, czy mężczyzna. Chciał tylko tancerza i był gotów się o niego starać do utraty tchu. Nachylił się jeszcze nim ruszył i ucałował go kolejny raz w policzek.
— Jesteś cudowny i chce żebyś był już zawsze przy mnie. Naprawdę zawsze.
Michael słuchał słów Jamesa, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Słuchał w skupieniu i myślał nad każdym, które usłyszał. Czasami, a właściwie cały czas, James wydawał się taki poważny i dorosły. Taki bardzo ukształtowany emocjonalnie. Bardziej dojrzały niż Michael i bardziej stanowczy w swoich czynach. Wiedział czego chciał. Zawsze. Nawet, kiedy Michasiowi zdawało się, że James nie jest pewien swej orientacji, James wiedział czego chce. Docierało to do Michasia po czasie, ale docierało. Czuł się chwilami przy nim taki nierozgarnięty. Czując usta na swoim policzku odwrócił głowę w stronę fotografa i uśmiechnął się do niego czule.
— Tak długo, jak zechcesz, James — mruknął, wyciągając rękę i głaszcząc go po policzku. Nie odezwał się już ani słowem przez całą drogę. Znaczy, nie odezwał się na żaden poważny temat czy taki, który był związany z nimi i tym, co się między nimi rodziło. Instruował jedynie fotografa, jak ma dojechać do domu Doriana.
Całe życie — przemknęło przez myśl Jamesowi, ale nie powiedział tego głośno. Zdawał sobie sprawę, że to naciągane myślenie i chociaż czuł, że raczej nic się w tym nie zmieni bardzo długo, to brał też pod uwagę inne okoliczności. Całą drogę uśmiechał się, a czasami z czułością zerkał na Michasia — z ogromną czułością i miłością. Po prostu go uwielbiał, szalał za nim, a jego obecność sprawiała, że serce Jamesa podskakiwało z radości. Zatrzymał samochód na podjeździe, jak zajechał pod wyznaczony adres i westchnął lekko. Czekała ich próba sił, ale był dobrej myśli i nadal pocieszał się tym, że będzie mógł się poprzytulać do swojego chłopaka, nie gorsząc nikogo i nie sugerując dzikiej orgii, której w rzeczy samej nie chciał. Wysiadł i wyciągnął jeszcze ciepłą pizzę, po czym poczekał na Michasia i zamknął auto na cztery spusty z przyzwyczajenia. Wskazał wolną dłonią, by tancerz poszedł przodem i ruszył za nim do miłosnego gniazdka Doriana i Rage’a.

~*~

Rage zapiął pas, gdy tylko znalazł się na miejscu pasażera i odetchnął głęboko.
— Nie przejmuj się mną, czuję się dobrze tylko katar mnie męczy — wyjaśnił cicho Dorianowi i pogłaskał go przelotnie po kolanie nim ruszyli do domu. Nie podejrzewał, że tak, jak James, miał ochotę być sam ze swoim chłopakiem, a raczej sam ze sobą w ciepłym łóżku i z zeszytem do literatury w rękach. Czekała go długa przeprawa przez posiłek i przez towarzystwo chłopaków. Nie był przyzwyczajony do takich zgromadzeń. Dobrze, że przynajmniej w szkole nie musiał z nikim rozmawiać, ani nie uczestniczyć w żadnych debatach, bo chyba by się spalił ze wstydu pod cudzymi spojrzeniami.
— Powiedz jeszcze raz, że mam się tobą nie przejmować to przełożę cię przez kolano i spiorę tyłek tak, że przez tydzień nie... Ech, nie, nie zrobię ci tego, bo mi zejdziesz z rozkoszy. — Dorian wystawił język do Rage’a w wrednym uśmiechu. Odpalił samochód i ruszyli gładko na ulice. Nikt nie musiał mu pokazywać drogi do własnego domu. Nie musieli też zjeżdżać z drogi do sklepu, więc dość szybko powinni dotrzeć na miejsce. Dość, by mieć czas na zaścielenie łóżka i ogarnięcie nieco mieszkania, zanim przyjadą panowie z pizzą.
