[Zanim Tom skończył
się wycierać jego twarz nabrała rumieńców, a spojrzenie stanowczości. Nie mógł
zostać w tym domu ani chwili dłużej. Za dobrze mu tu było i za bardzo tego
chciał, aby sobie na to spokojnie pozwolić. Coś go tu trzymało, a on wiedział,
że jeśli pozwoli się złamać, cały jego dokładnie zaplanowany świat runie w
drobiazgi. Wciągnął na siebie swoje ciuchy, przeczesał włosy palcami i
zdecydowanym, pewnym ruchem otworzył drzwi. Jego umysł nastawiony był tylko na
jeden cel: wyjść, zwiać, zapomnieć. A po powrocie do domu zagłuszyć wszelkie
emocje mocnym drinkiem i głośną muzyka. Wypadł z łazienki z impetem i...]
[Nie uderzył
mężczyzny, bo nie stał on na przestrzale drzwi. Niemniej jednak, nawet jeżeli
chciał wybiec, uciec i już więcej się nie pokazywać w tamtym miejscu, nie miał
na to okazji. Został ponownie złapany w silne ramiona. Gdyby nie gwałtowność z
jaką chciał wyjść z łazienki, Kolya zapewne by poprosił o to, aby podszedł, a
dopiero później go uwięził w uścisku ciepłych rąk. Kiedy był pewien, że chłopak
przestanie się szarpać, jego uścisk zelżał, a dłonie już spokojniej powędrowały
po plecach Toma, głaszcząc je miarowo.] Jeszcze raz przepraszam Tom.
[Powiedział spokojnie i odetchnął w jego szyję, gdzie też schował nos, o ile
nic mu w tym nie przeszkadzało.]
[Tego się nie
spodziewał. Był przygotowany na to, że zwyczajnie wyjdzie z łazienki i opuści
mieszkanie nim Kolya w ogóle się zorientuje. Może właśnie dlatego nie szarpał
się, kiedy został zamknięty w uścisku, a jedynie zagryzł mocno zęby i spiął się
w sobie. Facet go przerażał. Przerażał go swoim podejściem, łagodnością i tym,
że nadal nie zdradzał chęci na cokolwiek innego jak znajomość z nim. Mimo
chwili pod prysznicem gdy o mało nie pozwolił sobie na złączenie się w
pożądaniu z Thomasem, chłopak nadal czuł, że Kolya nie widzi w nim jedynie
partnera do łóżka i to właśnie przerażało go najbardziej. Ta łagodność, to
opanowanie, ten spokój i pewność swych poczynań... To wszystko sprawiało, że
chłopak tracił grunt pod nogami i swoją osobowość, jaką sobie wypracował i
wyćwiczył przez lata spędzone na przygodach i ucieczkach.] Przestań.
[Wyszeptał, kiedy usłyszał kolejne przeprosiny i poczuł jak ciepło wypełnia
cale jego wnętrze. Pozwolił się przytulić i pozwolił sobie samemu przylgnąć do
mężczyzny. Jego oczy znów wypełniły się łzami, których tak bardzo nienawidził.
Nie chciał i nie pozwolił, aby popłynęły.]
Chce tylko, żebyś
wiedział, że to dla mnie znaczy zbyt wiele i dla ciebie też powinno znaczyć
chociaż odrobinę więcej. [Wyszeptał, aby nie zrazić chłopaka. Obawiał się
gwałtownych zaprzeczeń, buntu i przekonywania jego osoby, że to wcale nic
złego, że tak jest lepiej, kiedy nic się od nikogo nie oczekuje prócz kilku
chwil uniesienia. Kolya wiedział jednak, że jednorazowe chwile zabijają to, co
było najważniejsze – obecność drugiej osoby, wsparcie, szacunek i wszelakie
głębsze odczucia. Wiedział, że to było płytkie i nie chciał sprowadzać Toma do
tego poziomu. Przytulił go do siebie mocniej i przytrzymał jedną ręką, drugą
zaś unosząc jego spojrzenie na siebie. Pogłaskał dłonią policzek chłopaka, a
kciukiem przejechał po ustach.] To naprawdę nic strasznego, aby oczekiwać
czegoś więcej. [Dodał jeszcze przychylając się odrobinę i składając po swoich
słowach miękki, pełen uczucia pocałunek na wargach młodego. Bardzo chciał go
przedłużyć, całować Toma delikatnie i z zupełnie inną namiętnością, spokojnie i
z uczuciem, bez palącej potrzeby, aby się zacząć rozbierać i wskoczyć z nim do
łóżka.]
