piątek, 7 marca 2014

Kolya III

[Zanim Tom skończył się wycierać jego twarz nabrała rumieńców, a spojrzenie stanowczości. Nie mógł zostać w tym domu ani chwili dłużej. Za dobrze mu tu było i za bardzo tego chciał, aby sobie na to spokojnie pozwolić. Coś go tu trzymało, a on wiedział, że jeśli pozwoli się złamać, cały jego dokładnie zaplanowany świat runie w drobiazgi. Wciągnął na siebie swoje ciuchy, przeczesał włosy palcami i zdecydowanym, pewnym ruchem otworzył drzwi. Jego umysł nastawiony był tylko na jeden cel: wyjść, zwiać, zapomnieć. A po powrocie do domu zagłuszyć wszelkie emocje mocnym drinkiem i głośną muzyka. Wypadł z łazienki z impetem i...]  

[Nie uderzył mężczyzny, bo nie stał on na przestrzale drzwi. Niemniej jednak, nawet jeżeli chciał wybiec, uciec i już więcej się nie pokazywać w tamtym miejscu, nie miał na to okazji. Został ponownie złapany w silne ramiona. Gdyby nie gwałtowność z jaką chciał wyjść z łazienki, Kolya zapewne by poprosił o to, aby podszedł, a dopiero później go uwięził w uścisku ciepłych rąk. Kiedy był pewien, że chłopak przestanie się szarpać, jego uścisk zelżał, a dłonie już spokojniej powędrowały po plecach Toma, głaszcząc je miarowo.] Jeszcze raz przepraszam Tom. [Powiedział spokojnie i odetchnął w jego szyję, gdzie też schował nos, o ile nic mu w tym nie przeszkadzało.]

[Tego się nie spodziewał. Był przygotowany na to, że zwyczajnie wyjdzie z łazienki i opuści mieszkanie nim Kolya w ogóle się zorientuje. Może właśnie dlatego nie szarpał się, kiedy został zamknięty w uścisku, a jedynie zagryzł mocno zęby i spiął się w sobie. Facet go przerażał. Przerażał go swoim podejściem, łagodnością i tym, że nadal nie zdradzał chęci na cokolwiek innego jak znajomość z nim. Mimo chwili pod prysznicem gdy o mało nie pozwolił sobie na złączenie się w pożądaniu z Thomasem, chłopak nadal czuł, że Kolya nie widzi w nim jedynie partnera do łóżka i to właśnie przerażało go najbardziej. Ta łagodność, to opanowanie, ten spokój i pewność swych poczynań... To wszystko sprawiało, że chłopak tracił grunt pod nogami i swoją osobowość, jaką sobie wypracował i wyćwiczył przez lata spędzone na przygodach i ucieczkach.] Przestań. [Wyszeptał, kiedy usłyszał kolejne przeprosiny i poczuł jak ciepło wypełnia cale jego wnętrze. Pozwolił się przytulić i pozwolił sobie samemu przylgnąć do mężczyzny. Jego oczy znów wypełniły się łzami, których tak bardzo nienawidził. Nie chciał i nie pozwolił, aby popłynęły.]

Chce tylko, żebyś wiedział, że to dla mnie znaczy zbyt wiele i dla ciebie też powinno znaczyć chociaż odrobinę więcej. [Wyszeptał, aby nie zrazić chłopaka. Obawiał się gwałtownych zaprzeczeń, buntu i przekonywania jego osoby, że to wcale nic złego, że tak jest lepiej, kiedy nic się od nikogo nie oczekuje prócz kilku chwil uniesienia. Kolya wiedział jednak, że jednorazowe chwile zabijają to, co było najważniejsze – obecność drugiej osoby, wsparcie, szacunek i wszelakie głębsze odczucia. Wiedział, że to było płytkie i nie chciał sprowadzać Toma do tego poziomu. Przytulił go do siebie mocniej i przytrzymał jedną ręką, drugą zaś unosząc jego spojrzenie na siebie. Pogłaskał dłonią policzek chłopaka, a kciukiem przejechał po ustach.] To naprawdę nic strasznego, aby oczekiwać czegoś więcej. [Dodał jeszcze przychylając się odrobinę i składając po swoich słowach miękki, pełen uczucia pocałunek na wargach młodego. Bardzo chciał go przedłużyć, całować Toma delikatnie i z zupełnie inną namiętnością, spokojnie i z uczuciem, bez palącej potrzeby, aby się zacząć rozbierać i wskoczyć z nim do łóżka.]