— Kochanie… Masz się mną przejmować, ale jak jestem umierający, a nie jak mój nos jest przytkany przez śpiki. To bardzo istotna różnica. — Rage uśmiechnął się do malarza promiennie i zaczął grzebać w swojej torbie, by znaleźć chusteczki. Po chwili już dmuchał nos dość głośno i nieco bezskutecznie. — Chociaż z drugiej strony, nie odmówiłbym sobie kolejnej kuracji, wygrzewania się w łóżku, stosowania medycyny alternatywnej… Jeżeli wiesz, co mam na myśli. — Posłał Dorianowi wymowne spojrzenie, a posmarkaną chusteczkę wrzucił do torby z powrotem, zapamiętując by później ją posprzątać. Nie przywiązywał wagi do bałaganu, a do sprzątania nigdy mu się nie śpieszyło, więc było wielkie prawdopodobieństwo, że i tak zapomni o tym siedlisku bakterii.
Widząc poczynania Rage'a, Dorian miał szczerą ochotę złapać za torbę chłopaka i wytrzepać z niej całą zawartość wprost do śmietnika, albo najlepiej do spalarni. Jak można mieć taki bałagan? Pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem.
— Rage, nie wiem czy nie jesteś bardziej chory właśnie przez tę medycynę niekonwencjonalną. Wiesz, że mógłbym nie wychodzić z łóżka przez tydzień jeśli byłbyś tam razem ze mną, ale widzę, że jest ci wyraźnie gorzej. — Nie mógł zbyt uważnie przyglądać się chłopakowi jeśli mieli bezpiecznie dotrzeć do domu. Na szczęście było blisko. Kiedy zaparkował samochód i zgasił silnik, odwrócił się na fotelu w stronę chłopaka i uśmiechnął się do niego, kładąc mu dłoń na karku. — Może zadzwonię do chłopaków i powiem, że czujesz się fatalnie. Nie obrażą się. Jestem pewien, że znajda sobie ciekawe zajecie. No, a ty będziesz mógł wziąć długą i gorącą kąpiel i położyć się do łóżka, aby wypocząć, co?
— Dorian, miłości cholerna, przewrażliwiona, moja. Mówię, że nie czuję się źle. To tylko katar, pociąganie nosem, zatkane zatoki. Nic mi nie jest, naprawdę. Jedyne w czym mi to przeszkadza, to w całowaniu twoich ust, bo nie będę mógł oddychać, to wszystko. Niczego nie odwołujemy. — Rage zmroził malarza spojrzeniem, które wyraźnie mówiło, że chce chyba się doczekać celibatu z prawdziwego zdarzenia. Nie wiedział, czy sam byłby w stanie wytrzymać, ale Dorian prosił się o karę. Po dłuższej chwili, jak tylko zajechali pod dom, rzucił mu szeroki uśmiech i wysiadł z auta. Będąc już na ganku wykonał kilka pląsów ala Michael Jackson i rozłożył ręce na boki. — Widzisz? Nic mi nie jest, a jak będziesz mnie traktować, jak chorego, to mój organizm przyjmie sobie do serca tę autosugestię i się faktycznie rozchoruję.
— Dobrze wiedzieć! Jak będę miał zamiar zatrzymać cię w domu, to wykorzystam fakt, że mam tak silny dar wmówienia ci choroby — mruknął, łapiąc chłopaka w pasie i całując go w kark, kiedy już zamknął samochód i dogonił go przed drzwiami. Pokręcił głową z cichym śmiechem. Rage potrafił go rozbawić w sytuacjach, które wcale nie musiały być bardzo śmieszne. — Chodź, Książe, ogarniemy nieco mieszkanie zanim nasz posiłek przyjedzie. Nie chcemy chyba, aby sobie pomyśleli, że jedyne co robimy od chwili twojego wprowadzenia się tu, to parzymy się jak dzikie króliki w każdym miejscu i na każdym sprzęcie, jaki się znajduje, niekoniecznie pod ręką. — Otworzył drzwi i wciągnął Rage'a do domu, trzymając go kurczowo za rękę. Śmiał się. Jasne, że się śmiał. Wyobrażenie sobie takiego scenariusza, jaki właśnie przedstawił, powodowało u niego dreszcze przyjemności. Co prawda mieszkanie nie wyglądało źle. Jedynym bałaganem można było nazwać kilka rzeczy leżących na kanapie albo płyty poukładane na podłodze zamiast na półce przy sprzęcie grającym, ale Dorian lubił mieć pewność, że jest porządek.
