wtorek, 30 października 2012

Rozdział XLIV [James]

Mam szczerą nadzieję, że nie zabijecie mnie z miejsca za to, jak rozdział jest poprawiony. Jakoś z trudem przychodzi mi poprawianie tej pary, nie wiem dlaczego. Liczę na jakieś owocne komentarze.
Enjoy ^^

James obudził się z samego rana, jak tylko na dworze zrobiło się jasno. Uwielbiał sobie poleniuchować, jednakże położyli się spać naprawdę wcześnie i nie był w stanie zmusić się do dalszego snu.
Ostrożnie, by nie budzić Michasia, wysunął się z łóżka. Nachylił się jeszcze, by ucałować swojego ślicznego chłopaka w czoło i przykrył go kołdrą, by nie zmarzł, kiedy jego nie będzie obok.
Pierwsze kroki skierował do łazienki, ale kiedy zobaczył w niej pobojowisko, zatrzymał się i zastanowił dogłębnie, czy chce mu się to wszystko sprzątać nim wejdzie się wykąpać.
Wymamrotał coś pod nosem o wielkiej odpowiedzialności czynów i chcąc nie chcąc, zabrał się jednak za ogarnianie łazienki. Wyciągnął pranie i wsadził kolejne – trzecie z sześciu, bo tyle miał posortowanych stert prania. Zabrał się po tym za szorowanie wanny, dzięki czemu już w ogóle ode chciało mu się kąpać. Jeszcze nie śmierdział, więc ruszył do kuchni po kawę.

Musiał unormować temperaturę nim wyjdzie na taras pozbierać pranie, które tam wisiało całą noc, a które zapewne było nadal wilgotne. Pogoda była nieprzyjemna, a poprzedniego dnia zaświtał mu w głowie pomysł, by wyjść z Michasiem na miasto, zamiast siedzieć tylko w domu.

Michael poruszył się nieznacznie, kiedy James okrywał go kołdrą i całował. Nie obudził się. Był rozespany i nawet nie docierało do niego, że jest już rano i że właśnie zostaje sam w łóżku. Było mu na tyle miło i przyjemnie, że nie otworzył oczu tylko wtulił się bardziej w poduszkę i mruknął coś przez sen niezrozumiale.
Śnił.
Śnił o tym, jak by mogło być, jak jest i jak było... Wszystko to plątało mu się w jednym śnie i sprawiało, że był on wyjątkowo zakręcony i wyjątkowo nieskładny.

Widział siebie, widział Jamesa, widział Bradley’a, o którym wolałby zapomnieć, widział uśmiechniętego brata Jamesa i roześmianego Doriana, który idąc pod rękę z Ragem wskazywał dłonią na jakieś niewysokie budynki. Zbliżali się do niego, a on stał trzymając za rękę Jamesa i tłumaczył Bradley’owi, że dawno już przestał o nim myśleć i że teraz... I wtedy właśnie okolica w jego śnie pociemniała. Zrobiło się czarno i ciężko dookoła. Zaszumiał porywisty wiatr, który nie poruszył nawet jednym jego włoskiem. James zaczął się kurczyć, Bradley rósł coraz bardziej i bardziej i uśmiechał się tak jakoś pewnie i wrednie. Gdzieś z tyłu, Michael usłyszał przeraźliwy krzyk Doriana i zobaczył, jak usiłuje do niego podbiec, ale Rage stoi z grobową miną i trzyma go za rękę, nie mając zamiaru puścić. Wszystko działo się, jak na zwolnionym filmie. Ogromne krople deszczu spadały na jego głowę raz za razem. Dorian krzyczał i szarpał się. Rage stał z kamienną miną. James krzyczał i kurczył się coraz bardziej. A Bradley... Bradley z wrednym uśmiechem wyciągał do niego ręce i mówił jadowitym tonem 'Mój. Niczyj więcej'.

Przez mieszkanie Jamesa przetoczył się przeraźliwy wrzask Michaela. Chociaż wrzask to chyba delikatne i niezbyt adekwatne określenie do dźwięku, jaki odbijał się od ścian mieszkania.
Collins nie mógł tego nie słyszeć. Popijał właśnie kawę, siedząc na kanapie i przeglądając programy w telewizji, kiedy do jego uszu dotarł wrzask Michasia.
Zerwał się jednym susem z kanapy i pobiegł do pokoju. Otwarte w biegu drzwi uderzyły o ścianę i zatrzeszczały złowieszczo, a James rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu przyczyny stanu swojego chłopaka.
Po chwili dotarło do niego, że to tylko zły sen, więc podszedł do łóżka, podniósł i przytulił do siebie Michasia mocno.
– Spokojnie, nic się nie dzieje – wymruczał, kołysząc go delikatnie w swoich ramionach i głaskając po plecach. Całował szyję chłopaka i oddychał powoli, jakby chciał mu przekazać ten spokojny oddech. Tancerz kleił się w jego ramionach, był mokry, a to było tylko potwierdzeniem dla Jamesa tego, że śnił mu się jakiś koszmar.
Ciałem tancerza wstrząsał szloch, tłumiony gdzieś wewnątrz. Michael nie wrócił jeszcze zupełnie do świata rzeczywistego. Nadal widział przed oczami wredny uśmiech chłopaka i ludzi, którzy tak bardzo chcieli go przed nim ratować, a którzy nie mieli takiej możliwości.
Wtulił się w tors Jamesa i objął go mocno ramionami. Wiedział, że to sen. Że wszystko minęło. Wiedział, ale to było tak przerażające, że ciężko mu się było otrząsnąć. Jego ciało było lodowate i zlane potem. Drżał, choć właśnie został zamknięty w gorących objęciach. Serce mu o mało nie wyskoczyło z piersi.
– Jesteś... – jęknął z cichym, aczkolwiek niezwykle ciężkim westchnieniem. – Jesteś.
– Oczywiście, że jestem. Gdzie miałbym być, jak nie przy tobie, hm? Już dobrze, to tylko sen. – James nie przestał kołysać chłopaka. Robił to delikatnie i z namysłem, jakby kołysał niemowlę do snu.
Po chwili jednak odrobinę się odsunął i ujął zapłakaną twarz Michasia w swoje dłonie.
– Widzisz? Nic się nie dzieje. – Uśmiechnął się do niego łagodnie i pocałował jego mokre usta delikatnie, po czym znów go przytulił i westchnął ciężko.
Chciał zapytać, co się śniło chłopakowi, ale z drugiej strony nie chciał, by to wspominał. Przygryzł wargę i przez chwilę postanowił, by Michaś cieszył się jego obecnością, skoro wrócił już do realnego świata. Powrócił też do głaskania go po plecach. Dziękował samemu sobie, że wyszorował wannę, bowiem tancerz mógł teraz zmyć z siebie resztki snu w rozkosznie ciepłej i pachnącej kąpieli.
Tancerz wdrapał się na kolana Jamesa, siadając na nich okrakiem i objął go za szyję, obsypując jego twarz drobnymi pocałunkami. Były dość chaotyczne i padały w najróżniejszych miejscach twarzy chłopaka, ale były szczere. Michaś nie potrafił odnaleźć słów, by dziękować Jamesowi za to, że jest. Nie potrafił odezwać się składnie i wyrazić swojego zadowolenia z faktu, że mógł obudzić się i wpaść wprost w jego ramiona.
Zdawał sobie sprawę z tego, że przez cały dzień będzie się za nim ciągnęło wspomnienie koszmaru, ale wiedział też, że skoro jest przy min James, przeżyje to w sposób spokojniejszy niż zwykle.
– Byleś taki.. Mały... I taki... Och, James... – Wtulił się w szyję chłopaka przyciskając do niego swoje ciało tak szczelnie, jak tylko zdołał. Nie chciał się od niego odsuwać nawet o cal. Chciał pozostać w jego objęciach i chciał czuć się bezpiecznie, jak najdłużej.
Gdyby nie było przy nim Jamesa, wisiałby już na telefonie i panikował, że Dorian zbyt długo nie odbiera. Tak, zawsze tak było. Ale teraz był James! Był i miał pozostać. Miał być przy nim już zawsze, bo Michael tego bardzo chciał.
– Spokojnie… – powtórzył James po raz kolejny i zatrzymał usta swojego chłopaka w pocałunku. Wpił się w jego wargi, by chociaż przez chwilę zdusić jego nieprzyjemne myśli i całował dość długo, samemu czerpiąc z tego niewyobrażalną przyjemność. Zakończył pocałunek kilkoma mniejszymi i delikatnymi. Spojrzał w błękitne oczy Michasia dość poważnie.
– Powiesz mi, co ci się śniło? – spytał i dopiero po pytaniu uśmiechnął się delikatnie. Zamknął chłopaka w swoich ramionach, mocno przyciskając do swojego ciała, aby mógł się ogrzać. Nie wystarczyły mu wytłumaczenia, że w śnie tancerza był mały, a skoro Michaś w ogóle zaczął ten temat, to James mógł nieco zaspokoić swoją ciekawość i jego zapytanie nie wydawało się nachalne. – Wiem, że pewnie nie chcesz wspominać i się tym dręczyć, ale jak mi opowiesz, to ci zapewne ulży – wyszeptał jeszcze.
Przesunął dłoń trochę wyżej na kark chłopaka i podrapał go na linii skóry i włosów.
– Nie wiem co z tego zrozumiesz, James. Sen to sen. Dziwna sprawa. Nie mam realistycznych snów jeśli nie jest to koszmar. Nie pamiętam przeważnie, co mi się śniło, jeśli nie jest to coś, co zapada w pamięć, a jeśli już tak jest to jest to koszmar. – Michaś wtulał się w ciało chłopaka, przyciągając go do siebie tak mocno, jakby się bał, że ten mu za chwilę zniknie. Oddychał ciężko. Jego serce nadal tłukło się w piersi, jak oszalałe i w głowie mu się kręciło.
Zdawał sobie sprawę z tego, że słowa, które przed chwila wypowiedział były pozbawione ładu i składu. Były, jak zlepek zdań, a nie logiczna wypowiedź. Westchnienie odbiło się od piersi Jamesa.
Michael odchylił się, spojrzał na twarz chłopaka i postarał o uśmiech. Nieco sztuczny i nieco wymuszony, ale uśmiech.
– Nie chce by cokolwiek stanęło miedzy nami, James. Wiem, że nie pora na takie deklaracje i ze to co się miedzy nami rodzi to może być zauroczenie ale wiem, ze nie chce by cokolwiek nas rozdzieliło. Obiecasz mi to? Jesteś w stanie obiecać mi, że cokolwiek się stanie nie znienawidzisz mnie?
– Michael… To nie jest zauroczenie. Nie jestem w tobie zauroczony, jestem zakochany – wyjaśnił mu najspokojniej na świecie. Pogłaskał wzrokiem jego twarz, po czym zrobił to również palcami – od ucha, aż do brody, którą uniósł nieznacznie.
Nie przestał się uśmiechać i nie miał najmniejszego zamiaru nigdzie znikać. Chciał i mógł dać Michasiowi tyle siebie i swojego czasu, ile ten zapragnął.
– Powiedz mi tylko, co miałoby się stać? Czego się boisz? Zrozumiem, ja wiele rozumiem, wiesz o tym – stwierdził, przyglądając się, jak niepewność ucieka z twarzy jego chłopaka powoli. Gdyby mógł, to po prostu zdjąłby ją, jak maskę, ale niestety nie dało się tak i na to też musiał dać tancerzowi odrobinę czasu.
Całe szczęście, James należał do ludzi cierpliwych i wiernych swoim przekonaniom. Jeżeli kiedyś ktoś by się go zapytał, co by zrobił w takiej sytuacji, to z pewnością powiedział by to, co w tamtej chwili robił. Był i był cierpliwy.
– Nie wiem, James. Nie mam pojęcia, co może się stać. Może się stać wszystko, prawda? Może się zjawić, jakaś twoja była ukochana i... Nie, James, nie chce o tym myśleć. To był tylko zły sen! – Ostatnie słowa były powiedziane bardzo pewnie. Przekonywał. Tylko ciężko było powiedzieć kogo przekonywał bardziej – siebie czy fotografa. Uśmiechnął się do niego chwytając go za dłoń i całując jej wnętrze. – Nie będziesz zły, jeśli nie wrócimy więcej do tego snu? Nie potrafię dzisiaj spokojnie ci go opowiedzieć. Muszę nad nim pomyśleć, a wiem, że wtedy zepsuję każdą chwilę dzisiejszego dnia. – Wsunął palce pomiędzy palce dłoni Jamesa i zacisnął je, chcąc uświadomić tym samym chłopakowi, że nie ucieka od tematu. Że kiedyś do niego wrócą, ale on musi się najpierw uspokoić.
– Zjemy śniadanie? Chciałbym się z tobą kochać, ale... Boże, czy ja to powiedziałem? – Michaś schylił głowę i skrył purpurowe policzki w torsie fotografa, czując przemożną chęć zapadnięcia się pod ziemie.
Odejście od tematu było tylko i wyłącznie dobrym pomysłem tylko dla tancerza. James nie lubił takich niedomówień, mimo tego, że otrzymał obietnicę, że kiedyś się dowie, co skrywa ta okrutna wyobraźnia Michaela.
Fotograf nie potrafił się skupić na zdaniu, które miało poprowadzić ich myśli na inne tory. Skorzystał więc z tej pierwszej opcji.
– Zjemy śniadanie. Tylko mnie wypuść. – Uśmiechnął się do chłopaka ciepło i cmoknął go w brodę, a potem w usta delikatnie. – Nie dopiłem jeszcze swojej kawy i wypadałoby w końcu dokończyć sprzątanie. Jak tata wróci i zastanie taki sajgon, to wolę nie myśleć, co będzie… – dodał jeszcze i poczekał, aż Michaś zsunie się z jego kolan, by mógł pójść zrobić śniadanie i drugą kawę dla niego.
– No dobrze... – Michaś jęknął, schodząc z kolan chłopaka bardzo niechętnie. Nie odszedł jednak zbyt daleko. Stanął tuż przy jego kolanach, skrzyżował ręce za plecami niczym bardzo grzeczny chłopiec i pochylił się w stronę fotografa, zbliżając twarz do jego twarzy i uśmiechając się.
Niestety w uśmiechu nie było zwyczajowych iskierek radości i entuzjazmu. Minie jeszcze trochę zanim zupełnie uspokoi myśli.
– A mogę się wykapać? – Nie, nie wracał do jego chęci, która została tak bezpośrednio wyrażona przez niego przed chwilą.
Poza tym zdawał sobie sprawę z tego, że muszą doprowadzić mieszkanie do stanu normalności. Razem narozrabiali, więc muszą razem to ogarnąć.
Musnął ustami wargi fotografa i wyprostował się, nie czekając na odpowiedz. Ruszył w stronę wyjścia z sypialni, otulając się ramionami i wzdychając ciężko.

James wstał i wyszedł za Michasiem, tyle że skierował się do kuchni. Zabrał po drodze swoją jeszcze ciepłą kawę. Nastawił wodę i zajął się robieniem kanapek z wszystkim, co miał w lodówce. Nie było tego dużo, ale kanapki wyglądały kolorowo i ładnie.
Usiłował nie myśleć o kolejnym ‘kiedyś’ tancerza, ale to naprawdę po raz kolejny było irytujące. Nienawidził niejasności, niedomówień, a przede wszystkim odkładania jakichkolwiek rozmów na później o ile nie były to rozmowy przyjemne, albo prowadzące do czegoś przyjemnego.
W czasie, kiedy chłopak się pluskał, zdążył zrobić cały stos kanapek i kawę. Zaniósł to do stolika przy wypoczynku i usiadł tam, gdzie siedział wcześniej, z nudów ponownie skacząc po kanałach. Nie był zły – do tego mu było naprawdę daleko – ale nie czuł się też, jak w siódmym niebie. Zdecydowanie wolałby wiedzieć, co dręczy jego chłopaka i wolałby by ten był po prostu szczery. Nieważne, jak miałaby brzmieć jego opowieść. Mieli przecież dużo czasu by poskładać każde niejasności w klarowną całość.
Michael zmył z siebie pot i zmył z siebie lęki. Poczuł, że wszystko może być dobrze jeśli tylko zdoła uporać się ze sobą. Poczuł, że jest gotowy do tego by porozmawiać o koszmarach z kimś innym niż Dorian, który wiedział wszystko. Prawie wszystko, bo nawet on nie znał całej prawdy, wszystkich szczegółów.
Wyszedł z łazienki dopiero, gdy grzecznie wymył po sobie wannę, owinięty w pasie ręcznikiem i rumiany od ciepłej wody. Uśmiechnął się do Jamesa, wchodząc na kanapę na czworakach i zajmując miejsce na kolanach fotografa, zupełnie tak samo, jak kilka chwil wcześniej w sypialni.
– Przepraszam – mruknął, łapiąc twarz chłopaka w dłonie i unosząc ją w górę. Musnął ustami wargi których pragnął. Musnął też czubek nosa fotografa nim wyprostował się i popatrzył na niego z radosnym błyskiem w oczach. – Przepraszam, że nie powiedziałem ci wszystkiego, ale... Jeśli chcesz. Jeśli naprawdę tego chcesz... Widziałem ciebie. Trzymałeś mnie za rękę. Rozmawialiśmy i...
I Michaś opowiedział. Opowiedział swój koszmar na tyle dokładnie i na tyle składnie na ile potrafił. Wplatając w opowieść każde uczucie, jakie temu towarzyszyło i każdy lęk, jaki czuł. Wymówił nawet to imię, którego wymawiać nie chciał. Bradley.
Nie mówił szybko. Nie zadrżał. Nie czuł już lęku, choć chwilami musiał przystanąć w opowieści i zastanowić się, jak dobrać słowa, by James zrozumiał go tak, jak powinien. Przez cały czas trzymał w dłoniach twarz chłopaka i gładził jego policzki kciukami.
– Już bardzo dawno mi się nie śnił. Zdążyłem nawet wyrzucić go zupełnie ze wspomnień. Inna sprawa, że od jego wyjazdu nie spotykałem się z nikim. Bałem się.
– Wiesz, nie obwiniam cię o nic, ani nie wymagam nic od ciebie. Doskonale rozumiem, co przeżyłeś, ale nie dociera do mnie, że to po takim czasie odbija się czymś, co dawno powinno zniknąć. Nie obwiniam cię też o brak zaufania do mnie, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że za każdym razem, kiedy uchylasz mi rąbek tajemnicy, to jest to tylko kropla w morzu… – James odłożył pilota, kiedy tancerz wsunął się na jego kolana i objął go w pasie, przysuwając do siebie, by siedział wygodnie. Spojrzał mu głęboko w oczy, a po słowach, jakie powiedział, uśmiechnął się lekko.
To wszystko było niesamowicie skomplikowane. Cieszył się, że Michael z każdym krokiem podchodzi do swojej przeszłości inaczej i zdradza mu ją w kawałkach, ale zdradza. Cieszył się również, że jest powodem, dla którego chłopak może o tym zapomnieć i chciał mu dać wszystko, by o tym zapomniał, jednakże… Z każdym kolejnym zgrzytem związanym z przeszłością Michasia – bo innych raczej nie było – James utwierdzał się w przekonaniu, że lepiej by było, jakby opowiedział mu wszystko do końca i miał to już za sobą. Wtedy on sam nie reagowałby tak, jak teraz i rozumiałby każde zachowanie tancerza, kiedy tylko bolesne wspomnienia wkradały się w jego świadomość.