[Ale czy tak się dało? Czy można było całować i nie czuć pożądania? Według standardów Thomasa takie coś było czym niemożliwych. W jego świecie każdy pocałunek był obietnica nadchodzącego zbliżenia. Nikt nigdy w jego nastoletnim a potem dorosłym życiu nie całował go tak, jak teraz robił to Kolya. Nikt nie pokazał mu jak delikatne i czułe potrafią być usta i jak przyjemnie jest być dla kogoś czymś więcej niż przygoda. Nie opierał się więc i nie starał się zakończyć pieszczoty. Nagle zapragnął dostawać tego więcej i częściej. Kolejny raz tego dnia przez jego świadomość przemknęła myśl ze tu jest jego nowy świat. Tu! Z tym facetem!]

[Bardzo podobało mu się, że Thomas pozwolił się na zatracenie w tym pocałunku, który nie prowadził do niczego więcej. Chciał mu pokazać, że można i że można całować bez pożądania, z uczuciem, z przekazaniem, że całowana osoba jest potrzebna i ważna, a nie jest tylko jednorazową przygodą. Dawno już nikomu tego nie pokazywał, ale tym razem chciał. Chłopak sprawiał, że mężczyzna pragnął mu przekazać wszystko, co obiecywał sobie, iż przekaże tej jedynej osobie. Tej, która z nim zostanie, mimo wiedzy, że Thomas nie będzie taką osobą, a przynajmniej nie od razu. Całował go powoli i delikatnie. Pieścił swoimi ustami jego wargi i smakował je przy każdym dotyku. Pozwolił, aby ich języki poznały się na nowo i odpowiednio dokładnie bez szaleństwa. Po bardzo długiej chwili zakończył całowanie samych ust chłopaka. Jego wargi powędrowały na przymknięte powieki, na policzki, które obsypał drobniejszymi cmoknięciami, równie miękkimi, aż zakończył na zsunięciu warg na jego szyję i tam już one pozostały, chwytając oddech, kiedy głaskał Toma po włosach, przeczesywał kosmyki palcami a drugą ręką przytulał go i głaskał po plecach.]

Dlaczego to robisz? [Wyszeptał, starając się zrozumieć sposób myślenia mężczyzny. Tak samo jak Kolya nie potrafił zrozumieć dlaczego Thomas żył jak żył, tak i młodemu potrzebny był czas, aby zrozumiał wartości życiowe tego faceta. Teraz było mu dobrze. Teraz czuł się na miejscu, ale jak długo tak się da? Czy znów ma się pozwolić zatracić, a potem cierpieć? Nie, tego nie chciał. Jedna taka historia w życiu wystarczała mu na wieczność i miał nadzieje dotrzymać obietnicy danej sobie i nie pozwolić, aby ktokolwiek skrzywdził go tak jak tamten facet, milion lat temu. W czasach które były dla młodego prehistorią do której się nie wraca. Zadając pytanie wtulił się w mężczyznę z westchnieniem. Miał wyjść. Miał wiać do swojego świata. Miał znów być wolnym i szalonym. Miał dać ujście swoim żądzom dzisiaj wieczorem i odbudować kamienny krąg wokół swego serca. Miał... I zrobiłby to gdyby nie pomysł Kolii, aby na niego czekać.]

A dlaczego chcesz uciekać? [Odparł pytaniem na pytanie. Obaj podważali kwestie których nie rozumieli, a których z pewnością chcieli się dowiedzieć i które chcieli poznać. Mężczyzna przytulił chłopaka do siebie mocniej, nieprzerwanie głaskając go po głowie, na linii włosów, aby sprawić mu jeszcze odrobinę tej innej przyjemności.] Pragniesz mi udowodnić, że zatracanie się w ulotnych przyjemnościach jest dobre, a ja chce żebyś przestał brać tylko to pod uwagę. Bałbyś się zaufać komukolwiek, ale to ja stanąłem na twojej drodze i wcale tego nie żałuję. [Mruknął, nim chłopak zdążył odpowiedzieć i odsunął go od siebie, aby na niego spojrzeć. Cmoknął go jeszcze w czoło i w objęciu zaprowadził do kuchennego blatu, wskazując palcem na kanapki.] Dokończ śniadanie, dopij kawę. Zrobi ci się lepiej, a później zdecydujesz czy zostaniesz dłużej, czy może będziesz chciał wrócić do domu.