[Ale czy tak się
dało? Czy można było całować i nie czuć pożądania? Według standardów Thomasa
takie coś było czym niemożliwych. W jego świecie każdy pocałunek był obietnica
nadchodzącego zbliżenia. Nikt nigdy w jego nastoletnim a potem dorosłym życiu
nie całował go tak, jak teraz robił to Kolya. Nikt nie pokazał mu jak delikatne
i czułe potrafią być usta i jak przyjemnie jest być dla kogoś czymś więcej niż
przygoda. Nie opierał się więc i nie starał się zakończyć pieszczoty. Nagle
zapragnął dostawać tego więcej i częściej. Kolejny raz tego dnia przez jego świadomość
przemknęła myśl ze tu jest jego nowy świat. Tu! Z tym facetem!]
[Bardzo podobało mu
się, że Thomas pozwolił się na zatracenie w tym pocałunku, który nie prowadził
do niczego więcej. Chciał mu pokazać, że można i że można całować bez
pożądania, z uczuciem, z przekazaniem, że całowana osoba jest potrzebna i
ważna, a nie jest tylko jednorazową przygodą. Dawno już nikomu tego nie
pokazywał, ale tym razem chciał. Chłopak sprawiał, że mężczyzna pragnął mu
przekazać wszystko, co obiecywał sobie, iż przekaże tej jedynej osobie. Tej,
która z nim zostanie, mimo wiedzy, że Thomas nie będzie taką osobą, a
przynajmniej nie od razu. Całował go powoli i delikatnie. Pieścił swoimi ustami
jego wargi i smakował je przy każdym dotyku. Pozwolił, aby ich języki poznały
się na nowo i odpowiednio dokładnie bez szaleństwa. Po bardzo długiej chwili
zakończył całowanie samych ust chłopaka. Jego wargi powędrowały na przymknięte
powieki, na policzki, które obsypał drobniejszymi cmoknięciami, równie
miękkimi, aż zakończył na zsunięciu warg na jego szyję i tam już one pozostały,
chwytając oddech, kiedy głaskał Toma po włosach, przeczesywał kosmyki palcami a
drugą ręką przytulał go i głaskał po plecach.]
Dlaczego to robisz?
[Wyszeptał, starając się zrozumieć sposób myślenia mężczyzny. Tak samo jak
Kolya nie potrafił zrozumieć dlaczego Thomas żył jak żył, tak i młodemu
potrzebny był czas, aby zrozumiał wartości życiowe tego faceta. Teraz było mu
dobrze. Teraz czuł się na miejscu, ale jak długo tak się da? Czy znów ma się
pozwolić zatracić, a potem cierpieć? Nie, tego nie chciał. Jedna taka historia
w życiu wystarczała mu na wieczność i miał nadzieje dotrzymać obietnicy danej
sobie i nie pozwolić, aby ktokolwiek skrzywdził go tak jak tamten facet, milion
lat temu. W czasach które były dla młodego prehistorią do której się nie wraca.
Zadając pytanie wtulił się w mężczyznę z westchnieniem. Miał wyjść. Miał wiać
do swojego świata. Miał znów być wolnym i szalonym. Miał dać ujście swoim
żądzom dzisiaj wieczorem i odbudować kamienny krąg wokół swego serca. Miał... I
zrobiłby to gdyby nie pomysł Kolii, aby na niego czekać.]
A dlaczego chcesz
uciekać? [Odparł pytaniem na pytanie. Obaj podważali kwestie których nie
rozumieli, a których z pewnością chcieli się dowiedzieć i które chcieli poznać.
Mężczyzna przytulił chłopaka do siebie mocniej, nieprzerwanie głaskając go po
głowie, na linii włosów, aby sprawić mu jeszcze odrobinę tej innej
przyjemności.] Pragniesz mi udowodnić, że zatracanie się w ulotnych
przyjemnościach jest dobre, a ja chce żebyś przestał brać tylko to pod uwagę.
Bałbyś się zaufać komukolwiek, ale to ja stanąłem na twojej drodze i wcale tego
nie żałuję. [Mruknął, nim chłopak zdążył odpowiedzieć i odsunął go od siebie,
aby na niego spojrzeć. Cmoknął go jeszcze w czoło i w objęciu zaprowadził do
kuchennego blatu, wskazując palcem na kanapki.] Dokończ śniadanie, dopij kawę.
Zrobi ci się lepiej, a później zdecydujesz czy zostaniesz dłużej, czy może
będziesz chciał wrócić do domu.
[Właściwie nie
wiedział, co miałby odpowiedzieć na pytania, którymi zasypał go Kolya. Sam nie
bardzo znał na nie odpowiedz i sam musiał to wszystko dokładnie przemyśleć.
