sobota, 3 listopada 2012

Rozdział XLV [Rocco]

Rocco zakradł się do domu, wchodząc do swojego pokoju po drzewie i zaraz położył się spać. Nie chciał myśleć o tym co się wydarzyło. Nie dlatego, że przerażała go wizja zdarzeń, ale dlatego, że czuł się cholernie głupio, gdy uświadamiał sobie, jak bardzo niesprawiedliwie oceniał Chace'a. Mężczyzna okazał się przyjaznym i miłym człowiekiem, a on, na dobry początek, podejrzewał go o zapędy rodem z horroru.
Długo kręcił się na łóżku i walczył o sen. Długo myślał nad wszystkim i nie potrafił zrozumieć swojej głupoty. Obiecał sobie solennie, że już nigdy nie dopuści do takiej sytuacji. Zasnął dopiero około piątej, wiec kolejnego dnia spal aż do obiadu. Mama zaglądała do niego co jakiś czas i zanim zobaczyła jego otwarte oczy, zdążyła już zacząć się martwic, że syn jej się rozchorował. Była niedziela, więc nie kazała mu na siłę wstawać.
– Zejdziesz na obiad? – zapytała z wyraźną troską w glosie, gdy Rocco powitał ją nieśmiałym uśmiechem i cichym 'Cześć, mamo'
– Tak, tylko się wykapie, dobrze? – Wyszedł spod kołdry, a mama zniknęła na dole. Chłopak wziął długą, gorącą kąpiel i długo też stał przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Co zrobił po wyjściu z łazienki? Wyszperał z kieszeni spodni fałszywy dowód, połamał go i wyrzucił do kosza.


Chace również spał do południa. Nie dlatego, że nie mógł spać, a dlatego, że skończyli część pracy z ojcem dopiero nad ranem. Możliwe, że spałby dłużej, jak pan Collins, jednakże obudził go natarczywy dźwięk dzwonka, wydobywający się spod poduszki.
Pierwsze co zrobił po przebudzeniu, to sięgnął na stołek, gdzie odłożył swój telefon. Ten jednak milczał zawzięcie, a dzwonienie nie ustawało. W końcu, oprzytomniawszy lekko, wsunął dłoń pod poduszkę, załapując skąd tak naprawdę dochodzi hałas. Spojrzał na wyświetlacz, ale nie odebrał.
Urządzenie nie należało do niego. Więc do kogo? Przed oczami krążyły mu stada liter i liczb wyglądających, jak mrówki dopiero, gdy zmusił swój umysł do cięższej pracy, przypomniał sobie, że miał poprzedniego wieczoru gościa. Bardzo strachliwego, młodego, który najwyraźniej musiał zostawić telefon.
Odłożył go i jeszcze chwilę medytował nad białowłosym. Mieli się nigdy więcej nie zobaczyć, a tu niespodzianka. Najpierw jednak zapałał miłością do kawy i kiedy zwlekł się z łóżka, zszedł na dół do baru, by ją dostać. Seth dziwnym sposobem potrafił niewiele spać i przychodzić wcześnie – zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha.

Młody spędził popołudnie w towarzystwie rodziców. Zawsze doskonale się rozumieli i zawsze lubili spędzać ze sobą czas. Opowiadał o szkole, o tym co się zmieniło przez tydzień, a co pozostało takie samo.
W ciągu tygodnia nie było na to tak dużo czasu co w niedzielę. Zawsze praca, szkoła, obowiązki. Nawet czasami bywało tak, że widział tylko mamę, bo tato zostawał po godzinach albo tylko tatę, bo mama miała popołudniowe zmiany w szpitalu.
Dopiero około osiemnastej, gdy mama poprosiła go by zadzwonił do jednego ze swoich kolegów z pytaniem czy jego babcia czuje się dobrze, Rocco zaczął poszukiwania swojego telefonu. Wyrzucił wszystko z kieszeni. Poprzerzucał szuflady i rozkopał łóżko. Na koniec usiadł po środku tego bałaganu i zaczął myśleć nad tym, co wczoraj robił. Wprawdzie łapał się na tym, że miał luki w pamięci, ale był niemal pewien, że telefon został w klubie albo na parkingu.
Był zły. Obiecał Chace'owi, że się nie spotkają, więc nie mógł pojechać do klubu. Musiał poprosić mamę, by zablokowała kartę, więc musiał też wymyślić gdzie i jak zgubił telefon.

