poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział XXXII [Rino]


[Rino obudził się nim jeszcze Hiszpan otworzył oczy. Czekał cierpliwie, aż mężczyzna się obudzi. Czekał też, kiedy wyjdzie i zostawi go samego. Nie miał ochoty z nim rozmawiać. Cała przespana wyjątkowo spokojnie noc zmęczyła go bardziej niż byłaby przepełniona wyuzdanym seksem. Chłopak przeraził się, kiedy Flavio opuścił łóżko. Poczuł się opuszczony? Tak, dokładnie. Ciepło drugiego ciała zniknęło, jak zawsze, kiedy wychodził od niego jakiś klient. Tyle, że teraz strata tego ciepła i tego gościa spowodowała, że Rino poczuł coś na kształt żalu. Zebrał pieniądze z szafki, gwizdając na ich ilość. Ubrał się, ogarnął pokój, który i tak miał być posprzątany, po czym udał się do człowieka, który jako jedyny chyba okazywał mu prawdziwą sympatię. Spotkał się z Ianem, by powierzyć mu zapłatę. Ochroniarz był jego stróżem i zbierał każdy grosz, jak najlepszy z najlepszych, bezpiecznych banków. Chłopak ufał mu bezgranicznie, chociaż nie spotykali się często i nie byli tak mocno zżyci.] Wiesz, że spokojnie mógłbyś sobie kupić mieszkanie? Rino, dlaczego tu jeszcze siedzisz? Masz dość pieniędzy, by zacząć normalnie żyć. [Powiedział, kiedy siedli z chłopakiem do śniadania. Zarówno Rino, jak i Ian spędzali weekendy w klubie. Razem jedli śniadania, czasami jak sprzyjał los, to i kolację. Ochroniarz zmierzył młodego wzrokiem z nieskrywanym żalem. Chciał dla niego, jak najlepiej, ale jednocześnie nie w jego interesie było, by wtrącać się w cudze życie.]

Wiem Ian, ale póki co to muszę zmierzyć się z matką. Pokazać się jej w domu nim wrócę na kolejną ‘zmianę’. [Odparł chłopak, a jak tylko skończył śniadanie i przebrał w normalne ubrania. Miał złe przeczucia odkąd się obudził, a jego obawy potwierdziły się jeszcze tego samego ranka. Matka chłopaka wpadła w szał. Kolejną noc jej syn spędził poza domem, a ona nie wiedziała, gdzie. Była chora, tak się nie godziło. Potrzebowała opieki – bynajmniej nie z fizycznej strony. Po dość zażartej awanturze w ruch poszły ciężkie przedmioty. Kobieta nie wiedziała co robi i Rino zdawał sobie z tego sprawę. Nie pokazał jednak, jak jest mu przykro, że potraktowała go, jak psa. Poniekąd sobie na to zasłużył. Z kilkoma siniakami, które ukrył pod golfem, z torbą w którą wcisnął cały swój niewielki dobytek, udał się do jedynego faceta, od którego mógł otrzymać racjonalną pomoc. Porozmawiał z Ianem. Wyjaśnił mu dlaczego stało się tak, a nie inaczej, a ten poprosił szefa o pomoc. Wieczorem Rino z ciężkim sercem i z niejasnymi planami na przyszłość wprowadził się do mieszkania po byłym pracowniku. W zasadzie wynajął je, ale było to lepsze niż nic. Czekało go sporo pracy. Obiecał, że poskłada i popakuje rzeczy Rage’a, by chłopak mógł je tylko zabrać. Z miejsca zajął się tym, jak tylko zamknął drzwi na klucz.]

[Niedługo po rozstaniu z Dorianem i Ragem taksówką zatrzymała się pod wskazanym przez obu wspomnianych wcześniej panów adresem. Hiszpan zapłacił za kurs, z dumą stwierdził, że kierowca oczu od niego oderwać nie potrafił przez cała drogę (nieważne, że tylko dlatego iż obcokrajowiec w takim garniturze przywodził mu na myśl mafie) i po kilku minutach zapukał pewny swego do drzwi, za którymi miała na niego czekać przygoda jego życia. Oczywiście on nie zdawał sobie sprawy z tego kim jest ta jego przygoda. Ważne, że chłopcy tak uprzejmie wymyślili dla niego miejsce na nocleg i to połączone z randka w ciemno. A Flavio uwielbiał randki w ciemno. Uwielbiał patrzeć jak facet, z którym się umówił zostaje rażony jego urodą niczym gromem, onieśmielony i nie potrafiący znaleźć słów, które byłyby godne tak zniewalającego faceta jak Flavio.]

[Tak, zdecydowanie Rino został rażony piorunem, ale piorunem zdziwienia, jak tylko otworzył drzwi. Był w trakcie skrupulatnego pakowanie wszystkich pomniejszych rzeczy i książek do kartonów, które wysępił od sąsiadów. Sprzątał przy okazji mieszkanie – ścierał kurze z najgłębszych zakamarków. I chociaż jeszcze nie rozpakował swojej torby, to mieszkanie powoli zaczynało mieć ręce i nogi. Nie wiedział któż to może pukać wieczorem do drzwi. Z początku wystraszył się, że może to jakiś znajomy Rage’a, ale obawa szybko go opuściła. Nie był wszak strachliwym stworzeniem. Nieprzebrany, rozczochrany i wyglądający, jak siódme nieszczęście, stanął, jak zdębiały, po raz drugi w życiu czując, jak brakuje mu słów i myśli na widok gościa. W dodatku drugi raz był to ten sam człowiek, który wprowadził go w ten stan. Powitał Flavia dość długim i wymownym ‘eeeee?’, a lizak którego ssał nieprzerwanie w trakcie pracy przestał obracać się w jego ustach.]

Em... [Flavio przez chwile zastanawiał czy dobrze widzi. Uśmiech, który gościł na jego twarzy w celu zniewolenia nieznajomego znikał powoli, a w zamian pojawiało się zaskoczenie i konsternacja. Zmarszczył brwi. Wycelował w chłopaka palcem. Pokiwał nim zastanawiając się pospiesznie co zrobić. Cofnął się o krok, zerknął na numer drzwi by nabrać pewności co do tego, że nie zapukał przypadkiem do zupełnie innego mieszkania niż zamierzał i ponownie popatrzył na chłopaka.] A niech cię... [Jęknął z rezygnacja. To był dobry adres. Tyle tylko, że jego randka w ciemno nie okazała się taka ciemna, jak się spodziewał. Mało tego, okazała się bardziej zaskakująca niż mógł śnić w najśmielszych snach. Pytanie tylko czy uprzejmi panowie zdawali sobie sprawę z tego gdzie go posyłają?] Witaj. [Zdobył się na słowo powitania, kiedy już ułożył sobie perfidny plan podwójnego morderstwa.] Zdaje się, że jestem na ciebie skazany...

Skazany? [Zamrugał gwałtownie i jeszcze chwilę przypatrywał się mężczyźnie. Czyżby Flavio go szukał? Nie, to raczej nie wchodziło w grę. Nie potrafił sobie wyjaśnić, dlaczego ten facet właśnie stoi na progu jego mieszkania – nowego mieszkania, do którego ledwie się wprowadził.] To znaczy, tak. Miło cię widzieć. [Pokiwał w końcu głową, marszcząc czoło, bowiem do końca nie był przekonany, czy było to miłe. Z pewnością niesamowicie zaskakujące. Jednakże, teraz Rino nie był w pracy, nie dążył do złapania kolejnego chętnego klienta, ba! Nawet nie wyglądał pociągająco w styranym czarnym golfie i jeansach ubrudzonych kurzem podłogi na której przed chwilą klęczał oklejając pudła taśmą. Co więcej nie musiał być wcale miły, ale… Chciał. Coś pchnęło go w stronę typowej uprzejmości.] Wejdź. [Wyrzucił z siebie i odsunął się, by nieskazitelnie czysty Flavio mógł wejść do zagraconego pudłami mieszkania.]

Tylko mi nie mów ze żaden z tych modraczków nie wpadł nawet na pomysł żeby cię uprzedzić, że przyjadę na... Na noc. A może jednak wiedziałeś i to ukartowane? [No tak. Liczył na gorąca randkę. Na faceta, który będzie czekał na swój los na loterii życia (czyt. Flavia) z otwartymi ramionami, a zastał zagracone mieszkanie i gościa przyozdobionego w kurzowe kubraczki tu i tam. Mało tego, faceta z którym spędził poprzednia noc i któremu za te noc zapłacił, a który miał wyjątkowy talent do wyprowadzania Hiszpana z równowagi. Co z tego, że chłopak miał swój specyficzny urok? Co z tego, że kiedy się rumienił stawał się całkiem uroczy? Skoro nie potrafił docenić faktu, że to właśnie on, Flavio, zainteresował się spędzeniem z nim nocy. Wchodził w głąb mieszkania ostrożnie, uważając by nie zabić się o jakiś karton lub nie zostać przez jakieś pudło zaatakowanym z nienacka. Nie był klientem chłopaka w tym momencie. Nie miał prawa wymagać by ten spełnił wszystkie jego życzenia, ale... Nie potrafił wyzbyć się poczucia wyższości nad Nico. Tak przecież kazał na siebie mówić ten facet, kiedy zapytał go o imię.] Nie zostanę tu w takim razie. Nie zamierzam dać wam powodów do radości w związku z tym, jak naiwnie pozwoliłem się wkręcić w te grę. Jeśli możesz to wezwij mi taksówkę i zaraz znikam.

Nic mi nie powiedzieli o tym, że masz zamiar przyjechać na noc, więc nie czuj się jedynym pokrzywdzonym w tym temacie. [Odparł, odzyskując rezon, jaki stracił rozczulając się nad niespodzianką. Pokręcił przez chwilę lizakiem w ustach, nim zamknął drzwi za mężczyzną i poszedł za nim do salonu.] Nie mam nic przeciwko byś został. Amerykanka wydaje się być bardzo wygodna. [Dodał, wskazując palcem na rozkładaną kanapę w salonie. Mógł mu przecież odstąpić pościel i spać pod kocem, zimno nie było. Stanął w drzwiach salonu oparty o framugę i wpatrzył się w Hiszpana namiętnie, kiedy po głowie goniły się pomysły, jakby tu wykorzystać jego obecność, skoro już wpadł i to na noc. Rino miał jeszcze tyle do zrobienia.] Nie wiem nawet, jak masz na imię. Poza tym, skoro jesteś, to mógłbyś mi pomóc pakować rzeczy Rage’a. Ewentualnie, jeżeli nie… To musiałbyś się zająć sobą, bo ja to zrobić muszę jeszcze dzisiaj. [Poinformował go i odwrócił się na pięcie, by przejść do małej kuchni i zrobić coś do picia. O alkohol Flavio nie miał się nawet po co pytać, bo z tego, co chłopak zauważył, to nawet nie było miejsca na to, by jakikolwiek zachomikować.] Zrobię ci herbaty. [Rzucił nim zajął się przygotowywaniem. Sam był spragniony, ale z grzeczności – przez którą gryzł boleśnie język – nie wypadało nie zrobić też gościowi.]

Nie możesz mi po prostu zamówić taksówki? Nie wydaje mi się, że nadaje się do pakowania czyjegoś dobytku. Nie mam talentów gospodarczych, więc... Nie widzę bym miał ci się tu do czegoś przydać. [Szedł za chłopakiem w stronę kuchni, uważając nadal by nie zapakować siebie do jakiegoś pudla co stanowiłoby nie lada prezent dla Rage'a, bo przecież dla niego te pudla były pakowane. Perspektywa spania na kanapie przeraziła go nie na żarty, a perspektywa pakowania tych wszystkich zakurzonych rzeczy i wyglądania za chwile zupełnie, jak kurzowy chłopak Nico, wręcz sparaliżowała na chwile jego serce.] Nie zdradzam tak łatwo swego imienia. [Odgryzł się za to, jak chłopak potraktował jego pytanie o imię zaledwie kilkanaście godzin temu.] Jeśli chcesz nazywaj mnie boski. [Nie oparł się o framugę, tak jak zrobiłby to każdy inny facet. O nie, on stanął zaraz za progiem kuchni i wpatrzył się wyczekująco w chłopaka.]

Spanie tutaj ci uwłacza? [Spytał powoli, uważając by nie rozlać gorącej wody, którą zalewał herbatę. Zerknął na Hiszpana kątem oka i uśmiechnął się lekko, bynajmniej nie złośliwie – no może odrobinę.] Telefon masz na szafce w salonie, obok leży książka adresowa. Możesz zadzwonić sobie po taksówkę. Niemniej jednak jest jeszcze łóżko. [Z każdą kolejną chwilą pomysł Rino na bycie miłym dla tego gościa wydawał się być złym pomysłem. Chłopak wziął kubki i podszedł do mężczyzny z zamiarem zaniesienia ich do salonu.] O boski, jakiż to będzie zaszczyt, jeżeli zechcesz ze mną spędzić tę noc i uraczysz mnie swoją zajebistością… [Jęknął, spoglądając Flaviovi prosto w oczy z nieskrywaną ironią.] A teraz przesuń się, bo nie daj losie cię obleję, a nie chce tutaj dorosłego, płaczącego faceta.

Bez lęku. Moje łzy to ostatnia rzecz jaką mógłbyś zobaczyć. [Nie odsunął się od wyjścia, a wyszedł. Odwrócił się i wyszedł kierując się ponownie do salonu, by dostać się do telefonu, książki telefonicznej, taksówki... Nie miał zamiaru zostawać z tym impertynentem ani chwili dłużej. Nie musiał znosić jego ignorancji w kwestii swej boskości. Teraz, kiedy nie miał nad nim przewagi, bo nie był jego klientem, nie widział powodów by musiał znosić jego nastroje i sprowadzać go na ziemie. Znalazł książkę dość szybko. Odgarnął jakieś gazety z brzegu kanapy, usiadł i zaczął przerzucać stronice. Był zły na siebie, że dał się wplątać w tak głupią sytuacje i zły na Doriana, że tak sprytnie i bez mrugnięcia okiem wpakował go w te kabałę. Wyciągnął z kieszeni telefon. Tak, miał telefon. Miał też numer do Dorka i zamierzał zjechać go na czym świat stoi zanim wezwie taksówkę.]