Dlatego też wdzięczny był mężczyźnie za jego tyradę słowną i zmianę tematu na
śniadanie i kawę. Obiecał sobie jednak, że kiedy tylko odpowiedzi na pytania
zagoszczą w jego głowie to Kolya będzie tym, który je usłyszy. Przysiadł na
krześle przy śniadaniu i sięgnął po kanapkę. Po chwili odłożył ją jednak i
odwrócił się do mężczyzny z głupim uśmiechem.] A mogę jednak zdjąć z siebie te
śmierdzące klubem ciuchy? [Zapytał z miną zagubionego dziecka, opuszczając
spojrzenie i krzywiąc się do zapachu swych rzeczy.]
Jasne, przyniosę ci
coś zdatnego, ale nie obiecuję, że będzie dobre. [Zostawił chłopaka na chwilę
samego i poszedł do sypialni, aby z komody wyjąć jakąś koszulkę i spodenki z
gumką, które nie miały prawa spaść chłopakowi z tyłka. Wybrał w końcu coś czego
długi czas nie nosił, a co zapewne na niego samego było za małe. Powrócił z tym
do kuchni i wsunął rzeczy Thomasowi na kolana, obejmując go przy okazji od
tyłu.] Ładnie pachniesz. Lubię zapach klubu, ale tylko ten. Nie kiedy miesza
się z alkoholem. [Mruknął, cmokając go w szyję i odsunął się niczym duch, aby
zabrać się za coś pożytecznego, czyli za przygotowywanie obiadu. Musiał coś
zjeść, a obiad w niedzielę zawsze był pierwszym spożywanym przez niego
posiłkiem, więc robił go wcześniej.]
[Dreszcz
przyjemności, jaki przeszył jego ciało po pocałunku sparaliżował na chwile jego
serce. Kolya zaskakiwał go co chwile i wydawał się robić to zupełnie
nieświadomie. Z uśmiecham na ustach zdjął z siebie przesiąknięte klubem ciuchy,
pozostając jedynie w bokserkach, które też nadawałyby się do zmiany, ale
postanowił nie kusić losu. Kiedy ubrał rzeczy Kolii, stwierdził, że nie jest
tak tragicznie jak mogłoby być. Koszulka nie sięgała do kolan, a spodenek nie
przydeptywał chodząc, więc powinien przeżyć tych kilka godzin. Swoje rzeczy
poskładał i wyniósł do sypialni. Tam nie powinny przeszkadzać.] Pomogę Ci, co?
Chociaż tak będę mógł okazać wdzięczność za to co dla mnie zrobiłeś. Nie mam
lewych rak do kuchni więc myślę, że nie zepsuje twojego dania za bardzo.
[Zaproponował po powrocie do kuchni, gdy zobaczył, że mężczyzna na poważnie
zabiera się za szykowanie posiłku.]
Ryż z warzywami i
kurczakiem może być? [Zapytał, bowiem takie podejście chłopaka sprawiło w jego
umyśle przeświadczenie, że Tom zostanie na obiad. Nie wypadało więc robić go
jedynie według własnych zachcianek. Podsunął mu nóż i deseczkę, a także warzywa
do skrojenia. Sam wziął się za obrabianie mięsa, które miało być w niewielkiej
ilości dodatkiem do prawie jarskiego posiłku. Robił to sprawnie, ale nie do
końca perfekcyjnie. Gdyby ktoś zajął czymś jego uwagę, to spokojnie zamiast
mięsa ukroiłby sobie palca.] Mam w lodówce truskawki, mam śmietanę. Możemy
zrobić coś słodkiego na deser. [Powiedział powoli, przerywając na chwilę
krojenie piersi i zerknął na młodego przelotnie. Uwielbiał truskawki, więc jak
tylko zbliżał się sezon kupował ogromne ilości, aby je konsumować na bieżąco,
albo mrozić.]
Ryż i warzywa...
[Chłopak złapał się palcami za skronie i naciągnął skórę tak, aby jego oczy się
zwęziły do niewielkich szparek.] Jeśli skośnooki Thomas będzie dla Ciebie
bardziej pociągający to nie widzę przeciwwskazań. [Wystawił zaczepnie język do
mężczyzny, po czym posłusznie złapał się za nóź i warzywa. Musiał je najpierw
poobierać, ale to nie stanowiło problemu. Zadziwiająco sprawnie zabrał się do
prac kuchennych. Nikt nie przypuszczałby, że facet który rwie w klubie wszystko
co się do rwania nadaje, potrafi też sprawnie poruszać się w kuchni.] Uwielbiam
wszystko co słodkie i owocowe, więc jeśli chodzi truskawki... [Wycelował nożem
w Kolye strojący do niego groźną minę.] Jestem jak najbardziej za!