Mężczyzna wypił kawę, a nawet wypił i dolewkę, zanim doszedł zupełnie do siebie. Wziął gorący prysznic w klubowej łazience dla ‘specjalnych’ gości, przebrał się w rzeczy, które zostawiał tutaj za każdym razem, kiedy wyjeżdżał na dłużej, a potem jeszcze napisał do taty ckliwy liścik, zabrał telefon Rocco i zabrał też z baru hamburgera, którego miał zamiar po drodze zjeść.
Nie był do końca pewien, czy dobrze robi odwożąc chłopakowi urządzenie, ale był niemal święcie przekonany, że chłopak sam nie przyjdzie. Z resztą doskonale pamiętał, gdzie młody mieszkał.
Zajechał do niego około godziny piętnastej, ale nie wysiadł z auta. Musiał dokładnie pomyśleć co zrobić, by biedaka nie wydać, a jednocześnie nie wpędzić jego rodziców w podejrzenia. Był dorosłym facetem, a dorośli faceci nie powinni się kręcić obok takich małolatów.
Wcisnął się bardziej w fotel, mając nadzieję, że jakimś cudem chłopak wyjdzie z domu, rozpozna auto, albo będzie sam i będzie mógł go spokojnie zawołać.

– Mamo, ja zaraz wrócę! – Rozległ się krzyk Rocco, kiedy otworzyły się drzwi do jego domu i pojawił się w nich białogłowy chłopak. – Musze podejść do Brandona bo zdaje się, że zostawiłem u niego telefon wczoraj.
Po usłyszeniu odpowiedzi od mamy, chłopak zamknął drzwi, wsunął ręce w kieszenie spodni i ruszył powoli przez podjazd. Musiał się przejść i pomyśleć. Nie miał oczywiście najmniejszego zamiaru wracać do klubu, więc musiał wykombinować, jak wyjaśnić mamie, że musi zablokować kartę sim.
Idąc w stronę ulicy, kopnął jakiś nieduży kamyk i podążył za nim spojrzeniem. Wtedy to zobaczył coś, czego nie spodziewał się zobaczyć nigdy więcej.
Nieopodal domu stało czarne bmw. Aż zamarł. Wróciły wspomnienia poprzedniego wieczoru, choć wcale nie musiało być to to samo bmw.
Stanął w miejscu jak posag i patrzył to na samochód to na dom, z którego wyszedł, jakby się bał, że za chwile mama lub tato wyjdą na próg i skojarzą wszystkie fakty za sprawa tego jednego samochodu. Tak, inny człowiek ma wybujałą wyobraźnie jeśli chodzi o zdemaskowanie go.
Chace przysypiał na siedząco, kiedy doszedł go odgłos zamykanych drzwi domu naprzeciwko którego stanął autem. Otrzepał się i spojrzał na wychodzącą osobę. Miał szczęście, że nie był to nikt z dorosłych. Miał też nadzieję, że nikt z dorosłych nie zorientował się, że Chace stał pod domem kilka ładnych godzin nim Rocco ruszył się i z niego wyszedł.
Nie obchodziło go pod jakim pretekstem, ale doskonale widział jego zdziwienie i niepewność. Odpalił silnik i ruszył przed siebie, by zaparkować auto kilka domów dalej dla bezpieczeństwa.
Dopiero po tym wysiadł i czując się, jak jakiś oprych, pomachał dłonią do zdezorientowanego chłopca. Z tej odległości był jeszcze doskonale dostrzegalny, mimo zachodzącego słońca, więc Rocco nie mógł go nie rozpoznać. Teraz wystarczyło tylko poczekać – znów – aż dzieciak zbierze się w sobie i może skojarzy, że jego zguba się znalazła.
 Chłopak pojęcia nie miał o co chodzi Chace'owi, ale wolał do niego podejść, nim ten wpadnie na pomysł, by go wołać, albo przyjść pod dom. Nie zwróciłby nawet uwagi na to, że to Chace, gdyby nie to, że widząc, jak samochód rusza, musiał się upewnić, że odjedzie w nieznane, więc powiódł za nim spojrzeniem.
Teraz ruszył dość szybko w stronę mężczyzny, a kiedy się do niego zbliżał, na jego twarzy mimowolnie pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
– Dzień dobry. – Zatrzymał się w bezpiecznej odległości od mężczyzny, nie wyciągnął rąk z kieszeni, więc ten nie mógł widzieć jak nerwowo, to zaciskają się one w pięści to rozluźniają. – Stało się coś? – Nie chciał myśleć nawet o tym, co mogło się stać takiego, że mężczyzna przyjechał. Może jakiś jego znajomy nawywijał, a może to chodziło o niego samego?
