piątek, 21 lutego 2014

Kolya II

[Powoli wstawał świt, a wraz z nim z kanapy ściągnął się mężczyzna, który odprowadzał do domu Thomasa. Kiedy tylko doprowadził chłopaka do swojego mieszkania na poddaszu jednej z kamienic, rozebrał go do spodenek i ułożył we fioletowej, satynowej pościeli. Sam zaś udał się na kanapę. Wolał nie kusić losu, ale wiedział też, że skończy się to bólem karku, z którym w rzeczy samej się obudził. Po dość długim prysznicu, włączył muzykę i zajął się robieniem kawy. Od czasu do czasu zerkał do sypialni, aby sprawdzić, czy chłopak się nie obudził. Muzyka, która płynęła z głośników wieży była spokojna, ale miała mocne brzmienie – zupełnie różne od tego, które na co dzień rozlegało się w klubie. Mężczyzna zasiadł na kuchennym stołku, przy wysepce i zajął się przeglądaniem gazety, jaka codziennie rano bez względu na dzień była mu dostarczana. Zajął się również piciem mocnej, czarnej kawy, niesłodzonej, jaka miała postawić jego myśli w stan trzeźwości i gotowości do działania.] 

[Przez sen usłyszał muzykę. Na początku wydawało mu się, że nadal śni i że właśnie trafił do jakiegoś dziwnego klubu, w którym grano zupełnie inne utwory niż w jego ulubionym miejscu. Przeciągnął się, wyrzucając ręce w górę i słuchając jak jego kości trzaskają jedna po drugiej i dopiero wtedy otworzył oczy z uśmiechem. Niestety, uśmiech zniknął z jego twarzy błyskawicznie, a Thomas zerwał się do siadu i rozejrzał po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Za nic nie mógł sobie przypomnieć, jak skończył się wieczór. Pamiętał nieznajomego faceta i to jak lekko mu się z nim rozmawiało. Pamiętał też, że poszli tańczyć, ale później... No właśnie, tego co działo się później nie pamiętał. Miał w umyśle czarną dziurę i wcale nie był z tego powodu szczęśliwy. Zrzucił z siebie kołdrę i obejrzał się, z ulga stwierdzając, że ma na sobie bokserki. Jeszcze raz rozejrzał się po sypialni, po czym pospiesznie zeskoczył z łóżka i zaczął poszukiwania swoich rzeczy dookoła niego oraz pod nim.]

Wstałeś. [Mieszkanie nie było duże, więc mężczyzna doskonale słyszał, a nawet widział przez oszkloną szybę, że chłopak wstał. Przystanął w łuku i oparł się o futrynę, przyglądając się swojemu gościowi, spanikowanemu zresztą, z uwagą. Muzyka nadal płynęła, a słońce powoli oświetlało łóżko, na którym spał Tom, sprawiając, że pościel rozświetliła się wszystkimi kolorami fioletu. Blondyn poprawił opadające kosmyki włosów na głowie i założył dłonie na piersi w obronnym geście, bo nie mógł być pewien czego się spodziewać. Dawno nie zaciągnął nikogo do domu w celach zwykłej pomocy i przeczekania najgorszego stanu. Poza tym mieszkanie wyglądało, jakby od zawsze mieszkała w nim jedna, dość pedantyczna osoba.]

Ty? [Młody zatrzymał się i z niedowierzaniem popatrzył na faceta, którego pamiętał z poprzedniego wieczoru. Zaraz jednak jego spojrzenie powędrowało na łóżko, a z niego ponownie na mężczyznę.] Czy my? No wiesz... [Wskazał dłonią na łóżko, starając się ze wszystkich sil przypomnieć sobie choć maleńki urywek z tego co mu umknęło. Niestety, czarna dziura w jego pamięci nadal nie wypełniała się żadnymi wspomnieniami.] Jeśli tak to bardzo mi przykro ale nie mogę powiedzieć 'byłeś zajebisty, cieszę się, że to zrobiliśmy, ale na tym koniec' [Wyrzucił z siebie niczym wyuczoną formułkę, po czym raz jeszcze schylił się pod łóżko, aby zlokalizować rzeczy.]