[Właściwie nie wiedział, co miałby odpowiedzieć na pytania, którymi zasypał go Kolya. Sam nie bardzo znał na nie odpowiedz i sam musiał to wszystko dokładnie przemyśleć. Dlatego też wdzięczny był mężczyźnie za jego tyradę słowną i zmianę tematu na śniadanie i kawę. Obiecał sobie jednak, że kiedy tylko odpowiedzi na pytania zagoszczą w jego głowie to Kolya będzie tym, który je usłyszy. Przysiadł na krześle przy śniadaniu i sięgnął po kanapkę. Po chwili odłożył ją jednak i odwrócił się do mężczyzny z głupim uśmiechem.] A mogę jednak zdjąć z siebie te śmierdzące klubem ciuchy? [Zapytał z miną zagubionego dziecka, opuszczając spojrzenie i krzywiąc się do zapachu swych rzeczy.]

Jasne, przyniosę ci coś zdatnego, ale nie obiecuję, że będzie dobre. [Zostawił chłopaka na chwilę samego i poszedł do sypialni, aby z komody wyjąć jakąś koszulkę i spodenki z gumką, które nie miały prawa spaść chłopakowi z tyłka. Wybrał w końcu coś czego długi czas nie nosił, a co zapewne na niego samego było za małe. Powrócił z tym do kuchni i wsunął rzeczy Thomasowi na kolana, obejmując go przy okazji od tyłu.] Ładnie pachniesz. Lubię zapach klubu, ale tylko ten. Nie kiedy miesza się z alkoholem. [Mruknął, cmokając go w szyję i odsunął się niczym duch, aby zabrać się za coś pożytecznego, czyli za przygotowywanie obiadu. Musiał coś zjeść, a obiad w niedzielę zawsze był pierwszym spożywanym przez niego posiłkiem, więc robił go wcześniej.]

[Dreszcz przyjemności, jaki przeszył jego ciało po pocałunku sparaliżował na chwile jego serce. Kolya zaskakiwał go co chwile i wydawał się robić to zupełnie nieświadomie. Z uśmiecham na ustach zdjął z siebie przesiąknięte klubem ciuchy, pozostając jedynie w bokserkach, które też nadawałyby się do zmiany, ale postanowił nie kusić losu. Kiedy ubrał rzeczy Kolii, stwierdził, że nie jest tak tragicznie jak mogłoby być. Koszulka nie sięgała do kolan, a spodenek nie przydeptywał chodząc, więc powinien przeżyć tych kilka godzin. Swoje rzeczy poskładał i wyniósł do sypialni. Tam nie powinny przeszkadzać.] Pomogę Ci, co? Chociaż tak będę mógł okazać wdzięczność za to co dla mnie zrobiłeś. Nie mam lewych rak do kuchni więc myślę, że nie zepsuje twojego dania za bardzo. [Zaproponował po powrocie do kuchni, gdy zobaczył, że mężczyzna na poważnie zabiera się za szykowanie posiłku.]

Ryż z warzywami i kurczakiem może być? [Zapytał, bowiem takie podejście chłopaka sprawiło w jego umyśle przeświadczenie, że Tom zostanie na obiad. Nie wypadało więc robić go jedynie według własnych zachcianek. Podsunął mu nóż i deseczkę, a także warzywa do skrojenia. Sam wziął się za obrabianie mięsa, które miało być w niewielkiej ilości dodatkiem do prawie jarskiego posiłku. Robił to sprawnie, ale nie do końca perfekcyjnie. Gdyby ktoś zajął czymś jego uwagę, to spokojnie zamiast mięsa ukroiłby sobie palca.] Mam w lodówce truskawki, mam śmietanę. Możemy zrobić coś słodkiego na deser. [Powiedział powoli, przerywając na chwilę krojenie piersi i zerknął na młodego przelotnie. Uwielbiał truskawki, więc jak tylko zbliżał się sezon kupował ogromne ilości, aby je konsumować na bieżąco, albo mrozić.]

Ryż i warzywa... [Chłopak złapał się palcami za skronie i naciągnął skórę tak, aby jego oczy się zwęziły do niewielkich szparek.] Jeśli skośnooki Thomas będzie dla Ciebie bardziej pociągający to nie widzę przeciwwskazań. [Wystawił zaczepnie język do mężczyzny, po czym posłusznie złapał się za nóź i warzywa. Musiał je najpierw poobierać, ale to nie stanowiło problemu. Zadziwiająco sprawnie zabrał się do prac kuchennych. Nikt nie przypuszczałby, że facet który rwie w klubie wszystko co się do rwania nadaje, potrafi też sprawnie poruszać się w kuchni.] Uwielbiam wszystko co słodkie i owocowe, więc jeśli chodzi truskawki... [Wycelował nożem w Kolye strojący do niego groźną minę.] Jestem jak najbardziej za!

Jest dla mnie pociągający, jak jest sobą. [Mruknął, zabierając martwego ptaka na drugą stronę do zlewu, a w przelocie cmoknął chłopaka w kącik oka. Opłukać, przyprawić, podsmażyć. Znał chyba tą procedurę na pamięć, bo ryż również bardzo lubił i często go gotował z najróżniejszymi dodatkami.] Będę wiedział na co cię skusić, mogłeś mi nie zdradzać tej tajemnicy. [Dodał z udawanym przejęciem i wywrócił oczyma, jakby właśnie dowiedział się o jakiejś ważnej tajemnicy, która była wieki trzymana w ukryciu i dobrze chroniona. W pewnej chwili zaniechał czynności i ściągnął koszulkę. Na dworze było okropnie gorąco i nie zrobił tego specjalnie. Poskładał ją ładnie i położył na krzesełku. Jego ciało mieniło się od kropelek potu.]

Tak jakbyś nie wiedział... [Mruknął pod nosem, uśmiechając się chytrze. Obrane warzywa wymagały płukania, więc musiał wymienić się przy zlewie z Kolyą. Nie omieszkał oczywiście pooglądać go sobie przy okazji, skoro ten tak ładnie mu się prezentował.] Wiesz, że warzywa są zdrowe i dobrze wpływają na potencje. A truskawki to znany afrodyzjak zwłaszcza z czekoladą. Twój zestaw obiadowy nieco przeczy temu jak grzecznie starasz się trzymać ręce przy sobie. [Skoro mieli zjeść razem obiad, który wspólnie przygotują, to nie stało na przeszkodzie nic, żeby się przy okazji podroczyć. Thomas wymył warzywa, a kiedy zakręcił kran i wracał ze zdrową żywnością na deskę, ochlapał Kolye woda, która nadal trzymała się listków natki.] Jest tak gorąco, że będziemy chyba zmuszeni jeść nago. [Rzucił uwagę luźnym i niby to obojętnym tonem. Nastrój poprawił mu się nieco i chłopak miał nadzieje, że taki się utrzyma, ale jak znał życie i siebie, wszystko mogło się stać.]

Szczerze mówiąc nie miałem pojęcia. [Zdziwił się odrobinę. Aż tak się nie zagłębiał w znaczenie warzyw. Po prostu je lubił, jak i ryż, jak i truskawki, no i oczywiście samego kurczaka w każdych postaciach.] I moje ręce są przy mnie. [Uniósł dłonie, a kiedy chłopak go opryskał, odwdzięczył się tym samym, jawnie mocząc palce pod kranem.] Poza tym... [Przystanął, przechylając głowę w bok, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili naciągnął gumkę luźnych spodni i spojrzał wprost na swojego penisa.] Mojej potencji nic nie brakuje. Dzisiaj rano przekonałem się, że jest ze mną wszystko w porządku. [Dokończył i nawet się uśmiechnął delikatnie. Nie miał nic przeciwko jedzeniu nago. Byli sami, bezpieczni i nikt ich nie podglądał, co było doskonałą furtką do przeróżnych dziwactw. Wrócił do robienia kurczaka, od czasu do czasu zerkając na chłopaka.]

O mój boże... [Thomas skrył twarz za mokrą natką pietruszki, kiedy Kolya tak jawnie zaglądał sobie do spodenek. Wyłonił się zza warzywa z uśmiechem. Mężczyzna wydawał się łapać jego dowcip, więc dzień nie zapowiadał się bardzo tragicznie nawet wtedy, gdy Toma nieco poniesie.] Poważnie? Kurcze, że też mnie przy tym nie było. To musiał być zajebisty widok. Poważny facet i jego sterczące... Spodenki. [Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak Kolya chciał nieco bardziej cielesnej zemsty za jawne nabijanie się z niego, Thomas odsunął się ze swoja deseczką i warzywami na inną szafkę. Nie bał się ataku furii, ale sama świadomość, że może dostać na przykład klapsa, spowodowała, że wolał się zmyć z zasięgu rąk mężczyzny.]

Mam tendencję do uciekania w odpowiednich momentach, więc nie widziałeś. [Pokiwał głową i nie ruszył się z miejsca, bo zajmował się robieniem kurczaka. To wymagało ogólnego skupienia, aby nie zepsuć mięsa.] Kto by pomyślał, że jesteś taki nieśmiały i bogobojny. [W jego oczach zatańczyło rozbawienie i coraz bardziej nawiedzała go myśl, że ściągnięcie do mieszkania tego chłopaka było bardzo dobrym pomysłem. Był taki żywy i niczego nie tłumił w sobie. Kolya westchnął. Kurczak dochodził chwilę, aby być odpowiednio miękkim, więc nastawił jeszcze wodę na ryż. Kuchnia, jak i reszta mieszkania była mała toteż wystarczyły dwa lekkie kroki i znalazł się obok Thomasa. Lubił mu przeszkadzać i lubił się do niego przytulać, więc objął go w pasie i przyjrzał się jego dłoniom znad ramienia.] Może kiedyś dam ci zerknąć, jak będziesz grzeczny. [Wymruczał w czasie, kiedy palce chłopaka nie były zagrożone nożem.]

A może kiedyś uśpię twoją czujność i sam sobie pooglądam. [Odpowiedział z radością, wtulając plecy w tors mężczyzny, ale nie przerywając siekania warzyw. Marchewkowe talarki zasypały po chwili całą deskę. Thomas nadział jeden z nich na koniuszek noża i odwrócił się z tym do mężczyzny.] A teraz grzecznie otworzysz buzie, zjesz marchewkę, dokładnie gryząc i podasz mi miskę na te dobroci, bo inaczej zacznę z nich robić kolorowe warzywne ludziki i porozstawiam je po całym twoim idealnie czystym mieszkaniu. [Nie mógł nie zauważyć jak bardzo zadbane było to mieszkanie więc jego uwaga nie była przypadkowa. Uśmiechał się do mężczyzny i nie myślał nawet o tym, aby wymknąć się z jego objęć.]

Nie da się uśpić mojej czujności. [Odebrał talarek i zabrał rękę z nożem od siebie, aby złożyć na ustach Toma marchewkowego buziaka. Jednocześnie przestał go obejmować i przygwoździł go ciałem do szafki, zasięgając dłonią po miskę z górnej półki.] Musiałbyś zostać ze mną dłużej, aby spróbować. [Wyszeptał, zaraz wkładając miskę w dłoń chłopaka. Poczekał, aż się odwróci ponownie, aby pozbierać warzywa i jeszcze na chwilę się do niego przytulił. Woda na kuchence gazowa grzała się tak niemiłosiernie długo, a teraz na szczęście długo, bo to dawało mu kilka dodatkowych chwil. Kilka dodatkowych chwil na przytulanie, głaskanie po brzuchu i wtulanie nosa w pachnącą szyję Thomasa.]

[Thomasa, któremu ostatnie słowa mężczyzny zabrały radosny uśmiech z twarzy, ale który tak szybko odwrócił się z miska do szafki, że mężczyzna nie mógł zauważyć powagi jaka opanowała jego oblicze. Przechylił głowę na bok, pozwalając by Kolya miał większy dostęp do jego szyi i wrzucał powoli marchewkowe talarki do miski. Zamyślił się. Wątpliwości wróciły do jego główki, ale on starał się o nich szybko zapomnieć, więc nie roztrząsał ich. Powrócił do siekania warzyw, dorzucając do pojemnika kolejne kolorowe kawałki. Mieszanka nabierała barw i apetyczności.]

Nad czym dumasz? [Spytał, skubiąc szyję Toma niespiesznie. Widział tempo wrzucania talarków, więc coś musiało być na rzeczy i chociaż sam nie lubił tłumaczyć i robił to tylko w koniecznych sytuacjach, to wolał wiedzieć, co chłopakowi chodzi po głowie. Zatrzymał dłonie i odchylił głowę, aby spojrzeć na policzek chłopaka z uwagą i pytaniem na swoim własnym obliczu.]

[Thomas przywołał na usta uśmiech. Odłożył jednak nóż i odwrócił się do mężczyzny.] To nic Kolya. To tylko takie moje rozterki. Wiem, że jestem głupi, ale... No wiesz, twoje słowa o tym, że musiałbym zostać na dłużej... Nie mogę Ci nic obiecać. A kiedy to usłyszałem, dotarło do mnie jak mało mogę Ci dać z tego, czego ode mnie oczekujesz. [Słowa, które wypowiadał były pełne powagi i pewności tego, że są szczere.] Nigdy mnie to nie obchodziło. Nigdy nie zastanawiałem się czy jestem kogoś wart, bo nikogo nie brałem pod uwagę na dłuższą metę. Ty planujesz nieświadomie nasze wspólne chwile, a ja... [Wzruszył ramionami ponownie, odwracając się do deski.] Nie planuj, Kolya. Wiem jaki jestem. Wiem, że nie jestem wart ani chwili zabranej z Twojego życia.

Nic od ciebie nie oczekuję Tom, jak mógłbym? Poznałem cię zaledwie wczoraj, a zostanie dłużej wcale nie oznacza zostanie ze mną, tylko przy mnie. Nie chcę, abyś po wyjściu stąd zaczął mnie unikać, czasami dał się namówić na kawę, albo na obiad, ewentualnie drinka, to wszystko. [Wyjaśnił powoli, przytykając czoło do czoła chłopaka. Na chwilę przymknął oczy i zebrał większy oddech.] Jeżeli wyjdziesz stąd i będziesz dalej to robił to co robisz, nie obrażę się, nie mam prawa. To twoje życie i ty zdecydujesz czy będzie w nim miejsce dla mnie, czy też nie. [Dokończył z westchnieniem, a później chcąc nie chcąc musiał ruszyć do wody, aby wsypać ryż i może w końcu go ugotować.]

[Słowa mężczyzny zabolały go. Nie dlatego, że były dla niego krzywdzące, bo nie były. Zabolał go fakt jak bardzo inaczej patrzą na wszystko i jak strasznie on sam broni się przed byciem z kimś. Tak bardzo, że każdy najdrobniejszy gest odbierał jak chęć założenia mu kajdan. Nie robił tym krzywdy sobie, bo on i tak wybrał życie pełne obojętności i niechęci do samego siebie. Robił tym krzywdę facetowi, który okazał mu serce. Bez słowa zabrał się za krojenie warzyw. Nóż śmigał po desce z zawrotna prędkością, miska zapełniała się bardzo szybko. Po chwili odgłosy noża zwolniły, a chłopak stanął tak, aby Kolya nie miał możliwości zobaczenia, co takiego jest teraz obiektem jego czynów.]

Uważaj, bo się skaleczysz. [Mruknął, przykrywając ryż i oparł się o szafkę, żeby móc patrzeć na Thomasa. Nie uśmiechał się, ale to akurat było normalne. W jego oczach zagościł smutek, bowiem nie chciał w żaden sposób krzywdzić chłopaka. Nie chciał wiązać jego wolności osobistej, a takie chwile sprawiały, że wątpił w słuszność poprzedniego twierdzenia, że dobrze było, iż go zaprosił. Dla niego dobrze, ale niekoniecznie dla Toma i zaczynał to widzieć i zaczynał czuć złość na samego siebie, za głupie, samarytańskie podejście.] Przepraszam jeżeli cię uraziłem. Skoro uważasz, że lepiej będzie, kiedy faktycznie będziesz mnie unikać, to uszanuję twoją decyzję, ale nie zostawiaj mnie bez słowa.

Och zamknij się już, ok? To chyba ja w tej całej sytuacji powinienem przepraszać, więc... [Thomas odwrócił się od deski do krojenia i wyciągnął w stronę mężczyzny dłonie. Poruszał się ostrożnie, a na jego buzi znów gościł uśmiech. Wyciągnął dłonie w stronę gospodarza i właśnie w tej samej chwili poczuł się jak skończony idiota, kretyn i nie wiadomo kto jeszcze razem wzięci. Miał dwadzieścia pięć lat, a zachowywał się jak szczeniak z zerówki. Na wyciągniętych dłoniach trzymał dwa kolorowe kwiatki poukładane z kawałeczków warzyw. Gest, który chwile temu wydawał mu się miły, teraz zawstydził go tak bardzo, że na jego policzkach pojawiły się rumieńce, a kwiatki zadrżały niebezpiecznie na trzęsących się rękach chłopaka.]

Nie powinieneś. [Stwierdził łagodnie, przyglądając się małemu arcydziełu. Ujął jedną z dłoni i uniósł w górę ku swojej twarzy, którą pochylił i kawałek po kawałeczku zaczął wargami ściągać warzywa. Nieważne jakie były, na surowo też mogły być.] Całkiem ładne i smaczne te twoje kwiatuszki. [Powiedział, jak tylko przełknął jednego kwiatka i ucałował wnętrze dłoni Toma. Drugiego kwiatka zignorował, przyciągając chłopaka do siebie i całując mocno w usta. Było to jednocześnie podziękowanie i spełnienie własnej ochoty, choć nie chciał wtedy sposób karmić młodego złudzeniami, że to do czegokolwiek ich zaprowadzi. Całował go z pomrukiem zadowolenia.]

[Kwiatek z dłoni posypał się na podłogę i meble. Tom, zawstydzony tym dziecinnym gestem ze swej strony zapomniał zupełnie o czujności i pozwolił się zaskoczyć, jak zółtodziób. Szybko jednak poddał się przyjemności z pocałunku i gwałtowności z jaką go otrzymał. Może jednak była nadzieja na więcej w tym dziwnym, rodzącym się do życia układzie? Ale co potem? Nie, nad tym chłopak nie chciał się teraz zastanawiać, bo nie prowadziło to do niczego i doskonale o tym wiedział. Wtulił się w objęcia Kolii. Poddał się jego woli zupełnie. Poczuł dreszcz, gdy uświadomił sobie, ze z łowcy, krok po kroku, staje się poddana i posłuszną zwierzyną i... To mu się zaczyna podobać.]

Wystarczy na teraz tych czułości kocie. Muszę zjeść obiad, bo za chwilę zjem ciebie. [Oderwał się niechętnie od ust Toma i zlizał z nich ostatnie krople przyjemności, jakby oblizywał słodką truskawkę.] Wolałbym zjeść ciebie. [Powiedział odkrywczo i na ostatnie pożegnanie ciepłego ciała młodego pogłaskał go po pośladkach. Chłopak budził w nim przeróżne myśli, ale najpierw trzeba było zaspokoić podstawowe potrzeby. Warzywa musiały się udusić i zmięknąć, ryż prawie dochodził. Było wszystko, czego Kolya potrzebował prócz wina, którego nie chciał pić przy skacowanym Thomasie. Zasada, aby zabijać klina klinem, wcale nie była słuszna i wolał losu nie kusić.]

[Tak więc choć ryż miał to szczęście, ze mógł sobie dochodzić jeśli tylko tego pragnął. Pozostali którzy przebywali w kuchni musieli obejść się smakiem, co Thomas powitał potężnym westchnieniem.] Nie możesz mnie zjeść. Nie możesz dostać przyjemności w samotności, tak to ja się nie bawię. [Wystawił do mężczyzny język w delikatnym uśmiechu i odsunął się od niego, wracając do swoich warzyw. Właściwie pozostało mu jedynie posprzątanie, bo wszystkie były pokrojone i czekały na wrzucenie na patelnie. Chłopak pozbierał wszystko z blatu i wrzucił do zlewu. Oczywiście poza śmieciami, które... No właśnie! Z którymi stanął na środku kuchni i z głupią miną rozglądał się za śmietnikiem.]

Śmietnik jest pod zlewem. [Poinformował chłopaka z uśmiechem, wskazując brodą szafkę pod umywalką. Warzywa wrzucił do duszenia w końcu, więc nie pozostało im nic jak jeszcze chwilę poczekać i nakładać jedzenie. Aż do końca przygotowania, nie odzywał się w ogóle, ale spoglądał na Toma z uśmiechem w swoich błękitnych oczach. Po obiedzie mógł mu pozwolić na błogi odpoczynek w łóżku ze sobą, bo też planował się położyć i odpoczywać, jak to miało miejsce w niedzielę.]

[Wyrzucił grzecznie śmieci we wskazane miejsce i opłukał ręce zanim zabrał się za mycie niepotrzebnego już sprzętu kuchennego. Nucił coś pod nosem do taktu muzyki. Wprawdzie mało ją znał i niezbyt była ona właśnie taką muzyką jakiej słuchał, ale nucenie szło mu całkiem dobrze. Miał na to chęć, więc nawet nie zwracał uwagi, ze zaczął mruczeć. Nie przeszkadzał też Kolii. Czekał cierpliwie, a właściwie zerkał co chwile na szykujące się danie, aby wiedzieć kiedy będą jedli.] Może powinienem skoczyć po jakieś wino... Albo lepiej nie... [Ledwie wyraził chęć skoczenia po trunek do obiadu uświadomił sobie, ze ledwie co odrobine zwalczył kaca. Nie chciał mieć nawrotu bólu i dolegliwości. Powycierał nawet blaty szafek, nim obiad był gotowy, ale dzięki temu jedyne co im pozostało to albo wybrudzić talerze i wtedy zasiąść do posiłku, albo złapać za widelce i nie brudzić talerzy tylko zjeść ryż z patelni.]

Myślisz, że pozwoliłbym ci wypić wino, kiedy jeszcze masz kaca? [Uniósł wysoko brwi w górę. Odpowiedź była oczywista, więc pytanie raczej retoryczne. Kolya powyciągał talerze i sztućce, po czym nałożył dwie spore, równe porcje. Wyglądało ładnie, pachniało jeszcze lepiej, bo na koniec doprawił odpowiednio.] Idziemy jeść, a później sobie odpoczniesz. [Stwierdził jeszcze, przenosząc talerze na wysepkę, bowiem nie posiadał kuchennego stołu. Powrócił jeszcze na sekundę do kuchennych szafek, aby wyjąć szklanki i jakiś neutralny sok do przepicia. Po tym zasiadł i poczekał, aż Tom rozsiądzie się wygodnie.]

[Oczywiście, ze zajął miejsce przy kuchennej wyspie. Zaraz po tym jak wystawił Kolii język na skomentowanie jego pytania – niepytania. Sam doskonale wiedział, ze picie na kacu to głupi pomysł i dlatego tak szybko z niego zrezygnował. Czuł się w tym mieszkaniu coraz lepiej co sobie niechcący uświadomił, poprawiając się na krzesełku.] Całkiem apetycznie pachnie. [Mruknął do mężczyzny, pochylając się nad talerzem i zaciągając się zapachem potrawy.] Myślę, ze będzie smakowało jeszcze lepiej, bo przecież to ja kroiłem główny składnik. [Wyszczerzył się w zadziornym uśmiechu, po czym chwycił za widelec i wskazał nim na talerz gospodarza.] Smacznego. Nie krępuj się mlaskać jeśli będzie Ci smakowało. Nie obrażę się.

Smacznego. [Zaraz zabrał się za jedzenie, jako, że był to pierwszy posiłek tego dnia i czuł się głodny. Nadal milczał, ale i spozierał na chłopaka od czasu do czasu. Gdzieś w połowie rozlał sok do szklanek i jedną z nich podsunął Thomasowi, a jak tylko opróżnił swój talerz – w ekspresowym tempie – wypił swój sok na jeden raz i odetchnął głęboko.] Tak, główny składnik to była kwintesencja tego dania. [Uśmiechnął się ledwo zauważalnie i poklepał z lubością po brzuchu.] Obiecaj mi, że zmywanie zostawisz na później i pójdziesz ze mną do łóżka. [Mruknął prosząco, co robił rzadko. Oparł się łokciami o blat i już bezczelnie wpatrzył w Thomasa, jak w obrazek.]

Wiesz, że to zabrzmiało jak propozycja? [Uśmiechnął się do mężczyzny. Jego talerz nadal nie był pusty więc nie odsunął go od siebie choć ręka z widelcem zastygła mu w bezruchu w połowie drogi do ust. Uśmiechnął się do Kolii po raz trzy setny chyba dzisiejszego dnia. Odłożył widelec na talerz i pochylił się nad blatem w stronę towarzysza.] Czekałem na te słowa od wczoraj, więc chyba moja odpowiedz Cię nie zadziwi. Oczywiście, ze pójdę z tobą do łóżka! [Cmoknął powietrze jakby dawał buziaka w policzek mężczyźnie po czym wrócił do posiłku, wypijając najpierw połowę szklanki soku.]

Dobrze więc. Jak skończysz, to czekam na ciebie w sypialni. [Podniósł się powoli z siedzenia, nie odrywając kuszącego wzroku od chłopaka dopóki nie musiał zrobić zwrotu do zlewu. Wiedział, że obaj mają inne rzeczy w myślach odnośnie łóżka, ale postanowił tego nie komentować i jeszcze nie rozwiewać Tomowi złudnych nadziei. Wrzucił talerz do zlewu i kocim krokiem udał się do oddzielonego miejsca, które służyło za sypialnie. Po chwili chłopak mógł usłyszeć opadanie męskiego ciała na posłanie i gardłowy pomruk zadowolenia.]


3 komentarze:

  1. Hahahahahaha. Kolya to taka żmijka. Nie upewni Thomasa o co chodzi z tym łóżkiem, da mu nadzieję na gorący seks, bo nie chce mu odebrać nadziei. Teraz pozostaje czekać co Thomas na wspólne lenistwo w łóżku, a nie ciężką acz przyjemną pracę. :DD
    Obaj są uroczy. Każdy z nich ma tam jakieś obawy z różnych powodów. Widać Thomas trafił ja skurwiela, który go bardzo zranił odbierając chłopakowi nadzieję, że kiedyś spotka tego jedynego i zechce założyć z nim związek. Ciekawe jak długo będzie walczył ze sobą. Kolya nie chce mu zakładać na siłę kajdan, więzić przy sobie, co popieram. Bo nikogo nie można zmusić do miłości czy bycia z kimś w związku. Kolya tylko swoją miłością, cierpliwością i oddaniem, a także daniem wolności chłopakowi może zdobyć jego serce i zaufanie.
    Dziękuję z całego serca za kolejny rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    Tom chciał szybko zniknąć z tamtego mieszkania, ale Kalya zaczaił się na niego zaraz za drzwiami tej łazienki... świetnie wyszło to ich wspólne gotowanie ;] hahha Kolya nie powie dokładnie o co chodziło mu z tym łóżkiem, aby nie odbierać nadziei...
    Dużo weny..
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń