środa, 5 września 2012

Rozdział IV [James]

[Posterunek policji to nie było wymarzone miejsce dla Doriana. Musiał się jednak tam zgłosić by uniknąć niepotrzebnych zgrzytów i kłopotów. Jedyne, czego żałował to, że nie widział, nawet przelotnie Rage'a, kiedy odstawiał Michaela pod uczelnię. Wieczorem kusiło go by do niego zadzwonić, ale miał jedynie domowy numer telefonu, więc bał się, że jeżeli Rage dzieli mieszkanie z innymi ludźmi, to jego telefon obudzi ich wszystkich. Cmoknął Michaela w policzek, nakazał mu unikanie problemów i pojechał na komendę. Michael musiał radzić sobie samemu. Nie miał pojęcia, że Rage dostał od Doriana misję chronienia go, więc przytulił do siebie książki, spuścił wzrok i pospiesznie ruszył w stronę wejścia do szkoły. Chciał się w niej znaleźć, jak najszybciej, gdyż gdzieś z tyłu doszły go głosy chłopaków, którzy tak bardzo go 'kochali'.]

[Może i przeczucia nie myliły chłopaka i może Rage nie dotarł jeszcze na zajęcia. W każdym razie jego czujne oczy jeszcze nie śledziły chłopaka, a powinny. Powinny ponieważ ci, którzy tak kochali Michaela złapali okazję, kiedy tylko inni powchodzili już do budynku szkoły. Śmiechom nie było końca. Spojrzenia całej grupy paliły blondyna po karku, jakby go ktoś smagał biczem. Nie zdążył też wejść do szkoły, bowiem chłopacy przyśpieszyli kroku i w mgnieniu oka znaleźli się przy nim. Wieść o koledze, który znalazł się w szpitalu, najwyraźniej dała im motywację, by pozbyć się problemu raz na zawsze. Michael poczuł solidne pchnięcie w plecy i zbliżający się upadek na twarde schody uczelni.] No i gdzie ten twój chłoptaś, co? Wyskoczy zza krzaków i cię obroni? [Powiedział najwyższy z nich, śmiejąc się perfidnie i ze spokojem spoglądając, jak dzieciak się zatacza. Było ich trzech. Uszczuplonych o, kilku, którzy teraz zapewne robili sobie wolne, wymawiając się chorym kolegą.]

[Michael zadrżał na sam dźwięk ich głosu. Ciarki przeszły mu karku, a włosy niemal stanęły mu dęba. Bał się. Nie tyle samego ich zachowania, co bał się bólu, jaki mogą mu sprawić raz tego, ze zniszczą go i zniszczą mu życie na uczelni na tyle skutecznie, by ode chciało mu się nadal tu uczęszczać. Nienawidził ich a lęk nie pozwalał mu na choćby najmniejszą oznakę buńczuczności czy czegoś w tym stylu. Przyciskał książki do piersi z całej siły i oddychał spazmatycznie, czując jak koraliki na szyi stają się coraz ciaśniejsze od emocji, które powodowały, ze raz za razem wstrzymywał oddech. Pchnięty, zatoczył się, łapiąc się rozpaczliwie tego, co miał pod ręką, a jego książki rozsypały się po posadzce.] On nie jest... Moim chłoptasiem... [To było jedyne, co zdołał z siebie wydusić.]

Wiecie, co chłopcy? On jest tak żałośnie uroczy, że mam się ochotę z nim zabawić sam. [Blondyn po prawej stronie prowokatora podrapał się po brodzie z namysłem i wpatrzył się w Michaela mściwie.] W zasadzie on jest mój. [Stwierdził jeszcze po chwili, dostępując do chłopaka kroku. Chwycił go za kark i podniósł do góry, wpatrując się w jego bladą twarzyczkę z uporem maniakalnego mordercy.] Konrad by mi pozwolił... [Wymruczał, uśmiechając się do pozostałej dwójki, na co tamci zareagowali dość głupimi spojrzeniami. Wielki brunet najwidoczniej poczuł się urażony, chociaż widać było, że co się nie stanie dzieciakowi, to i tak będzie dobre. Byleby bolało i w sumie... Wcale nie musiał sobie robić kłopotów, skoro ktoś chciał posprzątać za niego.] Dobrze więc. Zrób z nim, co chcesz, tylko pamiętaj o pamiątce. Wykaraskamy cię z zajęć, ale nie siedź i nie rozczulaj się nad nim pół dnia. [Stwierdził władczo i skinął na małego, chudego rudzielca, po czym obaj skierowali się do szkoły, jak przykładni uczniowie.]

[Patrzył z narastającym lękiem na każdego z oprawców kolejno. Chyba już wolał by byli wszyscy niż by zostawili go w łapach jednego z nich z nakazem pozostawienia pamiątki i nie cackania się. Lęk, to było o tysiąckroć za mało by określić stan, w jakim znajdował się teraz Michael. Jego błękitna koszulka zaczynała się kleić do zlanego potem strachu ciała, ręce mu drżały a nogi nie były w stanie utrzymać go w pozycji pionowej. Dorian... Gdyby tylko był tu Dorian. Jak oni doskonale wiedzieli, kiedy mają się na niego zasadzić. Starał się jak mógł by wywinąć się z uścisku chłopaka, a kiedy zobaczył, że jego koledzy oddalają się, zdobył się na odwagę by szarpnąć się nieco mocniej i zerknąć na niego z zaciętą mina.] Zostaw mnie. [Powiedział poważnie. Chociaż głos mu drżał, to jednak bardzo się starał zabrzmieć, choć trochę groźnie.]

Taki mam zamiar. [Blondyn stwierdził, gdy tylko upewnił się, że jego koledzy zniknęli z pola widzenia i zagłębili się w szkole.] Przestań się mazgaić, to wcale nie jest urocze. [Dodał jeszcze, puszczając chłopaka na jego własne chwiejne nogi i odetchnął głęboko. Patrzył na blondyna beznamiętnie, z równie beznamiętnym, aczkolwiek dość przyjaznym uśmiechem.] Gdyby nie Rage, to pewnie teraz byś się tu zalewał krwią. Ciesz się, że go bardzo lubię. [Odsunął się, po czym zaczął zbierać porozsypywane książki. Miał mnóstwo czasu, że mógł go nawet poświecić tak beznadziejnemu zajęciu, jak pomaganie biednemu gejuszkowi. Reszta myśli utonęła w zamysłach o spędzeniu wolnego czasu, ale dość absurdalny pomysł, jaki rodził się w jego głowie miał jeszcze przez chwilę pozostać durnym pomysłem. W każdym razie do momentu, jak chłopak ochłonie i zacznie racjonalnie myśleć.]

Rage? [Uniósł wysoko brwi, wracając nieco do równowagi. Jakoś nie docierało do niego, że chłopak ot tak po prostu postanowił dać mu spokój. Patrzył na niego lekko skołowaciałym wzrokiem i nawet nie drgnął, by pomóc mu zbierać, jak by nie było, jego własne książki. Dopiero, kiedy chłopak podnosił ostatnią z nich, Michael ukucnął i sięgnął po nią niemal w tym samym momencie. Ich dłonie spotkały się na ułamek sekundy. Jego drobna i delikatna, zimna przez strach, jakiego mu napędzono chwile wcześniej i chłopaka, silna i większa od jego, nieco cieplejsza i mniej dziewczęca.. Michael, nie odnosząc się, zerknął na twarz swego niedoszłego oprawcy.] Będziesz miał przeze mnie problemy? [Jego głos był o wiele spokojniejszy i o wiele bardziej radosny niż kilka minut temu. Jego przyjazne usposobienie brało górę nad znikającym lękiem.]

Nie, ale musisz mi oddać koszulkę. Muszę im coś przynieść, bo mnie zjedzą. [Mruknął, a gdy poczuł drobną dłoń przy swojej, czas na ułamek sekundy zatrzymał się dla niego. Nawet nie zauważył, co się stało, tylko warknął coś pod nosem, o tym, że ta dłoń jest lodowata, a on nie lubi zimna. Nie przyglądał się twarzy Michaela, ale wpatrywał się w jego rękę, jakby go właśnie uderzyła tak, jak uderzyły go własne myśli. W jednej chwili zaczął się cieszyć, że tu jest i że Rage do niego zadzwonił z prośbą. Chłopak wydał mu się taki niewinny i bezbronny, a przecież to było niesprawiedliwe, by krzywdzić coś, co nawet nie może się obronić. Nawet gdzieś zamajaczyła chęć by go pocieszyć, ale na szczęście dla Michaela zniknęła, ponieważ starszy blondyn poczuł złość, że w ogóle cokolwiek takiego mogło mu się nasunąć na myśl.] No i chcąc nie chcąc, spędzisz sobie ze mną tą godzinę. Nie mogę się pojawić na zajęciach, a nie będę tu tkwił sam. Coś za coś. Towarzystwo za bezpieczeństwo twojego tyłka. [Powiedział, podnosząc się i wcisnął chłopakowi jego książki w ręce, przywracając na twarz dość przyjazny uśmiech.]

Powinienem być na zajęciach z choreografii, ale... [Przycisnął ponownie książki do swego torsu i przełknął dość głośno ślinę. Nie bał się już chłopaka, ale nadal wolał nie narażać mu się niczym. Uśmiechnął się do niego swym jaśniejącym radością uśmiechem i wyciągnął do niego dłoń.] Michael jestem. [Przedstawił się dość wesoło. Wypadało się przedstawić, jeśli mieli spędzić ze sobą te godzinę. Michaś ośmielił się nawet obejrzeć sobie chłopaka od czubka głowy aż po czubki butów i stwierdzić w myślach, ze całkiem niezły z niego kąsek. Mimo tego, że homofobicznie usposobiony.] Jeżeli mam dotrzymać Ci towarzystwa to może lepiej gdzieś usiądziemy? Wiesz, nie uśmiecha mi się kwitnienie tu przez godzinę. Możemy iść do parku albo do kawiarni albo, jeśli nie chcesz pokazywać się ze mną publicznie, co oczywiście zrozumiem, możemy zaszyć się w piwnicy, w starej sali baletowej. Jest niby zamknięta, ale dostałem kiedyś klucze od profesora i mam pozwolenie by sobie w niej.... [Słowa wylatywały z jego ust nieprzerwanym strumieniem aż do chwili, gdy sam sobie to uświadomił. Spuścił spojrzenie na własne buty, poruszył nogą w zakłopotaniu, kopiąc jakiś niewidzialny kamyk i wymamrotał półszeptem.] Tak, wiem, strasznie dużo paplam, przepraszam.

Tak, strasznie dużo mówisz, ale mi to nie przeszkadza. Możemy iść do sali baletowej, może mają tam sprzęt grający. [Ułożył swoją zgrabną, ciepłą dłoń na włosach chłopaka i poczochrał go mocno. Michael budził w ludziach przeróżne uczucia - od nienawiści, przez irytację, aż do czegoś, co podobno nazywano matczynym instynktem, który właśnie przyszło poczuć jego niedoszłemu oprawcy.] I nie, nie wstydzę się z tobą pokazywać. Nie jestem tchórzem. [Upewnił go jeszcze, zapominając, że wypada mu się przedstawić. Dopiero, kiedy skierował kroki w stronę wejścia do szkoły wpadł na to i odwrócił się do Michaela, rzucając mu rozbawione spojrzenie.] James, miło mi. [W dwóch ostatnich słowach nie było sarkazmu, chociaż rozbrzmiewały nadchodzącym śmiechem.]

Aż dziwne, że to powiedziałeś. [Michael nadal nie wierzył, że idzie właśnie ręka w rękę z facetem, który miał mu przefasonować buźkę. Zerknął na niego z ukosa, a jego oczy rozbłysły radością. Poprowadził Jamesa do piwnicy, a potem starym nieoświetlonym korytarzem do sali baletowej, która nie była używana od bardzo dawna. Nie było tam światła, nie było prądu. Drewniana podłoga skrzypiała lekko, gdy się po niej stąpało, lustra na ścianach pokrywał kurz, tuż przy nich stały nadpalone świeczki a gdzieś w rogu, na zakurzonym, przykrytym płachtą pianinie, stał nieduży odtwarzacz zasilany bateriami.] Tutaj przychodzę tylko ja i czasami Dorian, kiedy chcę mu pokazać jakiś nowy.... [Pokręcił głowa i zacisnął na chwilę usta.] Tylko ja i czasami on.

Układ? Widziałem cię na zajęciach, nie musisz się kryć. Dużo się zdążyłem o tobie dowiedzieć. Puść muzykę. [Machnął w stronę odtwarzacza, który wyłapał swoimi szarymi oczami. Nie skierował się jednak na środek sali, a gdzieś na bok, by przysiąść pod zakurzonym lustrem. Kurz był dobry - jak się ubrudzi, to będą wiedzieli, że coś się działo.] Za pamięci się rozbierz z koszulki. [Mruknął z kąta i rozejrzał się. Podobała mu się sala, była taka spokojna i zupełnie nie pasowała do rozgadanego blondynka, ani do niego samego, bo nie należał do osób spokojnych. Może gdzieś tam myślał częściej racjonalnie, ale podziwiał osobiście Rage'a za samokontrolę. W ogóle go podziwiał, a przede wszystkim wiedział. Tak samo, jak wiedział o Dorianie i Michaelu i o wielu innych chłopakach, jakby miał jakiś gej-radar, albo coś takiego. Nigdy mu to specjalnie nie przeszkadzało, dopóki go nie mieszali w swoje życia, albo, co gorsza, chcieli wciągnąć w takie coś.]

[Nagi tors w tańcu nie był niczym nowym, więc Michael nie miał żadnych oporów przed pozbawieniem się koszulki. Jego ciało nie było jakieś tam eteryczne czy wychudzone. Ciężka praca podczas ćwiczeń tanecznych wyrobiła mu niezłą sylwetkę a natura obdarowała niesamowitymi proporcjami ciała. Zwinął zdjętą koszulkę w kulkę i rzucił do chłopaka, kiedy przechodził obok by uruchomić odtwarzacz. Popłynęła muzyka. Nie baletowa i nie poważna, lecz zwykła, skoczna, chwilami hiphopowa... Mieszanka różnych rytmów i stylów, ale dość przyjemna dla ucha i bardzo rytmiczna, co zachęcało do tańca. Michael z uśmiechem stanął naprzeciwko Jamesa.] Ciekawe jak ja się pokażę na korytarzu taki półnagi? [To pytanie kryło w sobie spora dawkę rozbawienia. Chłopak najwyraźniej zaczynał czuć się przy Jamesie coraz swobodniej. Szybko zaprzyjaźniał się z ludźmi, którzy nie chcieli zrobić mu krzywdy. Jego radosne usposobienie pozwalało mu na to nad wyraz swobodnie.]

Nie wiem... W sumie nawet całkiem ładnie wyglądasz bez koszulki. Nie masz się, czego wstydzić. [Odpowiedział, podnosząc wzrok dokładnie na pierś Michaela i na niej go zatrzymał wpatrując się przez chwilę dość intensywnie. W porównaniu z nim wyglądał, jak wielkolud, codziennie chodzący na siłownię, chociaż mierzył niecałe metr osiemdziesiąt i wcale nie pakował.] Możesz dla mnie zatańczyć, jak chcesz. [Powiódł spojrzeniem na roześmianą buzię, a od tego uśmiechu sam się rozweselił jeszcze bardziej. Koszulka, która legła na jego kolanach, była teraz nieświadomie, automatycznie i z wielką wprawą składana, jakby James nie robił nic innego, tylko składał pranie.]

W nagrodę za ocalenie mnie. [Zawyrokował z poważną mina, mrużąc oczy i wskazując na Jamesa palcem. Uwielbiał taniec, więc nie miał zahamowania przed tym. Co z tego, ze być może, kiedy wyjdą z tej sali ponownie staną się wrogami? Może, choć ta godzina da Jamesowi powody do przemyśleń i zmiany nastawienia do ludzi takich jak Michael, Dorian czy Rage. Z odtwarzacza nadal sączyła się muzyka, a Michaś zaczął tańczyć. Nie patrzył już na chłopaka. Jego spojrzenie utkwione było w lustra i w jego odbicie. Mięśnie współgrały ze sobą idealnie a ciało poruszało się jak rażone magiczną siłą. Płynął nad podłogą wykonując obroty i dotykał palcami desek posadzki, gdy pochylał się lub wyginał w tył. Raz po raz zerkał na Jamesa przelotnie i posyłał mu delikatny uśmiech. Taniec stawał się z minuty na minutę coraz bardziej gorący i coraz bardziej przesycony ukrytą zmysłowością i erotyzmem.]

[Zapragnął przez chwilę znaleźć się obok Michaela. Całkiem dobrze wychodził mu taniec, który podpatrywał i czasami w samotności z nudów trenował, ale przecież nie będzie tańczył z chłopakiem. W dodatku takim chłopakiem, który nagle wydał mu się taki inny od tego, którego poznał chwilę temu. Taniec dodawał mu siły i James to widział. Skupienie na twarzy dzieciaka i profesjonalność, do której dążył. Widział w tym tańcu każdą emocję, ale nie pokazywał, że cokolwiek go poruszyło, bo to było dla niego zupełnie nieznane, dziwne, a może też odrobinę przerażające uczucie. Wpatrywał się w chłopaka, jak zahipnotyzowany i nawet nie wiedział, kiedy jego wargi rozchyliły się odrobinę pod wpływem wrażenia, jakie wywarł. Ręce zamarły składając koszulkę, któryś raz z kolei, a serce… Nie wiadomo dlaczego podeszło mu do gardła i nie chciało zejść z powrotem.]

[Taniec faktycznie go uskrzydlał. Zawsze pomagał mu w ciężkich chwilach i zawsze dawał mu pewność ze jest wartościowym człowiekiem. Teraz nie był przerażonym gejem zaszczutym przez bandę wyrostków bez tolerancji. Teraz był Michaelem, chłopakiem, dla którego świat kręci się w nieco innym tempie i w nieco inna stronę, ale jest równie piękny, co świat każdego szczęśliwego człowieka. Uśmiech na jego twarzy stał się buńczuczny i kuszący. Zapamiętał się w pląsach, zapominając ze tam pod ściana nie siedzi jego Dorian, który uwielbiał chwile, gdy Michaś tak bardzo zapamiętywał się w tańcu. Zapomniał i zaczął poruszać się w stylu, jaki Dorian lubił najbardziej. Prowokacyjnie kręcił biodrami, sunął dłońmi po swym nagim torsie i pośladkach, uśmiechał się i kusił. W pewnej chwili przejechał palcami po lustrze, zbierając z niego kurz a następnie pozostawił na swej wilgotnej od potu skórze ciemne pręgi, gdy dłoń przesunęła się po jego klatce piersiowej. Wyciągnął dłonie w stronę Jamesa.] Zatańczysz ze mną? [Pytanie samo uciekło z jego ust i poszybowało do chłopaka.]

[Czuł, jak jakaś niewidzialna siła ciągnie go do góry i podrywa z parkietu. Wyciągnął rękę do Michaela, w którą się wpatrzył ze zdziwieniem. Gdzieś w środku coś protestowało, ale chęć, jaka go naszła była od tego uczucia silniejsza. Chwycił delikatnie dłoń chłopaka i stanął na równych nogach wbity w podłogę. Zrobiło mu się głupio po tym, co zaprezentował dzieciak.] Ale ja nie potrafię. [Mruknął pierwsze lepsze zaprzeczenie i uśmiechnął się głupio pod nosem, przenosząc spojrzenie wyżej na oczy tancerza. Jakoś nie wyobrażał sobie ich razem, w tańcu, bo mimo tego, że nie było to nic złego, to jednak coś nadal i wciąż nie pasowało Jamesowi. Musiał się zdać na drugiego chłopaka, bo sam nie był w stanie zrobić kroku.]

Każdy potrafi tańczyć, James. Tylko nie każdy pozwala sobie na to by dać się ponieść. [Uśmiechał się do chłopaka przyjaźnie. Widząc, jakie zmieszanie wywołała na jego twarzy propozycja tańca, zobaczył w nim jeszcze bardziej normalnego człowieka niż przed chwila. Teraz dało się zauważyć ze chłopak ma uczucia. Ze ma ich całkiem sporo i całkiem ludzkie. Michael uchwycił pewnie jego dłonie, splótł ich pace i uniósł w górę, na wysokość ich torsów.] Nie spuszczaj spojrzenia na nogi. Nie patrz na to gdzie i jak stawiasz stopy. Skup się na mojej twarzy i pozwól by ciało reagowało na każdy dźwięk muzyki i każdy ruch mojego ciała. Zapomnij na chwile, kim jestem i pozwól się poprowadzić w tańcu. [Nie rozkazywał i nie nakazywał. Mówił spokojnym, melodyjnym głosem, ze szczerym uśmiechem na twarzy. Nie był mistrzem tańca i nie czuł się nim, ale wiedział, od czego James powinien zacząć i zdawał sobie sprawę z tego, ze sytuacja może być dla chłopaka dziwna i krępująca.]

[Podczas, gdy James miał zamknięte oczy, Michael doskonale widział uczucia, malujące się na jego twarzy. Nie odezwał się już ani słowem. Podobało mu się, ze chłopak się rozluźnił i że pozwolił by jego ciało poczuło muzykę i poddało się jej. Czuł doskonale jak chłopak zaczyna płynąc w takt dźwięków płynących z odtwarzacza. Uśmiechał się do niego, mimo ze ten tego nie widział. Jego radosna dusza śmiała się razem z nim i cieszyła obecnością Jamesa. Mimo tego, ze przecież był to jego niedoszły a może i przyszły wróg. Miał ogromne pokłady zaufania do ludzi i szybko otwierał swe serce na nowe znajomości. Bardzo często później tego żałował, ale nie potrafił być innym człowiekiem. Prowadził Jamesa w tańcu przy taktach wiązanki utworów, która idealnie współgrała z nastrojem. Była taneczna i lekka, dawała poczucie wolności i swobody.]

[Odebrał chłopakowi prowadzenie samoistnie. Lubił czuć władzę i uczucie, że ktoś może się na nim oprzeć tak, jak zaufał mu Rage w sprawie Michaela. Przyciągnął chłopaka trochę bliżej, a nawet otworzył oczy. Nie interesowało go już, czy to chłopak, czy dziewczyna. Uśmiechał się, ponieważ sam w sobie taniec sprawiał mu przyjemność i radość, więc było mu teraz obojętne, kto z nim tańczył. W pewnej chwili nawet podniósł w tej radości blondyna i okręcił się z nim dookoła.] Było fajnie. [Wyszczerzył się, kiedy tylko muzyka zmieniła się na powolniejszą. Wolał nie ryzykować przelewania swojego podniecenia, na coś zupełnie innego. Musiał jakoś wybrnąć z sytuacji, by Michael sobie nic nie pomyślał. Potańczyli, zajęli się czymś, było bardzo fajnie, ale na tym miał być koniec. Może jeszcze skusi się ta taką odskocznię od codzienności. Teraz jednak poczochrał i tak już potargane włosy tancerza, stojąc w miejscu by uspokoić oddech.]

Tak. [Uśmiech na twarzy chłopaka zalewał pomieszczenie radością. Cudownie mu się tańczyło, mimo ze nie podejrzewał chłopaka o taką delikatność i wdzięk w pląsach. Spodobało mu się, kiedy James zaczął prowadzić i bez problemu poddał się jego władzy podczas tych kilku minut. Potrafił tańczyć i w ten sposób. Jeszcze, kiedy jego włosy zostały potargane przez chłopaka w jego głowie brzęczała radość spowodowana podniesieniem i obrotem. W tamtym momencie czuł się szczęśliwy. Chwilowo i ulotnie, ale jednak. Czuł jak płynie nad parkietem, trzymany w silnym uścisku męskiego ramienia i cholernie mu się to podobało.] Jesteś całkiem dobry. Oszukiwałeś z tym Twoim 'nie potrafię'.

Po prostu mnie zaskoczyłeś. [Odparł nieco spokojniej, ale dłoni z włosów chłopaka nie ściągnął. Chwytał pojedyncze kosmyki w palce i podnosił, by stawały w przeróżnych kierunkach. Robił to z namysłem, jakby doszukiwał się w tej fryzurze czegoś niezwykłego.] Poza tym, ja umiem dużo rzeczy i wbrew wszystkiemu nie włóczę się nocami z tymi mocarzami po klubach i zadymach. [Dodał bardzo szczerze, kończąc swoje dzieło z poważną miną.] Teraz wyglądasz uroczo, jak strasznie rozczochrany pisklak. [Roześmiał się i zwrócił na pięcie by zabrać porzuconą koszulkę. Nie powiedział nic więcej, chociaż uśmiech po chwili powagi pojawił się ponownie i trwał, razem ze zmęczeniem, jakie ogarnęło Jamesa.]

Pff... [Mruknął, odwracając się w stronę luster. Podszedł bliżej i starł z nich warstwę kurzu, brudząc sobie w ten sposób rękę. Ale kto by się przejmował takim szczegółem jak kurz na ręce. Przekrzywił głowę na bok, przyglądając się swojemu odbiciu z uśmiechem. Fakt, wyglądał inaczej, ale żeby zaraz kurczak... Wzruszył ramionami i odwrócił się tyłem do zwierciadła. Czas mijał nieubłaganie, więc lada chwila powinni wracać do swoich światów. Dziwne, ale nie sprawiało to radości Michaelowi.] Wiesz, nie możesz mieć pretensji o to, ze ludzie mają o Tobie takie a nie inne zdanie, jeśli głównie widują cię właśnie w takim towarzystwie.

Widzisz, dlatego stwierdzam, że niektórzy ludzie są płytcy. Nie mówię o akcjach takich, jak ostatnio. Z resztą, byłeś pewnie tak spanikowany, że nie kojarzysz, że mnie tam nie było. [Odwrócił się przodem do Michaela, a jego koszulkę przerzucił przez ramię, w akcie protestu przed kolejnym wysiłkiem. Miał ochotę coś zjeść i wypić, a nie udawać się na kolejne zajęcia.] I owszem, wyglądasz, jak kurczak. [Uraczył chłopaka promiennym uśmiechem, po czym złapał się za warczący wściekle brzuch.] Nie chce mi się iść na zajęcia... Nie masz ochoty na pizzę? [Nieważne, że na wiele zajęć James nie chodził. Mógł urwać z jednych Michaela, a i miałby potem pewność, że chłopaczek dotarł bezpiecznie do domu. Mógłby go w sumie odprowadzić... Nie, nie. To chyba nie jest, aż taki dzieciak, chociaż... W głowie Jamesa znów przewijało się mnóstwo myśli, a zakończył je jednym, stanowczym pytaniem.] Idziemy na pizzę? Proszę. [Dodał jednak po chwili ciszej.]

Pizza... [Zastanawiał się. Ciężko się zastanawiał, bo pizza kusiła a jednocześnie nigdy nie opuścił zajęć z takiego błahego powodu. Niemniej, sama perspektywa wyjścia z Jamesem stała się nagle bardzo kusząca. Pokazać się z nim w miejscu publicznym i wiedzieć, że ten nie wstydzi się jego obecności... Tak, to było zdecydowanie kuszące. Uśmiechnął się szczerze i radośnie.] Tylko muszę umyć ręce, bo te lustra... [Wskazał na zwierciadła brodą i roześmiał się. Po chwili wyłączył odtwarzacz i ruszył do wyjścia. Nadal półnagi i nadal brudny. Nie ma to jak elegancki wygląd w szkole. Ach, no i oczywiście nadal z kurczakową fryzurą.]

Czekaj, stój... [Zatrzymał go gwałtownie za ramię, zanim przekroczył próg sali.] Słuchaj... A w zasadzie, nie. Co będzie, to będzie. [Chciał mu powiedzieć, że muszą uważać na korytarzu by nie wpaść na kolegów Jamesa. Michael był w normalnym stanie. Nic znikąd mu nie leciało, nie skręcał się z bólu, chociaż powinien. James nie bał się, że obwinią go o to, że się z nim zadaje, nie. Miał swoją wolę i wcale nie musiał się ich słuchać. Bał się tego, że oni sami dokończą dzieła na jego oczach, a on nie będzie mógł nic zrobić. Wszystko się mogło zdarzyć i ogarnął go z tego powodu niewyjaśniony strach.] Dobrze, chodźmy. Do najbliższej łazienki... [Wymyślił jakiś kompromis. Oby tylko nie natknęli się na przerwę, a na środek zajęć. Chłopacy byliby wtedy na zajęciach rzeźbiarskich. Ruszył, nie przestając ściskać Michaela za ramię, dla pewności.]

James... [Jęknął, usiłując wywinąć się z tego, jakby nie było, dość bolesnego uścisku. Chłopak najwyraźniej nie kontrolował siły z wrażenia. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, ze właśnie robi tancerzowi niezamierzoną krzywdę. Kiedy udało mu się wreszcie wyswobodzić, zaczął rozmasowywać sobie obolałe ramie, podczas spaceru do łazienki. Nie obwiniał Jamesa o nic, ale widział wyraźnie, ze coś go dręczy i coś nie jest całkiem tak jak być powinno. Kiedy tylko weszli do łazienki odkręcił wodę i przyjrzał się sobie w lusterku. Dość szybko doprowadził się do ładu i wytarł w papierowe ręczniki. Miał nawet zamiar ugłaskać sobie włosy, ale zrezygnował z tego. Niech zostaną. Skończywszy, odwrócił się plecami do umywalki, oparł o nią tyłkiem, założył ręce na pierś i zmrużył oczy, patrząc na chłopaka poważnie.] Okę, o co chodziło? Zwątpiłeś? Nie chcesz ze mną nigdzie iść? Spoko, przywykłem do tego i nie robi mi to różnicy. I tak jestem wdzięczny za łagodne potraktowanie. Nie jesteś mi nic winien.

Michael, słuchaj... [Westchnął ciężko i podszedł do chłopaka, opierając ręce o umywalkę obok jego bioder. Nie zauważył, że stoi na tyle blisko, że gdyby ktoś wszedł, mógłby pomyśleć coś niestosownego. Uśmiechnął się delikatnie, lustrując wzrokiem jego obronną minę, a w szczególności oczy, w których pojawiał się zawód.] Nie chcę, by ci zrobili krzywdę. Nie boję się o siebie, rozumiesz? Boję się o ciebie. Nie dam im rady, jeżeli się na ciebie postawią w mojej obecności. Znam tylko ich, reszta mi nie pomoże i to ty będziesz na straconej pozycji, tobie się stanie krzywda, nawet, jeżeli mi coś zrobią. Nie chce tego. [Mówił powoli i poważnie, chociaż cały czas się uśmiechał, jak do małego dziecka, z czułością. Mógł sobie tylko wyobrażać, jakby go potraktowali, a nie chciał tego. Zwłaszcza teraz, gdy okazało się, że chłopaczek wcale nie jest niczemu winien, że jest ofiarą ich żartów, kpin. Było mu po prostu przykro z ego powodu, bowiem nienawidził niesprawiedliwości.]

Zadziwiasz mnie James. Zadziwiasz mnie bardziej niż Rage. Zaczynam stwierdzać, że nie znam ludzi z tej szkoły. Od kiedy obchodzi Cię to, co się ze mną stanie? [Przekrzywiona na bok głowa i delikatny uśmiech, sprawiły, ze chłopak wyglądał przeuroczo. Był taki niewinny w swojej niewiedzy i taki delikatny. Gdzieś tam w środku krył się chłopak, który potrafił ciężko ćwiczyć i potrafił wygarnąć na głos coś, co mu się nie podobało. Tylko nie w obecności takiej ilości chłopaków. Gdyby było ich tylko dwóch. Gdyby wiedział, ze w każdej chwili może pojawić się ktoś, na kim będzie mógł polegać... Tak, wtedy nie byłby taki przerażony. Nie rozbiłby z siebie ofiary. Ale dzisiaj rano był zupełnie sam, więc nie potrafił zapanować nad lękiem. A teraz, kiedy usłyszał od Jamesa, że ten martwi się o to, co się z nim stanie, poczuł jak serce mu rośnie. Jego brązowe oczy zalśniły a dłonie same powędrowały na policzki, pochylającego się nad nim chłopaka. Mało go obchodziło czy ktoś wejdzie czy nie i czy to ostatnia ich rozmowa czy jedna z wielu.] To, co powiedziałeś było zajebiście miłe, wiesz? Nie boisz się, że tracisz właśnie w moich oczach? Ze przestaję myśleć o tobie, jak o jednym z homofobów, których powinienem unikać?

[Odchrząknął głośno i uśmiechnął się nieco bardziej diabelsko, po czym spojrzał na dłonie na swych policzkach i nachylił się jeszcze bardziej. Nie do ust chłopaka, broń boże, ale do jego ucha. Chcąc nie chcąc musiał zdjąć jedną dłoń ze swojego policzka.] Masz dar przekonywania do siebie ludzi i naprawdę guzik mnie obchodzi opinia innych ludzi. Jeżeli oni będę fair wobec nas, to damy sobie z nimi radę, bez sposobów Doriana i bez troski Rage'a. W drodze wyjątku, to nawet... [Wahał się z samego rana, ale teraz pociągnął do siebie chłopca i przytulił połową ciała klepiąc po plecach. Po chwili tej sztywnej czułości, odchrząknął ponownie i puścił go wolno, wyciągając koszulkę.] Nie pójdę z tobą po mieście jedynie, jak będziesz tak wyglądał... [Zaakceptował jego negliż ruchem dłoni wzdłuż ciała Michaela, jakby go komuś pokazywał, albo coś.]

[Przyjemnie było słuchać głosu Jamesa tuż przy uchu. Miło się robiło, mając świadomość tego, że chłopak przestał myśleć o nim jak o swojej ofierze. Sama jego bliskość dawała Michaelowi pewność, ze nigdy już nie zostanie przez niego skrzywdzony. A jeszcze te słowa, które usłyszał. Serce zaszalało w jego piersi a oddech zatrzymał się na dłużej.] Zawsze mogę też zdjąć spodnie. [Roześmiał się bardzo złośliwie i z groźnym błyskiem w oczach, wsunął palce za pasek swych spodni. Wiedział, ze igra z ogniem, ale nie zrażało go to, bo miał chęć zobaczyć jak chłopak się czerwieni ze zmieszania. Nie wiedział dlaczego, ale przeczuwał, ze to, co się między nimi rodziło może się przeistoczyć w całkiem przyjemną znajomość. I, o dziwo, nie miał nic przeciw temu.]

Może i nie lubię chłopców tak, jak ty ich lubisz... [Nadal trwał w tej samej pozycji, a nawet po chwili zrobił krok i ustawił się w pozie konesera aut, przyglądając się Michaelowi ze zmrużonymi oczami. Nie zmieszał się, raczej upajał się tym, że będąc normalnym facetem potrafi tak działać na innych, jak zadziałał na Michaela. Sprawiło mu to wielką przyjemność ku zaskoczeniu samego siebie.] Ale uwierz mi, że nic nie stoi na przeszkodzie, byś się przede mną rozebrał. Tylko, że jak to zrobisz, to obiecuję ci, że wystawię cię za drzwi i zabiorę ubrania... Za karę. [Droczył się, ale nie uśmiechnął. Trwał z dość poważną i niezmiennie oceniającą miną, dochodząc do wniosku, że w sumie nawet chciałby, by Michaś się rozebrał.]

Za karę? O, wypraszam sobie. Moje ciało nie sprawia nikomu bólu swym widokiem i nie zasługuję na karanie mnie za to, że je pokazałem. Pfff... [Prychnął, zabierając palce z okolic paska i porywając z ramienia chłopaka swoją koszulkę. Mimo tego, że chłopak zapewniał go o utracie chęci na krzywdzenie go, to jednak nadal pozostawał tym samym, który potrafił spowodować jego lęk. Nadal był od niego silniejszy i mógł bez najmniejszego problemu stłuc go na kwaśne jabłko. Nie wiedział, kiedy chłopak mówi poważnie, a kiedy żartuje. Wiedział natomiast, ze jego słowa znów wywołały u niego nieprzyjemny skurcz żołądka, oznaczający lęk. Poczuł się nagle taki nagi i taki bardzo nie na miejscu. Jedyne, czego chciał to skryć się pod materiałem koszulki, by James nie widział już jego ciała.]

Po pierwsze, skończ. Nie musisz się mnie bać, a widzę, że się boisz. Po drugie, powiedziałem ci, że masz naprawdę ładne ciało i mówi ci to normalny chłopak. Jakbym był gejem to na sto procent bym się tobą zainteresował. [Powiedział łagodnie, kręcąc głową i cmokając między zdaniami niecierpliwie. Znów miał ochotę poczochrać chłopaka pieszczotliwie i jednocześnie nieco nagannie za głupiutkie myśli. Nie czuł się potworem, chociaż tak go malowała społeczność. Nic o nim nie wiedzieli, a jeżeli chcieli się dowiedzieć, to musieli się postarać i odrzucić stereotypy ‘groźnego chłopca’. Nie był też przecież dzieckiem, by denerwować się o byle co i chyba był zbyt inteligentny, by odbierać wszystko dosłownie. W każdym razie uśmiechnął się po chwili i rozluźnił pozycję, do bardziej naturalnej, głaskając wzrokiem resztki nagiego ciała Michaela.] Co do rozbierania… A może nie. Nie powiem ci, bo uznasz, że jestem zboczeńcem. [Roześmiał się, patrząc teraz na zapewne zdziwionego dzieciaka i podszedł do niego, by dokończyć wciągać koszulkę na jego ciało.] Pizza nam wystygnie, mój drogi, a jak jestem głodny, to robię się zły. Chodźmy więc. [Skoro już podszedł tak blisko, to jednak wyciągnął dłoń i poczochrał chłopaka po włosach. Musiał przyznać, że Michael miał naprawdę ładne i miękkie włosy.]

Wiesz, czego nie lubię? [Zapytał, patrząc uważniej na chłopaka, który tak troskliwie odziewał go w koszulkę.] Nie lubię, kiedy ktoś zaczyna zdanie i go nie kończy. Jeśli więc nie chcesz, żebym kiedyś zrobił to samo to dokończ myśl, hm... [Uśmiechnął się do niego uroczym, słonecznym uśmiechem, kładąc dłonie na pasie chłopaka. Był przecież tak blisko. No i był tak bardzo troskliwy i taki inny niż zazwyczaj. Może faktycznie warto zawrócić sobie głowę i poznać go nieco lepiej? Michael zaczął zastanawiać się jak to będzie, jeśli kiedyś usłyszy od Jamesa, że jest świetnym przyjacielem. Przecież potrafił takim być. Wiedział o tym, bo wiele razy to słyszał. Myśl o przyjaźni z niedoszłym oprawcą wydała się blondynowi bardzo zabawna, więc roześmiał się w głos, opierając czoło na piersi chłopaka, dokładnie wtedy, gdy tamten potargał mu włosy. To był bardzo przyjemny gest ze strony Jamesa, choć pewnie on sam nie zdawał sobie z tego sprawy.] Pizza nie ucieknie. [Dorzucił słysząc miganie się chłopaka od dalszych rozmów.]

['Niech nikt teraz nie wchodzi, błagam...' Przemknęło mu przez myśl, bo wcale nie przeszkadzało mu, że chłopak się do niego niemalże przytulił. Czuł się dziwnie, a brew samoistnie podjechała mu w górę, gdy przesunął palce na kark Michaela i podrapał go.] Fotografuje trochę. [Przyznał na temat tego, czego nie dokończył i zacisnął zęby, nie chcąc kląć głośno. Kiedy dzieciak był tak blisko, miał jeszcze większą ochotę go przytulić. Czuł tłukące się serce w piersi i miał wrażenie, że słyszy je cała szkoła, a nawet nieobecny Rage.] Michael, powinniśmy iść. [Nawet nie zauważył, jak szepta i może zdążyłby pomyśleć coś jeszcze, ale w łazience rozległ się dość rytmiczny dźwięk telefonu. James w mgnieniu oka wykorzystał sytuację, by się odsunąć, inaczej staliby tam tak do rana. Uśmiechnął się jeszcze, kiedy przykładał telefon do ucha. Rozmowa nie trwała długo i składała się niemalże z samych zapewnień Jamesa, że Michael jest cały i zdrowy, a nawet dorzucił szczerze, że wybiera się z nim coś zjeść. Gdy telefon powrócił do kieszeni, odetchnął z ulgą.] Rage dzwonił, nie dotarł dzisiaj na zajęcia, znów się źle czuje. [Wyjaśnił młodemu i skinął głową w stronę drzwi.] Idziemy?

Ale jak nie dotarł? Co mu jest? [Michael zdawał się nie pamiętać niczego z przed chwili. A było tak zadziwiająco miło i tak dziwnie... Przyjemnie? Chyba tak, o to właśnie mu chodziło. Było mu przyjemnie, kiedy James nie uciekł, nie odsunął się, nie zrugał go za jego bezpośredniość a jego głos zamienił się w szept. Teraz jednak ważne było to, co dzieje się z Ragem. Popatrzył na Jamesa zalęknionym i zatroskanym spojrzeniem.] Przecież Dorian będzie go... [Nagle dotarło do niego, ze być może powiedział właśnie o dwa słowa za dużo. Niczym czterolatek, który nagle wychlapał wielką tajemnice, Michael zaczerwienił się aż po same uszy i zakrył twarz dłońmi.] Nie powinienem się odzywać. Nie powinienem. [Pokręcił głowa, ruszając do wyjścia. Pizza! Tak, pizza to idealny powód by zatrzeć każde słowo, które przed chwila padło z jego ust i każdy gest, który ośmielił się wykonać.] Pizza... [Wyszeptał, łapiąc za klamkę i otwierając drzwi.]

2 komentarze:

  1. Jak możesz kończyć w takim momencie:( a|e sama notka to mistrzostwo, jak zayk|e i bardzo dobrze że Michae| nie jest ty|ko dodatkiem, a|e ma też swoją historię i może kto wie to początek nowej parki:) Pisz szybko next bo nie mogę się doczekać :) I chcę wiedzieć co jest za tymi drzwiami:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Michael jest strasznie słodki.Taki od razu do schrupania. Lubię takich małych, wygadanych głuptasów.Powinien jednak nauczyć się bronić sam. James dziwnie się zachowuje jak na zdeklarowanego heteryka. Wyraźnie czuje do chłopaka jakiś pociąg. Pasuje idealnie na ochroniarza delikatnego tancerza. Powinien trwać przy nim dzielnie na posterunku w dzień i w nocy.Ta para podoba mi się bardziej od poprzedniej. Jest w neij jakaś lekkość której tamta nie miała.

    OdpowiedzUsuń