– Michaś… Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że tu jesteś. Nie wiesz, jak bardzo zależy mi na tym, byś był szczęśliwy, ale jeżeli do samego końca nie pozbędziesz się swoich wyobrażeń i jeżeli nie wyrzucisz tego wszystkiego, to nie będziesz w stanie brać tego, co chce ci dać. Rozumiem, jak się czujesz i wszystko inne, ale czasami mnie to po prostu przerasta, bo chce dla ciebie jak najlepiej.
– Ale to mija. James, to mija. Dawno nie miałem koszmarów, bo dawno nie bałem się, że kogoś stracę. – Michaś zabrał dłonie z twarzy fotografa i objął go nimi w pasie układając głowę na jego ramieniu.
Uspokoił się. Fakt, że James nie zareagował wyrzutami ani lekceważeniem pomógł mu w zakopaniu wszelkich leków głęboko w sobie. Wiedział, że jego umysł i tak będzie wracał wspomnieniami do koszmaru. Musiałby być ze stali, by tak nie było. Tyle, że teraz miał pewność, iż nie będzie musiał bać się, że sen stanie się realny.
– Nie chce żebyś się czuł winny. Nie chcę by moje leki wpłynęły jakoś na ciebie. Ja wiem, że nie usiadłem i nie wyrzuciłem z siebie wszystkiego. Ale tam nie ma już prawie nic do odpowiedzenia. Jeśli chcesz to pytaj. Pytaj o każdy szczegół, jaki chcesz poznać, a ja ci odpowiem. – Drażnił oddechem skórę na szyi chłopaka, a kiedy skończył mówić przycisnął się do niego mocno i wypalił gorący pocałunek w miejscu gdzie pod skóra szalały tętnice.
Fotograf zacisnął usta, na który wkradał mu się uśmiech. Poczuł się zdecydowanie lepiej, kiedy Michaś wszystko z siebie wyrzucił i teraz jego umysł mógł myśleć o czymś znacznie przyjemniejszym. Starał się jeszcze nad sobą panować, ale ciepłe ciało Michasia było idealne do kuszenia, co właśnie robiło bardzo skutecznie.
– Napiszę ci listę z wyszczególnionymi punktami, co? – zaproponował i z cichym westchnieniem odsunął się, by widzieć twarz chłopaka. Wsunął palce w jego włosy i ścisnął delikatnie, aczkolwiek stanowczo, z gardłowym pomrukiem. Ta mała bestia wiedziała, co robi i James też wiedział, że daje się omamiać na własne życzenie. – Pamiętaj tylko, bo za chwilę stracę rezon tej poważnej rozmowy… Że możesz mi wszystko powiedzieć jeżeli coś nie gra, dobrze?
Nie specjalnie śpieszyło mu się do otrzymania odpowiedzi. Nie czekał na nią, tylko przyciągnął twarz Michasia do siebie i wpił się w jego usta dość zachłannie. Uwielbiał go i mógłby żyć samą jego osobą.
Wtargnął do jego ciepłych ust i zawładnął jego językiem dość skutecznie, nie przestając mruczeć. Palce, które uprzednio wplótł we włosy tancerza, poruszały się rytmicznie, masując skórę głowy i nieznacznie przyciskając głowę Michaela, by nigdzie nie uciekał.
– Mmm... – Jedynie tyle Michaś zdołał z siebie wykrzesać zanim jego usta zostały całkiem zamknięte i skutecznie odebrano mu możliwość rozmowy. A chciał powiedzieć, że się zgadza na listę pytań.
Niemniej ani chwili nie żałował takiego obrotu spraw. Oddawał pocałunek z uległością. Uwielbiał, kiedy James nabierał pewności siebie i okazywał to w tak subtelny sposób. Pozwolił bez cienia protestu zawładnąć sobą i zniewolić się podczas pieszczot, jakie otrzymywał.
Obejmując chłopaka w pasie, czuł jak każdy jego mięsień napina się i wiedział, że jego poddanie, jego czułość i fakt, że siedzi na kolanach fotografa w samym ręczniku wybitnie skutecznie ogranicza chęci Collinsa do prowadzenia poważnych rozmów. A przecież poza rozmową czekało na nich jeszcze śniadanie.
Niedziela miała być wolna od wszelakich pokus i podnoszenia napięcia seksualnego między nimi. Tak przynajmniej wmawiał sobie James poprzedniego wieczoru.
Chciał spędzić jeden dzień stosunkowo normalnie i z przyzwoitą dawką przyjemności, ale nie mógł sobie odmówić skosztowania ust Michasia w bardziej władczy sposób tak, by oba ciała ogarnęło podniecenie. Ręcznik skutecznie przeszkadzał i fotograf miał ochotę go ściągnąć z chłopaka. Wiedział jednak, że skończy się to, jak za każdym razem, kiedy okazywali sobie czułość. Wahał się przed tym, usiłując to powstrzymać przynajmniej jakiś czas.
Uśmiechnął się w usta tancerza, kiedy przemknęło mu przez myśl, że zachowuje się przy nim nieco zwierzęco, jakby tylko jedno mu było w głowie. Jednakże to nie była jego wina, że czuł taki niesamowity pociąg do swojego chłopaka. Nie była to też wina Michaela. Tak po prostu było i nie dało się tego zmienić.
Podrapał go po linii kręgosłupa, aż do samych pośladków, przez co wsunął dłoń odrobinę pod ręcznik, nie przerywając pocałunku, ani nie przerywając pieszczenia jego karku.
Michaś nie walczył o opanowanie ani siebie, ani Jamesa. Po co? Tak było dobrze. Tak było prawdziwie. Tak było spontanicznie i szczerze. Gdyby teraz próbował za wszelka cenę zakończyć pieszczoty i zająć siebie i fotografa czymś innym, oszukałby ich obu. Skłamałby swe ciało i wmawiał sobie, że to właśnie tego chce, a nie bliskości chłopaka. Poza tym władczość z jaką podszedł do niego fotograf, ta pewność z jaką zabierał mu każde tchnienie... To było wręcz cudowne. To był James jakiego dopiero poznawał.
Zamruczał przeciągle, gdy paznokcie Collinsa sunęły po jego kręgosłupie i wyciął ciało w stronę sprawcy tej przyjemności. Dłonie Michaela przesunęły się po bokach fotografa i odnalazły włosy, w które wplotły palce z nieskrywaną rozkoszą.
James czuł się oszołomiony świadomością, że Michaś nie chce myśleć racjonalnie, że tego nie potrzebuje i że pragnie dalej oddawać się pieszczotom.
Zsunął z jego pośladków ręcznik i objął jeden z nich dłonią, ściskając lekko. Aż westchnął głęboko w całowane usta, a po chwili usunął ręcznik całkowicie, odrzucając na podłogę. Przyciągnął do siebie biodra chłopaka, by otarł się o jego rosnącą erekcję, co było też przyjemne, ponieważ fotograf miał na sobie wygodne spodenki z miękkiego materiału, jakie założył rano.
– Tak bardzo bym chciał się z tobą kochać, że to jest niepojęte… – wychrypiał w usta chłopaka, po czym pocałował je nieco mocniej z głośnym jękiem.
Miał mnóstwo wyjść z sytuacji i wiele możliwości, by doprowadzić ich obu do spełnienia, jednakże już wcześniej wiedział, że każda taka próba doprowadza do tego, że jeszcze bardziej pragnie posiąść chłopaka nie zważając na konsekwencje tego i konsekwencje swojej niekompetencji odnośnie seksu z mężczyzną.
Z każdą taką sytuacją, których było ostatnio więcej niż w całym życiu seksualnym Jamesa, chłopak nabierał coraz silniejszej ochoty na zbliżenie, która nie wypływała z upustu dla napięcia, a z wielu innych czynników, jak chociażby przeogromny pociąg do swojego chłopaka, czy chęć sprawienia mu jak największej rozkoszy.
– Wiem – mruknął Michaś, kradnąc chwile na oddech.
Nie odsunął się i nie okazał niechęci czy znudzenia. Chciał tego samego. Czekał na chwile, gdy James uzna, że jest gotów na kolejny krok. Tyle tylko, że Michael już kiedyś przeżył akt seksualny z mężczyzną. Wiedział, jak to jest i wiedział, jak mogłoby być gdyby facet z którym ma współżyć potrafił myśleć nie tylko o sobie i swoich chorych żądzach. James był inny. Wiedział, jak być delikatnym i czułym. Dbał o to, by Michaś czuł się docenionym i szczęśliwym. Potrafił dać mu więcej czułości przez ostatnie dni niż chłopak otrzymał przez całe życie.
Ciało tancerza też o tym wszystkim wiedziało i reagowało na każdą oznakę czułości lub pożądania ze strony fotografa bardzo gwałtownie i bardzo chętnie.
Chłopak poruszył biodrami prowokacyjnie, zbliżając się do partnera jeszcze bardziej. Drobne palce tancerza wbijały się w ramiona fotografa podczas kolejnego pocałunku.
– James... – wydyszał, kiedy udało mu się wygrać walkę z własnym ciałem i oderwać się na chwile od gorących ust Collinsa. Tak bardzo nie chciał tego robić. Tak bardzo pragnął, by ta chwila trwała nieprzerwanie przez wieczność ich wspólnego istnienia. Ale jego umysł nadal odrobine funkcjonował. – Nie teraz, James. Nie dzisiaj. Jeszcze chwila o obaj przestaniemy nad sobą panować i będzie cudownie, ale...
Ujął twarz chłopaka w dłonie i uśmiechnął się do niego szczerze i czule.
– Pragnę cię, James. Tak bardzo, że aż mnie skręca od środka z bólu wyczekiwania. Chce poczuć cię w sobie i chce się stać w całości twój. Ale wiem, że potrzebujesz czasu. I rozumiem to.
– Michaś… Ja… Jestem gotowy, czuję się gotowy, jak jeszcze nigdy w życiu. Nawet bardziej niż podczas pierwszego razu, który też dogłębnie przemyślałem, by nie wyjść na kompletnego amatora. – Fotograf pocałował chłopaka z czułością, przelotnie w usta, by móc dalej mówić. Był podniecony. Same myśli o tym, co mógł i co chciał zrobić z tancerzem sprawiały, że jego pożądanie wzrastało do ogromnych rozmiarów. – Chce po prostu sprawić ci pewną niespodziankę, mam plan, przyjemny plan… Bardzo miłosny plan, który chciałbym zrealizować. Dlatego się powstrzymuję – wyjaśnił i uśmiechnął się.
Po chwili podniósł się wraz z Michasiem, któremu pomógł objąć siebie udami w pasie. Skierował się do sypialni, bynajmniej nie z zamiarem spełnienia swojego planu, bo miał zupełnie inaczej wyglądać.
Przemknęło mu jednak przez myśl, że skoro oboje są tak mocno podnieceni, to można to wykorzystać i nie dręczyć się, czekając na kolejną okazję. Powstrzymywanie się przed upustem spełnienia, bliskiego spełnienia, nie było zdrowe dla ich ciał, a James zdążył się już przekonać o kilku sposobach, by doprowadzić ich na szczyt.
– Co nie oznacza, że powstrzymam się przed tym by inaczej sprawić ci przyjemność… – zamruczał po drodze, a jak tylko znaleźli się w sypialni, nie położył chłopaka na łóżku. Odwrócił fotel i posadził na nim chłopaka.
Rozsunął jego nogi, przyklękając między nimi i podniósł na niego wzrok, by widzieć reakcję. Nie omieszkał doprawić swojego uśmiechu odrobiną zadziorności.
– Ej! – Michaś jęknął, czując, jak czułe ramiona chłopaka opuszczają go i pozostaje bez nich.
Fotel? A na co im fotel? Spojrzał na Jamesa nieco zaskoczony lecz gdy tylko ten przyklęknął między jego nogami wszelkie wątpliwości uleciały pod sufit. Doskonale zrozumiał co chłopak zamierza.
Uśmiechnął się do niego, grożąc mu zadziornie palcem. Pochylił się, ujął jego twarz pod brodę i musnął ustami jego usta.
– Jesteś nieznośny, wiesz... Nie może tak być, że ja tylko dostaje. Nie pozwalam by tak było. – Zmarszczył zabawnie i cholernie uroczo nos i złożył usta w kaczy dzióbek, całując rozpalone wargi chłopaka. – Myślisz, że ja nie lubię tej świadomości, że rozpływasz się pod moim dotykiem? Myślisz, że nie jest to dla mnie szczyt marzeń, kiedy wiem, że jęk jaki się wydobywa z twego gardła jest moją sprawką? Też to lubię, więc nie przyzwyczajaj się do tego, że będę zawsze posłuszny i poddany. Nawet jeśli te twoje zabójcze usta i ruchliwe raczki sprawiają, że tracę rezon.
Roześmiał się całując nieco dłużej usta Jamesa.
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek zdobędzie się na tyle odwagi, by być w stanie wypowiedzieć podobne słowa do kogokolwiek. A jednak to, co łączyło go z Jamesem było tak czyste i tak szczere, że pozbywał się każdego, nawet najmniejszego poczucia wstydu.
– Ale ja to doskonale wiem, mój drogi… Widzisz, obaj jesteśmy osobami, które chcą dawać i które głównie z tego czerpią przyjemność. Oboje chyba musimy się nauczyć nieco egoizmu… – odpowiedział dość poważnie fotograf, ale nijak to się miało do pożądania, jakie odbijało się w jego zielonych oczach.
Kiedy wypowiadał słowa, jego dłoń powoli wędrowała po udzie Michaela w górę, a z do celu, do którego jednak nie tak od razu dotarła. Najpierw skóra wokół została obdarowana czułością dotyku i ciepła. Dopiero po tym sprawne palce objęły twardniejącego członka i zacisnęły się na nim delikatnie, powoli poruszając się w górę i w dół.
James nie opuścił spojrzenia. Cały czas wpatrywał się w twarz swojego chłopaka, by widzieć na niej odbicie swoich czynów. Dość złośliwych, bowiem powolnych i odrobinę dręczących. Upajał się tym, jak penis Michasia staje się coraz bardziej sztywny i rośnie w jego dłoni. Drugą dłonią nadal głaskał jego udo, od czasu do czasu drapiąc paznokciami.
Tancerzowi odechciało się słów. Odechciało mu się rozmowy, a jedyne co czuł to wzbierająca w jego lędźwiach przyjemność.
Z zaciśniętymi zębami oparł plecy o fotel i osunął się w nim nieco, wgniatany przyjemnością w siedzisko. Przeniósł dłonie na podłokietniki mebla i zacisnął na nich palce. Nie musiał uważać na siłę z jaką to robił, bo nie było to ciało fotografa. Mógł przelać w ten uścisk każdą drobinkę napięcia jakie wywoływało w nim oczekiwanie i powolna narastająca błogość.
– Jaaames... – jęknął, wciągając w płuca solidną porcję powietrza i zatrzymując je tam na dłużej. – James, błagam...
Nie chciał czekać wieczność, choć zdawał sobie, że to wcale nie będzie trwało tak długo. Nie chciał czekać nawet pięciu minut, by poczuć mocniejszy uścisk i pewniejszy ruch dłoni chłopaka na swojej męskości.
Był bliski rozkoszy już tam, w salonie, kiedy siedział na kolanach Collinsa i pozwalał, by jego ciało chłonęło ciepło ciała ukochanego. Był niemal u progu krzyku, w którym zawarłby błaganie o zbliżenie, gdyby nie jego świadomość i fakt, że nie chciał pośpieszać chłopaka.
Teraz, kiedy jego członek znalazł się w cudownie ciepłych objęciach palców Jamesa, nie wiedział, jak długo będzie w stanie wytrzymać, by nie rozlecieć się na miliard szalejących z rozkoszy cząsteczek.
– Pierwszy raz słyszę, jak błagasz. To oszałamiające wiesz? – James chciał odrobinę przeciągnąć ten moment i pławić się w tym, że Michaś się niemalże dosłownie rozpada pod jego dotykiem. Z drugiej strony nie był okrutny i po chwili zaczął poruszać dłonią bardziej stanowczo.
Czując narastające pulsowanie pod palcami i obserwując twarz swojego chłopaka, dochodził do nieba.
Myśli dawno poszły się kochać, a przynajmniej te najracjonalniejsze myśli. Wiedział, kiedy ma przerwać, by Michaś nie doszedł zbyt szybko. Raz zwalniał prawie całkowicie, a raz nieco dłużej masował męskość bardzo stanowczo i intensywnie.
Dobrze, że tancerz osunął się na krzesełku, bowiem James wsunął się do samego końca między jego uda i po chwili dłoń zastąpiły ciepłe, niesamowicie wilgotne usta, które ochoczo przejęły pracę nad doprowadzeniem chłopaka do utraty tchu. Język dokładnie okrążył i zwilżył każdy skrawem męskości, nim James wsunął ją między swoje wargi, a później prawie do końca w swoje usta. Aż zamruczał, czując ten zniewalający, znajomy smak.
To było o wiele więcej niż Michael się spodziewał dostać. To było o wiele za dużo by miał choćby nikłą nadzieję na racjonale myślenie. To było zniewalające uczucie, kiedy jego nabrzmiała i rozedrgana męskość została otulona wilgocią ust i połechtana ruchliwym językiem Jamesa.
Pośladki chłopaka zjechałyby zupełnie z fotela, gdyby nie James klęczący pomiędzy jego udami. Michael wyrzucił ręce w górę i złapał za oparcie tuż nad swoja głową, kiedy jego ciało wygięło się w łuk, napinając wszystkie mięśnie, a z ust wyrwał się krzyk pełen euforii spełnienia, jakie właśnie przetoczyło się porażającą falą przez jego ciało.
Nie pamiętał, by kiedykolwiek czuł się tak wspaniale. A przecież powtarzał to sobie za każdym razem, gdy do spełnienia doprowadzał go James.
Tak bardzo nie chciał, by to skończyło się tak szybko. Tak bardzo nie chciał, by chłopak poczuł zawód, gdy Michael dojdzie tak szybko, ale nie potrafił się dłużej powstrzymywać. Nie przy nim. Nie przy facecie, który choć znał go niedługo, poznał go najlepiej ze wszystkich.
Gorąca fala orgazmu wypełniła usta Jamesa, kiedy Michael krzyknął ponownie tak gardłowo i tak zmysłowo, że ściany mieszkania Collinsów zadrżały w posadach.
Collins nie zdążył zareagować odpowiednio, nim jego usta wypełniła słonawa ciecz. Jej dość sporej części udało się uciec z ust Jamesa, które oblizał. Oblizał też dokładnie męskość Michasia i odsunął się odrobinę, by móc go zobaczyć w całości. Chciałby mieć możliwość sfotografowania go i patrzenia co noc, jak tylko tydzień pracy rozdzieli ich wspólne spanie.
Podziwiał go w tamtej chwili i nie mógł oderwać wzroku od niego.
Tancerz wyglądał, jak bezcenne arcydzieło i był tylko dla niego. Tylko Jamesowi było dane go oglądać, kiedy umierał z rozkoszy i na pewno fotograf nie miał się już nigdy tym z nikim dzielić.
– Jesteś taki piękny, że aż brakuje mi słów – zamruczał, po czym oparł się wygodnie o kolana Michasia i westchnął z rozmarzeniem.
Mięśnie tancerza wracały z wolna do stanu normalności. Serce uspakajało się, a jego ciało bardzo wolno zsuwało się z fotela na podłogę.
Chciał się znaleźć w objęciach Jamesa. Chciał zatracić siebie w jego ramionach i pozwolić by ciało ostygło w czułym uścisku, a nie pozostawione na pastwę chłodu. Chciał, by chłopak również poczuł się tak dobrze jak on chwile temu, ale musiał dać sobie kilka minut na powrót do rzeczywistości.
Obejmując fotografa za szyje, osunął się na kolana i zatonął w cieple jego ciała z cichym westchnieniem.
– Nie puszczaj mnie. Nigdy już nie puszczaj mnie nigdzie samego. Nie chce tracić cię z zasięgu rąk choćby na chwilę. Nigdy. – Wiedział, a raczej miał zrozumieć to za chwilę, kiedy tylko znów zacznie normalnie myśleć, że taka obietnica jest nie do realizacji. Nie dlatego, że była ciężka do spełnienia, ale ze względu na zwykle ludzkie potrzeby i życie. Teraz jednak była ona mu konieczna.
Pragnął usłyszeć po raz nie wiadomo już który, że jest dla Jamesa światem tak samo, jak on jest jedynym światem, w którym Michael chciał żyć.
– Dobrze – odpowiedział mu James szeptem, bardzo szczerze. Gdyby tak się dało, to spełniłby tą prośbę bez mruknięcia okiem. Był jednak bardziej przytomny niż ostatnio, więc od razu dotarł do niego jej absurd. Niemniej jednak wiedział też, że to dla Michasia ważne, a on sam mógł mu takie rzeczy recytować całymi dniami i bez przerwy na oddech.
Przygarnął do siebie tancerza i otulił ramionami.
Po chwili jednak wziął w ramiona i podniósł, by ułożyć na łóżku. Odsunął kołdrę, a jak tylko chłopak znalazł się pod nią, wsunął się obok niego i ponownie go przytulił, układając usta przy jego uchu.
– Nie zostawię cię choćby świat się miał skończyć – wyszeptał cicho i z przekonaniem. – Nigdy i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić, pamiętaj – dodał jeszcze i ułożył się wygodnie, nie wypuszczając Michela z objęć.
Znów lądowali w łóżku, ale to miejsce wydawało mu się najbardziej odpowiednie by tancerz doszedł do siebie. Poza tym mieli mnóstwo czasu.
Łóżko było najlepszym miejscem na to by mogli się uspokoić. Najlepszym i najwygodniejszym.
Michael chciałby się odwdzięczyć za rozkosz, jaką otrzymał, ale jego chęci nijak się miały do jego sił. Tak gwałtowne uniesienie, jakie przeżył przed kilkoma minutami sprawiało, że wypełniało go błogie lenistwo. Czuł, że wystarczy szept Jamesa, muśnięcie jego warg, spokojny oddech i ciepłe objęcia jego ramion, by zapadł w sen. A tak naprawdę tego nie chciał. Nie chciał spać, kiedy mieli przed sobą ostatnie godziny.
Była niedziela. Musiał wieczorem wrócić do domu jeśli nie chciał, by jego rodzice zrobili najazd na mieszkanie Doriana lub wydzwaniali do niego co pięć sekund. Miał u nich spore pokłady zaufania głownie dlatego, że kiedy mówił, że wróci to wracał. Zawsze punktualnie i zawsze w terminie.
Przeciągnął się kocio i uszczypnął zębami szyje Jamesa.
– Musimy wstać. Wiesz, że musimy. Czeka śniadanie. Czeka sprzątanie no i... Nie chce przespać tych kilku godzin, jakie nam zostały. – Zmuszając się do nie lada wysiłku, naparł ciałem na ciało fotografa, zmuszając go do odwrócenia się na plecy. Zawisł nad nim z chytrym uśmiechem. – Wstajemy? Bo jak nie to mieszkanie ulegnie zawaleniu, kiedy się za ciebie wezmę.
– A wiesz, że jutro też jest dzień? I pojutrze i po pojutrze? – James zamruczał niezbyt zadowolony z tego, że musi wychodzić spod ciepłej kołdry. Zanim Michaś uciekł mu całkowicie z łóżka, chwycił go za biodra i spojrzał mu głęboko w oczy. – Ponad to… Zdajesz sobie sprawę, że twoje słowa zabrzmiały dwuznacznie i mam ochotę sprawdzić, czy faktycznie jesteś w stanie mi coś zrobić?
Jeszcze przez chwilę, dogłębnie zastanowił się, czy pozwoli swojemu chłopakowi zwiać.
Podźwignął się po tej krótkiej chwili i objął go w pasie, by przewrócić na plecy do poprzedniej pozycji. Nie zawisł nad nim, bo nie miał takiej możliwości, ale znalazł się między jego nogami i z dość dzikim uśmiechem naparł na niego.
Nadal był pobudzony, ale na szczęście nie nagi, więc Michaś nie musiał się niczego obawiać. Teraz już nie było tak intensywnego podniecenia, chociaż gdzieś wirowało w powietrzu. James po prostu bardzo nieprzyzwoicie się droczył i wykorzystywał sytuację.
Michaś nie pozostawał bezwolnym odbiorca kuszenia. Nie ma tak dobrze. Wiedział doskonale, że w obecnej sytuacji jest na wygranej pozycji choćby, dlatego że miał okazję do tego, by napięcie z niego uszło.
Objął chłopaka nogami i przyciągnął do siebie z uśmiechem malującym się na jego, nabrzmiałych od pocałunków, ustach. Zarzucił ramiona na szyje Jamesa i wplótł palce w jego włosy, mrucząc kusząco i kręcąc nieznacznie biodrami.
Nie mógł wiedzieć, że chłopak jest nadal pobudzony?
No oczywiście, że mógł. James i jego miękkie spodnie. James i jego męskość, która tylko czekała by uwolnić ją od materiału, blokującego jej dostęp do czułości. James i jego błyszczące oczy! Czy ktoś jeszcze miał jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że Michaś doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego chłopak spala się od środka z pożądania?
Bez czekania na jakąkolwiek większą reakcję ze strony fotografa, Michaś uniósł głowę nad pościelą i wpił się dość pewnie w usta kuszące go i sprawiające, że świata poza nimi nie widział. Zawładnął tym pocałunkiem nad wargami chłopaka i wcale nie miał zamiaru oddać mu władzy. O nie! Nie tym razem.
James za to wcale się nie palił do tego by odebrać sobie władzę. Panował jednak nad tym, by Michaś nie wymknął mu się spod niego. Męskość rozgorzała gorącem i chłopak mógł to poczuć. Mógł to poczuć dokładnie między swoimi pośladkami, w których – gdyby nie materiał – James by się znalazł.
– Naprawdę nie wiem, kto kogo bardziej prowokuje – wymruczał z ledwością, ale nadal pozwalał się całować.
Czuł się oszołomiony i jedyne o czym potrafił myśleć to to, że jest tak bardzo blisko i że praktycznie może wszystko. Własna zadziorność i chęć droczenia się z Michasiem zamieniła się w coś tak niepojętego, że ledwo oddychał z wrażenia. Jedno pociągnięcie dłoni, jedno pchnięcie… Nagle odsunął głowę i schował twarz w zagłębieniu ramienia i szyi Michasia.
– Albo zaraz nie wytrzymam i licho trafi cały zaplanowany romantyzm, albo dojdę. Nie wiem, co by było lepsze… – Mimo swoich słów nadal dla własnej tortury przyciskał swoje biodra do bioder tancerza dość stanowczo. Zapragnął jeszcze raz usłyszeć jego cudowny krzyk, a najlepiej gdyby mógł z nim pomieszać swój własny.
Michael przycisnął się do niego jeszcze bardziej.
Nie potrafił aż tak perfekcyjnie, jak James panować nad sobą i swoimi chęciami. Owszem kiedyś umiałbym pozostać choć trochę obojętnym, bo tego się od niego wymagało. Kiedyś. Bo nie teraz, gdy mógł pokazać, jak bardzo mu jest dobrze.
Przesunął dłońmi po materiale koszulki partnera i wsunął chętne palce pod nią. Głaskał rozgrzaną skórę, a w głowie kręciło mu się od świadomości jak bardzo James go pragnie, jak mocno się powstrzymuje i jak niesamowicie byłoby poczuć jak zaprzestaje walki i bierze to na co ma ochotę.
– Daj – mruknął we włosy fotografa, wsuwając dłonie za gumkę jego spodni i głaszcząc napięte do bólu pośladki. – Pozwól mi doprowadzić cię do końca. – Zabrał dłonie i zsunął z pasa chłopaka nogi. Poruszył się pod nim, chcąc, by odwrócił się na plecy i pozwolił na poprowadzenie się do szczytu.

5 komentarzy:

  1. Oni są cudowni i nie mają siebie dość. Uczucie wymieszane z lukrem leje się tu na całego i, aż boję się, że jak skończy się ten weekend może ich spotkać coś niemiłego. Wróci szkoła, normalne życie i ci co uwielbiają Michasia gnoić.
    Uwielbiam, jak James doprowadza swego chłopaka do orgazmu. Gdybym była na miejscu Jamesa dałabym jak najwięcej blondasowi, bo na to zasługuje.
    Wyobraziłam sobie tę gorąca scenkę na fotelu. Było ekscytująco. Mrauuu.
    A pod koniec już się bałam, że James nie zostanie zaspokojony, ale dzieje się to, a Wy przerwałyście. Niedobre. Foch. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Michaś nadal ma koszmarne sny. Chyba musi upłynąć jeszcze sporo czasu aż uwolni się od potworów z przeszłości. Całe szczęście, że ma chłopaka, który jest niesamowicie empatyczny i opiekuńczy.
    Faktycznie, w tym rozdziale pławię się w takiej ilości szczęścia i słodyczy, że kolejne fale cukru zaczynają zalewać mi twarz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na początek powiem, że zauważyłam pewną rzecz... Mianowicie, obie nadużywacie pewnych wyrazów. Sądzę jednak, że doskonale o tym wiecie, dlatego też ich nie podam. Przechodząc. Dziwny ten sen. Czytałam go ze dwa razy i do końca nie bardzo go ogarniam. Znaczy, wydaje mi się, że to wewnętrzne, nieujawniane na światło dzienne obawy Michasia, które jego podświadomość akurat teraz zechciała ujawnić. Niby może być też to, że to jakiś znak dla chłopaka, a może fakt, że temu całemu Bradley'owi nie podoba się nowy partner Michasia, a nawet nie podoba mu się to, że w ogóle kogoś ma, ale to takie tam moje gdybania. Mam jednak nadzieję, że to tylko jego nieuzasadnione obawy, mimo, iż jak się dowiadujemy nie był to pierwszy tego typu sen. Oj, Michaś jeszcze chyba wiele nie powiedział. Rozumiem, że to wszystko zostanie nam ładnie, czysto i klarownie wyjaśnione w odpowiednim czasie...
    O, właśnie tak powinien się zachowywać Dorian w stosunku do Rage'a - wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać. U tej dwójki zdecydowanie widać więź psychiczną, uczuciową, czy coś w tym stylu, mimo wyraźnego zarysowania pożądania. To takie inne, ale i fajne zarazem. No i zrobiło się ciepło. Nie gorąco, jak u DR, ale cieplej niż w przypadku FR. Tylko dlaczego to zawsze jest ten sam schemat - James daje, Michaś bierze? Bo nie przypominam sobie, by do tej pory było odwrotnie... I nie, nie chcę tu powiedzieć, że James jest napalonym fanatykiem seksu. Ach, już miałam mówić, że głęboko wierzę, że kiedyś i James'owi coś się dostanie, a tu proszę. Przy okazji James chyba idzie w ślady Doriana i staje się człowiekiem pochodnią, ciekawe, ciekawe. No i oczywiście tradycyjny już koniec w takim momencie. Jak wreszcie dojdą do tego super hiper romantycznego seksu, a wy skończycie w połowie, bądź ciekawym momencie, to nie wiem, co wam zrobię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Nie sądzisz, że gdyby Dorian zachowywał się tak jak James nie byłoby sensu prowadzenia aż tylu par? No a co do 'schematu', jak to ładnie ujęłaś, tak już jest. Wyobraź sobie warczącą, irytującą się i gryzącą monitor Klaudię a sama odpowiesz sobie na pytanie 'dlaczego?'
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. mrrrraaaauuuu super no *.*

    OdpowiedzUsuń