– W zasadzie nic, ale zostawiłeś wczoraj telefon i chciałem ci go oddać. Zapewne już kombinowałeś, jak się usprawiedliwić rodzicom, prawda? – Chace też się uśmiechnął dość szeroko. Nie oczekiwał, że chłopak doceni jego starania i dobrą wolę, by przypadkiem nie wyszło, że wczoraj nie było go w domu. Wyciągnął z kieszeni zgubę i podał ją chłopakowi, przekrzywiając przy tym głowę w bok.
W tamtej chwili lepiej mógł się przyjrzeć Rocco. Ani oświetlenie klubu, ani oświetlenie jego małego składziku nie dawało pełnego obrazu i chociaż młody wyglądał, jakby miał pomarańczowe włosy przez łunę zachodzącego słońca, to przynajmniej dokładniej widział jego twarz.
– Nie musisz mi dziękować, ale fajnie będzie, jak przestaniesz się mnie bać, to naprawdę demotywujące. Czuję się, jak jakiś potwór, albo mafios, porywający młodych, niewinnych chłopców.
Na widok zguby oczy młodego błysnęły radością, a usta ułożyły się w pełen szczęścia uśmiech. Odebrał telefon z rąk mężczyzny i w pierwszym odruchu postąpił o krok w jego stronę z zamiarem uściskania go lecz tak samo szybko jak ruszył, tak samo się zatrzymał w miejscu. Nie znał jednak tego gościa, a wydawał się o wiele od niego starszy i poważniejszy.
– Dziękuje. Jest pan jak anioł, poważnie. I nie, ja się nie boje pana tylko... No.... Po prostu wczoraj...
Tak, teraz kiedy był już zupełnie trzeźwy to nie dość, że nie umiał mówić do Chace'a po imieniu to jeszcze było mu sto razy bardziej wstyd przed nim za swoje wczorajsze zachowanie. Spuścił wzrok na ulice i zaczął kopać w zdenerwowaniu drobne kamyczki jakie tam leżały.
– Nie zachowałem się jak trzeba. To było głupie, wiem ale... – Podniósł spojrzenie na mężczyznę, położył dłoń w miejscu serca. – Obiecuje, nie pojawie się tam. Poważnie. Nawet chciałem już powiedzieć mamie, że zgubiłem telefon.
– Wspominałem, byś mówił mi po imieniu? – Chace nie mógł tego przeoczyć, ponieważ mimowolnie skrzywił się na dźwięk słowa ‘pan’. Wsunął ręce w kieszenie i zakołysał się na piętach, marszcząc czoło. – Nie będę cię oceniać, nie jestem od tego. Wiesz, że zrobiłeś źle, ale już po kłopocie. Możesz przekazać swoim znajomym, że nie chce ich widzieć w klubie w następny weekend, a ciebie… No cóż, może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
Po chwili wyciągnął jedną dłoń z kieszeni i uścisnął policzek chłopaka, jak zawsze ściskają dobroduszne i kochające ciocie.
– Miło cię było widzieć. – Uśmiechnął się jeszcze ostatni raz nim ruszył do auta. Nie wiedzieć czemu widok chłopaka poprawił mu samopoczucie, a na trzeźwo wydawał się taki bardziej racjonalnie myślący i odważniejszy.
Rocco już miał cichą nadzieję, że mężczyzna powie, że chciałby go widzieć w przyszły weekend. Tylko dlaczego?
Miał szesnaście lat, a Chace był dorosły. Był gejem, a mężczyzna oznajmił mu wczoraj, że nim nie jest. Był dzieckiem, a tamten pracował i miał na głowie milion innych spraw niż zadawanie się z dzieciakami.
Na jego sercu zacisnęła się lodowata obręcz, a z oczu nagle zniknęła radość. Tylko uśmiech pozostał. Stracił na sile i zrobił się wybitnie grzecznościowy, ale chłopak nie potrafił już cieszyć się szczerze ze spotkania.
Właściwie dopiero teraz dotarło do niego jak bardzo ucieszył go widok mężczyzny.
– Do widzenia i jeszcze raz dziękuje, w takim razie. – Rzucił nim mężczyzna mu uciekł.
– Zapisałem ci swój numer na telefonie z nudów. Zadzwoń, jak będziesz chciał. – Chace wychylił się przez uchyloną szybę i posłał chłopakowi szczery i zachęcający uśmiech. Zawsze mogli porozmawiać, albo popisać. W końcu dla jednego i drugiego była to jakaś odskocznia, a Chace nie miał znajomych w mieście. Wszyscy porozjeżdżali się, albo pozakładali rodziny. Jemu się do tego nie spieszyło, wolał wolność.