Nie, nie spaliśmy ze sobą i nie będziemy spać w najbliższej przyszłości, więc się rozluźnij i dojdź do siebie. Twoje rzeczy wiszą na krzesełku w rogu. [Mruknął, przechylając nieco głowę w bok. Jego oczy wyraźnie rozświetliły się rozbawieniem, choć nie uśmiechnął się ani odrobiny.] A jak się ubierzesz to chodź na kawę. [Dodał jeszcze i zniknął z progu sypialni, aby zrobić drugą kawę sobie i świeżą chłopakowi. Gazeta wylądowała w koszu na gazety, z którego ich stos już prawie wychodził o własnych siłach. Mężczyzna nastawił zaraz po tym wodę i zabrał się za robienie śniadania. Zwykłe kanapki, aby jego gość nie wyszedł głodny, bowiem on sam nie przepadał za śniadaniami do kawy, zwłaszcza w niedzielę, kiedy odsypiał po tygodniu pracy i połowicznej zabawie w klubie. Nadal miał przeczucie, że nie ma na co narzekać i to bez względu na Toma nie miało się długo zmieniać.]

[Pojawil się w kuchni po kilku minutach. Ubrany we wczorajsze ciuchy, które nadal pachniały klubem nie czuł się bardzo komfortowo, ale dzięki losowi był ubrany i dowiedział się, że nie łączy go z facetem nic, poza rozmową i niezrozumiałą dla Thomasa pomocą ze strony tego nieznajomego. Poczuł zapach kawy, co obudziło go i sprawiło, że nabrał ochoty na jedzenie.] Skoro ze sobą nie spaliśmy to nie rozumiem po co mnie tu przytargali. I dlaczego niczego nie pamiętam? Nawet tego bym kiedykolwiek wcześniej miał aż takie zaniki pamięci. [W głowie zatrzeszczało mu i zazgrzytało niemiłosiernie. Ból przeszył mu czaszkę tak ostrym sztyletem, że aż syknął. Zaraz jednak minął, choć pozostawił po sobie nieprzyjemne uczucie, że ma zamiar wrócić.]

Wolałem cię mieć na oku, kiedy niemal zszedłeś w klubie. Zaszalałeś z alkoholem, a nie wykluczone, że jakiś dobry przyjaciel wcześniej upoił cię czymś jeszcze. [Odparł spokojnie, układając kanapki na talerzu. Wyciągnął z szuflady szeleszczące opakowanie tabletek i wyskubał dwie z nich. Ułożył talerz obok chłopaka na wysepce i obok tabletki.] Najpierw zjedz, a później popij tabletki, są przeciwbólowe. [Wyjaśnił, machając opakowaniem ibuprofenu przed oczami młodego i jak tylko wszystko, włącznie z jego kawą stało na stole, usiadł na swoim miejscu. Z szuflady wysepki dobył jeszcze papierosy i popielniczkę, ale nie zapytał chłopaka, czy będzie mu to przeszkadzać. Był u siebie, więc mało go obchodziło, co chłopaczek sobie pomyśli.] Sądzisz, że przytargał bym nieświadomego chłopaka do siebie i zrobił z nim coś, czego później by nie pamiętał? Mówiłem ci, że nie jestem taki.

Ludzie mogą powiedzieć wszystko byleby tylko wyjść na świętych jeśli chcą coś zdobyć. Nie jestem pierwszakiem, pamiętaj. Sam nieźle potrafię bajerować, choć staram się stawiać sprawy jasno i klarownie. [Przysiadł na najbliższym krześle i złapał za kanapkę. Niestety, kiedy tylko poczuł jej zapach, żołądek wykręcił mu się na wpół do piątej, a do ust napłynęła ślina. Odłożył kanapkę, kładąc dłoń na przeponie.] Niedobrze mi. Jest tu gdzieś toaleta? [Jęknął, wstając z krzesła i rozglądając się dookoła. Nie chciał zarzygać kuchni, perfekcjonisty, bo taka była idealnie poukładana i w ogóle. Jednak świat zawirował mu dookoła głowy i poczuł, że za chwile nie będzie już w stanie powstrzymać się od wydalenia swoich treści żołądkowych.]

Drzwi obok aneksu. [Wskazał na niewielkie drzwi obok kuchenki i spojrzał z grymasem na Thomasa. Współczuł mu tak wielkiego kaca, bowiem on sam nigdy nie upijał się, aby na drugi dzień umierać. Niespiesznie zabrał się za swoją kawę, bo nie pozostało mu nic innego, jak czekanie na chłopaka, aby móc z nim porozmawiać na spokojnie. Łazienka też była niewielka, a najwięcej miejsca zajmował w niej prysznic. Obok niego była toaleta i umywalka, a wszystko tak poukładane, żeby w każde miejsce był łatwy dostęp.]

[Zniknął za drzwiami łazienki na jakiś czas. Kiedy wrócił był blady jak ściana, miał mokre włosy i wilgotną koszulkę. Musiał się nieco obmyć zanim pokazał się ponownie mężczyźnie. Za to żołądek uspokoił się trochę, więc chłopak poczuł ogromną ulgę chociaż siły z niego odeszły i najchętniej przeleżałby cały dzień i poumierał w samotności.] Przepraszam. [Mruknął, siadając na krześle i opierając łokcie na blacie. Skrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko.] Szlag by to trafił... Nie pamiętam żebym się kiedykolwiek aż tak ululał. [Było mu wstyd, że wygląda tak jak wygląda i że niczego nie pamięta. No, prawie niczego.]

Nic się nie stało. Jak chcesz, możesz się położyć, jeżeli się źle czujesz, nie widzę przeciwwskazań. [Mruknął, już niemal kończąc kawę. Kanapki też mogły poczekać, a niestety nie posiadał żadnych tabletek na kaca.] Wolałbym jednak, abyś zjadł pół kromki i popił te tabletki przeciwbólowe. Niczym innym nie mogę cię poratować. [W jego głosie zabrzmiała troska, jaka wyzierała również z chłodnego spojrzenia. Dawno nie przejmował się nikim, więc przelewał na chłopaka wszystkie hamowane w sobie podobne do tego uczucia. Z westchnieniem zabrał się za sprzątanie, aby coś ze sobą zrobić i pozbyć się widoku schodzącego z tego świata Thomasa. Poza tym nie cierpiał zostawiać na dłużej brudnych naczyń, ani niczego co mogło być zaraz sprzątnięte.]

Postaram się. Tylko nie wiem co na to mój żołądek. [Wziął posłusznie kanapkę i odgryzł kawałek tak lękliwie jakby się spodziewał, że kanapka go za chwile zaatakuje. Nic się takiego nie stało, więc połknął pierwszą porcję. Kolejna poszła już nieco lepiej i zanim się zorientował pochłonął kanapkę w całości. Jednak jak na jego stan to było zdecydowanie wystarczająco, a nawet odrobinę za dużo, więc nie pokusił się o kolejną. Patrząc na mężczyznę połknął też tabletkę i wypił połowę kawy. Tak, pic mu się zdecydowanie bardziej chciało niż jeść. Kawa miała tylko jeden minus – była ciepła. Odstawił kubek na blat z ciężkim westchnieniem. Miał nadzieje, że proszki mężczyzny podziałają szybko i że szybko wróci do stanu normalności.] Jak Ty masz właściwie na imię? [Zapytał, krzywiąc się na własną niewiedzę z niezadowoleniem.] Jeśli się wczoraj przedstawiłeś to nie pamiętam.

Nie, nie przedstawiałem się, bo nie pytałeś. [Odparł, odwracając się od aneksu i spojrzał na Thomasa uważnie.] Mam na imię Kolya. [Powiedział jeszcze, powracając do sprzątania, czy raczej do ścierania wody z blatów, którą przypadkiem rozchlapał. Jak chłopak miał na imię, to doskonale wiedział. Wiele osób o nim rozmawiało w klubie, nawet kelnerzy, więc swoje się już o nim nasłuchał. Mimo tego nie umiał oceniać ludzi po zasłyszanych pogłoskach. Sam się chciał przekonać, jaki chłopak jest, a teraz miał do tego idealną okazję, o ile młody miał zamiar dojść do siebie.]

Ja jestem Thomas. Nie wiem, może Ci już mówiłem. [Pokręcił głową z niedowierzaniem, że doprowadził się aż do takiego stanu. Dopił kawę, po czym wstał i podszedł z kubeczkiem do zlewu. Zrobił to odruchowo, nie myśląc nad tym i nie zastanawiając się czy może i czy wypada. Tak już miał. Odkręcił wodę i zaczął myć naczynie. Powoli, ciesząc się chłodem wody, jaką puścił. Był skołowany i wszystko zajmowało mu wiele więcej czasu niż zwykle, ale zaczynał wracać do normalności. Czuł jak bol głowy ustępuje, chociaż nadal czuł się jakby był podpity.] Chyba wypadałoby żebym sobie poszedł. Nie chce przeszkadzać Ci w wolnym dniu. Bo chyba niedziele masz wolne, prawda? I chyba dzisiaj jest niedziela? [Zakręcił wodę, zaczął się rozglądać za miejscem, w które może odstawić kubek.]

Nie mówiłeś. [Stwierdził łagodnie, kręcąc głową. Otworzył Tomowi szafkę nad zlewem w której znajdowała się suszarka na naczynia i sztućce.] Nie przeszkadzasz mi, możesz zostać, aż dojdziesz do siebie i wziąć prysznic również. Gdybyś nie był ode mnie aż tyle mniejszy, to dałbym ci coś do ubrania. No chyba, że będzie ci odpowiadała koszulka, robiąca za sukienkę. [Dodał, opierając się o blat szafki zaraz obok chłopaka. Nie chciał, żeby sobie poszedł. Czuł się dobrze w towarzystwie tego zakręconego dzieciaka, który przyniósł za sobą atmosferę klubu i Kolya jeszcze czuł na sobie spojrzenia tłumów, randomowych ludzi, których obserwował, a czemu nie miał nic przeciwko.] Odwiozę cię później do domu. [Rzucił jeszcze, marszcząc odrobinę czoło. Przypomniał sobie, że musi sprawdzić poziom benzyny w samochodzie. Nie zabierał pojazdu do klubu z wiadomych powodów, więc stało grzecznie w garażu.]

Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry. Niczego ode mnie nie chcesz, jak powtarzasz mi wciąż do znudzenia, więc powiedz dlaczego. Nie wierze w dobrych samarytan już od dawna. Nie wmówisz mi więc, że masz taka potrzebę duchową. [Wstawił kubek i stanął twarzą do mężczyzny, opierając się o szafkę biodrem i wspierając na niej jedna ręką.] Przywiozłeś mnie do siebie nie znając mnie. Zaufałeś, że niczego Ci nie ukradnę, nie zwieje ze szkatułką z pieniędzmi czy szlag się czym. Dlaczego? I jakim cudem ochrona pozwoliła Ci wyjść ze mną z klubu? Raul nie jest może okazem wojownika z krwi i kości, ale niejeden już dostał od niego w pysk, kiedy chciał mnie wyprowadzić z klubu bez mojej zgody.

Przeszkadza ci to, że ktoś jest dla ciebie dobry? Mam swoje sposoby, aby wyciągnąć z klubu każdego, kogo wyciągnąć zechce. Mam niezachwianą reputację i znam prawie wszystkich, którzy się tam pojawiają, albo stoją na bramce, a jeżeli jesteś jeszcze ciekaw, to jesteś pierwszą osobą, którą z własnej dobrej woli wyciągnąłem z tamtego miejsca, aby nie pozwolić jej zejść. [Odpowiedział szczerze, patrząc na chłopaka odrobinę z góry. Sięgnął do jego przydługich włosów i zgarnął mu je za ucho.] Wystarczy, że weźmiesz to co ci daje. Niekoniecznie z wdzięcznością, ale skoro chciałeś mnie wykorzystać seksualnie, to musi ci wystarczyć, to co mogę ci dać w zamian. A teraz idź pod prysznic, bo pachniesz wczorajszymi drinkami. W szafce nad umywalką są szczoteczki do zębów, a czyste ręczniki wiszą na grzejniku.

Po prostu śmierdzę. Nie musisz owijać prawdy w piękny papier zanim mi ja dasz. W środku i tak znajdę to co powinienem. [Nie uciekł przed gestem jaki wykonał w stosunku do niego Kolya. Mało tego przez chwile poczuł się wyjątkowo, więc przymknął oczy z westchnieniem. Delikatnym, ale jednak. Szybko jednak opamiętał się i wrócił na ziemie. Skinął głową na znak zgody i odwrócił się na piecie. Po chwili, nim nawet wykonał jeden krok w stronę łazienki, odwrócił się do Kolii.] I tak wolałbym Cię mieć w łóżku. Przynajmniej i Ty miałbyś wtedy z tego przyjemność. [Posłał mu zadziorny uśmiech i buziaka w powietrzu, po czym zwiał do łazienki. Drogę przecież już znał. A skoro mężczyźnie nie przeszkadzała jego obecność, a nie przespali się, więc Thomas nie musiał uciekać, postanowił wrócić do świata rzeczywistego i później pozwolić na odwiezienie się do domu.]

[Pokręcił głową z niedowierzaniem dla Thomasa, ale nie powiedział nic więcej. Naprawdę wciąż nie chwytał jego systemu wartości. Przecież on sam już miał z tego przyjemność, że chłopak u niego był i dotrzymywał mu poniekąd towarzystwa. Ogarnął wszystko do końca i ruszył do sypialni, aby poprawić łóżko. Nie ubrał się, bo na dworze było ciepło. Mógł więc zostać w spodenkach, w których spał. Jakoś nie przejmował się tym, że świeci gołym torsem i plecami, bo w mieszkaniu nie było chyba nikogo kogo mogłoby to jakoś gorszyć. Jak tylko pościelił pościel, zmienił płytę w wieży i pozbierał rzeczy do prania. Z całym ich naręczem – które było poskładane w równe kostki i czekało w odpowiednim miejscu, zapukał do łazienki, z grzeczności.]

Tak? Jeśli chcesz wiedzieć to żyje, nie szprycuje się, nie zużywam Ci żelu do golenia... [Krzyknął Thomas, który wychylił głowę spod prysznica kiedy usłyszał pukanie do drzwi.] Zresztą, jeśli chcesz, to możesz sam sprawdzić. Drzwi są otwarte, a ja nie mam nic do ukrycia. [Dodał, po czym ponownie schował się w strugach cieplej wody. Tylko cieplej. Nie miał ochoty na gorący prysznic i wydawało mu się, że chłodny szybciej go otrzeźwi. Odwrócił się tyłem do drzwi, wylał nieco żelu na gąbkę i rozprowadził go po ciele, zachwycony delikatnie męskim zapachem płynu. Facet miał gust albo dobrego doradcę w drogerii.]

Nie, nie przyszedłem cię sprawdzać. Przyszedłem wrzucić pranie, które zawsze robię w niedzielę, więc nie przeszkadzaj sobie. [Zamruczał, jak tylko przekroczył próg łazienki. Oczywiście spojrzał na drzwi kabiny i chłopaka za nimi. Nigdy by się nie przyznał nawet samemu sobie, że przez kilka chwil zapatrzył się w niego. Wrzucił posortowane wcześniej rzeczy do pralki, która był schowana we wnęce ściany i ukryta przed ciekawskimi spojrzeniami innych osób i nastawił program.] Jak będziesz czegoś potrzebować, to możesz mnie zawołać. [Dodał, przedłużając kręcenie programatorem, gdyby chłopak naprawdę czegoś potrzebował. Każdy kosmetyk w łazience miał przyjemny zapach – od żelu pod prysznic, aż po same perfumy schowane w szafeczce. Nic też nie pachniało niczym perfumy męsko męskiego mężczyzny. Kolya nie przepadał za wyraźnymi zapachami, które ludziom mówiły zbyt wiele, a przynajmniej takie miał wrażenie.]

Właściwie mógłbyś... [Thomas odwrócił się w stronę mężczyzny z gąbką w dłoniach i przełknął ślinę. Na chwile zabrakło mu słów i odwagi, aby wyrazić swoją chęć. Uśmiechnął się do gospodarza.] W sumie to nic, nieważne. Dzięki, poradzę sobie. Jestem dużym chłopcem. [Wymruczał, cofając się o krok i chowając się pod zasłoną kotary wodnej. Półnagi facet w obecności nagiego Thomasa... Nigdy to nie było dla niego takie zwykle, bez zobowiązań, bez podtekstów. Podniósł twarz do prysznica, zamknął oczy i ponownie odwrócił się tyłem do mężczyzny, pozwalając, aby lejąca się z góry woda zagłuszyła wszystkie dźwięki z poza prysznica i wszystkie myśli z jego głowy.]

Miałeś na myśli, abym ci umył plecy? [Powiedział z ironią, niemalże czytając Tomowi w myślach. To wszystko było do przewidzenia, a on sam przez chwilę poczuł się tak, jakby się na własne życzenie dopraszał nieszczęścia. Włączył pralkę i z westchnieniem, bez większych oporów wszedł pod prysznic. To nic, że jeden już brał i to nic, że wszedł w ubraniach, sądząc, że bardziej już losu nie może pokusić.] Oddaj narzędzie zbrodni i odwróć się do mnie. Obiecuję nie macać za bardzo. [Wyciągnął dłoń po gąbkę. Jego spojrzenie nie znosiło sprzeciwów, a i podejrzewał, że chłopak poczuje się skołowany, na co nawet nie liczył.]

[Niewiele słyszał z tego co mówił Kolya. Słowa docierały do niego w strzępach dzięki lejącej się wodzie. Kiedy jednak poczuł jego obecność w kabinie otworzył usta ze zdziwienia, co przypłacił napiciem się wody i atakiem kaszlu. Odwrócił się w stronę mężczyzny tak gwałtownie, że o mało na niego nie wpadł. Podniósł spojrzenie na twarz gospodarza. Nieświadomie, zapominając o tym gdzie jest i że facet jest ubrany, a mimo to wszedł pod wodę, zacisnął palce na gąbce i oniemiał ze spojrzeniem utkwionym w oczach Kolii. Nie wiedział co powiedzieć. Żadne słowa nie przychodziły mu do głowy. Zadzierał nieco głowę i stał nieruchomo z lekko rozdziawionymi ustami. Dzieliło ich może ze trzy centymetry. Thomas nie potrafił opanować odrobiny podniecenia jakie zaczynało w nim krążyć. Sytuacja była tak oczywista dla jego podświadomości i tak jednoznaczna... A jednak nie, to nie był facet, który chciałby się z nim przespać. Ten facet nawet nie zdradził minimalnego zainteresowania jego osobą pod takim kątem.]

[Zdziwiłby się, jak wiele emocji kotłowało się w mężczyźnie, odkąd miał okazję z daleka popatrzeć na jego nagie ciało. Nie pokazał tego jednak po sobie, a zwłaszcza po swojej twarzy. Przejechał dłońmi po ramionach Toma, aż do jego dłoni, z których delikatnie wyciągnął gąbkę. Cały czas spoglądał mu w oczy z uwagą, jakby chciał go zahipnotyzować, a co mogło zamaskować lekkie przygryzienie wargi, o ile młody też wpatrzył się w jego spojrzenie.] Odwróć się. [Wychrypiał, bo na więcej nie było go niestety stać. Sytuacja zdecydowanie stała się nieznośnie napięta, więc musiał to jakoś opanować, a najlepszą obroną było mało skuteczne przywdzianie na twarz nieskazitelnej powagi. Tylko oczy zdradzały to, czego Kolya wcale nie chciał pokazać. One zawsze potrafiły wygadać wszystko, nawet najdrobniejsze tajemnice.]

Jeśli tego właśnie chcesz... [Thomas odwrócił się do mężczyzny plecami, a kiedy miał już pewność, że ten nie widzi jego twarzy, zacisnął powieki i zazgrzytał zębami. Musiał nad sobą panować. Musiał przemówić swojemu ciału do rozumu i wytłumaczyć mu, że nic nie będzie z jego pragnień. Obiecał też sobie, że wieczorem pójdzie do klubu i przeleci pierwszego, który wykaże choć odrobine chęci. Krew szalała w jego żyłach, a oddech raz za razem zatrzymywał się w głębi klatki piersiowej i nie chciał ruszyć z miejsca. Starając się nie myśleć nad tym co się dzieje i nie przywołując z pamięci widoku tych rozpalonych oczu, które chwile temu zobaczył, wyciągnął ręce przed siebie i oparł się dłońmi o ścianę prysznica.]

[Odetchnął niezauważalnie i chlusnął więcej żelu na gąbkę niż zamierzał. Kilka razy zacisnął wolną dłoń w pięść, aby opanować jej drżenie, ale nie powstrzymał się przed przejechaniem po nagiej skórze Thomasa opuszkami palców, aż do samych pośladków i z powrotem nim zastąpiła je gąbka. Nieśpiesznie zataczał kolistymi ruchami okręgi na plecach chłopaka, głownie przy jego ramionach, ale niżej również. Woda skutecznie maskowała urywany oddech, który się nie chciał uspokoić. W pewnej chwili zrobił krok w stronę Toma na tyle blisko, że gdyby nie spodenki, spokojnie mógłby go przelecieć w tamtym momencie. Przyciągnął go do siebie, trzymając dłoń na jego brzuchu, a gąbka powędrowała na udo.] Jeżeli się z tobą prześpię to odejdziesz, prawda? [Spytał cicho, wprost do ucha, na którym Tom mógł poczuć już doskonale cieplejszy od wody oddech.]

[Aż go zatkało, kiedy poczuł silną męską dłoń, przyciągającą jego delikatne ciało do ciała Kolii. Przez krótką chwile zakręciło mu się w głowie i kolana się pod nim ugięły, kiedy do jego ucha dobiegł szept, dzielnie walczący z szumem wody. Przełknął ślinę, aby pozbyć się guli jaka mu stanęła w gardle. Bezwolnie wtulił się w ramiona mężczyzny. Tak bardzo chciał powiedzieć 'nie'. Chyba pierwszy raz w życiu chciał powiedzieć, że nie odejdzie, nie zniknie. Ale wiedział, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Nie chciał się z nikim wiązać. Nie chciał być zależny od niczyjego życia i nie chciał.... Kurcze! A może właśnie docierało do niego jak bardzo zawsze tego chciał? Może to, że facet okazał mu tyle dobroci nie znając go, sprawiło, że jakaś część kamiennej osłony jego serca zaczynała pękać. Bardzo wolno odwrócił się w stronę mężczyzny, układając dłonie na jego nagiej klatce piersiowej i przylgnąwszy do niego niczym glonojad do szyby.] Taki już jestem, Kolya. Jeśli się ze mną prześpisz.... Kurwa mać! [Warknął, po czym wspiął się na palce i wpił się w usta mężczyzny z taka pasją i takim pożądaniem, że nieświadomie przygwoździł tego większego od siebie faceta do ściany prysznica.]

[Miał zamiar odejść zaraz po otrzymaniu odpowiedzi, bowiem wiedział jaka ona będzie. Tak gwałtownego rozpalenia młodego ciała, które miał przed sobą się nie spodziewał, ale nie dał się omamić. Gąbka poleciała na dno brodzika, aby Kolya mógł obiema silnymi dłońmi odeprzeć atak. Przez chwilę wydawało się, że ucieknie spod prysznica i spod wpływu pożądania, jakie dzięki chłopakowi zaczęło ogarniać również jego. Nie uciekł jednak. Odparł atak na siebie, łapiąc oddech i chwilę później to Tom znalazł się na ściance prysznica, zostając do niej wręcz brutalnie przygwożdżonym i uniesionym znad ziemi. Usta mężczyzny, które rzadko się uśmiechały pochłonęły jego wargi zaborczo, nie dając mu chwili na oddech, a dłonie zacisnęły się równie gwałtownie na udach młodego. Tego właśnie Kolya się obawiał – utraty panowania nad sobą. Ostatkami sił walczył z samym sobą, aby nie doprowadzić do tego, do czego to wszystko się kierowało, ale na przekór stanowczości całował chłopaka zdawałoby się coraz mocniej przejmując całkowitą władzę nad nim.]

[Thomas nie potrafił nigdy poddać się zupełnie w pocałunku. Odpierał pożądliwy atak, oddając równie gorące pocałunki jak te, które otrzymywał. Jego uda oplotły mężczyznę w pasie, a palce dłoni zacisnęły się boleśnie na jego ramionach. Wiedział, zdawał sobie sprawę z tego, że za chwile wszystko stanie się jasne. Wiedział, że teraz już nie będzie potrafił tego zatrzymać i że weźmie to, co dostanie, a potem zniknie z życia tego mężczyzny. Tak było zawsze. I tak powinno być i teraz. Gdyby wyszedł zaraz po przebudzeniu się... Gdyby wyszedł zanim wszedł pod prysznic... Ale teraz było jasne, że ich znajomość zakończy się w chwili, gdy ich ciała połączą się w jedno. Niemniej, Thomasem rządziło jego pożądanie. To ono kierowało obecnie jego ciałem i poczynaniami. To ono rozpalało jego ciało i to ono kazało mu przesunąć dłoń tak, aby palce zacisnęły się na włosach Kolii.]

[Gorące usta mężczyzny zniknęły z jego warg tak nagle, jak nagle podarowały mu ten pełen pasji pocałunek. Pożądanie nie było w stanie zapanować na Kolyą, nigdy nad nim nie panowało inaczej dawno już znalazłby sobie kogoś, aby się na tym kimś wyładowywać. Zsunął wargi na szyję Toma i o dziwo uśmiechnął się ledwo zauważalnie.] Nie zrobię ci tego, nie zrobię sobie tego. [Powiedział poważnie, czy raczej wyszeptał, dorzucając jeszcze ciche przepraszam. Chwila przyjemności była niczym w porównaniu z tym, co czułby później, a mogło być jedynie gorzej, kiedy chłopak by odszedł. Powoli opuścił go na równe nogi cmoknął w policzek, cofając się i podnosząc gąbkę.] Przepraszam. Pragnę cię, miej tą świadomość, ale to się tak nie skończy. [Dodał i chociaż spodenki wskazywały na bardzo wysoki stan uniesienia, wyszedł spod prysznica tak po prostu, zostawiając Toma na pastwę własnych emocji.]

[Wytrzymał tak długo, póki mężczyzna nie zniknął zupełnie z łazienki. Do tego czasu stał oparty plecami o ścianę prysznica i patrzył na niego bez słowa. Chciał pokazać jak bardzo jest silny i jak mało go obchodzi fakt, że Kolya go odrzucił. Chciał, aby tamten zobaczył w nim jedynie chłopaka, któremu stanął pod wpływem chwilowego zapomnienia się, ale który potrafi nad sobą zapanować. Czekał cierpliwie. A kiedy tylko Kolya zniknął z łazienki, nogi się pod nim ugięły, a z oczu polały się łzy. Sam nie wiedział dlaczego tak zareagował. Czy był zły bo nie dostał tego, czego pragnął... Czy było mu przykro... Nie miał pojęcia ani czasu, aby nad tym pomyśleć. Siedząc na kafelkach, podciągnął kolana pod brodę, a następnie oparł na nim łokcie zaciskając pięści na własnych włosach i chowając zapłakaną twarz w przedramionach. Wszystkie emocje wylały się z niego przez płacz. Każdy nerw jego młodego ciała płakał i każdy mięsień tracił napięcie. Niedługo. Wystarczyło mu ledwie kilka minut, aby zdusić w sobie płacz, pozbierać się i zakręcić wodę, wychodząc z kabiny. Sięgnął po ręcznik i wycierał się patrząc na swoje odbicie w lustrze z widoczna nienawiścią do siebie samego.]

[Przebrał się w sypialni, a mokre rzeczy rozwiesił na prowizorycznym tarasie, aby wyschły. Tam miała również powędrować reszta prania, które się robiło. Nim Tom wyszedł z łazienki, mężczyzna wrócił pod nią i oparł się pośladkami o szafkę. Czuł się podle, ale nie wyobrażał sobie, aby postąpić inaczej. Nie wyobrażał sobie, aby mogli się nawzajem wykorzystać dla ujścia zwierzęcych żądz. Czekał na niego cierpliwie, bowiem chciał go na trzeźwo przeprosić, kiedy już nic nie będzie powodowało zbędnych odczuć. Sam musiał pozbierać myśli do kupy, przeanalizować swoje zachowanie i każdy impuls, jaki popychał go do robienia takich, a nie innych rzeczy. Czy była to wina jego trzymanego w uwięzi pożądania, czy może wina Thomasa, który miał moc sprawczą i tak mocno na niego działał.]


2 komentarze:

  1. Między panami zrobiło się przez chwilę bardzo gorąco. Kolya na krótką chwilę nie potrafił się oprzeć Thomasowi, ale wygrał sam ze sobą. Można mu pogratulować. :) Tylko biedny Thomas się popłakał. No, ale taka prawda zaraz po uciekłby i szansy na coś więcej nie byłoby. Chociaż odczuł odrzucenie. Nie wiem którego bardziej lubię. Chyba na razie jest po równo.
    A i panowie mają te same przyzwyczajenia. Umyć od razu naczynie, z które się używało. Czyli Thomas nie zagracałby zlewu Kolii. :DDD
    Nie mam weny na komentarze, ale chociaż Wam chcę zostawić ślad mojej obecności i coś tam naskrobać. Podobało mi się (miałam gęsią skórkę i przyjemne dreszcze podczas sceny w łazience) i czekam na next. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    rozdział jest fantastyczny, taki gorący, ach... już nie mogę się doczekać następnych... scena w łazience cudowana, Kolya nie potrafił się oprzeć Thomasowi, ale wygrał sam ze sobą, gratulacje, no i dobrze, bo Thomas po tym wszystkim by uciekł...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń