wtorek, 18 września 2012

Rozdział XI [James]

Notka tysiąc razy została poprawiona, bo blogger nie chciał jej przyzwoicie wyświetlić. Nadal też dedykowana wszystkim niecierpliwym. Zważywszy na długość pierwszego akapitu, całą notkę znajdziecie pod 'czytaj więcej'. Enjoy ^^

[Obudziło go delikatne tyrpanie w ramię. Przetarł zmęczone oczy i rozejrzał się zaspanym wzrokiem po salonie.] Tata… Cześć… [Burknął, dostrzegając w końcu mężczyznę w średnim wieku – postawnego i przystojnego blondyna, który patrzył na niego uważnie, uśmiechając się, jak zawsze.] Dlaczego śpisz na kanapie? [Spytał, zabierając sobie ze stołu butelkę, której James nie zdążył nawet otworzyć. Chłopak spojrzał na ojca, prostując się z niewygodnej pozycji, w jakiej się znalazł, gdy sen na dobre ogarnął jego ciało i przeciągnął się kocio, nim odpowiedział.] Rage wpadł. Źle się poczuł i śpi u mnie w pokoju… chyba. [W zasadzie nie wiedział, czy chłopak czasami nie czmychnął, ale pewnie by go obudził. Musiał zobaczyć, czy coś się nie stało, więc podniósł się ociężale i nie zwracając uwagi na ojca, który klapnął sobie w fotelu, skierował się do swojej sypialni. Tak, jak podejrzewał, Rage spał w najlepsze i zdążył już skopać niemalże wszystko, co znajdowało się na łóżku blondyna. Dla pewności James zerknął jeszcze, czy chłopak oddycha. Poprawił pościel, dość brutalnie wpychając poduszkę pod głowę przyjaciela. Rage coś zamruczał, uśmiechnął się przez sen i James nawet nie wiedział, kiedy został pociągnięty za koszulkę wprost w ramiona pisarza oraz zamknięty w mocnym uścisku. Na szczęście Rage nie zdawał sobie sprawy z tego, że wcale nie trzyma swojego chłopaka w ramionach i nim James zdążył się oswobodzić, został uraczony porcją soczystych jęków, brzmiących nie inaczej, jak imię malarza.] Śpij Rage, śpij. W końcu kiedyś musisz… Będziesz nieprzytomny w pracy, jak nie będziesz się oszczędzać. [Mruknął do pisarza, po czym dał mu w ramiona swojego aligatora, poprawił włosy na nieco spoconym czole i z ciężkim westchnieniem powrócił do salonu, by porozmawiać z ojcem.] Wyrzuciłeś ich już? [Spytał, siadając przy mężczyźnie na kanapie.] Staram się, ale nie mam na nich nic. Wiesz, jak to jest… Wszyscy, o których mi mówiłeś boją się zeznać, a policja jeszcze nic nie zdziała, nawet, jakbym ją wezwał. Muszę ich przyłapać na gorącym uczynku. [Odparł pan Collins. Butelka, którą trzymał stała na stole, a on powoli rozbierał się w wizytowej marynarki i poluźniał wszystko, co dawało się poluźnić.] Wstrętne bachory… [Dyrektor przewrócił oczyma, ale po chwili uśmiechnął się do syna z powagą.] A powiedz mi, co robiłeś, jak uciekłeś ze szkoły, co? [Spytał dość chłodno, ale zielone oczy, tak bardzo podobne do oczu Jamesa, błyskały rozbawieniem.] W sumie nic… Wróciłem do domu z kolegą, zjedliśmy pizzę, potem trochę ogarnąłem, przyszedł Rage ze swoim kolegą no i został, a kolega poszedł. Tato… Mam pytanie. Co byś zrobił, jakby okazało się, że jestem gejem? [Nie mógł już tego w sobie dusić. Powiedzenie o tym Rage’owi wcale nie kojarzyło mu się z czymś przyjemnym i z ulgą. Kogo więc miał się poradzić, jak nie własnego ojca, tak bardzo otwartego na te sprawy?] No cóż… Rzekłbym, że wszystko zostaje w rodzinie. [Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, a potem roześmiał się.] Nie martw się, dasz sobie radę. [Pocieszył jeszcze syna, a potem rozmowa upłynęła im na rozmowie o byle czym. O szkole, o obowiązkach ojca, a w końcu i swobodnie o Michaelu, który wprawiał Jamesa w tak wielkie zakłopotanie.]

[James pozostał na kanapie, aż do samego rana. Nie wybierał się do szkoły i nawet nie zauważył, kiedy Rage opuścił mieszkanie. Uprzednio przyjaciel pozwolił sobie wziąć prysznic. Dawno nie czuł się tak wypoczęty, ale również nie miał zamiaru udawać się do szkoły. Powiedział przecież, że nie będzie go dwa dni i tego miał zamiar się trzymać. Postanowił ogarnąć mieszkanie, po wojnie, jaką stoczył z samym sobą. Zostawił Jamesowi liścik na stoliku, w którym wszystko wyjaśniał i obiecał się z nim jak najszybciej spotkać. Wyszedł wręcz w wyśmienitym nastroju. W takim, w jakim obudził się James, niedługo po jego wyjściu. Blondyn czuł się połamany i obolały, ale po serii porannych ćwiczeń wróciła mu na wszystko ochota. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił po doprowadzeniu się do porządku, było napisanie smsa do Michaela z propozycją spotkania. Miało się na nim okazać, czy to, co James czuł, było przejściowe, czy może wróci do niego, jak tylko zobaczy tancerza ponownie. Zapraszał go w smsie do siebie, bo jakżeby inaczej. Chłopak powinien był trafić bezproblemowo, a nim młody wrócił ze szkoły, James zabrał się za szykowanie obiadu i deseru. Tym razem deseru, na który składały się najprawdziwsze – domowej roboty – lody, o różnych smakach.]

[Zaraz po wyjściu z windy, wyjął telefon i wybrał numer do Michaela. Umówił się z chłopakiem na spotkanie za godzinę u siebie. Musiał podjechać do sklepu po jakieś przekąski i coś do picia. Zajechał w sam raz, by otworzyć drzwi i wpuścić przyjaciela do środka.] Jak tam, Młody? Nadal pełen entuzjazmu? [Widok chłopaka mówił sam za siebie. Rozeznania buzia, błyszczące oczy, zaczerwienione policzki. Dorian doskonale znał takiego Michasia.] Tak... [Ze śmiechem i niewinna mina Michaś potwierdził to, co Dorian już wiedział i cmoknął przyjaciela w policzek. Malarz roześmiał się. Po wejściu do domu wręczył mu opakowania z przekąskami, a sam udał się do kuchni. Przyniósł z niej szklanki napełnione do połowy lodem i postawił na ławie razem z colą. Michaś już zajął swoje ulubione miejsce w jednym z końców kanapy i zabrał się za pochłanianie paluszków. Dorian wiedział, jakie młody lubił i zawsze kupował mu dokładnie takie same: serowe z cebulą. Klapnął na drugim końcu kanapy i rozlał colę do szklanek. Kiedy podał Michasiowi jego porcję, puścił do niego oko.] Dałbym ci coś z prądem, ale cholernie nie chce mi się wozić cię do domu po nocy, więc... Ej, przecież możesz zostać! [Poczuł się jak z innej bajki. Ciężko mu się myślało po spotkaniu z Jamesem. Był zakręcony, jak słoik z ogórkami i poczuł się strasznie, kiedy sobie to uświadomił. Wstał z kanapy, wyciągnął alkohol z szafki i dolał do każdej ze szklanek po odrobinie.] Nic się nie stało. Przywykłem do takiego ciebie. Masz tak zawsze, kiedy zjawia się jakiś książę. [Michaś wyszczerzył się do niego w uśmiechu.] I tak, wiem, nie jesteś pewien jak to się skończy, ale będziesz się starał, a ja dzięki temu, że poznałem Jamesa, mam zastrzyk pozytywnej energii, więc powiem ci, że tym razem będzie dobrze. Musisz koniecznie pisać do mnie nocami, jak zawsze. Tylko pamiętaj, że ja będę zadręczał cię tym samym. [I tak do około drugiej nad ranem. Siedzieli, paplali, opowiadali sobie różne zdarzenia z całego dnia. Michaś opowiedział o spotkaniu z Jamesem, pomijając upojne pocałunki i zalotne spojrzenia, choć Dorian nie pytał, tak jak obiecał Jamesowi. Później Dorian opowiadał o tym, jaki jest Rage, omijając sprytnie wszelkie bardziej pikantne szczegóły, choć młody usilnie o nie wypytywał. Skończyło się na tym, że poszli razem spać, jak bywało bardzo często, a rano pojechali razem do szkoły. Michael oczywiście zakomunikował przyjacielowi, że dostał zaproszenie do Jamesa, a Dorian podwiózł go tam po zajęciach, życząc dobrej zabawy. Zastrzegł, że gdyby młody potrzebował podwiezienia do domu, to może pisać, lub dzwonić o każdej porze. Był do tego przyzwyczajony.]

[Dokładnie o wyznaczonej przez Jamesa godzinie spotkania, Michael zadzwonił do niego z parkingu. Było mu głupio tak pchać się na górę bez zapowiedzi, więc kiedy tylko pomachał na pożegnanie Dorianowi, wybrał numer do fotografa i czekał na połączenie, stojąc przed drzwiami windy.]

Cześć i wchodź! Obiad mi się przypa… la… [James z ledwością odebrał telefon, balansując garnkiem z jeszcze gorącym ryżem. Nie miał wyczucia, na kiedy zrobić obiad. Po prostu zdążył zadzwonić do taty i wypytać się go, kiedy klasa Michaela kończy zajęcia. W mieszkaniu roznosił się zapach kurczaka, warzyw i sosu, którym z resztą chłopak miał ubrudzoną całą koszulkę. Sądził, że zostanie mu kilka chwil na ogarnięcie się, ale przeliczył swoje możliwości. Wszystko przez to, że szykował dom na nie wiadomo, jak wystawne przyjęcia. Powycierał kurze, pomył podłogi – biorąc pod uwagę to, że Michael lubił ściągać buty i polerować panele skarpetkami – odkurzył też dywany, a nawet posprzątał u siebie w pokoju, co był chyba największym wyzwaniem w całym tym bałaganie. W między czasie usilnie wmawiał sobie, że to tylko kolejne spotkanie, a nie żadna randka, która chodziła mu po głowie. Dlatego też nie wyciągał z małej spiżarni wina, ani nie zapalił świeczek, chociaż takie stanęły na stole, przy którym mieli jeść. Nim się rozłączył, zdążył jeszcze dorzucić, że drzwi mieszkania są otwarte i by chłopak się nie wahał przed wejściem do środka.]

[Wszedł na górę. Znaczy, dokładniej mówiąc - wjechał windą, bo mimo tego, że tryskał energią, nie chciało mu się biegać po schodach bez potrzeby. Ktoś wynalazł windę po to, by z niej korzystać, więc Michaś nie omieszkał tego uczynić. Znalazłszy się na odpowiednim piętrze, odszukał bez problemu właściwe drzwi i nacisnął na klamkę. W mieszkaniu unosił się zapach jedzenia, pomieszany ze świeżością. Chłopak rozejrzał się bez słowa, zrzucił tradycyjnie buty i zamknąwszy za sobą drzwi, ruszył do środka.] James? [Szedł wolno w stronę wypoczynku, rozglądając się po mieszkaniu i szukając spojrzeniem chłopaka. Wydawał się być bardzo przejętym zaproszeniem. Na jego twarzy nie malowała się radość, jaka gościła tam niemal codziennie. Pojawiła się ona jednak bardzo szybko. Ledwie Michael zrobił trzy kroki, jego oczom ukazał się James, krzątający się w części kuchennej z wprawą i sprytem. Michael błyskawicznie rozpromienił się i ruszył w stronę chłopaka na palcach, jakby chciał by jakimś magicznym sposobem jego niewidzialne skrzydła uniosły go i postawiły tuż obok kolegi.] Co ty tam robisz? Zasmrodziłeś pół wieżowca. [Rzucił z rozbawieniem, zbliżając się do blatu i zaglądając w każde możliwe naczynie, jakie się tam znajdowało.]

Obiad, to się nazywa obiad… [Odetchnął głęboko, po walce z upartym ryżem, który przekładał do półmiska i spojrzał na chłopca, również się uśmiechając. Przyjrzał mu się uważnie, nie omieszkując przy tym się delikatnie zarumienić, mimo tego, że sądził, że wcale widok Michaela nie wywoła w nim aż tak gwałtownej reakcji. Poczuł się, jakby właśnie ktoś oddał mu coś, za czym cholernie tęsknił i na co z tym utęsknieniem czekał. Serce na kilka chwil przyśpieszyło tempa, ale musiał się skupić na obiedzie, więc opuścił spojrzenie z powrotem na ryż.] Pomożesz mi? [Wskazał na półmiski, które miały się znaleźć na stole. Był tam oczywiście uparty ryż, potrawka z kurczaka w sosie własnym z warzywami, kolorowa sałatka i właściwie to było wszystko, ponieważ deser – lody – stały w lodówce i czekały, aż panowie najpierw zjedzą konkretny posiłek.] Nie wiedziałem, czy lubisz, ale mam nadzieję, że będzie smakowało i że jesteś głodny. [Mruknął, zabierając półmisek z kurczakiem i sałatką, po czym skierował się do stołu, usilnie starając się nie myśleć o tym, że chciałby nieco czulej powitać blondyna.]

Głodny? Owszem, jestem głodny. [Wyszeptał Michael, wiodąc spojrzeniem po sylwetce Jamesa o wiele zbyt bezceremonialnie niż zazwyczaj. Na szczęście, James był zajęty półmiskami, które transportował na stół. Michaś złapał za ryż i ruszył za gospodarzem. Strasznie się cieszył, że przyjął zaproszenie.] Ale jeść też mi się chce. [Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. Postawił naczynie na stole i zamiast usiąść, wpatrzył się w stół. Tyle zachodu ze strony Jamesa dla jednego niepozornego Michasia? To było bardzo miłe. Chłopak obszedł mebel dookoła, wiodąc po jego skraju delikatnie samymi opuszkami palców, jakby bał się, że najmniejszy ruch spowoduje, iż czar pryśnie. Zatrzymał się po przeciwnej stronie, stając naprzeciwko Jamesa.] Jestem zaszczycony takim przyjęciem. [Wyszeptał, chowając ręce za plecami i patrząc na kolegę z wyraźnym zażenowaniem.] Gdybym wiedział, poprosiłbym Doriana by zajechał ze mną do sklepu po jakieś wino. [Ciężkie westchnienie, jakie wyrwało się z jego piersi odbiło się echem od ścian. Dłonie Michasia zacisnęły się w pięści. Poczuł się taki nieprzygotowany na przyjęcie, zgotowane przez Jamesa.]

To nie przyjęcie, to tylko obiad. A wino mam... [Odparł szczerze i gdy tylko odstawił na stół to, co trzymał w dłoniach, nachylił się do chłopaka. Spojrzał mu głęboko w oczy, nie przestając się uśmiechać i po chwili powiódł wzrokiem, po całej jego twarzy.] Obiad, z deserem. Potem możemy obejrzeć film, a potem... Kto wie? Mamy całe popołudnie i całą noc, o ile chcesz. [Zamruczał cicho, nie mogąc się temu oprzeć. Zrobił jeszcze pół kroku do przodu i z westchnieniem, przygarnął do siebie Michaela, przytulając go mocno. Nie zważał na to, że całą koszulkę miał w przeróżnych kolorach wychlapanego i wypryskanego jedzenia.] Muszę iść się przebrać, bo śmierdzę kurczakiem. Wrócę, a ty się rozgość przy stole. [Powiedział, nim się odsunął i poczochrał blondyna po włosach pieszczotliwie. Umknął mu do sypialni, z której po minucie się przemieścił do łazienki z czystymi ubraniami w rękach.]

Wcale nie musisz... [Jęknął, nim jeszcze James zwiał mu z pokoju. A było już tak miło i przyjemnie. Odprowadził uciekiniera spojrzeniem i kolejnym ciężkim westchnieniem. 'Noc'. Czy on na pewno dobrze słyszał? Czy James właśnie zaproponował mu pozostanie na noc? To było dziwne. A najdziwniejsze w tym wszystkim było to, jak James do niego podchodził. Nie bał się go. Nie unikał, jak przy pierwszym spotkaniu. Nie był nieśmiałym i niepewnym własnych pragnień młodym mężczyzną. Zaszła w nim jakaś zmiana. Może nikt inny nie był w stanie tej zmiany wyłapać, ale Michael wiedział, czuł, widział, że z Jamesem dzieje się coś dziwnego. Niemniej to coś, powodowało, że w brzuchu Michasia zaszalały motyle. Przez cale jego ciało przeszedł dreszcz oczekiwania i wzbierającej w nim radości. Od czubka głowy, aż po same końce palców u stop przebiegły go przyjemne dreszcze, kiedy patrzył jak chłopak znika w sypialni. Siadając przy stole nadal czuł na swoim ciele dłonie Jamesa, obejmujące go na powitanie, a przed oczyma miał ten niespodziewanie prowokujący wzrok chłopaka. Uśmiechnął się do siebie. Wyjął z kieszeni telefon i wystukał na nim krótką wiadomość do Doriana: "Zostaje na noc. Miłego wieczoru. Nie martw się o mnie." Tak, dokładnie w chwili, gdy pisał sms, podjął decyzje o pozostaniu na noc u Jamesa. Zawsze przecież może zmienić zdanie. Poza tym jeszcze nie powiedział o niczym gospodarzowi.]

[Powrócił po dziesięciu minutach, które były dla niego za krótkim czasem, na zrobienie się na bóstwo. Miał ochotę na kąpiel, ale tylko się ochlapał, przebrał i zaczesał włosy do tyłu, by mu nie przeszkadzały. Nie był pewien siebie, to samo automatycznie przychodziło. Jeszcze większa niepewność dotarła do niego, kiedy znalazł się w łazience sam na sam ze swoim odbiciem w lustrze. Nie omieszkał uderzyć się mocno w policzek, by opanować emocje i wyrzucić sobie, że tylko reaguje tak dziwnie na Michaela, a nie na przykład na Doriana, czy chociażby Rage'a. Rozmowa z ojcem pomogła, ale nie na tyle, by rozwiać wszelakie wątpliwości.] Jestem. [Oznajmił, nadal podarowując Michaelowi szeroki uśmiech. Cieszył się, że chłopak znów go odwiedził, a skoro teraz utwierdził się w przekonaniu, że jednak to nie było jednorazowe uczucie względem tancerza, był jakoś spokojniejszy, a przynajmniej pewny jednej rzeczy w stu procentach. Chcąc nie chcąc, chłopaczek działał na Jamesa, jak magnes i nic tego nie mogło zmienić.]

Ja... Również. [Zanim powiedział, co chciał powiedzieć, zabrzęczał jego telefon, który położył na stole. Michael podniósł go i odczytał wiadomość z szerokim uśmiechem na ustach.] Masz pozdrowienia od Doriana i... [Michaś uśmiechnął się jeszcze szerzej i podrapał się po głowie z zastanowieniem.] Najlepiej będzie jak Ci przeczytam, hm? [Powrócił spojrzeniem na ekran telefonu, by odczytać wiadomość od przyjaciela.] 'Przekaż Jamesowi, że jak nie wrócisz za dwa tygodnie to odwiedzę go z pułkiem wojska i odbije swój skarb.' [Michaś parsknął śmiechem tak szczerym i tak swobodnym, że można się było bez problemu domyślić, iż wiadomość nie sprawiła mu ani odrobiny przykrości, a jedynie radość. Pozostała cześć była skierowana wyłącznie do niego. Były tam życzenia miłego wieczoru i dobrej zabawy bez zahamowania i bez trzymanki... Takie, zwyczajowe w ich przypadku zdania, przepełnione zrozumieniem i sympatią. Michael odłożył telefon na stół. Po chwili jednak zgarnął go ponownie i wyłączył dźwięki.] Ok, tak lepiej. Wiem, że Dorian już więcej nie zadzwoni, ani nie napisze, ale w razie, czego... [Tym razem telefon legł na dobre na stole, a Michaś wstał z krzesła, wsuwając dłonie w kieszenie granatowych jeansów.] Nie gniewasz się za to, prawda?

Dlaczego miałbym być zły? [Nie rozumiał go z początku. Przecież Michael miał prawo pisać z Dorianem, a nawet z wieloma innymi osobami. Sam był szalenie opiekuńczym człowiekiem, więc wiedział, jakie to musi być dla kogoś ciężkie, nie wiedzieć, co dzieje się z drugą osobą, na której człowiekowi w jakiś sposób zależy.] To miłe, że się chłopak o ciebie troszczy, ale nie mam zamiaru cię trzymać tu dwa tygodnie... Chociaż, to by było ciekawe doświadczenie. [Stwierdził po chwili namysłu, zerkając na stojącego Michaela.] Dlaczego stoisz? [Spytał, i sam zasiadł blisko chłopaka. Naczynia również były poustawiane blisko siebie. James nie widział sensu, by zasiadać przy stole na przeciwko siebie, jak na randce, ani po dwóch, szerszych stronach stołu. To miał być przyjemny, przyjacielski posiłek.] W zasadzie, sam powinienem był zadzwonić do Rage'a, ale chyba szykuje się do pracy, więc nie widziałem sensu mu przeszkadzać. [Dodał jeszcze, przysuwając półmiski bliżej, by było im łatwo nabierać.]

Chciałem tylko... [Michaś spojrzał na Jamesa, który właśnie zajmował miejsce przy stole. Po chwili machnął ręką i zajął ponownie krzesło, na którym siedział wcześniej. Najchętniej wprosiłby się na kolana tego chłopaka, ale nie chciał tego robić. Nie chciał krępować Jamesa, który dopiero, co odzyskał, choć Michaś nie wiedział przecież, jaki James naprawdę jest, odrobine swojego 'ja'.] Napisz do niego. To będzie miły gest. Poza tym... [Michaś spuścił spojrzenie na swoje kolana i zarumienił się od przypływu pomysłów, jakie zakołatały w jego głowie. James nie chciałby usłyszeć ani jednego z nich.] Po prostu napisz, proszę. [Szkoda było patrzeć jak jedzenie stygnie. Chłopak nałożył sobie porcje ryżu, polał sosem i dorzucił do tego surówkę, która kusiła kolorami.]

Nie mogę do niego napisać. Rage nie ma telefonu komórkowego, bo go nękały byłe połówki i zrezygnował. Poza tym, jakby chciał, to sam by zadzwonił. Wie, że może, a ja się nie lubię narzucać. [Stwierdził, bez cienia smutku, czy żalu, że Rage właśnie tego nie zrobił. Również nałożył sobie dość solidną porcję i wskazał widelcem na Michaela, posyłając mu dość stanowcze spojrzenie, ale i uśmiechnął się jeszcze szerzej.] Dokończ, jak już zacząłeś. Wiesz, że nie lubię urywanych wypowiedzi. Nie lubię sobie dopowiadać, bo wychodzą z takiego myślenia głupoty. [Pomachał sztućcem i wbił w końcu widelec w kupkę mięsa na ryżu. Spojrzenia jednak nie przeniósł i nadal obserwował zarumienionego Michaela. Rumieńce mogły mówić bardzo wiele, więc musiał się upewnić nim palnie coś niestosownego.]

Nie. [Michael zapakował sobie do ust solidna porcje surówki. Uśmiechał się, na tyle, na ile było to możliwe. Pokręcił tez energicznie głową. Jego rumieńce powoli znikały z policzków.] Wiesz, co? [Ułożył sobie zęby widelca na ustach, przyciskając dolną wargę nieznacznie. Nie przeszkadzało mu to jednak w mówieniu.] Chciałbym usłyszeć, co takiego sobie dopowiedziałeś. Ale tak szczerze. Możesz udawać, ze mnie tu nie ma i ze zamiast mnie siedzi Rage albo stoi lustro. Chce wiedzieć, co takiego krąży po tej twojej niezbadanej główce. [Michaś pochylał się w stronę Jamesa z dość szelmowskim, ubarwionym pietruszka, uśmiechem. Miał szczera ochotę usłyszeć odpowiedz i był bardzo ciekawy czy chociaż w części pokryje się ona z prawda.] Obiecuje, że kiedy skończysz powiem Ci, co chciałem powiedzieć. [Przechylił głowę lekko w bok, zerkając na Jamesa, ale i delektując się kolejnymi porcjami posiłku.]

Nie wiem, co pomyślałeś, ale ten rumieniec nie mógł świadczyć o czymś nieprzyjemnym... Wiesz, ja ostatnio ciągle myślę o jednym, albo między nami, albo między nimi, z czystej ciekawości. Domyśl się więc, co mógł oznaczać dla mnie twój rumieniec. [Zdecydowanie myślał i myślał o tym wszystkim zbyt wiele. Niejednokrotnie jego myśli zapędzały go w niestosowne sytuacje, których poniekąd się bał, mimo tego, że był tym wszystkim zafascynowany za każdym razem tak samo mocno, gdy sobie to wyobrażał. Czuł, że może o tym powiedzieć Michaelowi, bo chłopak, jako jedyny i sam zainteresowany, go rozumiał doskonale. Westchnął delikatnie, a uśmiech zmienił się w bardziej nieodgadniony i rozmarzony, dopóki James jeszcze bardziej wymownie niż Michaś, zatkał sobie usta porcją potrawki. Usiłował się nad nią skupić i przełknąć, nim chłopaczek wypowie coś, co sprawi, że Jamesa zatka, albo zacznie się dusić i zejdzie z tego świata, nim się dowie o sobie wszystkiego, co chce wiedzieć.]

[Michaś zjadł ostatnią porcje posiłku, jaka pozostała na jego talerzu. Nie jadał wiele wiec zjedzenie nie zajęło mu całego wieczoru. Wysłuchał uważnie tego, co miał do powiedzenia James. Uśmiechnął się, odsunął talerz i wstał z krzesła. Stanął tuz za krzesłem, na którym siedział gospodarz, pochylił się nad jego ramieniem i mruknął mu prosto do ucha.] Nie myśl, James. Myślenie jest mniej przyjemne niż działanie. [Musnął na koniec ucho chłopaka ustami i pocałował go w policzek. Wiedział, że igra z ogniem, ale sprawianie, że James się rumienił było dla niego jak jedzenie najwspanialszego deseru na świecie.] Dziękuje, było bardzo dobre. Musisz mnie kiedyś nauczyć gotować. [Rzucił wesoło, gdy jego dłoń przesunęła się po karku fotografa, podczas gdy Michaś wracał do swojego talerza. Zgarnął go ze stołu i ruszył z nim do kuchni. Nie pomagał w szykowaniu posiłku to przynajmniej pomoże w sprzątaniu.]

[Przymknął oczy i zagryzł wargę, by tylko nie odwrócić się i nie zrobić Michaelowi krzywdy. Faktycznie chłopaczek igrał z ogniem, ale James wciąż nie był zły na niego, tylko na swoje reakcje. Dosłownie spłonął rumieńcem, od powstrzymywania się przed czymkolwiek, a kiedy tylko Michael poszedł do kuchni, nabrał głęboko w płuca powietrza i dokończył, ledwo skubnięty posiłek. Musiał chwilę odczekać, nim ruszył za chłopakiem, by wrzucić talerz do zlewu. On sam nie miał zamiaru zmywać, a i tak musiał pójść do kuchni, by wyciągnąć wino z szafki. Michaś miał na nie ochotę, więc dostanie kieliszek na smak i by przepłukać żołądek po jedzeniu.] Sięgnij do szafki, obok szafki nad zlewem i wyjmij kieliszki. [Mruknął, przystając z winem obok zlewozmywaka. Oparł się biodrem o szafkę, czekając aż chłopak spełni prośbę. Z winem mogli iść do salonu, a jedzeniem zajmie się później, o ile Michael nie był uczulony na niedbalstwo.]

[Zanim James dotarł do kuchni, Michael wymył swój talerz. Zabrał się tez do mycia tego, który dostarczył gospodarz, zerkając na owego z ukosa.] Wiesz, ze bardzo ładnie wyglądasz, kiedy się rumienisz? Gdybyś chciał, mogę zrobić Ci zdjęcie. Może nawet kilka. Nie będą takie profesjonalne jak twoje, ale przynajmniej zobaczysz, jaki jesteś przystojny. [Odłożył wymyty talerz na suszarkę, wytarł dłonie w spodnie na tyłku, tak z przyzwyczajenia i dopiero wtedy sięgnął po kieliszki. Trzymając je w obu dłoniach zamachał nimi na boki, stając naprzeciwko Jamesa z uśmiechem.] Mamy cala noc, wiec może się skusisz?

Oczywiście, że się skuszę, ale nie na zdjęcia. Na kieliszek dobrego wina. [Powiedział powoli, ale na kieliszki nie spoglądał. Patrzył uważnie na Michaela, jakby mu chciał przekazać, że woli się skusić na niego, niż na zdjęcia, czy wino. Szybko jednak odegnał te myśli i skinął głową w kierunku wypoczynku. Skierował się do niego, obejmując nieznośnego blondyna ramieniem i posadził chłopaka na kanapie, po czym sam na niej przysiadł obok i zapatrzył się chwilę w błękitne oczy swojego gościa.] Nie wziąłem... Korkociągu. [Powiedział cicho, macając butelkę bezwiednie dłonią, chcąc ją jednocześnie otworzyć, czego bez korkociągu nie mógł dokonać. Zerwał się z kanapy i po dosłownie kilku sekundach powrócił w obawie, że Michael mu ucieknie.]

[Kiedy tak na niego patrzył, Michael czuł to spojrzenie każdym nerwem swojego chłopięcego ciała. Te oczy, wbijające się w niego z taką intensywnością wyprowadzały go z równowagi emocjonalnej. Te kuszące usta, których smak tak doskonale pamiętał. Te dłonie, które zdawały się łaknąć jego dotyku... Dzięki bogu, ze James zmienił szybko zarówno temat rozmowy jak i miejsce, w którym utkwił spojrzenie. Z ulga przyjął miękkość kanapy. A z ogromnym rozbawieniem fakt, ze James był tak strasznie zestresowany i tak bardzo niezorganizowany. Kiedy pobiegł po korkociąg, Michaś zakrył twarz dłońmi i roześmiał się. Odczekał aż James wróci. Odczekał aż usiądzie i... Przesunął się w jego stronę, złapał za korkociąg, wyciągając mu go z dłoni. Położył go na lawie a sam usiadł okrakiem na kolanach Jamesa.] Posłuchaj... [Powiedział, wbijając w niego błękitne spojrzenie i kładąc dłonie płasko na jego piersi.] Jeżeli za chwile nie przestaniesz się tak bardzo stresować moja obecnością to wyjdę. Nie chce tego. Chce zostać. Nawet miesiąc, jeśli taka byłaby twoja wola. Ale masz się natychmiast przestać denerwować. Dobrze?

Ale... A... Ja nie... To nie o to chodzi... Ja się nie boję samego siebie najbardziej, boję się, że moje reakcje mogą być tylko zachcianką, a nie chcę cię zranić. Rozumiesz? Nie chce, żebyś był tylko moją zachcianką, nie nawykłem do tak przedmiotowego traktowania ludzi. [Wyrzucił z siebie i by nie patrzeć na twarz Michaela, objął go w pasie rękami i przyciągnął do siebie, chowając głowę w jego ramionach. Ciało zareagowało od razu, aż poczuł bolesny uścisk, któremu nie chciał się dać opanować. Kolejna fala krwi napłynęła do jego twarzy, czego na szczęście Michael nie widział teraz, a James za ten czas musiał złapać głęboki oddech.] Lubię cię, bardzo cię lubię. Nie wiem, dlaczego tak czuję, w końcu się nie znamy praktycznie. I nie chce, żebyś wychodził, co to to nie. [Przycisnął się do niego i jego samego do siebie mocniej, znacząc ścieżkę paznokciami na jego koszuli, jakby chciał tym pokazać, że mu zależy. W końcu też podniósł spojrzenie, a raczej odważył się je podnieść, bowiem twarz nadal skąpana była w czerwieni.] Nie będę się denerwować, ale proszę cię... Powstrzymaj mnie, kiedy to będzie konieczne. [Powiedział poważnie, nawet się nie uśmiechając. Znów wszystko inne przestało się liczyć - obiad, wino, a nawet deser, którym chciał Michaelowi sprawić niespodziankę. Widział przed sobą Michaela i nie chciał, by ciepłe dłonie chłopaka go zostawiały znów. Bardzo łatwo się do nich przyzwyczajał i zbyt mocno chciał je czuć.]

[Objął go ramionami, tuląc policzek do jego głowy. Serce mu krwawiło na sama myśl, jak teraz musi się czuć James. Nie, on sam nigdy tego nie przeżywał, aż tak, ale zdarzyło mu się zakochać w facecie, który nie miał z gejami nic wspólnego. Wręcz pałał do nich nienawiścią. No, może nie zakochać. To było raczej zauroczenie, które bardzo szybko minęło, gdy Dorian otworzył mu oczy na sprawy dość istotne i dość widoczne, kiedy się tylko otworzyło oczy. Wsunął palce we włosy Jamesa, masował mu głowę i całował delikatnie jego włosy.] James, nie mów tak. Nie znam Cię wieczność, ale wiem, ze nie bawisz się ludźmi. Wiedziałem to już wtedy, w sali baletowej, kiedy zgodziłeś się ze mną zatańczyć. Pamiętasz? Mogłeś mi wtedy zrobić krzywdę, a zatańczyłeś. [Kiedy poczuł na plecach paznokcie chłopaka aż wygiął się mimowolnie w jego stronę. Oczywiście, że nie chciał wychodzić. Oczywiście, że nie zrobiłby tego. Musiał jednak jakoś przekonać Jamesa, że nie może się aż tak stresować. Gdy chłopak podniósł na niego spojrzenie, uraczył go promiennym uśmiechem. Ujął jego twarz w dłonie i oparł czoło na jego czole.] A co, jeśli nie będę chciał cię powstrzymać? Co, jeśli chce tego samego i zrobiłbym wszystko byś się przełamał? Co wtedy, James? [Wyszeptał, drżącym głosem. Gładząc kciukami policzki chłopaka.]

Michael, ale ja wiem, że mogę się przełamać. Pragnę cię do jasnej cholery, nawet nie wiesz, jak mocno. Chyba nikt wcześniej na mnie tak nie działał i wiem, że to miłe, co mówię i prawdziwe, ale ja się boję. Boję się, że to się skończy, albo, że stwierdzisz, że się nie nadaje. Dużo rzeczy mi siedzi w głowie, a kiedy tylko dojdę do konkluzji jednej z nich, wtłacza mi się kolejna i tak w kółko. [Mówił powoli, bardzo powoli i bardzo poważnie, na jednym wydechu. W jego zielonych oczach krążyła mgła strachu. Bał się, że Michael poczuje się potraktowany, jak zabawka. Nadal się tego bał, chociaż wcześniej mu powiedział, że nie chciałby do tego doprowadzić. Jednakże tak naprawdę, nadal i wciąż nie wiedział, czego chce, więc musiał zakładać wszystko z góry - każdą możliwą opcję i każde rozwiązanie i każde zakończenie.] Co z tego, że pójdę z tobą do łóżka? Co z tego, że będę się z tobą kochał i oddam ci wszystko, skoro to może prysnąć, jak mydlana bańka? Chcesz tak? Chcesz być tylko obiektem mojego pożądania, czy chciałbyś, by to wypływało z zupełnie innego uczucia? [Już sam nie wiedział tak właściwie, dlaczego zadaje te wszystkie pytania, ale sprowadzały się one do jednego - do miłości. I chociaż to wszystko było poważne, to czuł, że z każdym słowem ma coraz większą ochotę, by pocałować chłopaka i przestać myśleć.]


[Nie uciekł, nie przerwał mu, nie odsunął się. Słuchał dokładnie każdego słowa, jakie padało z ust Jamesa z taką samą intensywnością. Patrzył na niego ze zrozumieniem. James był taki prawdziwy i taki zagubiony w tym wszystkim. Był jak dziecko, poznające świat. Dziecko, które dotknęło pieca i sparzyło się wiec teraz nie chce go dotykać, nawet przekonywane przez wszystkich, że jest chłodny. Siedział nadal na kolanach chłopaka i ani myślał się z nich zmyć. Poprawił się nieco by było mu wygodniej i by znaleźć się jeszcze bliżej tej zatroskanej i pełnej przemyśleń istoty. Zabrał dłonie z jego policzków, układając je ponownie na jego piersi. Tak mógł czuć bicie jego serca.] Wiesz czego chce, James? [Przekrzywił głowę lekko w bok i uśmiechnął się do chłopaka czule.] Chce cię poznać. Chce pozwolić by czas zdziałał swoje. By magia tego, co jest miedzy nami, zadziałała sama i by stało się to, co stać się musi. Chce pozwolić byś odkrywał mnie kawałek po kawałku i byś dał mi możliwość odkrywania ciebie. Nie dostaniesz mnie całego póki nie zyskam pewności, że tylko tego pragnę. Nie jestem Dorianem, którego związki zaczynają się od du... [Zamknął oczy i roześmiał się do niedokończonego zdania, które właśnie miał zamiar wypowiedzieć.] Od końca. [Powiedział z naciskiem, przekonując bardziej siebie niż Jamesa, że to właśnie takiego słowa chciał użyć przed chwilą.] No ale... [Pochylił się do twarzy chłopaka i musnął ustami jego usta, pozostając w tak bliskiej odległości, kiedy padły kolejne jego słowa.] Spróbuj mnie w sobie rozkochać, James. A obiecuje ci, że ja zrobię wszystko byś zatracił się w miłości do mnie.




4 komentarze:

  1. James niesamowicie się przejął tym obiadem. Przygotowany był jak do walentynkowej randki. Mieszkanko wysprzątane, świece na stole. Chłopak ma tylko jedną wadę. Za dużo myśli i analizuje zamiast cieszyć się chwilą. Zamiast dać Michasiowi buzi i nakarmić go lodami gada jak nakręcony i gdyba. Chwilami wychodzi z niego strasznie słodki głuptas.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sądziłam, że to powiem, ale... zaczynam lubić Michasia. Oczywiście, nie tak jak Rage'a, ale strasznie spodobało mi się jego podejście.
    Co do James'a... cóż, przyznam, że z początku wydawał się zupełnie inny. Taki typowy twardziel, który niczym się nie przejmuje. A tu proszę, mamy niespodziankę. Fakt, coś go do Słodkiego ciągnie od początku, ale teraz ta znajomość, mimo iż świeża, zaczyna przybierać wyraźniejsze kształty.
    Spokojnie mogę więc powiedzieć, że jestem ciekawa, jak ich relacja się potoczy. Nie wyklucza to jednak tego, że czekam na dalszy ciąg relacji Rage - Dorian. Bo jesio chwila i ta parka przebije tamtą...
    Mam nadzieję, że teraz nie będzie już przerw w rozdziałach. Bo z niecierpliwością czekam na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz |epsze masz te notki:) A ta podoba|a mi się bardzo no i James ma fajnego ojca:) Jestem ciekawa co da|ej. D|ugo czeka|am na notkę a|e by|o warto:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oni są słodcy. A James strasznie nerwowy. Bardzo dużo myśli. Rozważa wszystkie za i przeciw, ale to dobrze. Lepiej tak niż od razu działać, a potem znosić konsekwencje swoich czynów przez całe życie. Zależy mu, aby nie skrzywdzić Michasia. Po tym widać, że chłopak jest dla niego ważny.
    A Michaś wiadomo, że potrzebuje dużo miłości, czułości, ale i pieszczot. Ciekawe jak dawno z kimś nie był. Z Jamesem nie muszą iść na całość. A drobne pocałunki, dotyk nikomu nie zaszkodziły.
    Fajny jest ojciec Jamesa. Podoba mi się ten facet. :D

    A niecierpliwiec to ja. :DD

    OdpowiedzUsuń