Jest dla mnie
pociągający, jak jest sobą. [Mruknął, zabierając martwego ptaka na drugą stronę
do zlewu, a w przelocie cmoknął chłopaka w kącik oka. Opłukać, przyprawić,
podsmażyć. Znał chyba tą procedurę na pamięć, bo ryż również bardzo lubił i
często go gotował z najróżniejszymi dodatkami.] Będę wiedział na co cię skusić,
mogłeś mi nie zdradzać tej tajemnicy. [Dodał z udawanym przejęciem i wywrócił
oczyma, jakby właśnie dowiedział się o jakiejś ważnej tajemnicy, która była
wieki trzymana w ukryciu i dobrze chroniona. W pewnej chwili zaniechał
czynności i ściągnął koszulkę. Na dworze było okropnie gorąco i nie zrobił tego
specjalnie. Poskładał ją ładnie i położył na krzesełku. Jego ciało mieniło się
od kropelek potu.]
Tak jakbyś nie
wiedział... [Mruknął pod nosem, uśmiechając się chytrze. Obrane warzywa
wymagały płukania, więc musiał wymienić się przy zlewie z Kolyą. Nie omieszkał
oczywiście pooglądać go sobie przy okazji, skoro ten tak ładnie mu się
prezentował.] Wiesz, że warzywa są zdrowe i dobrze wpływają na potencje. A
truskawki to znany afrodyzjak zwłaszcza z czekoladą. Twój zestaw obiadowy nieco
przeczy temu jak grzecznie starasz się trzymać ręce przy sobie. [Skoro mieli
zjeść razem obiad, który wspólnie przygotują, to nie stało na przeszkodzie nic,
żeby się przy okazji podroczyć. Thomas wymył warzywa, a kiedy zakręcił kran i
wracał ze zdrową żywnością na deskę, ochlapał Kolye woda, która nadal trzymała
się listków natki.] Jest tak gorąco, że będziemy chyba zmuszeni jeść nago.
[Rzucił uwagę luźnym i niby to obojętnym tonem. Nastrój poprawił mu się nieco i
chłopak miał nadzieje, że taki się utrzyma, ale jak znał życie i siebie,
wszystko mogło się stać.]
Szczerze mówiąc nie
miałem pojęcia. [Zdziwił się odrobinę. Aż tak się nie zagłębiał w znaczenie
warzyw. Po prostu je lubił, jak i ryż, jak i truskawki, no i oczywiście samego
kurczaka w każdych postaciach.] I moje ręce są przy mnie. [Uniósł dłonie, a
kiedy chłopak go opryskał, odwdzięczył się tym samym, jawnie mocząc palce pod
kranem.] Poza tym... [Przystanął, przechylając głowę w bok, jakby się nad czymś
zastanawiał. Po chwili naciągnął gumkę luźnych spodni i spojrzał wprost na
swojego penisa.] Mojej potencji nic nie brakuje. Dzisiaj rano przekonałem się,
że jest ze mną wszystko w porządku. [Dokończył i nawet się uśmiechnął
delikatnie. Nie miał nic przeciwko jedzeniu nago. Byli sami, bezpieczni i nikt
ich nie podglądał, co było doskonałą furtką do przeróżnych dziwactw. Wrócił do
robienia kurczaka, od czasu do czasu zerkając na chłopaka.]
O mój boże...
[Thomas skrył twarz za mokrą natką pietruszki, kiedy Kolya tak jawnie zaglądał
sobie do spodenek. Wyłonił się zza warzywa z uśmiechem. Mężczyzna wydawał się
łapać jego dowcip, więc dzień nie zapowiadał się bardzo tragicznie nawet wtedy,
gdy Toma nieco poniesie.] Poważnie? Kurcze, że też mnie przy tym nie było. To
musiał być zajebisty widok. Poważny facet i jego sterczące... Spodenki. [Tak na
wszelki wypadek, gdyby jednak Kolya chciał nieco bardziej cielesnej zemsty za
jawne nabijanie się z niego, Thomas odsunął się ze swoja deseczką i warzywami
na inną szafkę. Nie bał się ataku furii, ale sama świadomość, że może dostać na
przykład klapsa, spowodowała, że wolał się zmyć z zasięgu rąk mężczyzny.]
Mam tendencję do
uciekania w odpowiednich momentach, więc nie widziałeś. [Pokiwał głową i nie
ruszył się z miejsca, bo zajmował się robieniem kurczaka. To wymagało ogólnego
skupienia, aby nie zepsuć mięsa.] Kto by pomyślał, że jesteś taki nieśmiały i
bogobojny. [W jego oczach zatańczyło rozbawienie i coraz bardziej nawiedzała go
myśl, że ściągnięcie do mieszkania tego chłopaka było bardzo dobrym pomysłem.
Był taki żywy i niczego nie tłumił w sobie. Kolya westchnął. Kurczak dochodził
chwilę, aby być odpowiednio miękkim, więc nastawił jeszcze wodę na ryż.
Kuchnia, jak i reszta mieszkania była mała toteż wystarczyły dwa lekkie kroki i
znalazł się obok Thomasa. Lubił mu przeszkadzać i lubił się do niego przytulać,
więc objął go w pasie i przyjrzał się jego dłoniom znad ramienia.] Może kiedyś
dam ci zerknąć, jak będziesz grzeczny. [Wymruczał w czasie, kiedy palce
chłopaka nie były zagrożone nożem.]
A może kiedyś uśpię
twoją czujność i sam sobie pooglądam. [Odpowiedział z radością, wtulając plecy
w tors mężczyzny, ale nie przerywając siekania warzyw. Marchewkowe talarki
zasypały po chwili całą deskę. Thomas nadział jeden z nich na koniuszek noża i
odwrócił się z tym do mężczyzny.] A teraz grzecznie otworzysz buzie, zjesz
marchewkę, dokładnie gryząc i podasz mi miskę na te dobroci, bo inaczej zacznę
z nich robić kolorowe warzywne ludziki i porozstawiam je po całym twoim
idealnie czystym mieszkaniu. [Nie mógł nie zauważyć jak bardzo zadbane było to
mieszkanie więc jego uwaga nie była przypadkowa. Uśmiechał się do mężczyzny i
nie myślał nawet o tym, aby wymknąć się z jego objęć.]
Nie da się uśpić
mojej czujności. [Odebrał talarek i zabrał rękę z nożem od siebie, aby złożyć
na ustach Toma marchewkowego buziaka. Jednocześnie przestał go obejmować i
przygwoździł go ciałem do szafki, zasięgając dłonią po miskę z górnej półki.]
Musiałbyś zostać ze mną dłużej, aby spróbować. [Wyszeptał, zaraz wkładając
miskę w dłoń chłopaka. Poczekał, aż się odwróci ponownie, aby pozbierać warzywa
i jeszcze na chwilę się do niego przytulił. Woda na kuchence gazowa grzała się
tak niemiłosiernie długo, a teraz na szczęście długo, bo to dawało mu kilka
dodatkowych chwil. Kilka dodatkowych chwil na przytulanie, głaskanie po brzuchu
i wtulanie nosa w pachnącą szyję Thomasa.]
[Thomasa, któremu
ostatnie słowa mężczyzny zabrały radosny uśmiech z twarzy, ale który tak szybko
odwrócił się z miska do szafki, że mężczyzna nie mógł zauważyć powagi jaka
opanowała jego oblicze. Przechylił głowę na bok, pozwalając by Kolya miał
większy dostęp do jego szyi i wrzucał powoli marchewkowe talarki do miski.
Zamyślił się. Wątpliwości wróciły do jego główki, ale on starał się o nich
szybko zapomnieć, więc nie roztrząsał ich. Powrócił do siekania warzyw,
dorzucając do pojemnika kolejne kolorowe kawałki. Mieszanka nabierała barw i
apetyczności.]
Nad czym dumasz?
[Spytał, skubiąc szyję Toma niespiesznie. Widział tempo wrzucania talarków,
więc coś musiało być na rzeczy i chociaż sam nie lubił tłumaczyć i robił to
tylko w koniecznych sytuacjach, to wolał wiedzieć, co chłopakowi chodzi po
głowie. Zatrzymał dłonie i odchylił głowę, aby spojrzeć na policzek chłopaka z uwagą
i pytaniem na swoim własnym obliczu.]
[Thomas przywołał
na usta uśmiech. Odłożył jednak nóż i odwrócił się do mężczyzny.] To nic Kolya.
To tylko takie moje rozterki. Wiem, że jestem głupi, ale... No wiesz, twoje
słowa o tym, że musiałbym zostać na dłużej... Nie mogę Ci nic obiecać. A kiedy
to usłyszałem, dotarło do mnie jak mało mogę Ci dać z tego, czego ode mnie
oczekujesz. [Słowa, które wypowiadał były pełne powagi i pewności tego, że są
szczere.] Nigdy mnie to nie obchodziło. Nigdy nie zastanawiałem się czy jestem
kogoś wart, bo nikogo nie brałem pod uwagę na dłuższą metę. Ty planujesz
nieświadomie nasze wspólne chwile, a ja... [Wzruszył ramionami ponownie,
odwracając się do deski.] Nie planuj, Kolya. Wiem jaki jestem. Wiem, że nie
jestem wart ani chwili zabranej z Twojego życia.
Nic od ciebie nie
oczekuję Tom, jak mógłbym? Poznałem cię zaledwie wczoraj, a zostanie dłużej
wcale nie oznacza zostanie ze mną, tylko przy mnie. Nie chcę, abyś po wyjściu
stąd zaczął mnie unikać, czasami dał się namówić na kawę, albo na obiad,
ewentualnie drinka, to wszystko. [Wyjaśnił powoli, przytykając czoło do czoła
chłopaka. Na chwilę przymknął oczy i zebrał większy oddech.] Jeżeli wyjdziesz
stąd i będziesz dalej to robił to co robisz, nie obrażę się, nie mam prawa. To twoje
życie i ty zdecydujesz czy będzie w nim miejsce dla mnie, czy też nie.
[Dokończył z westchnieniem, a później chcąc nie chcąc musiał ruszyć do wody,
aby wsypać ryż i może w końcu go ugotować.]
[Słowa mężczyzny
zabolały go. Nie dlatego, że były dla niego krzywdzące, bo nie były. Zabolał go
fakt jak bardzo inaczej patrzą na wszystko i jak strasznie on sam broni się
przed byciem z kimś. Tak bardzo, że każdy najdrobniejszy gest odbierał jak chęć
założenia mu kajdan. Nie robił tym krzywdy sobie, bo on i tak wybrał życie
pełne obojętności i niechęci do samego siebie. Robił tym krzywdę facetowi,
który okazał mu serce. Bez słowa zabrał się za krojenie warzyw. Nóż śmigał po
desce z zawrotna prędkością, miska zapełniała się bardzo szybko. Po chwili
odgłosy noża zwolniły, a chłopak stanął tak, aby Kolya nie miał możliwości
zobaczenia, co takiego jest teraz obiektem jego czynów.]
Uważaj, bo się
skaleczysz. [Mruknął, przykrywając ryż i oparł się o szafkę, żeby móc patrzeć
na Thomasa. Nie uśmiechał się, ale to akurat było normalne. W jego oczach
zagościł smutek, bowiem nie chciał w żaden sposób krzywdzić chłopaka. Nie
chciał wiązać jego wolności osobistej, a takie chwile sprawiały, że wątpił w
słuszność poprzedniego twierdzenia, że dobrze było, iż go zaprosił. Dla niego
dobrze, ale niekoniecznie dla Toma i zaczynał to widzieć i zaczynał czuć złość
na samego siebie, za głupie, samarytańskie podejście.] Przepraszam jeżeli cię
uraziłem. Skoro uważasz, że lepiej będzie, kiedy faktycznie będziesz mnie
unikać, to uszanuję twoją decyzję, ale nie zostawiaj mnie bez słowa.
Och zamknij się
już, ok? To chyba ja w tej całej sytuacji powinienem przepraszać, więc...
[Thomas odwrócił się od deski do krojenia i wyciągnął w stronę mężczyzny
dłonie. Poruszał się ostrożnie, a na jego buzi znów gościł uśmiech. Wyciągnął
dłonie w stronę gospodarza i właśnie w tej samej chwili poczuł się jak
skończony idiota, kretyn i nie wiadomo kto jeszcze razem wzięci. Miał
dwadzieścia pięć lat, a zachowywał się jak szczeniak z zerówki. Na wyciągniętych
dłoniach trzymał dwa kolorowe kwiatki poukładane z kawałeczków warzyw. Gest,
który chwile temu wydawał mu się miły, teraz zawstydził go tak bardzo, że na
jego policzkach pojawiły się rumieńce, a kwiatki zadrżały niebezpiecznie na
trzęsących się rękach chłopaka.]
Nie powinieneś.
[Stwierdził łagodnie, przyglądając się małemu arcydziełu. Ujął jedną z dłoni i
uniósł w górę ku swojej twarzy, którą pochylił i kawałek po kawałeczku zaczął
wargami ściągać warzywa. Nieważne jakie były, na surowo też mogły być.] Całkiem
ładne i smaczne te twoje kwiatuszki. [Powiedział, jak tylko przełknął jednego
kwiatka i ucałował wnętrze dłoni Toma. Drugiego kwiatka zignorował,
przyciągając chłopaka do siebie i całując mocno w usta. Było to jednocześnie
podziękowanie i spełnienie własnej ochoty, choć nie chciał wtedy sposób karmić
młodego złudzeniami, że to do czegokolwiek ich zaprowadzi. Całował go z
pomrukiem zadowolenia.]
[Kwiatek z dłoni
posypał się na podłogę i meble. Tom, zawstydzony tym dziecinnym gestem ze swej
strony zapomniał zupełnie o czujności i pozwolił się zaskoczyć, jak zółtodziób.
Szybko jednak poddał się przyjemności z pocałunku i gwałtowności z jaką go
otrzymał. Może jednak była nadzieja na więcej w tym dziwnym, rodzącym się do
życia układzie? Ale co potem? Nie, nad tym chłopak nie chciał się teraz
zastanawiać, bo nie prowadziło to do niczego i doskonale o tym wiedział. Wtulił
się w objęcia Kolii. Poddał się jego woli zupełnie. Poczuł dreszcz, gdy
uświadomił sobie, ze z łowcy, krok po kroku, staje się poddana i posłuszną
zwierzyną i... To mu się zaczyna podobać.]
Wystarczy na teraz
tych czułości kocie. Muszę zjeść obiad, bo za chwilę zjem ciebie. [Oderwał się
niechętnie od ust Toma i zlizał z nich ostatnie krople przyjemności, jakby
oblizywał słodką truskawkę.] Wolałbym zjeść ciebie. [Powiedział odkrywczo i na
ostatnie pożegnanie ciepłego ciała młodego pogłaskał go po pośladkach. Chłopak
budził w nim przeróżne myśli, ale najpierw trzeba było zaspokoić podstawowe
potrzeby. Warzywa musiały się udusić i zmięknąć, ryż prawie dochodził. Było
wszystko, czego Kolya potrzebował prócz wina, którego nie chciał pić przy
skacowanym Thomasie. Zasada, aby zabijać klina klinem, wcale nie była słuszna i
wolał losu nie kusić.]
[Tak więc choć ryż
miał to szczęście, ze mógł sobie dochodzić jeśli tylko tego pragnął. Pozostali
którzy przebywali w kuchni musieli obejść się smakiem, co Thomas powitał
potężnym westchnieniem.] Nie możesz mnie zjeść. Nie możesz dostać przyjemności
w samotności, tak to ja się nie bawię. [Wystawił do mężczyzny język w
delikatnym uśmiechu i odsunął się od niego, wracając do swoich warzyw.
Właściwie pozostało mu jedynie posprzątanie, bo wszystkie były pokrojone i
czekały na wrzucenie na patelnie. Chłopak pozbierał wszystko z blatu i wrzucił
do zlewu. Oczywiście poza śmieciami, które... No właśnie! Z którymi stanął na
środku kuchni i z głupią miną rozglądał się za śmietnikiem.]
Śmietnik jest pod
zlewem. [Poinformował chłopaka z uśmiechem, wskazując brodą szafkę pod
umywalką. Warzywa wrzucił do duszenia w końcu, więc nie pozostało im nic jak
jeszcze chwilę poczekać i nakładać jedzenie. Aż do końca przygotowania, nie
odzywał się w ogóle, ale spoglądał na Toma z uśmiechem w swoich błękitnych
oczach. Po obiedzie mógł mu pozwolić na błogi odpoczynek w łóżku ze sobą, bo
też planował się położyć i odpoczywać, jak to miało miejsce w niedzielę.]
[Wyrzucił grzecznie
śmieci we wskazane miejsce i opłukał ręce zanim zabrał się za mycie
niepotrzebnego już sprzętu kuchennego. Nucił coś pod nosem do taktu muzyki.
Wprawdzie mało ją znał i niezbyt była ona właśnie taką muzyką jakiej słuchał,
ale nucenie szło mu całkiem dobrze. Miał na to chęć, więc nawet nie zwracał
uwagi, ze zaczął mruczeć. Nie przeszkadzał też Kolii. Czekał cierpliwie, a
właściwie zerkał co chwile na szykujące się danie, aby wiedzieć kiedy będą
jedli.] Może powinienem skoczyć po jakieś wino... Albo lepiej nie... [Ledwie
wyraził chęć skoczenia po trunek do obiadu uświadomił sobie, ze ledwie co
odrobine zwalczył kaca. Nie chciał mieć nawrotu bólu i dolegliwości. Powycierał
nawet blaty szafek, nim obiad był gotowy, ale dzięki temu jedyne co im
pozostało to albo wybrudzić talerze i wtedy zasiąść do posiłku, albo złapać za
widelce i nie brudzić talerzy tylko zjeść ryż z patelni.]
Myślisz, że
pozwoliłbym ci wypić wino, kiedy jeszcze masz kaca? [Uniósł wysoko brwi w górę.
Odpowiedź była oczywista, więc pytanie raczej retoryczne. Kolya powyciągał
talerze i sztućce, po czym nałożył dwie spore, równe porcje. Wyglądało ładnie,
pachniało jeszcze lepiej, bo na koniec doprawił odpowiednio.] Idziemy jeść, a
później sobie odpoczniesz. [Stwierdził jeszcze, przenosząc talerze na wysepkę,
bowiem nie posiadał kuchennego stołu. Powrócił jeszcze na sekundę do kuchennych
szafek, aby wyjąć szklanki i jakiś neutralny sok do przepicia. Po tym zasiadł i
poczekał, aż Tom rozsiądzie się wygodnie.]
[Oczywiście, ze
zajął miejsce przy kuchennej wyspie. Zaraz po tym jak wystawił Kolii język na
skomentowanie jego pytania – niepytania. Sam doskonale wiedział, ze picie na
kacu to głupi pomysł i dlatego tak szybko z niego zrezygnował. Czuł się w tym
mieszkaniu coraz lepiej co sobie niechcący uświadomił, poprawiając się na
krzesełku.] Całkiem apetycznie pachnie. [Mruknął do mężczyzny, pochylając się
nad talerzem i zaciągając się zapachem potrawy.] Myślę, ze będzie smakowało
jeszcze lepiej, bo przecież to ja kroiłem główny składnik. [Wyszczerzył się w
zadziornym uśmiechu, po czym chwycił za widelec i wskazał nim na talerz
gospodarza.] Smacznego. Nie krępuj się mlaskać jeśli będzie Ci smakowało. Nie
obrażę się.
Smacznego. [Zaraz
zabrał się za jedzenie, jako, że był to pierwszy posiłek tego dnia i czuł się
głodny. Nadal milczał, ale i spozierał na chłopaka od czasu do czasu. Gdzieś w
połowie rozlał sok do szklanek i jedną z nich podsunął Thomasowi, a jak tylko
opróżnił swój talerz – w ekspresowym tempie – wypił swój sok na jeden raz i
odetchnął głęboko.] Tak, główny składnik to była kwintesencja tego dania.
[Uśmiechnął się ledwo zauważalnie i poklepał z lubością po brzuchu.] Obiecaj
mi, że zmywanie zostawisz na później i pójdziesz ze mną do łóżka. [Mruknął
prosząco, co robił rzadko. Oparł się łokciami o blat i już bezczelnie wpatrzył
w Thomasa, jak w obrazek.]
Wiesz, że to
zabrzmiało jak propozycja? [Uśmiechnął się do mężczyzny. Jego talerz nadal nie
był pusty więc nie odsunął go od siebie choć ręka z widelcem zastygła mu w
bezruchu w połowie drogi do ust. Uśmiechnął się do Kolii po raz trzy setny
chyba dzisiejszego dnia. Odłożył widelec na talerz i pochylił się nad blatem w
stronę towarzysza.] Czekałem na te słowa od wczoraj, więc chyba moja odpowiedz
Cię nie zadziwi. Oczywiście, ze pójdę z tobą do łóżka! [Cmoknął powietrze jakby
dawał buziaka w policzek mężczyźnie po czym wrócił do posiłku, wypijając
najpierw połowę szklanki soku.]
Dobrze więc. Jak
skończysz, to czekam na ciebie w sypialni. [Podniósł się powoli z siedzenia,
nie odrywając kuszącego wzroku od chłopaka dopóki nie musiał zrobić zwrotu do
zlewu. Wiedział, że obaj mają inne rzeczy w myślach odnośnie łóżka, ale
postanowił tego nie komentować i jeszcze nie rozwiewać Tomowi złudnych nadziei.
Wrzucił talerz do zlewu i kocim krokiem udał się do oddzielonego miejsca, które
służyło za sypialnie. Po chwili chłopak mógł usłyszeć opadanie męskiego ciała
na posłanie i gardłowy pomruk zadowolenia.]
Hahahahahaha. Kolya to taka żmijka. Nie upewni Thomasa o co chodzi z tym łóżkiem, da mu nadzieję na gorący seks, bo nie chce mu odebrać nadziei. Teraz pozostaje czekać co Thomas na wspólne lenistwo w łóżku, a nie ciężką acz przyjemną pracę. :DD
OdpowiedzUsuńObaj są uroczy. Każdy z nich ma tam jakieś obawy z różnych powodów. Widać Thomas trafił ja skurwiela, który go bardzo zranił odbierając chłopakowi nadzieję, że kiedyś spotka tego jedynego i zechce założyć z nim związek. Ciekawe jak długo będzie walczył ze sobą. Kolya nie chce mu zakładać na siłę kajdan, więzić przy sobie, co popieram. Bo nikogo nie można zmusić do miłości czy bycia z kimś w związku. Kolya tylko swoją miłością, cierpliwością i oddaniem, a także daniem wolności chłopakowi może zdobyć jego serce i zaufanie.
Dziękuję z całego serca za kolejny rozdział. :D
"Thomas trafił ja skurwiela" na*
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńTom chciał szybko zniknąć z tamtego mieszkania, ale Kalya zaczaił się na niego zaraz za drzwiami tej łazienki... świetnie wyszło to ich wspólne gotowanie ;] hahha Kolya nie powie dokładnie o co chodziło mu z tym łóżkiem, aby nie odbierać nadziei...
Dużo weny..
Pozdrawiam serdecznie Basia