— No, tak ma być. Wolę, jak jesteś opiekuńczy niż, nadwrażliwie opiekuńczy — zamruczał pisarz pod nosem i sam na chwilę przytulił się do Doriana, nim pozwolił mu iść ogarniać jedną część domu. Przytulił się mocno, jakby nie widział go rok, po czym odstąpił i wskazał na salon palcem. — Ja idę sprzątać tam, ty ogarnij sypialnię, bo jak ja zacznę ogarniać sypialnię, to będę chodził napalony, a tego nie chcemy — wyjaśnił poważnie, powstrzymując się od śmiechu. Uniósł dłoń malarza do ust i cmoknął króciutko, po czym czmychnął do łazienki po ścierki i jakieś inne detergenty. Tak naprawdę nie miał pojęcia, gdzie Dorian trzyma takie rzeczy. On trzymał w łazience i wydawało mu się najrozsądniejszą opcją, by tam sprawdzić.
— No powiedzmy, że nie chcemy... — Dorian zamruczał pod nosem, zdejmując buty i odkładając je na szafkę w przedpokoju. Dopiero wtedy udał się do sypialni. Musiał zaścielić łóżko i otworzyć na chwilę okno, aby się przewietrzyło. Będzie im się później o wiele lepiej spało w takim pomieszczeniu. Kiedy skończył, zabierając z szafki wszelkie ślady po kuracji Rage'a i zbierając z dywanu zaschnięty kwiat, jaki podarował chłopakowi dzień wcześniej, zajrzał jeszcze do pokoju, który przygotował dla aktora. No cóż, było posprzątane. Nikt tu jeszcze się nie rozgościł więc nie było nic do uprzątnięcia. No, a pewność, że pokój wygląda dobrze, w razie gdyby Michael chciał zostać na noc, dawała mu ogromną satysfakcję. Oczywiście nie miał absolutnie nic przeciwko temu by razem z Michasiem został i James, pod warunkiem, że będą w miarę cicho.
Rage znalazł ścierkę i jakieś coś w sprayu do mebli. Wyszedł z powrotem do salonu z bojową miną. Nienawidził sprzątać, ale wolał ścierać kurze, niż na przykład myć podłogę, czy robić pranie. Można więc powiedzieć, że w miarę ochoczo zabrał się do pucowania drewna, a że wiele nie miał to szybko skończył.
— Wiesz, co? — Zwrócił się do malarza, którego odszukał i przy którym przystanął. — Mam szczerą nadzieję, że uprzedzisz mnie, jak kiedyś zaprosisz Michaela na noc. Co prawda nie wydaje mi się, by został tu sam, ale… Nie chciałbym niespodzianek innych niż wynikających z nagłych wypadków, dobrze? — Nie czytał Dorianowi w myślach, ale odkąd zaczął sprzątać, zastanawiał się nad różnymi kwestiami takich spotkań i posiedzeń. Głównie chodziło mu o szczerość i brak niespodzianek, bo czy Michael spałby obok w pokoju, czy nawet na podłodze obok ich łóżka, to wcale Rage nie miał zamiaru się w niczym ograniczać. W pewnym sensie była to nadal manifestacja pod tytułem „Dorian jest mój”, ale po woli pozbywał się tego niesłusznego uczucia zazdrości — w swoim własnym tempie.
— Nie zaprosiłem go na noc, Rage. — Dorian roześmiał się, wiedząc dokładnie, o co chodzi chłopakowi. Nie znał go może długo, ale miał już okazję widzieć atak zazdrości skierowany do Michasia. Pokręcił głową z niedowierzaniem i objął chłopaka za biodra, przyciągając do siebie i całując brutalnie w usta. Nie na długo, by nie udusić go zanim przyjdą goście, ale za to bardzo stanowczo i władczo. — Nie obawiaj się. Jeżeli kiedyś najdzie mnie ochota na to, by mały Misiek miał okazję posłuchać, jak krzyczysz z rozkoszy to ostrzegę cię wcześniej. — Uśmiech na twarzy Doriana świadczył wybitnie o tym, że właśnie naszły go bardzo niegrzeczne myśli. Och, gdyby tak miał moc sprawczą zatrzymywania czasu i odwleczenia przybycia pizzy, to Rage jeszcze przed skosztowaniem pierwszego jej kawałka miałby okazję poćwiczyć głos.
Dorian zsunął dłoń na jeden z pośladków chłopaka i uścisnął go boleśnie, przyciągając jego biodra do swoich jeszcze bardziej.
— Ach, mógłbym cię tak... — zamruczał pożądliwie i uszczypnął Rage'a zębami w szyję.
— Też się stęskniłem. Szkoła jest taka pobudzająca wyobraźnie… — Chłopak odwdzięczył się lekkim całusem w skroń Doriana, ale nie odsunął się. Jeszcze przez chwilę chciał sobie wyobrażać, co by się mogło teraz dziać, gdyby nie spotkanie w męskim gronie. Z drugiej strony oboje z malarzem uwielbiali się dręczyć i po spotkaniu mogło być jeszcze goręcej. Rage jęknął wymownie uświadamiając sobie, co właśnie chodzi mu po głowie i by rozładować nieco emocje, pochwycił twarz Doriana. Pocałował go równie stanowczo, co chłopak całował przed chwilą jego, tyle tylko, że z przerwami na oddech.
— Żadnego zostawania na noc, nie dzisiaj, dzisiaj będziemy tylko dla siebie. Oh… Nie wyobrażasz sobie, jak bym teraz chciał cię w sobie… — zaczął, lecz nie dokończył, bowiem do drzwi rozległo się delikatne pukanie. To musieli być chłopacy. Czuł to po kościach. Czuł, jak ma ochotę wziąć siekierę i odrąbać im ręce i nogi. Pół biedy, jak Dorian się napalał, bo malarz potrafił się później doskonale opanować, ale kiedy Rage czuł, jak ciepło spływało w dół ciała, to przerywanie było okropne w skutkach.

3 komentarze:

  1. Rozdział świetny drogie Panie, taki rzeczywisty, człowieczy, a przy tym bardzo słodki, romantyczny, pociągający i w ogóle oh i ah~!
    Ta awersja Rage'a do ludzi jest irytująca, ale i tak go kocham. James to cudo, idealny facet i ten moment z tąż różą i to jak z Michasiem nie mogli zasnąć, bo myśleli o sobie nawzajem to takie urocze.
    I to że panowie są nakręceni na siebie jak cholera to zdecydowany plus xD *perv smile* kawał dobrej roboty, i to jeden z moich ulubionych rozdziałów, tak trzymać~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zachwycona rozdziałem. Napawałam się nim w nocy i tak rozmyślałam o tym jak miniony weekend połączył chłopaków. Niby dwa dni, a tak wiele się wydarzyło. Urocza była ta tęsknota Michasia za Jamesem i na odwrót. Moment z różą... bezcenny. I tym samym pokazał Dorianowi, że Michael jest w dobrych rękach. Uwielbiam to jak działają na siebie i nie mają siebie dość. Nakręcają się, a moment, kiedy będą się kochać będzie szczytem ich gorączki pożądania.
    I Michaś niech się nie boi tej grupy homofobów, w razie czego ma swego rycerza. :D
    Denerwuje mnie momentami Rage i jego stosunek do Michasia. Wyraźnie widać, że go nie lubi. Ale to też ciekawy wątek i fajnie będzie go obserwować i to, czy coś się zmieni, czy nie. Ale w sytuacji Rage/Michaś wcielam się w tego drugiego i smutno jest. Źle jest jak ktoś cię nie lubi i ty się w towarzystwie tej osoby nie najlepiej czujesz, a ta osoba jest bliska twemu przyjacielowi.
    Weekend był fajny, ale cieszę się, że już dobiegł końca, bo teraz będziemy mogli obserwować chłopaków w sytuacjach szkolnych, wspólnych spotkaniach i nie tylko.

    Mega świetny rozdział i czekam na kolejny. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze tak pięknego rozdzia|u nie czyta|am. Taki po prostu norma|ny i może d|atego tak mnie zachwyci|. Imponująca też jest i|ość notek:) Oby tak da|ej jeszcze drugie |ub trzecie ty|e :) Postacie z notki na notkę coraz |epsze i nie wszystko tu jest takie różowe...chociaż to dobrze zgadzam się re|acja Reg i M\chaś a|e mogę ją w pewnym stopniu zrozumieć. James tu by| po prostu s|odki nic dodać nic ująć :) Dużo dużo weny

    OdpowiedzUsuń