[Rino spojrzał na swojego nieoczekiwanego gościa, jak na kretyna, czego na szczęście Hiszpan nie widział. Chłopak postawił na stoliku kubki z gorącą, owocową herbatą i nie wiedząc co ma ze sobą zrobić, przysiadł na kanapie obok mężczyzny i z zaciekawieniem spojrzał na książkę telefoniczną. Nie miał zamiaru mu przeszkadzać, ale nie miał też zamiaru milczeć. Skoro Flavio miał zamiar wyjść, to raczej nie robiło mu różnicy w jakim nastroju wyjdzie.] Zastanawiam się dlaczego tak łatwo się we wszystkim poddajesz. [Mruknął i uśmiechnął się szeroko.] Wiesz, spanie ze mną to naprawdę nie jest zły pomysł. Niepotrzebnie nastawiasz się z góry na katastrofę. Jakbyś pomyślał czasami o innych, to nawet by mogło być miło. [Oparł się wygodnie o kanapę i wziął od niechcenia jakąś ulotkę, by przelecieć ją wzrokiem.]

Zamilknij na pięć minut, a cię ozłocę. [Warknął w stronę chłopaka z taką miną, jakby miał zamiar za chwile go zamordować. Nie przywykł do takiej bezczelności i nie miał zamiaru się do niej przyzwyczajać.] Po prostu zamilknij, bo za chwile moje nerwy nie wytrzymają. Nie ciebie wpakowali w sytuacje, która wcale nie jest zabawna. I nie twój interes czy się poddaje czy nie. Co to ma być? Jakaś gra pod tytułem 'Ile wytrzyma Fla... Hiszpan?' [Poniosło go. Nie miał zamiaru wypowiedzieć do tego chłopaka aż tylu słów na raz. Nie miał zamiaru w ogóle z nim dyskutować skoro ten i tak miał już na jego temat wyrobione zdanie. Zresztą... Zupełnie tak samo jak Flavio na jego temat. W sumie, gdyby się uspokoił i pomyślał, byli kwita. Tyle tylko, że Hiszpan nie miał zamiaru się uspokajać. Po co? Ponownie spojrzał na telefon i wyszukał numer do Doriana. Czekał na połączenie, kartkując książkę telefoniczna.]

Wyrażam tylko swoje zdanie. Oni z pewnością chcieli dobrze, a ty się unosisz, jak zraniona baba. Jesteś facetem, pragnę ci przypomnieć, nawet jeżeli gejem. [Powstrzymał się przed dosadnym warknięciem. Nie poruszył się na swoim miejscu. Wpatrywał się w Hiszpana, jakby chciał go zabić wzrokiem. Nawet nie zauważył, jak pogniótł w dłoniach ulotkę, którą niedawno przeglądał. Najpierw przyszło mu kłócić się z matką wariatką, a teraz jeszcze kłócił się z jakimś nierozumnym gościem, którego imienia nawet nie znał. No dobrze, znał – zdążył poznać kawałek, ale nie całe imię, a nad tym jakby mogło ono brzmieć, nie miał zamiaru się zbytnio rozwodzić. Po chwili westchnął ciężko z rezygnacją.] Zrobisz, jak będziesz uważać, ja cię nie trzymam. [Rzucił jeszcze nim wstał, by powrócić do pakowania rzeczy.]

Odbierz. Odbierz do cholery bo jak wrócę tam to z tej waszej telenoweli zrobię horror... [Telefon Doriana milczał uparcie. Nie odbierał, chociaż Hiszpan dzwonił już trzeci raz z rzędu. Szlag go trafiał. Aż się w nim gotowało. I jeszcze to małe wredne poszło sobie i zostawiło go samego. No po prostu zero szacunku dla gości, zero. Czyż on nie zasługiwał na chwile uwagi? Pfff.... Flavio fuknął wściekle, gdy po raz czwarty nikt nie odebrał telefonu Doriana i zamachnął się, by rzucić telefonem w najbliższą ścianę.] Niech cię szlag! [Ryknął i... No i w tym samym momencie dotarło do niego, że to jego osobisty telefon miał właśnie bliskie spotkanie ze ścianą. Oj, nie panował nad swoim temperamentem i zdaje się, że właśnie przyjdzie mu za to zapłacić.]

A mówiłem zadzwoń z domowego? [Rino zdążył przysiąść sobie na środku przedpokoju, jednakże kiedy telefon wylądował na ścianie z głuchym trzaskiem, chłopak poderwał się i pobiegł prawie do salonu, by zobaczyć co się stało.] I po co się denerwujesz? [Odetchnął z ulgą, orientując się, że nic się naprawdę takiego nie stało, a po chwili… Roześmiał się delikatnie i pokręcił głową z niedowierzaniem dla tego mężczyzny. Nie podszedł blisko, by czasami nie zarobić w twarz przez furię, jaka targała Hiszpanem. Postukał palcami o futrynę drzwi, po czym przestał się śmiać pozostawiając na ustach tylko uśmiech.] Nadal masz zamiar jechać, czy może skusisz się na herbatę i kolację? Zakładam, że długo nie jadłeś. Głodni mężczyźni, to źli mężczyźni. [Stwierdził, miotając oczami po rozeźlonej twarzy Flavia dość namiętnie.]

A nikt inny nie zna się na nich tak jak ja... A i Ty oczywiście. Ech... [Ciężkie westchnienie wyrwało się z piersi Hiszpana. Rozwalenie telefonu chyba pomogło mu w wyładowaniu przynajmniej części swej frustracji, więc wizja ciepłej herbaty i kolacji nie wydawała mu się aż taką tragedia. Co prawda nadal był zły i nadal miał pretensje do całego świata o to, że jego randka w ciemno okazała się tragedią, ale... No właśnie. Ale przecież jeszcze nic nie było całkiem stracone, prawda? Chłopak znał się na rzeczy i... Nie, nigdy w życiu! Co innego wiedzieć, że idzie się z dziwką do łóżka bo po to się przyszło, a co innego starać się o czyjeś względy! Nie-e. To nie wchodziło w grę, jeśli szło o Flavia. Nawet pomijając fakt, że chłopak był niczego sobie. Nawet taki zakurzony niczym stare księgi w porzuconej przez Boga i ludzi bibliotece.] Ale ja zamawiam. [Ponownie zaczął wertować książkę telefoniczna mając zamiar tym razem znaleźć telefon do jakiejś renomowanej firmy cateringowej.]

Boże… [Jęknął do Hiszpana, ale już bez złośliwości. Odetchnął wewnątrz siebie z ulgą, że jednak mężczyzna nie dał się ponieść złości całkowicie i nie demolował reszty mieszkania. Znalazł się przy nim w kilku zdecydowanych krokach i zamknął mu książkę przed nosem.] Wyluzuj. Potrafię gotować i z pewnością cię nie otruję. [Przychylił się do niego, uśmiechając zadziornie, a po kilku sekundach pogłaskał jego zaczerwienione niedawną złością policzki palcami.] I owszem znam się na mężczyznach… Bardzo dobrze się znam. [Wyszeptał jeszcze do jego ucha, nim się wyprostował. Chociaż nie dawał się ponieść rozanieleniu z powodu niesamowitej urody Hiszpana, ani też nie wzdychał do niego, to jednak mógł śmiało stwierdzić, że posiłek będzie mu smakować.] Więcej zaufania do ludzi książę, tylko odrobinę. [Z tymi słowami zawrócił do kuchni, umył ręce, a po chwili zaczął grzebać w szafkach w poszukiwaniu składników. Lodówka Rage’a była zaopatrzona w świeże produkty i nawet mleko było. Przynajmniej w tym zamierzeniu i dążeniu do celu Rino nie widział żadnych przeszkód.]

[Flavio stanął w drzwiach kuchni, przyjrzał się poczynaniom chłopaka i wszedł do środka, stając tyłem do jednej z szafek i opierając o nią swe boskie pośladki. Zaplótł ręce na wysokości piesi, nie bacząc na to, że gniecie rękawy marynarki. Jakoś nie była teraz ważna.] Nie pomogę ci. [Powiedział niezwykle szczerze i niezwykle spokojnie.] Chyba zdajesz sobie z tego sprawę? [Nie żeby się usprawiedliwiał, ale skoro już miał tu jednak zostać to dobrze by było żeby chłopak miał jasną sytuacje. Fakt, przyznał, że się zna na mężczyznach, ale przecież znał się na nich z całkiem innej strony niż gotowanie. Śledził uważnie spojrzeniem chłopaka kręcącego się po kuchni i musiał przyznać, że zawsze podziwiał takich co potrafią gotować czy sprzątać. Wszak potrafili dzięki temu ułatwić mu życie od niemowlęcia.]

Nie musisz mi pomagać, doprawdy. Zawsze sobie radziłem sam i to raczej jest niezmienna kwestia. [Odparł z namysłem. Kiedy mężczyzna zjawił się w kuchni, Rino miał już wyciągnięte co potrzeba. Rozdzielił składniki i zaczął mieszać po kolei wszystko. Tak, dobrze się mogło wydawać Hiszpanowi. Rino miał zamiar zaserwować mu naleśniki własnej roboty. Nie żeby tylko to umiał przygotować, ale kiedy spoglądał w oczy tego faceta, jakoś samo przyszło mu na myśl, by akurat to właśnie je zrobić.] Mam nadzieję, że nie jesteś uczulony na białko. [Mruknął, ucierając ciasto tradycyjną trzepaczką. Odwrócił się przy tym do Hiszpana i też oparł o kuchenny blat, jednak po drugiej stronie. Nie potrzebował zagłębiać się w dokładność swoich ruchów. Wiedział, co robił. Zarówno w kuchni, jak i w łóżku.] I skoro już przeszła ci złość, to możesz mi powiedzieć, jak masz na imię. Szczerość za szczerość. Ty mi powiesz swoje, a ja ci powiem swoje.

[Hiszpan miałby się domyślić, że ta mamałyga, która powstaje w misce dzięki wprawnym poczynaniom chłopaka to naleśniki? Dobre. On nigdy nie zagościł w kuchni. Nie widział, jak się robi naleśniki. Nie wiedział nawet, jak się robi kanapki. Em, nie, nie, teraz to była przesada. Kanapki potrafił robić. Nie było w tym nic szczególnie trudnego przecież. A to, że czasami pobrudził ręce masłem... Tak, to był argument by nie brać się za kanapki zbyt często.] Flavio. [Rzucił krótko bez nadmiaru emocji w głosie. No cóż, skoro chłopak chciał poznać imię miłości swojego życia.... Wróć! Jakiej miłości. Boskości może i tak, ale miłości? Hiszpan aż potrząsnął energicznie głową, by odpędzić te bezsensowne myśli. Miłości... Też coś!]