Paradoksalnie lubił też nowe znajomości, a znajomość z Rocco taka właśnie była. Przede wszystkim jednak była niezobowiązująca i niemogąca się przekształcić w gorący romans, jak to bywało z koleżankami starszego z braci Collinsów.
Po chwili namysłu i kilku głębszych spojrzeń na białowłosego, utkanych uśmiechem, odjechał, by wrócić do pracy. Nudnej, ale koniecznej pracy.
– A... – Młody otworzył usta ze zdziwienia i przez chwilę nie wiedział co ma powiedzieć. Popatrzył na telefon, jakby ten miał podpowiedzieć mu jak powinien się zachować. Po krótkiej chwili milczenia posłał mężczyźnie rozbrajająco szczery i radosny uśmiech. Nawet jego oczy zdawały się uśmiechać.
– Ja... Jasne, dlaczego nie. – Nie było to być może najkwiecistsze i najmądrzejsze zdanie, ale biorąc pod uwagę fakt, że chęć Chace'a do podtrzymania znajomości z nim zbiła go zupełnie z tropu, był zadowolony, że cokolwiek zdołał z siebie wykrzesać.
Odsunął się o kilka kroków od auta i kiedy mężczyzna ruszył, pomachał mu dość energicznie. Dopiero, gdy samochód zniknął za zakrętem białowłosy wrócił do domu.

~*~

Całą drogę Collins uśmiechał się do siebie, ale zauważył to dopiero, kiedy zetknął się oko w oko z własnym ojcem. Ten nie omieszkał mu wytknąć, że coś poruszyło nieczułe na męskie wdzięki serce Chace’a i chociaż chłopak zaprzeczał i irytował się, to jednak nie starło mu uśmiechu.
W końcu też, około godziny dziesiątej skończyli z papierami, formalnościami i innymi sprawami urzędniczymi mogli zając się dopiero w poniedziałek, więc Chace miał chwilę oddechu.
Przysiadł w swoim składziku na łóżku, oparł się wygodnie o ścianę i zaczął przeglądać katalog mieszkaniowy. Blefował, że wprowadzi się znów do dawnego mieszkania.
Nawet jakby nie było Michaela, któremu James poświęcał czas, to i tak dla starszego z braci Collinsów nie byłoby miejsca. Trzech dorosłych mężczyzn, mimo zdolności kucharskich dwóch z nich, to zły pomysł.
Zagryzł czerwony, gruby flamaster w zębach, kiedy zakreślił ostatnie, interesujące go mieszkanie i wyciągnął telefon. Nikt nie dzwonił, ani nie pisał, lecz dopiero po chwili głębokiej medytacji wysłał do Rocco smsa, o bardzo twórczej treści z przywitaniem.
Dzwonienie o tej godzinie nie wchodziło w grę, nie chciał go budzić – o ile ten spał, zważywszy na to, że chłopiec szedł w poniedziałek do szkoły.

Młody nie pilnował telefonu. Nie miał na to ani czasu ani chęci. Niedziele zawsze były zajęte sprawami rodzinnymi.
Kiedy przyszła wiadomość od Chace'a, leżał w łóżku i czytał. Sięgnął po komórkę po omacku i zerknął na wyświetlacz. Chace? Chace?! Chace!! Aż podniósł się do siadu, a książka poleciała na podłogę. Nie wierzył.
Zamiast otworzyć wiadomość kilka ładnych chwil siedział i patrzył na nazwę nadawcy.
"Cześć :)" Odpisał, lecz zanim wysłał zastanawiał się nad słusznością swego postępowania jeszcze dłuższa chwilę. Był zaskoczony wiadomością. Ale chyba bardziej zaskakiwała go radość, jaką poczuł, gdy ją otrzymał.
To mogła być naprawdę interesująca wymiana tekstowych wiadomości, gdyby nie fakt, że Chace nie przepadał za ich pisaniem. Dzwonić także nie lubił, jednakże wymiana informacji, jakichkolwiek, głosowo była zdecydowanie bardziej atrakcyjniejszą formą.
Jak tylko dostał sms zwrotny, wybrał numer Rocco i czekał na połączenie. Skoro chłopak odpisał, znaczyło to, że jeszcze nie spał. Chace nie sądził, że wiadomość mogła go obudzić.
W między czasie stukał flamastrem o wargę i wpatrywał się w jedno z ogłoszeń namolnie, usiłując nie zastanawiać się po co dzwoni do tego dzieciaka o tak niestosownej godzinie.
W uszach dzwoniła mu kpina wypowiedziana przez ojca.
– Słucham? – Rocco odezwał się po czwartym sygnale. Nie odebrał zaraz gdy usłyszał dzwonek bo... Bo siedział i patrzył tępo na wyświetlacz. Jego głos był dziwny. Ani bardzo pewny, ani zalękniony. Po prostu dziwny. Pełen wahania i ciekawości mieszających się ze sobą w koktajlu, jakiego Rocco nigdy wcześniej nie doświadczył.
Położył się na poduszkach i wbił spojrzenie w sufit, mając nadzieje na to, że ten neutralny widok pomoże mu w zrozumieniu własnych reakcji.
– Nie przeszkadzam? – Oczywiście pierwsze pytanie musiało być niepewne. Rocco w słuchawce mógł dosłyszeć ciche plaśnięcie, ponieważ Chace uderzył się otwartą ręką w czoło i uśmiechnął sam do siebie litościwie. – W zasadzie to chciałem zapytać, czy wszystko w porządku. Poza tym strasznie się nudzę i postanowiłem kogoś pomęczyć. Jako, że jesteś jednym z kilku kontaktów na mojej liście w telefonie… Mam chwilę wolnego i nie wiem, co ze sobą zrobić.
Nie było to najlepsze wyjaśnienie, ponieważ zakrawało na kłamstwo. Chace nie wiedział dlaczego dzwonił i chociaż nie w jego stylu było kłamanie, to czuł, że jak nic nie powie, to wyjdzie na jeszcze większego kretyna niż na początku.
– Nie, nie przeszkadzasz, czytałem. – Chłopak uśmiechnął się do sufitu, jakby dokładnie tam teraz siedział jego rozmówca. Słuchał cierpliwie pokrętnych wyjaśnień Chace'a i szczerze powiedziawszy mniej z nich rozumiał niż rozumiał.
Kiedy mężczyzna skończył, Rocco nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
– Przepraszam – rzucił po chwili, odkasłując i starając się uspokoić na tyle by mógł mówić składnie. – Zrozumiałem co prawda może ze cztery słowa z całej twojej wypowiedzi, ale miło mi, że jestem dla ciebie przydatnym lekiem na nudę. – Ręką, którą nie trzymał telefonu zaczął bawić się włosami, nawijając je na palec i przeczesując, kiedy skręt stawał się ciasny.
– Skończyłeś papierkową robotę?
– W zasadzie skończyłem… I nie, nie jesteś lekiem na nudę. Poczułem potrzebę, by do ciebie zadzwonić. Tak, jak na przykład potrzebuje się czekolady przez niedobór magnezu w organizmie. Rozumiesz? Co prawda wolałbym porozmawiać na żywo, bo lubię widzieć swojego rozmówcę, ale jak opiszesz mi swoją twarz i minę, to też wcale nie będzie źle. – Chce zwolnił nieco tępo wypowiedzi, ale nie na całkowicie żółwie. Wiedział, że mówi bez sensu, a jednak chciał mówić.
– Mam wolne do jutra, nie mam ochoty schodzić na dół i pić, a w poniedziałek jadę z ojcem dopełniać formalności. Więc teoretycznie cię okłamałem. Dopiero jutro zostanę właścicielem klubu… Jednym z dwóch właścicieli.
– Jesteś bardzo szczerym człowiekiem, wiesz? Nie znamy się właściwie, a ty opowiadasz mi takie szczegóły ze swego życia. – Rocco nie potrafił przestać się uśmiechać do sufitu. Miał jednak przemożną chęć by spełnić prośbę mężczyzny i przekazać mu jak wygląda.
Przez chwile, Chace nie słyszał w słuchawce prawie nic, poza kilkoma sapnięciami, trzaskiem szuflady, szmerem przekładanych papierów i długopisów... Młody przeturlał się na bok i sięgnął do szafki obok łóżka, by wygrzebać z niej nieduże lusterko.
– Mam białe włosy – zaczął, ni z gruszki ni z pietruszki, kiedy tylko ułożył się ponownie na poduszkach i spojrzał w zwierciadlane odbicie swej twarzy. – Uwierzysz? Kurcze, nie wiedziałem, że są aż tak białe. – Oczywiście nabijał się, ale jako że miał szesnaście lat, mogło mu to zostać wybaczone. – I mam też migdałowe, bo chyba tak się powinien ten kolor nazywać, skoro moja mama tak o nim mówi, oczy.
Odczekał aż mężczyzna coś powie. Właściwie nawet nie wiedział czy tamten nadal go słucha.
– Naprawdę? Zadziwiasz mnie! Mów dalej… Odkryjemy nowe, nieznane tajemnice twojego ciała, to naprawdę fascynujące! – powiedział Collins, podśmiewając się pod nosem. To co powiedział nie było złośliwe, ani nie nabijał się z chłopaka. Już chyba zapomniał, że może tak głupio żartować i się z takich żartów szczerze cieszyć. – Mów dalej, serio chce posłuchać – dodał jeszcze i wsłuchując się w oddech chłopaka, powstał.
Skoro nie miał nic lepszego do roboty, to mógł sobie pościelić łóżko. Odłożył magazyn na stolik wraz z flamastrem i jakoś – jedną, wolną ręką – zaczął poprawiać pościel na polowym wypoczynku.
Białowłosy wykrzywił się do lusterka, a potem uśmiechnął i na koniec ułożył usta w dzióbek, jak do calowania.
– Poza oczami nam też nos. Wiesz co to nos? Taki wyrostek na środku twarzy z dwiema dziurami. Taki wiesz, podwójny wulkan, który uprzykrza mi życie, kiedy jestem przeziębiony. Poza tym nie tylko mi. Jak rozłożysz przed twarzą dłoń i położysz ją sobie na środku twarzy to to, co ci się będzie wbijało w środek dłoni to właśnie jest nos. – Zakończył swój filozoficzny wywód podczas którego robił dokładnie to, co zalecił Chace'owi, dlatego pod koniec wypowiedzi jego glos był nieco przytłumiony przez zakrywającą twarz rękę.
– O jej… – Tyle tylko Chce zdołał z siebie wyrzucić, zanim zaczął się dość mocno śmiać. Zastygł z dłonią, którą rozpinał swoją koszulę, szykując się do położenia się w łóżku i śmiał się. Stał przy łóżku zanosząc się i nie mogąc opanować chichotu.
– Ok, ok… Chce to zobaczyć na żywo. Będziesz świetnym nauczycielem biologii – powiedział w przerwach na głębszy oddech. – Mów dalej, a ja się może… Rozbiorę, bo od kilku minut nie mogę dojść do tego, by znaleźć się pod ciepłą kołdrą.
Odetchnął głęboko i zdusił odrobinę śmiech, by móc dalej słuchać chłopaka. Poradził sobie też z guzikami koszuli, więc jeżeli Rocco nie zaczął jeszcze mówić, to mógł usłyszeć dźwięk rozpinanego zamka spodni i zrzucane w pośpiechu adidasy.
– Nie wiedziałem, że opowieść o moim nosie może wywołać u kogoś chęć do rozbierania się no, ale... Nie znam cię aż tak dobrze. – Rocco parsknął krótkim śmiechem. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak zabawnie musiała brzmieć ta tyrada na temat nosa, którą zafundował mężczyźnie. On po prostu mówił to co mu ślina na język przyniosła. – Nie chce nawet wiedzieć, co będziesz robił, kiedy opowiem ci o ustach. A jest o czym mówić uwierz mi. Co prawda nie mogę na nie spokojnie popatrzeć podczas opisywania, bo cały czas się poruszają. No mowie ci. Skaranie boskie z nimi. Nie chcą się nawet na chwile zatrzymać, nawet jeśli je ładnie poproszę. Jednak jedno co wiem, to to, że są ruchliwe i czerwone. Mama twierdzi, że są koralowe, ale szczerze mówiąc, pojęcia nie mam skąd ona bierze te wszystkie dziwne określenia kolorów. Przez to, że od dziecka uczy mnie takich rzeczy, w szkole mam ksywę Tęcza. No bo hm... Nie każdy potrafi wymienić i rozpoznać tyle odcieni kolorystycznych co ja. Tato mówi, że to jest przejaw przewagi kobiecej części mojej osobowości... Ej, ale przecież ja miałem mówić o swojej twarzy, prawda?
Opuścił na kołdrę rękę w której cały czas trzymał lusterko. Zaczęła go już bolec od takiego wyciągania jej w górę. Rozgadał się jak katarynka, nawet tego nie zauważając. Najwyraźniej kiedy nie widział Chace'a nie był aż tak onieśmielony.
– To w sumie pasuje. Zauważyłem, że nie tylko osobowość masz poniekąd kobiecą. Urodę również – wysapał mężczyzna, opadając bezwładnie na łóżku po ciężkiej walce z upierdliwymi jeansami.
Nie zdawał sobie najwyraźniej sprawy z tego, że rzucił hasłem idealnym do rozpoczęcia konwersacji podchodzącej pod podryw.
– To nic złego. Jesteś gejem, prawda? – spytał, podciągając kołdrę pod samą brodę. W składziku było dość chłodno, ponieważ centralne ogrzewanie nie było tam doprowadzone.
Dopiero wtedy mógł pomyśleć w sumie o tym, o czym rozmawiali, mimo tego, że cały czas uważnie słuchał chłopaka i gdyby ktoś go zapytał, to doskonale wiedział o czym on mówił.
– No... Tak. Wydawało mi się, że wiesz. – Nagle entuzjazm chłopaka i radość gdzieś prysnęły. Mężczyzna zadał pytanie tak niespodziewanie, że Rocco poczuł się przez chwile winny własnej orientacji seksualnej. Zupełnie jakby w tej chwili poczuł się kimś gorszym.
Odwrócił się na bok, wtulając się policzkiem w miękką poduszkę i zgasił lampkę przy łóżku. Było późno. Dość późno by zrobił się śpiący i na pewno zbyt późno jak na fakt, że jutro szedł do szkoły na rano. Cud, że jeszcze mam nie zaglądała do pokoju i nie zwróciła mu uwagi na to, że powinien iść spać, a nie rozmawiać przez telefon. Ale pewnie miała inne sprawy. Może patrzyła na film, a może rozmawiali o czymś z tatą.
– Wiesz, nie mam specjalnego radaru. Pytam z ciekawości. – Chace uśmiechnął się do telefonu. – To nic nie zmienia. Wiesz, mój brat po dwudziestu trzech latach dowiedział się, że woli chłopców. Przyjechałem po miesiącu życia z kangurami w Australii i od razu natknąłem się na niego z jego chłopakiem w sypialni. Wyglądali tak… Uroczo. – Westchnął głęboko po tym zwierzeniu.
Doskonale czuł, że Rocco stracił humor i to przez to jedno niewinne pytanie. Chace po prostu zapominał się, że rozmawia z szesnastolatkiem, ponieważ tak dobrze mu się rozmawiało.
– No i to wyjaśnia dlaczego byłeś taki zły w klubie. Widziałem, jak patrzysz na tego chłopaka, mając ochotę zabić ciężkim narzędziem tego drugiego. To też było poniekąd urocze. Spotkamy się jutro? O ile oczywiście będziesz miał chęć i ochotę. Wiesz, takie przyjacielskie spotkanie, w parku chociażby? – spytał, marszcząc czoło. Spojrzał na mały zegarek na ścianie. Faktycznie było późno, tyle, że on tego nie czuł.
Do sadystów też nie należał, a uświadamianie sobie co chwilę, że rozmawia z szesnastolatkiem przypominało mu, że istnieje coś takiego, jak szkoła, do której Rocco musi iść.
– No, miałem, miałem – mruknął Rocco niemrawo.
Długo jeszcze ten wieczór w klubie będzie tkwił w jego sercu niczym zardzewiały gwóźdź. Długo nie zapomni, jak podle się czuł, patrząc na miłość swego życia w objęciach miłości jego życia . Tak, masło maślane i cukier w cukrze. Tyle tylko, że w jego wieku takie rzeczy miały ogromne znaczenie. Co z tego, że za miesiąc kończył siedemnaście lat. Długo jeszcze pozostanie chłopcem, a nie mężczyzną. Długo jeszcze jego miłostki będą szczenięcymi zauroczeniami. Dotrze to do niego za kilka lat i wtedy będzie cudownym wspomnieniem młodości. Teraz było niemal tragedia na skale światową.
– Chace, bardzo chętnie się z tobą zobaczę jutro. Ale mam szkołę i musze zrobić prace, kiedy wrócę do domu. Będę miał czas około siedemnastej więc, jeśli naprawdę nie masz nic ciekawszego do roboty, możemy się spotkać w parku. Jest taki niedaleko mojego domu. Nawet fajne miejsce. Jest karuzela i kilka huśtawek.
– Lubię cię i wolę, jak jesteś zabawnie rozgadany niż przybity, niczym kangurzy łeb do ściany. Więc jesteśmy umówieni tak? Będę na ciebie czekać na huśtawkach, dawno się nie huśtałem. Jak zobaczysz dorosłego faceta, rozbujanego na małej deseczce, to będę to ja. – Mężczyzna uśmiechnął się na samą myśl o zabawie. Sama perspektywa świeżego powietrza i ruchu wprawiała Chace’a w dobre samopoczucie. – Idź spać, bo się nie wyśpisz przeze mnie. Wiem, to okropne z mojej strony. Miło się rozmawiało, dobranoc.
Jeszcze chwilę czekał, aż Rocco się pożegna. Pragnął mu przesłać uśmiech pocieszenia, ale chłopak mógł go wyczuć jedynie przez słuchawkę i brzmienie wypowiadanych słów.
– Twój telefon odbiera mmsy? – Młody zapytał zamiast się pożegnać, ale już po chwili dotarło do niego, że faktycznie za oknem jest już czarna noc. Chace usłyszał ciężkie westchnienie. – Dobranoc. Śpij dobrze i uważaj jutro na tych huśtawkach bo potrafią być złośliwe, wiesz.
W tym momencie powinien się rozłączyć. Powinien. Ale jakoś strasznie ciężko było mu nacisnąć czerwona słuchawkę na komórce i tak po prostu nie usłyszeć już ani jednego słowa wypowiadanego przez Chace'a.
Ach, gdyby jeszcze wczoraj ktoś powiedział mu, że będzie tak swobodnie rozmawiał z facetem, który jest od niego starszy o co najmniej sześć jak nie więcej lat, nie uwierzyłby w to i skwitował śmiechem. A dzisiaj co? Leży w łóżku, walczy o to by nie zasnąć i nie potrafi się rozłączyć. Dziwne. Bardzo, bardzo dziwne.
Chace nie rozłączył się. Nie miał w zwyczaju rozłączać się pierwszy, by zawsze do końca wysłuchać tego, co mogło mu przez takie coś umknąć. Dosłyszał więc o mmsach i uśmiechnął się pod nosem.
– Tak, mój telefon odbiera mmsy, więc jak chcesz jakiegoś wysłać, to proszę bardzo… Rocco? Idź spać. Przegadałbym z tobą całą noc, ale wiesz, że jutro musisz wstać. Nie chciałbym, byś przeze mnie chodził w szkole, jak śnięta rybka. Poza tym, zapewne nie do twarzy ci z cieniami pod oczami. Nie odpowiadaj, jutro porozmawiamy na spokojnie. Dobranoc, śpij dobrze – powiedział jeszcze i rozłączył się pierwszy, mimo wszystko. Zdawał sobie sprawę, że mogli by się tak żegnać całą noc, a potem chłopak byłby jak zombie w szkole i to byłaby jego wina.

Po około pięciu minutach telefon Chace'a odezwał się sygnałem odebrania wiadomości. Rocco zapalił bowiem światło przy łóżku i kładąc się na plecach, zrobił sobie zdjęcie aparatem w telefonie. Tak z uniesionych w górę rąk. Uśmiechał się na nim dość nieśmiało. Dopisał do tego krótką wiadomość.
'To tak, jakbyś chciał się przekonać jeszcze dzisiaj czy nie kłamałem na temat posiadania przeze mnie nosa.'
Po wysłaniu wiadomości, młody wyłączył telefon, zgasił światło i poszedł spać.

3 komentarze:

  1. Nie ma to jak flirt przez telefon i obietnica, że już na pewno się z nim nie spotkam. A tu, jak widać, los nie chce pozwolić im na unikanie się. Chace, jak na hetero bardzo interesuje się Rocco. Tylko żal mi Rocco, może się zakochać i nie mieć szans na bycie z Chace'm. Nie tylko dzieli ich orientacja, ale i wiek. Ale zawsze istnieje nadzieja, że się zaprzyjaźnią, a Chace nie będzie zwracał uwagi na płeć. Przecież może mu się spodobać osoba, dusza chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby mały odrobinę zmądrzał? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. A telefon się zgubiło i co teraz?
    Z tego Chance to prawdziwy dobry Samarytanin się zrobił. Zguba z dostawą do domu. Podejrzane to jakieś! Niezobowiązujący numer telefonu- taaa jaaasne!
    Nie ma to jak super inteligentna rozmowa o nosie.
    I już są umówieni, oczywiście bez podtekstów. Dwaj kumple w parku. He he – nie, nie śmieję się , tak mi się wymsknęło.
    Czy on mu wysłał zdjęcie nosa?

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tam! Rozmowa o nosie była urocza, Chace - zatwardziały heteryk wykazuje "zdrowe" zainteresowanie nastolatkiem. Taki ten mały interesujący, tak mądrze i ciekawie można z nim pogadać. Iście "intelektualny" związek nam się kroi... I w ogóle nie ma w nim podtekstu erotycznego, nawet kapki...
    Super mi się czyta TO opowiadanie!!! Weny życzę nieustannie. I czy dziś coś będzie? Stęskniłam się za bohaterami. Wszystkimi!
    Pozdrawiam
    ELL

    OdpowiedzUsuń