Rino. [Odpowiedział mu równie krótko, ale uśmiechnął się do tego, marszcząc czoło, kiedy Hiszpan się otrząsnął. Ciasto było zrobione. Tak właściwie powinno jeszcze jakiś czas odstać swoje, ale chłopak nie sądził by czekanie sprzyjało tej odbudowującej się na nowo znajomości między nimi. Pozostawało więc włączyć kuchenkę i rozgrzać olej, a to nie zajęło wiele czasu.] Ładne masz imię, pasuje do ciebie, jak ulał. [Zamruczał z nad patelki, na którą zaczął wylewać ciasto, jak tylko tłuszcz się rozgrzał. Musiał się skupić, by czasami nie przypalić, bowiem miał przeczucie, że nawet odrobinę popsuta potrawa nie spodoba się mężczyźnie. To, że Flavio nigdy nie był w kuchni było z jednej strony bardzo dobre. Może i nie mógł pochwalić chłopaka za grację wykonania, ale z pewnością mógł podziwiać, jak sprawnie się porusza.] Z dżemem? Czy z serem? [Spytał, podrzucając pierwszy naleśnik w zgrabnym piruecie.]

Uwa... [O mało nie uciekł z kuchni widząc co ten dzieciak wyrabia z plackiem, który powstał z tej dziwacznej mamałygi. Nie komentował pasującego do niego imienia. Pamiętał, jak będąc dzieckiem, wściekał się, że ma tak idiotyczne imię. Czy rodzice aż tak bardzo go nie kochali by nazwać go w tak słodki sposób? Przecież było tyle innych męskich imion. Takich naprawdę męskich i poważnych. Ale nie! Flavio. On musiał być Flavio. W chwili, gdy naleśnik upadł miękko na patelnie nie lądując na jego głowie i nie przyklejając się do sufitu jak to bywało w kreskówkach, Hiszpan odetchnął z ulga, lecz bez uśmiechu.] Z czekolada. [Odpowiedział szczerze na zadane mu przez Rino pytanie. Tak właśnie! Naleśniki jadało się z czekolada i tartymi orzechami.]

Nie wiem, czy jest. Nie wiem, co Rage jada. A jak nie ma? [Spytał, rzucając mężczyźnie smutne spojrzenie i po chwili kręcąc głową z politowaniem dla jego zachcianek. Daleko było chłopakowi do kreskówkowych kucharczyków, chociaż… Jakby chciał to pewnie udałoby mu się specjalnie umieścić naleśnik na głowie Hiszpana, nawet jakby ten uciekł z kuchni. Teraz chłopak jednak o tym nie myślał, smażąc kolejne, aż powstał z nich dość spory stos. Nie miał pojęcia ile Flavio jest w stanie zjeść, a on sam nie jadał wiele.] Dobrze mości książę, poszukam czekolady. [Stwierdził, jak tylko wykończył ostatnią kropelkę ciasta. Było go niewiele, a powstało naleśników, jak dla pułku wojska. Wytarł ręce w kuchenną ściereczkę i zajął się szukaniem czekolady.] Nutella może być? [Było to jedyne, co udało mu się wysznupać w szafeczkach pełnych niepotrzebnych rzeczy. Pomachał słoikiem do Hiszpana, czekając na odpowiedź i na to czy ma wbijać nóż do masy, czy nie. Przypuszczał, miał cichą, małą nadzieję, że Flavio umie się posługiwać rączkami i sam sobie będzie smarować naleśniki.]

A orzechy... [To był niemal jęk zawodu, ale Flavio w porę opamiętał się i wzruszył ramionami. Czekolada się znalazła, więc może naleśniki nie będą bardzo tragiczne. Fakt faktem prawdziwa czekolada byłaby o niebo smaczniejsza i Flavio doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale tu też był tłuszcz, mleko i kakao. Może w innych proporcjach i może trochę inaczej słodzone, ale było.] Niech będzie Nutella. [Wyciągnął ręce po czekoladę i nóż. Tyle mógł zrobić. Tyle potrafił. Zaniesie czekoladę do salonu żeby nie było potem, że w ogóle nie przykładał się do pomocy przy kolacji. A czekoladę to kto zaniósł, hm? Nie czekając na Rino, gdy tylko otrzymał to czego chciał, udał się do salonu, zajmując na kanapie poprzednie miejsce, ale nie posiedział długo. Stwierdził bowiem, że przy jedzeniu naleśników będzie się dziwnie czuł w garniturze, zwłaszcza, że nie są one z prawdziwą czekolada. Wstał więc, zdjął marynarkę i starannie rozwiesił ja na oparciu krzesełka, które stało przy biurku.]

Tak, tak oczywiście. [Rino nie wątpił, że zaniesienie słoika będzie nie lada wyczynem dla mężczyzny, ale skwitował swoje myśli tylko cichym chichotem. Ustawił talerz na środku stolika obok słoika z tą sztuczną czekoladą i otworzył słoik, by czasami Flavio nie poczuł się zbyt zmęczony tą pomocą.] Smacznego. [Rzucił krótko, korzystając z okazji, że Hiszpan jest daleko. Posmarował sobie naleśnika i zwinął go. Nóż pozostawił wbity w czekoladową masę, a naleśnika wsunął w usta, przymykając oczy. To była miła odmiana, taka domowa kuchnia. Dość długo, aż do tej chwili żywił się tak zwanym ‘szybkim jedzeniem’, co wcale mu nie sprzyjało. Gdyby nie praca, to pewne byłby teraz wielkości salonu, w którym siedzieli.] Dobre. [Zawyrokował po pierwszym kęsie, który przełknął. Zerknął na Flavia kątem oka, dość uważnie, zastanawiając się, jak zareaguje na samoobsługę.]

Em... [Flavio nieco zdezorientowany powiódł spojrzeniem po stole. Talerz z naleśnikami jest. Słoik z czekolada też. Nóż jest...] A talerz i widelec? [Nie, no przecież nie będzie jadł naleśników palcami. Jak tak można? Ten tłuszcz z patelni i te sypiące się wszędzie okruchy. A jak mu czekolada wycieknie i zabrudzi spodnie albo koszule? Przecież nie ma nawet ścierki na kolana. Tak się nie godzi i już. Widząc, że chłopak zajął się zupełnie niekulturalnym i mało uroczym sposobem pochłaniania pierwszego naleśnika, skrzywił się dość wymownie i wstał z kanapy. Poszedł do kuchni, gdzie po chwili otwierania i zamykania szafek i szuflad zdołał odszukać zarówno czysty talerz jak i sztućce. Zabrał tez zestaw dla Rino. Wróciwszy postawił przed chłopakiem talerz i wręczył mu widelec.] Ja wiem, że jadasz w różnych miejscach, ale zrób mi te uprzejmość i zachowaj resztkę dobrego wychowania jedząc ze na kolacje, jak kulturalny i dobrze wychowany człowiek. Pominę już fakt, że przy każdym ruchu unoszą się nad tobą obłoczki kurzu bo sprzątałeś i nie miałeś czasu na ogarniecie się dokładne i przebranie, ale... [Wskazał na talerz z dość uprzejmym uśmiechem.] Bardzo cię proszę.

[Jeść naleśniki nożem i widelcem? To było takie dziwne dla chłopaka, więc w pierwszej chwili zmarszczył niechętnie nos. On lubił jeść swobodnie, bez etykiety i kultury. Zwłaszcza, że był na swoim i nikt – teoretycznie, nie licząc Flavia – nie patrzył mu na dłonie. W restauracji, czy gdzieś w towarzystwie potrafił się zachować, owszem. Z cichym westchnieniem odebrał sztuciec i zabrał się do molestowania naleśników właśnie nim.] Niech ci będzie, ale nie rozumiem, co ci w tym przeszkadza. Od kurzu się nie umiera, od jedzenia rękami też nie… Poza tym, to nie restauracja, żebym się musiał tak zachowywać. Ty też byś mógł sobie odpuścić. Kultura kulturą, ale swoboda jest ważniejsza. [Dodał jeszcze, po czym nałożył sobie kilka posmarowanych i pozwijanych – sztućcem – naleśników na talerz. Odsunął się od stolika i oparł wygodnie o oparcie kanapy.] Nic nie mów, jedz.



4 komentarze:

  1. Uśmiałam się od chwili gdy Rino otworzył drzwi, aż do samego końca. Flavio jest irytujący, ale tez i po części uroczy. Bardzo mnie ciekawi jego przemiana w przyszłości. Wiem, że w normalnym życiu bym nie wytrzymała z kimś takim. Ręce by mnie swędziały, aby mu przyłożyć. Lecz w opowiadaniu jego zajebistość jest nader interesującą postacią. :D
    Też w domu wole jeść swobodnie i popieram w tym Rino. Naleśniki widelcem jem tylko wtedy, kiedy mam polane śmietanką lub masełkiem i takie tam. Ale nie takie jak oni jedli. Od czego ma się paluszki Flavio. :D Chociaż on paluszki może wykorzystać do czegoś innego.:D
    Teraz jestem nie tylko głodna naleśników, ale i rozdarta, bo w następnym rozdziale chce i Rino, i Jamesa. Ech.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gasz... mnie to by się nie chciało, zaraz po wprowadzeniu do mieszkania - nawet wynajmowanego po kimś, kto je dopiero opuścił - przygotowywać jego rzeczy do zabrania, a przy okazji sprzątać. Ten chłopak musi mieć niesamowite pokłady energii, o których jeszcze nie wiemy, bo nie było okazji by je nam pokazał.
    Cud, że Flafcio się nie zatrzymał na dodatkową toaletę i przypudrowanie noska... Ach, zapomniałam, on zawsze wygląda świetnie, nawet jak wstaje z łóżka po wyjątkowo ciężkiej nocy. Przepraszam, więcej o tym nie zapomnę...
    Nie no, nie chcę wyjść na wredną, ale gdybym czegoś takiego nie napisała, to komentarz stałby się nudny. Nie?
    Cóż za piękne powitanie! Rino i jego 'eeeee?', oraz Flafcio i jego facepalm... Szkoda, że nie możemy tego obejrzeć!
    Uhm. Czy oni cały czas będą tak drzeć koty? xD
    Tak mi przykro, że Flafcio Pafcio dopiero teraz zorientował się, że to była sprytna intryga. Potrzebował do tego dowodu, no cóż. Pora stanąć twarzą w twarz z życiem innym niż dotychczas, co?
    Swoją drogą, chętnie dowiedziałabym się czegoś o wcześniejszym życiu Flafcia. Wszak mogłoby to zmienić moje postrzeganie na jego osobę, a także wyjaśnić, dlaczego jest taki a nie inny. Bo ładny wygląd to nie wszystko!
    Ugh. Będzie, że się na niego uwzięłam, no ale dlaczego się wyżywa na biednym Rino? Skąd on mógł wiedzieć, że coś takiego się wydarzy? No chyba hiszpan nie myślał, że Rino jest jak Rage aktorem i zagrał zaskoczenie niemal do bólu? ; o
    Amerykanki są wygodne! Serio, polecam! <3
    Ciekawe, czemu hiszpan był tak zdeterminowany by opóścić mieszkanie Rino. Przecież taka okazja, może wiele zmienić. Z resztą, mogłaby być też dobrą zemstą na tych nikczemnikach! :D
    Bez nerwów, bo to nie po złości - Flavio to jak gość z innej epoki. No dosłownie. 'Bez lęku.' Kto tak dzisiaj mówi? Prędzej spodziewałabym się czegoś w stylu bez obaw. Nie mówię już o tym, że nigdy nie był w kuchni, ani nie robił, a nawet nie widział jak się robi naleśniki...
    Ahahaha... no rozwaliło mnie przerażenie hiszpana. Serio. Naleśniki nie lubią spadać na głowy, wierzcie, wiem coś o tym. xD
    Nutellę lubimy i owszem! Choć popieram, prawdziwa czekolada byłaby lepsza... xD
    Dobra, to formalności chłopaki mają już za sobą. Wreszcie. :D
    Nie no, MISZCZ! Miszcz nad miszcze! Potrafi wziąć nutellę i nóż w łapki! BRAWO ! <3
    O, proszę i da się inaczej rozmawiać. Widzę szasnę, na unormowanie jako tako ich racjli hell yeah! <3
    No i na koniec dodam, że podziwiam Was. Prowadzenie postaci takiej jak Flavio jest nie lada zadaniem. Ale zaczyna mi się podobać. :D
    A dodawać, że czekam na kolejne, nie muszę, prawda? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    trafiłam tutaj przed chwilką, niestety niewiele jeszcze przeczytałam, ale postanowiłam dać Tobie znać o nowej czytelniczce, bo na pewno nią zostanę, opowiadanie przypadło mi do gustu i to bardzo, muszę niestety znaleźć trochę więcej czasu aby to nadrobić tylko... Bardzo dobrze piszesz, ciekawie, fabuła jest bardzo dobra. Do zobaczenia wkrótce
    Weny życzę...
    Pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Flavcio jest o wiele naiwniejszy niż przypuszczałam. Dwóch uprzejmych panów – dobre sobie. Ciekawe jak by wyglądało podwójne morderstwo w jego wykonaniu. Biedny, niedoceniony i wykiwany burak. Aż mi go żal.
    Rino naprawdę myślał, że Flavcio mu się do czegoś przyda? Mózg mu się też zakurzył czy coś? Jak on śmiał zaproponować takiemu bóstwu kanapę? W dodatku nie uznaje jego zajebistości! Straszne! Oh Chłopak sobie grabi. Doprowadzi tego pięknisia do furii. No i mamy pierwszą ofiarę śmiertelną. Całkowicie niewinny telefon zginął na miejscu.
    Ale ten Hiszpan uparty. Proponują mu wygodne łóżeczko i darmowe żarcie, a on nadal grymasi. Focha się jak jakaś księżniczka. Kto go tak rozpaskudził? Właściwie co mu nie pasuje w Rino? Śliczny, doświadczony, w dodatku umie gotować i sprzątać. Toż to ideał.
    Jaki ten Flavcio pomocny. Musiał się biedaczek spocić jak zaniósł tą czekoladę do salonu. Oh, nie ma to jak wielkopańskie maniery w każdej sytuacji.
    Zmęczyłam się tym czytaniem. Flavcio potrafi wykończyć psychicznie każdego. Skąd u Rino te niezmierzone pokłady anielskiej cierpliwości?

    OdpowiedzUsuń