Flavio nie
widział potrzeby, by komentować zachowanie, bądź słowa chłopaka. Na jego
propozycje powrotu do mieszkania skinął jedynie głową i, zabierając część
zakupów, bo nie był tak zupełnie bezdusznym, jak go widzieli inni, ruszył za
nim do domu. W środku dorzucił swoje torby do tych, które chłopak położył na
łóżku i wyszedł z sypialni, zostawiając go z własnymi myślami. Nasłuchał się
wystarczająco, by wiedzieć, że chłopak może potrzebować chwili dla siebie. W
przedpokoju zrzucił z nóg buty i udał się do kuchni. Kawa! To był bardzo dobry
powód do tego, by nastawić wodę i poszperać nieco po szafkach. Podczas, gdy
woda się gotowała, wyszperał kubek i kawę, a także wyjął z lodówki mleko. Oparł
się tyłkiem o szafkę i wpatrzył się w czajnik. Że też woda zawsze gotuje się
tak wolno, kiedy jest potrzebna już.
Prześlizgując
spojrzeniem po całej kuchni, zastanawiał się, jak by to było, gdyby musiał
nauczyć się żyć w tak ciasnym mieszkaniu i robić wszystko samodzielnie.
Jedzenie to byłby chyba najmniejszy problem, są firmy które dostarczają je na
zamówienie. Pozostawała kwestia utrzymania mieszkania w czystości. Nie,
zdecydowanie to nie były myśli, które mogłyby poprawić mu nastrój. Wolał nie
zastanawiać się nad czymś, na co nie chciał się decydować. Czajnik zaczynał bulgotać.
— Chcesz
kawy albo herbaty?! — krzyknął na tyle głośno, by chłopak usłyszał. Panoszył
się w jego kuchni, więc wypadało przynajmniej zapytać.
— Nie
dziękuję! — Rino odpowiedział równie głośno. Nie śpieszyło mu się nigdzie,
skoro Hiszpan zajęty był parzeniem kawy. Korzystając z chwili dla siebie,
rozebrał się z golfa i zarzucił czarną koszulkę, którą wygrzebał ze swojej
torby. Buty również ściągnął i wpakował je pod łóżko. Miał zamiar o nich
pamiętać oczywiście, kiedy będzie znów opuszczać mieszkanie. Pochwyciwszy
reklamówkę z apteki, udał się do łazienki i postawił dwie tubki na opróżnionej
wcześniej szafce. Nie odmówił sobie wymownego spojrzenia na czekoladowy
specyfik, ale nie o tym chciał myśleć. Nie chciał myśleć o seksie i o kuszących
obietnicach, które obiecali sobie nawzajem z Flavio, ponieważ uznał, że to
będzie rozpraszające dla jego misji. Misji pojednania, konfrontacji i
zrozumienia, którego w szczególności im brakowało w niektórych kwestiach.
Skorzystał jeszcze z toalety, tak przy okazji, umył dłonie – czy raczej je
wyszorował i udał się do salonu. W połowie drogi zawrócił, by zabrać jeszcze
butelkę alkoholu, którą „wrzucił” na kuchenną szafkę. Flavio z pewnością zdołał
się w tym czasie wyrobić ze swoim napojem, więc kiedy zaszedł do salonu, usiadł
na kanapie i spojrzał na niego z uśmiechem.
— Wypij
swoją kawę, popatrzę, a potem zrobię ci koktajl. Wiem, że mógłbym to robić już
teraz, ale wtedy nie widziałbym jak pijesz kawę.
— A co jest
takiego pasjonującego w piciu kawy? Co prawda fakt, patrzenie na mnie może być
pasjonujące, ale wydawało mi się, że napatrzyłeś się już na tyle, że zaczyna ci
się to nudzić — mruczał Hiszpan nad kubkiem, z którego raz za razem pociągał
spory łyk. Skoro już siedział na kanapie, to nie omieszkał oprzeć się wygodniej
i pozwolić swoim członkom na wypoczynek. Tak, tak było całkiem dobrze. Cisza,
spokój, kawa, ciepłe mieszkanie. Przydałaby się jeszcze cicha muzyka i w
zasadzie mógł wtedy pokusić się o małą drzemkę dla urody. Muzyki jednak nie
było. Musiał się obejść bez niej. Przymknął oczy układając kubek na swych
lędźwiach.
— Więc? —
zapytał nie otwierając oczu i nie patrząc na Rino. — Powiesz mi o co ci
chodziło w centrum? Tak bez wypominania mi, jakim to jestem egoistą i
samolubem, bo to, jak już mówiłem, wiem doskonale. Poza tym, twoje zachowanie
wobec każdego mijanego faceta było dość dziwne. Nie sadzisz? — Nie, nadal nie
otworzył oczu. Nie chciał widzieć, jak na twarzy młodszego maluje się niechęć
lub złość. Jeśli miałby wstać i wyjść, to nie miał zamiaru mu tego zabraniać.
Podejrzewał, że kiedy nie patrzy na chłopaka, to ten czuje się bardziej
swobodnie.
— Chodzi
ogólnie o ludzi Flavio… — Rino zerknął na mężczyznę i oparł się obok niego
równie wygodnie. Nieswojo było mu się spowiadać, albo prowadzić konwersację,
kiedy rozmówca miał zamknięte oczy, ale chyba przywykał do tego. — Miałem tylko
dziwne wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią po… Po tym. Czułem się jak rasowa
dziwka na wybiegu, którą tak wspaniały i, zakładając z tego faktu, również
zamożny mężczyzna wziął na spacer — powiedział spokojnie, co chwilę zerkając na
twarz Hiszpana i coraz wyżej unosząc brwi. Wylewność chłopaka zawsze była
wyśrodkowana. Z reguły wiedział co mówić, a czego nie mówić, albo kiedy nie
miał ochoty czegoś powiedzieć. W tamtej chwili jednak musiał coś zyskać swoją
szczerością, która w rzeczy samej nie była taka straszna, nawet jeśli narażona
na niezrozumienie bądź olanie. — A w sklepie z alkoholami, akurat tamtym,
najlepszym, pracuje mój ojciec. Prawdziwy ojciec. Gdyby nas razem zobaczył
prawdopodobnie już byś nie żył. Jest strasznie cięty na homoseksualistów,
dobrze wyglądających ludzi i tym podobne, jeśli wiesz co mam na myśli —
dokończył ładnie, bez mrugnięcia okiem i uśmiechnął się, po chwili szturchając
Flavio w ramię.
— Słuchasz
mnie? — Naprawdę nie lubił nie widzieć oczu rozmówców, o ile jakichkolwiek
zdobywał prócz swoich klientów. Wtedy jednak jego usta były zajęte czymś innym,
aby nie mogły mówić.
Flavio nie wtrącał się i nie komentował. Dał
chłopakowi czas na wygadanie się. Pozwolił by padły wszystkie słowa, jakie Rino
chciał wypowiedzieć. Dopiero kiedy chłopak zamilkł i szturchnął go, otworzył
oczy i wbił w młodego poważne spojrzenie.
— Jeśli
będziesz wmawiał sobie, że każdy widzi w tobie tylko dziwkę, to nigdy nie
nauczysz się bronić. Zawsze będziesz patrzył na innych z lękiem i spodziewał
się ataku z każdej strony. — Flavio nie mówił z wyższością. W jego głosie dała
się słyszeć nutka sympatii dla młodego. Niestety, na ustach nie gościł uśmiech.
Nie było mu specjalnie wesoło. Zarzucał sobie, że swoją reakcją na plamę
doprowadził chłopaka do takich myśli. No, ale jak miał zareagować? No jak? Nie
miał siedemnastu lat. Na swój wizerunek pracował całymi latami. I choć nie
przyszło mu z trudem olśniewanie urodą, to jednak umiejętność patrzenia na
wszystkich w koło z dumą i nie krycie swej orientacji kosztowało go już o wiele
więcej. — Jeśli kiedykolwiek jeszcze wyjdziemy gdzieś razem obiecuje ci, że nie
pozwolę na to, byś tak lękliwie patrzył na innych. Chcesz szacunku innych? Więc
musisz się nauczyć szanować siebie i odpierać ataki z godnością. Możesz być kim
zechcesz, ale to jak postrzegają Cie inni zależy tylko od ciebie.
— Mam
szacunek do własnej osoby, to ludzie go nie mają dla innych i nigdy nie robię
tego, na co mam nie mam ochoty. To się tyczy zarówno tego, co stało się w
centrum handlowym, jak i mojej pracy. — Rino uśmiechnął się do mężczyzny i
wstał z kanapy. — Zrobię ci ten koktajl,
ale ostrzegam, że będzie zimny, bo truskawki są zamrożone. — powiedział
jeszcze, nim ruszył do kuchni. Po drodze spojrzał na pudła, ale dał im jeszcze
trochę czasu – dosłownie odrobinę. Nie chciał przerywać rozmowy, która mogła
być interesująca i odwrócić się na jego korzyść, jednakże wiedział, że jak nie
zrobi wszystkiego, by spokojnie usiąść, to nie będzie potrafił myśleć nad tym
co mówi. Schował się w kuchni przed wzrokiem Hiszpana i zaczął przygotowywać
jego napój. Dziwił się, że Rage miał wszystko w domu. Każdy produkt
i każde urządzenie niezbędne w kuchni. Jeszcze dziwniejsze było to, że
urządzenia wyglądały, jakby nie były nigdy używane, a niektóre miały nawet
niezniszczone opakowanie i folię. Rino wyciągnął mikser z szafki oraz truskawki
i mleko z lodówki. Po chwili znalazł gniazdko i zaczął przygotowywać
koktajl, więc w mieszkaniu rozległ się dźwięk miksowanych z mlekiem owoców. W
międzyczasie obejrzał butelkę z alkoholem, odkręcił i powąchał. Likier pachniał
wyśmienicie, ale chłopak nie zamierzał psuć jego smaku truskawkami w swoim
drinku.
Hiszpan
uśmiechnął się jedynie, kiedy chłopak wstał z kanapy i uciekł do kuchni z
wymówką zrobienia drinka. Nie śpieszyło mu się aż tak z koktajlem, nie miał
zamiaru jednak protestować jeśli Rino chciał schować się choć na trochę przed
jego spojrzeniem i przetrawić słowa, które usłyszał. Cóż, takie myślenie było
dla niego typowe, więc właśnie tak podszedł do wyjścia chłopaka. Słysząc mikser
skrzywił się szpetnie. Nienawidził tego dźwięku. Kiedy jego kucharka włączała
to piekielne urządzenie zawsze zatykał uszy rękami i uciekał, byle jak
najszybciej, i jak najdalej. Był przeszczęśliwy, kiedy mikser ucichł. Dopił
kawę, wstał z kanapy i po chwili pojawił się w kuchni z kubkiem w dłoni.
—
Nienawidzę tego warkotu — mruknął, wkładając naczynie do zlewu i odkręcając
wodę, by je umyć. Zerknął z ukosa na chłopaka i na to, co szykował.
— Dlaczego?
— spytał Rino, nie podnosząc wzroku na mężczyznę. Nie unikał patrzenia na
niego, ale był skupiony na dokładnym szorowaniu wysokich szklanek, do jakich
miał zamiar nalać oba napoje. Małe białe kropeczki od niewytartej wody bardzo
go drażniły. — Stwierdziłem też, że może zrobię obiad… — mruknął, krzywiąc się
na brak ciepłej wody. Flavio mógł zauważyć wyciągnięte ziemniaki i jakieś
zafoliowane mięso. Wołowe, albo wieprzowe – tego chłopak jeszcze nie wiedział,
bowiem mało było widać przez zabezpieczenie. Nie chciał marnować pieniędzy na
obiad i lubił gotować, jeżeli nie robił tego dla swojej matki, która częściej
rzucała talerzami niż zjadała z nich posiłek. Po chwili wyłączył mikser, a
ziemniaki z worka, wylądowały w opłukanym z detergentu zlewie. — Mam nadzieję,
że nie przeszkadza ci, że je wyszoruję? — zerknął na Hiszpana i uśmiechnął się
nieco krzywo. Otarł pośpiesznie dłonie i podsunął szklanki w stronę mężczyzny,
po czym ustawił obok nich mleko i pojemnik od miksera z jednoznacznym
spojrzeniem. — Mnie z samym mlekiem, proszę.
— Nie
musisz gotować. Ale jeśli chcesz to nie mam zamiaru ci tego zabraniać — stwierdził Flavio. Nie, on by się nigdy nie
wziął za gotowanie. Nie miał do tego ani daru, ani chęci. A już na pewno nie
zabrałby się za obieranie ziemniaków. Spojrzał na nie jak na dowody zbrodni. —
A nie robi się tego zazwyczaj? — wzruszył ramionami, unosząc wysoko brwi. Był
zadowolony, że chłopak znalazł mu zajęcie inne, niż pomaganie w szorowaniu
ziemniaków. Uśmiechnął się do szklanek, jakby chciał, by one odwzajemniły ten
niewinny gest. Lśniły. No, ale nie mogło być inaczej skoro Rino tak troskliwie
się nimi zajął, prawda? Postawił pojemnik ze zmiksowanymi owocami i mlekiem
obok szkła i zajął się odmierzaniem likieru. Nalewał na zmianę, to do jednej,
to znów do drugiej szklanki. Musiało być dokładnie tyle samo i dokładnie tyle,
by jego smak był wystarczająco mocny podczas zmieszania go z mlekiem lub
koktajlem. — Jesteś pewien, że nie chcesz z truskawkami? — Nie musiał pytać, co
to za owoce, bo, po pierwsze Rino mu to wcześniej powiedział, a po drugie
charakterystyczny zapach owoców unosił się w całej kuchni. — Piłem go już z
rożnymi dodatkami. Owszem, truskawki nie są idealne do tego likieru, o wiele
smaczniejszy jest z mleczkiem kokosowym lub bananami, ale... — zerknął na
chłopaka wyczekująco. Może jednak zmieni zdanie? Trzymał pojemnik z koktajlem w
ręce i czekał na decyzje.
— Nie,
naprawdę wolę tylko z mlekiem. Zazwyczaj piję alkohole z mlekiem, prócz tych,
które się nie nadają do robienia drinków… Z mleka — wyjaśnił i zabrał się za
szorowanie ziemniaków z błąkającym się po ustach uśmiechem. Zignorował uwagę o
tym, co mogło być lepsze do drinka. Miał tylko truskawki i nimi tylko mógł się
posłużyć, więc Flavio musiał to ścierpieć. Z wprawą zawodowego kucharza, czy
raczej czyściciela ziemniaków, uporał się ze sporą ich porcją i odetchnął
głęboko. — Możemy wznieść toast, za dobry obiad i miłe popołudnie, co ty na to?
— spytał i sięgnął po szklankę ze swoim napojem, po czym uniósł ją w górę.
Nieco inaczej zaplanował sobie posiedzenie z piciem alkoholu, jednakże skoro
zachciało mu się robić obiadu, to nie mógł tak po prostu zostawić biednych
ziemniaków w zlewie i iść posiedzieć do salonu. Likieru nie ubyło zbyt wiele,
więc mogli go wypić i teraz, i później – do obiadu.
— Możemy.
Jasne, że możemy. — Hiszpan odstawił
pojemnik z koktajlem kiedy wlał połowę jego zawartości do swojej szklanki.
Napełnił też szklankę Rino mlekiem. Gdy chłopak zabrał swego drinka, Flavio
również ujął szklankę w dłoń i uśmiechnął się do młodego. — Mam nadzieje, że
zasłużę na taki toast. Bo wiesz, ja nie jestem układnym kociakiem, który łasi
się za każdym razem, gdy usłyszy coś miłego. No i... — zerknął na wyszorowane
ziemniaki z lekkim grymasem. — Mamy całkiem ciekawe towarzystwo, jak widzę?
Można im dorobić oczy i buzie, a potem opowiadać wszystkim, że była taka
impreza, że aż goście zaniemówili, choć było ich ze dwudziestu... — Nie chciało
mu się liczyć bulw. Było ich dużo, więc uznał, że dwadzieścia będzie bardzo
odpowiednią liczbą. Uniósł szklankę do ust. Zaciągnął się rozkosznym zapachem
koktajlu i upił trochę, by sprawdzić smak. Było niemal idealnie. Kolejny łyk
był już pewniejszy i większy.
— Wiesz…
Sądzę, że nie mam ochoty bawić się w dziurawienie ich, jeszcze się obrażą i
więcej nie przyjdą. — stwierdził Rino, z pewnością i udawaną powagą w głosie.
Jeszcze raz wzniósł szklankę lekko i dopiero po tym upił z niej łyk. Oblizał
usta, odstawił naczynie i zabrał się za szukanie skrobaczki do jarzyn. Zapowiadało
się naprawdę miłe popołudnie, o ile któryś z nich nie miał zamiaru go psuć
pozbawiając się kontroli nad emocjami. — Nigdy nie gotowałeś? — spytał,
zerkając na Hiszpana kątem oka, ponieważ, gdy tylko znalazł narzędzie do
torturowania ziemniaków, zabrał się za ich obieranie. Szło mu równie
skutecznie, co ich szorowanie, a przed oskrobaniem nie musiał martwić się o
czystość, więc od czasu do czasu zerkał na mężczyznę z delikatnym uśmiechem.
— Oj, tam.
Takie sztywniaki co nawet się uśmiechnąć nie potrafią nie są mile widziane na
naszych imprezach. — odparł Flavio. Łyknął kolejną porcję likieru czując, jak
alkohol powoduje rozgrzanie organizmu. Uwielbiał to uczucie. Było niemal tak
samo zmysłowe, jak chwila tuż przed wniknięciem męskością w ciało innego
faceta. Uśmiechnął się do Rino i odwrócił przodem do niego, opierając biodro o
szafkę. Przyglądał się, jak sprawnie chłopak pozbawia ich wytwornych gości
ubrań. — Nie, nie gotowałem. Nie musiałem. W domu mamy kucharkę i dziewczynę do
pomocy, a jak wyjeżdżam, to zamawiam jedzenie albo idę do restauracji —
szczerze wyznał swoja ułomność tyczącą się jego zamiłowań kuchennych. Nie miał
problemu z przyznawaniem się do tego, że nie musiał nigdy gotować ani martwić
się o porządek. Jego rodzice dbali o wygodę całej jego rodziny. Było ich stać
na to, by zapłacić innym za wykonywanie takich prac, więc płacili. Flavio od
urodzenia pławił się w lenistwie.
— A co
zrobisz, jak się kiedyś zakochasz i będziesz mieć męża? Rodzice nie będą
wiecznie żyli… Co z pracą i utrzymaniem własnej rodziny? — Jeden z ziemniaków
wyślizgnął się i poleciał na podłogę, więc Rino musiał go gonić, wypinając przy
tym pośladki w stronę Hiszpana. Podniósł się jak tylko złapał złośliwe warzywo,
by wysłuchać odpowiedzi. Chciał widzieć twarz Flavio, bowiem pytanie było dość
poważne. Chłopak zakładał, że zapewne Hiszpan będzie miał milion wymówek, lub
też go wyśmieje, ale musiał jakoś podtrzymać rozmowę. Przynajmniej dopóki
obierał ziemniaki, bo raczej tłuczenie mięsa nie sprzyjało konwersacji. Oparł się
o zlew, by odetchnąć i wbił spojrzenie w oczy mężczyzny. Nie śpieszyło mu się
do picia drinka. Nie chciał się upijać, a miał problemy z właściwą chwilą na
powiedzenie sobie dość.
Flavio nie
byłby sobą, gdyby nie uśmiechnął się dość wrednie, kiedy ziemniak zwiał
chłopakowi i ten pokazał mu się dzięki temu z najlepszej strony. Aż oblizał
usta ze słodkiego osadu po drinku, którego nadal trzymał w dłoni.
— Wiesz co
ci powiem? Moja przyszłość jest jasna, jak słońce. Będę lśnił, pracując o wiele
ciężej od tej życiodajnej gwiazdy, bo ona przynajmniej ma czas na odpoczynek
nocą. Ja nie. A tak zupełnie z innej beczki, nie mam zamiaru mieć męża i
gromadki wrzeszczących, śliniących się i ryczących z byle powodu dzieciaków.
Fakt, nie dam krzywdzić żadnego z tych przykurczy, ale to nie oznacza, że ja
będę takie miał — zboczył nieco z tematu. Widać alkohol zaczynał swe
niszczycielskie działanie, bo nawet nie zwrócił na to uwagi, kontynuując
wypowiedz jakby zupełnie nic się nie stało. — Moja rodzina ma hodowlę byków. Nie
grozi nam plajta, a ja mam tę firmę przejąć. Nie mam powodów do zmartwień,
jeśli o to chodzi. Tak więc... — chciał rozłożyć ręce na bok i przechylić
pociesznie głowę, ale trzymał szklankę, więc na bok odchyliła się tylko jedna
jego ręka. — Nie zamierzam się zamartwiać, Rino. Nie zamierzam myśleć o
rzeczach, które nie powinny mieć miejsca.
— Flavio…
Słońce nigdy nie odpoczywa — chłopak pokiwał głową ze śmiechem i powrócił do
ziemniaków. Doskrobał jeszcze kilka, umył i wrzucił do garnka. — Chcesz pomóc w
gotowaniu? Przypomnij mi, że mam je posolić, jak się będą gotować — z szerokim,
naprawdę szerokim uśmiechem postawił garnek na zapalonej kuchence. Nie
skomentował planu na życie Hiszpana. Miał swój własny. Nieco niedorzeczny i
głupi, ale miał. Miał też zamiar pamiętać o posoleniu, gdyby alkohol całkowicie
odebrał mężczyźnie zdolność racjonalnego myślenia. Chwycił swój drink i zrobił
kilka mniejszych łyków, by rozluźnić się przed maltretowaniem mięsa. Szklanka
powróciła na miejsce, a Rino podszedł do Flavio, po czym pokiwał palcem, by się
nieco nachylił. Wiedział, że jeszcze nie jest tak pijany, by tracić kontrolę,
czego zdecydowanie nie chciał. Od początku nie miał zamiaru go upijać, ale
zabraniać też mu nie mógł, więc tylko skorzystał z nadarzającej się okazji.
Kiedy Flavio się pochylił, wspiął się na palce i oblizał jego słodkie usta, po
czym pocałował go, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem.
— Zawsze
możesz wsypać sól teraz. Co to za różnica? — Hiszpan nie rozumiał, dlaczego ma
przypominać o soli dopiero, kiedy woda z bulwami w środku zacznie się gotować.
Patrzył jeszcze przez chwilę na garnek i jego zawartość. — Poza tym, nikt nie
powiedział, że chce pomagać. Pomagam dotrzymując ci towarzystwa. Powinieneś to
docenić. — mruknął, popijając ze szklanki słodki napój, który bardzo mu
smakował. Wpatrzył się z zainteresowaniem w chłopaka, gdy ten do niego
podszedł. Miał się nachylić? Hm... Miałby inny pomysł no, ale skoro Rino tak
ładnie prosił. Pochylił się w jego stronę i pozwolił na oblizanie ust, nie
zamykając oczu i nie odsuwając się nawet o cal. Wiedział, że drink jest świetny
i wiedział, że doprawiony smakiem jego ust musi być wręcz nieziemski. — Pycha,
prawda? — uśmiechnął się, prostując ponownie i oblizując wargi, zarówno z
resztek jakie pozostały po koktajlu, jak i ze smaku języka Rino.
— Tak, nie
przesadziłem z truskawkami — potwierdził młodszy i oblizał się. — Ale
zdecydowanie wolę pić drinka bez nich. Wracając do tematu ziemniaków… Posolona
woda dłużej dochodzi do stanu wrzenia — wyjaśnił jeszcze, sięgając dłonią do
szuflady i wyciągając z niej wielki młotek. Naprawdę wielki, aż dziw, że
zmieścił się w tej niewielkiej szufladce. Skoro ziemniaki były już wstawione,
mógł zabrać się za kotlety. Podrzucił w dłoni tłuczek, który zrobił salto i
grzecznie do niej powrócił. — Możesz
wyjść, bo zakładam, że twoje wrażliwe oczy nie przywykły do widoku tłuczenia
mięsa — rzucił w stronę Hiszpana i zabrał się do przygotowywania innych
potrzebnych rzeczy, by zrobić kotlety. Czasami gotowanie, a zwłaszcza robienie
kotletów, które wymagały tłuczenia, było świetnym rozwiązaniem do wyładowywania
wszelakich emocji i nie robiło nikomu krzywdy. Któż mógłby się oprzeć przed
przywaleniem kawałkowi mięsa w każdy, zdecydowanie każdy najczulszy punkt,
wyobrażając sobie przy tym swojego wroga, albo osobę, która działała na nerwy w
niepożądany sposób?
— Jeśli
zacznie mi to przeszkadzać to wyjdę, ok? — Flavio ostawił szklankę obok
szklanki chłopaka i sięgnął po likier. Obaj upili już na tyle dużo, by można
było się pokusić o drugą porcję. Napój był przewidziany na cztery porcje, więc
jeśli teraz przygotują pozostałe dwie, to potem będzie już tylko delektowanie
się nimi. Odkręcił butelkę i rozpoczął odmierzanie alkoholu. Zapach znów
rozniósł się po kuchni, a Flavio westchnął cicho. Uwielbiał ten trunek.
Naprawdę go uwielbiał! Nie patrząc nawet na poczynania chłopaka, bo jakoś nie
bawiła go nauka gotowania, nawet z tak pokaźnym i dość ciekawym
młoteczkiem w ręce, wylał likier do ostatniej kropelki i wrzucił butelkę do
kosza. Znał jego położenie. Musiał się nieźle naszukać, zanim wyszperał kubek
na kawę, więc poznał zawartość niemal każdej szafki w kuchni. Wrócił do
szklanek i dopełnił je mlekiem i koktajlem. Zerknął na swoje dzieło z dumą.
Tyle potrafił zrobić. Więc po co mu jakieś tam skrobanie ziemniaków, czy
tłuczenie mięsa?
— Tylko nie
mów, że nie ostrzegałem — Rino ukłonił się Hiszpanowi głęboko i po rozbiciu do
miseczki jajek, wsypaniu do nich przypraw oraz innych niezbędnych rzeczy,
zabrał się za tłuczenie. Robił to z pasją. Z ogromną pasją. I wyobrażał
sobie przy tym Flavio. Każdą złośliwość mężczyzny, każdy przejaw egoizmu, każdą
zniewagę. Czasami na krótkie chwile zwalniał, jak uświadamiał sobie, że
przecież czasami mężczyzna potrafi być miły i opiekuńczy, ale tylko czasami. —
To prawie tak dobre, jak seks — powiedział, patrząc na meżczyznę wymownie.
Pierwszy kotlet wylądował w zaprawie z jajka i przypraw, po czym chłopak zabrał
się za bicie drugiego. Teraz dopiero Hiszpan mógł zobaczyć realną furię. Rino
już o nim nie myślał, a to co robił z poprzednim kotletem nijak się miało do
drugiego. Teraz bowiem chłopak wyobrażał sobie własną matkę i swojego ojczyma.
Nie ojca, bo ten chociaż okazywał mu jakieś przejawy skruchy, ale ojczyma z
którym musiał mieszkać pół życia, nim matka zorientowała się, co się dzieje pod
jej nosem.
Patrzył z
nieskrywaną fascynacją na to, co chłopak wyrabia z biednym mięsem. Mrużył oczy
przy każdym kolejnym ciosie, a kiedy usłyszał, jak szklanki pobrzękują podczas
podskakiwania, zgarnął je z blatu w swe opiekuńcze rączęta i stał, opierając
się o szafkę pośladkami.
— Wiesz, zacznę się chyba ciebie bać — rzucił,
kiedy chłopak zrobił przerwę na ułożenie kolejnego kawałka mięsa. — Zwłaszcza,
kiedy w ręce weźmiesz coś, co będzie choć trochę wyglądało, jak ten młoteczek —
wskazał brodą na narzędzie zbrodni w ręce Rino i tak na wszelki wypadek odsunął
się od niego o krok. — Nie miałbym chyba nic przeciw masażowi, kolejnemu, ale
po takim pokazie... — uniósł brwi i zamknął się, bo chłopak znów zaczął
masakrowanie mięsa. Oczy Hiszpana przymykały się za każdym razem, kiedy drewno
opadało kotlet.
— Nie
jestem tak brutalny poza kuchnią i łóżkiem… Czasami — Rino uśmiechnął się do
mężczyzny pobłażliwie. Tak, jemu też zdarzało się mieć uległych partnerów. Co
prawda było mu ciężko sprostać wyzwaniom i nie dałby rady, gdyby to był
Hiszpan, ale dotychczas jakoś mu się jednak udawało. Jednakże to, co robił w
łóżku, nijak się miało odnośnie robienia kotletów, więc kiedy tylko wyrzucił z
głowy bzdurne myśli i wspominki, wrzucił drugiego do zalewy. — No nie powiesz
mi, że nagle zacząłeś się mnie bać? Błagam. Nawet nie żartuj tak, bo to
niedorzeczne. Owszem mam skłonności po matce do wpadania w szał, ale to nie ma
chyba związku w kontakcie ze zwykłymi ludźmi — bąknął, po czym przemył ręce i
zaczął przewracać mięso w miseczce dość ostrymi widełkami, dokładnie je
obtaczając w jajku z przyprawami. — Musi
nasiąknąć, więc jeszcze mam kilka wolnych minut na poświęcenie ci bezgranicznej
uwagi. No, teraz może minutę mnie — wziął szklankę i wychylił ją niemalże do
końca, po czym odetchnął z ulgą. Musiał sobie rozmasować nadgarstki, wszak
tłuczenie mięsa, to nie była tak bardzo przyjemna czynność, jak się mogło
wydawać.
— Sam
powiedziałeś, że twoje szaleństwo nie tyczy się zwykłych ludzi. Nie dziw się
więc, że ja będę raczej uważał na to co robisz. — Na twarzy Flavio błąkał się
delikatny uśmiech. Nie przestraszył się chłopaka. Miał wrażenie, że młody czuje
się przy nim coraz swobodnej i że dzięki temu jest szansa na to, by przestał
się kreować na gościa, któremu wszystko zwisa, i który jedyne, co potrafi, to
być uszczypliwym w stosunku do Hiszpana. Chociaż, tam w przebieralni, nie był
tym małym złośliwym Rino. Był rozpalonym i chętnym chłopaczkiem, który
potrafiłby zadowolić całkiem wygórowane gusta. Nadal jednak miał jedynie
siedemnaście lat. Był tak młody... Powinien o tym zawsze pamiętać. — Poczułem
się urażony — burknął, kiedy chłopak oznajmił mu, że może go wcisnąć w grafik
między ziemniakami, a mięsem. — Wymagam
stałej uwagi. To wszystko inne może poczekać, aż łaskawie pozwolę byś, zrobił
sobie przerwę w zajmowaniu się mną.
— Będę
pamiętać, a teraz przepraszam. Wracam do kotletów. — Rino poczuł się, jakby
dostał w twarz. Nie dosłownie, ale w przenośni. Flavio wiedział, jak zepsuć
każdą miłą chwilę. Nie przestał się uśmiechać do niego, ale dokończył drinka i,
ignorując szumienie w głowie i nieprzyjemne słowa, powrócił do mięsa.
Zastanawiał się nad tym, kto kiedykolwiek będzie w stanie wytrzymać z tym
nadętym Hiszpanem dłużej, nie zabijając go jakimś ostrym narzędziem. Miał
wrażenie, że mężczyzna zacznie recytować poezję na swój temat, jak jeszcze
więcej wypije. Z drugiej strony, to przez alkohol Rino był bardziej zły niż
powinien i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Robienie obiadu, kiedy trunek rozprowadził
się w krwi nie było takie zabawne i chłopak musiał się pilnować, by nie zrobić
sobie krzywdy. Dokończył „panierowanie”, o ile tak można było nazwać robienie
zwykłych kotletów, i przygotował patelnię i inne rzeczy. Przy okazji posolił
też ziemniaki, które zaczęły się gotować, a którym dawał około pół godziny na
dojście do siebie.
— Widzisz,
wcale nie było potrzebne moje przypominanie. Doskonale poradziłeś sobie z
zapamiętaniem konieczności posolenia. — Flavio przyglądał się chłopakowi
popijając drinka małymi łyczkami. Sposób, w jaki Rino opróżnił swoja szklankę
zdziwił go nieco, ale ponieważ likier był smaczny rozumiał aż taki zapał do
niego. Sam potrafił wypić nawet trzy takie butelki w jeden wieczór jeśli miał
sprzyjające ku temu warunki. Śledził poczynania chłopaka podczas prac
kuchennych i czuł jak alkohol rozgrzewa go coraz bardziej. Nie, nie czuł się
podpity. Do tego stanu było mu jeszcze całkiem daleko. Odczuwał jedynie
delikatne mówienie w środku oraz przyjemne ciepło i rozluźnienie. Czuł się
jeszcze bardziej boski niż normalnie. — Powiedz mi Rino, kiedy kończysz
osiemnaście lat? — Jakoś tak nasza go chęć posiadania tej wiedzy. Nie, żeby
miał jakieś wybitne plany co do tego dnia, ale chciał znać datę. Miał do nich
pamięć. Kiedy jakaś chciał poznać to zapamiętywał ją na dobre. Nawet, gdy nie
do końca wiedział, dlaczego jakaś data siedzi w jego głowie, to zawsze
dawała ona o sobie znać i męczyła go do momentu, w którym uświadomił sobie jej
znaczenie.
— W
przyszłym roku w wakacje. Dokładnie piętnastego lipca — odparł chłopak,
grzebiąc w lodówce. Wydawało mu się, że gdzieś widział sok jabłkowy. W
połączeniu z mlekiem było to zabójstwo dla żołądka, ale nie chciał popijać
słodyczy zwykłą wodą. Wyciągnął go i nalał do szklanki, zerkając, czy i Flavio nie
skończył pić alkoholu. — W zasadzie, nie pamiętam… Pytałem cię już o wiek? To,
że jesteś starszy, to wiem, nie da się nie zauważyć, ale chyba mi to umknęło? —
zamruczał, po czym wypił całą szklankę niskosłodzonego napoju jabłkowego.
Najtańszego, ale przynajmniej zdrowszego niż jakikolwiek normalnie słodzony
sok. To pomogło mu otrzeźwić umysł, błagający o trochę więcej skupienia. Rino
był drobnym chłopakiem. Nie chudym, ale także nie „przy sobie”, więc alkohol
zdecydowanie szybciej i skuteczniej na niego działał. Miał trochę czasu, nim
powinien zacząć smażyć mięso i postanowił dać Hiszpanowi jeszcze jedną szansę.
Podszedł do Flavio tak, by wygodnie było mu na niego patrzeć i oparł się
swobodnie o szafkę. Nie prowokacyjnie i nie kusząco. Ot, oparł się dłonią, a
drugą ułożył na swoim biodrze.
— Nie, nie
pytałeś. Poza tym nie sadze by mój wiek miał jakiekolwiek znaczenie. Jestem
starszy od ciebie. Gdybym się mocno postarał mógłbyś być moim synem. —
Mężczyzna posłał mu uroczy uśmiech. Nie, nie widział powodu dla którego miałby
nagle zacząć uważać Rino za dzieciaka, ale fakt, że dzieli ich aż tyle lat
dotarł do niego niczym rozpalone ostrze. Przeszyła go ta świadomość na wskroś.
I pomyśleć, że niedawno, zupełnie niedawno, mógł nieświadomie pójść do łóżka z
tak młodym chłopakiem. U niektórych ludzi wywołałoby to oburzenie i zgorszenie.
Ciężkie westchnienie wypełniło płuca Hiszpana ogromną porcją powietrza. Upił
spory łyk ze swego drinka i zacisnął na chwile powieki. Nie, nie będzie teraz o
tym myślał. Nie będzie się zastanawiał, bo to jedynie psuje nastrój i niszczy
przyjemny wieczór. A taki miał być, nieprawdaż? — Poza tym mówią, że człowiek
ma tyle lat na ile wygląda i na ile się czuje. A ja, wyglądam, jak wyglądam,
ale czuje się na dwadzieścia lat i tak niech pozostanie. No chyba, że bardzo ci
zależy na tym, żeby znać mój prawdziwy wiek. — Jego szklanka była niemal pusta
co spowodowało, że skrzywił się, kiedy na nią spojrzał. Mógł wziąć dwie butelki
likieru. Tyle, że dostał „polecenie” kupienia jednej.
— Wiesz… Przypuszczam,
że jest między nami spora różnica wieku. Tyle, że mi to wcale nie przeszkadza.
Powiedziałem, że robię co chcę i będę robić, ale jeżeli uznasz kiedyś, że
spotykanie się ze mną jest niestosowne, to po prostu mi powiedz — młodszy
powiedział powoli i przysunął się do Hiszpana, odsuwając od niego szklankę na
bezpieczną odległość. Westchnął ciężko, wbijając spojrzenie w oczy Flavio z
powagą godną pogrzebu. Po chwili wyciągnął ręce i przytulił się do ciała
mężczyzny, przymykając oczy. — Flav. Możesz chociaż tutaj, ze mną, sam na sam
być rozluźniony? Nie chce się kłócić o uwagę z twoją fryzurą, ani z tym, czy
twoje ubranie idealnie leży, czy nie. Chciałbym, żebyś chociaż na chwilę
zapomniał, że musisz być idealny dla wszystkiego co żyje. Proszę… Pragnę zniszczyć
ci fryzurę, zrobić tak, by wszystkie twoje włosy stały na wszystkie strony
świata i widzieć, że cię to bawi, bo nikt inny oprócz mnie tego nie będzie
widział, a ja nie powiem ci, że wyglądasz strasznie, bo tak nie będzie —
powiedział stłumionym głosem, bo rozpaloną rumieńcami twarz wciskał w pierś
Hiszpana. W końcu odsunął się, nie patrząc na mężczyznę i odwrócił w stronę
gotowanego jedzenia. — Robię się ckliwy po alkoholu, wybacz — mruknął jeszcze
ciszej i zajął się smażeniem mięsa, póki ziemniaki miały jeszcze kilka chwil,
by dochojść do siebie. Miał je zamiar potłuc tak czy inaczej.
Kiedy
chłopak się do niego przytulił, Flavio objął go ramionami i głaskał po plecach,
sunąc po nich wolno rękoma, w górę i w dół. Nie miał nic przeciwko oznakom
czułości. Nigdy. A biorąc pod uwagę fakt, że w jego organizmie krążyły procenty
z wypitych drinków - choć drugi nadal nie był skończony - przytulający się do
niego Rino sprawiał mu nawet przyjemność.
— Nie przeszkadza mi twoja ckliwość. Taki już
widać jesteś — odezwał się dopiero, gdy chłopak wrócił do szykowania obiadu.
Nie skomentował stwierdzenia o spotykaniu się. Nie widział takiej potrzeby. Ale
podejście Rino do całej sytuacji doskonale zakodował sobie w pamięci. — Idę do
toalety — zakomunikował, odbijając się od szafki i ruszając w stronę wyjścia z
kuchni. W drzwiach odwrócił się i otworzył usta, unosząc dłoń w górę, ale
zaniechał tego. Pokręcił głową za zrezygnowaniem, machnął ręka i wyszedł. Po
chwili już drzwi łazienki zamykały się za nim.
Rino
wzruszył ramionami na typowe zachowanie Hiszpana i zacisnął zęby, kiedy ten tak
po prostu wyszedł do łazienki, zostawiając całą wylewność bez komentarza.
Usmażył kotlety i odcedził ziemniaki, na których mógł się wyżyć, tłukąc je dość
morderczo. Sprawdził też, czy w lodówce nie ma czegoś w stylu sałatki, albo
chociaż pikli. Znalazł surówkę w słoiku, którego zawartość wyłożył na miskę.
Krzątanie po kuchni i usiłowanie nie myślenia o tym wszystkim miało pomóc w
tym, aby jego umysł wytrzeźwiał jak najbardziej i przyjął normalny tok
rozumowania. Nie miał pojęcia, co chciał osiągnąć rozmową, ani co go do niej
popchnęło, prócz alkoholu, ale właśnie przez alkohol spodziewał się cudu.
Alkoholowy
cud i Hiszpan? Owszem był możliwy. Ale nie, kiedy Flavio tak bardzo kontrolował
każda swoją myśl. Na utratę kontroli było tego alkoholu zdecydowanie za mało.
Zanim mężczyzna wrócił do kuchni, zaszedł jeszcze do salonu i zabrał z niego
szczątki swojego telefonu. Nie było bardzo źle. Obudowa trzasnęła w jednym
miejscu. Poza tym aparat po prostu rozleciał się na kawałki.
— Pomoc ci
w czymś? — Wchodząc do kuchni zamykał właśnie klapkę od baterii. Pozostało
jedynie włączyć i sprawdzić czy działa. Hiszpan zatrzymał się kilka kroków za
progiem kuchni i odszukał Rino spojrzeniem. Pobyt w łazience pozwolił mu na
wyciszenie ponowne myśli. Pozwolił na to, by Flavio choć trochę przestał być
tym mężczyzną, którego chłopak znać nie chciał.
— Nie, już
kończę. — Flavio zastał pełne talerze jedzenia, a słoik zniknął w koszu na
śmieci, by Hiszpan nie był w stanie zobaczyć, jaką sałatkę przyjdzie mu
spożywać. — Możesz sobie wziąć — dodał i wziął swoje sztućce, które przygotował
i talerz z porcją dla siebie, po czym ruszył do salonu. Umieścił się wygodnie
na kanapie, nie czekając na mężczyznę, bo ten najwidoczniej nie przejmował się
niczym, jak zwykle zresztą. Rino musiał więc przestać zwracać na niego uwagę i
robić swoje. Posiłek miał być przyjemnością, ale dzięki Hiszpanowi zamienił się
w niezręczne milczenie, którego chłopak nie chciał przerywać dopóki nie
pozbędzie się alkoholu ze swojej krwi. Wiedział, że wtedy jego rozum wróci do
normy i będzie mógł się zachowywać, jak gdyby nigdy nic, przyzwyczajając się do
myśli, że dla Flavio jest tylko umileniem czasu i zwykłą rozrywką.
— Ja-jasne
— mężczyzna spojrzał na chłopaka z lekkim zdziwieniem, ale szybko je odpędził i
zabrał swoją porcję oraz sztućce. Nie, nie miał ochoty drążyć tematu ckliwości
Rino. Po co? Chłopak za dużo wypił i coś mu się pokręciło. Zresztą abstynencja
seksualna też mogła na niego kiepsko wpłynąć, a Flavio sam sprowokował
pobudzenie libido młodego. Przysiadł na kanapie obok gospodarza i zajął się
jedzeniem, odkładając telefon na siedzisko obok siebie. Włączył go. Teraz tylko
musiał poczekać, aż się uruchomi. No, może jednak będzie w miarę działał? —
Niezłe — pochwalił posiłek, przerywając na moment jedzenie. — Nie spodziewałem
się, że potrafisz przygotować coś tak dobrego. Nie ujmując nic wczorajszym
naleśnikom — uniósł dłonie w obronnym geście. Nie miał zamiaru negować smaku
wczorajszego dania, które smakowało mu i nie krył się z tym przecież. — Do
jakiej szkoły chodzisz? Może powinieneś pomyśleć o jakiejś gastronomicznej
skoro masz do tego dryg. Mógłbyś otworzyć własną knajpkę albo zahaczyć się u
jakiegoś dobrego szefa.
— Mogę iść
do takiej szkoły dopiero po liceum. Na razie jestem zwykłym szarym uczniem
wśród dzieciaków, starających się wybić i osiągnąć coś poza granicami tego
miasteczka — Rino odpowiedział w przerwach między gryzieniem kotleta, a
rozmyślaniem nad swoją głupotą. Zerknął na mężczyznę przelotnie i uraczył go
uprzejmym uśmiechem. — Zawsze jakaś perspektywa, prawda? A i wiesz, co? Nie
jestem tak pijany, by nie wiedzieć, co mówię. To, co powiedziałem wcześniej,
powiedziałem jak najbardziej szczerze. Następnym razem możesz po prostu
powiedzieć, że nie da rady, albo że jestem za dla ciebie mało ważny. — Zjadł
ostatni kęs kotleta i odstawił talerz z resztką ziemniaków i odrobiną surówki.
Oparł się wygodnie na kanapie, krzyżując dłonie na piersi w dość obronnym
geście. — Może jestem ckliwy, czasami aż za bardzo. A najczęściej robię się
taki, kiedy jestem sam. Nie mam nikogo, kto mógłby mnie wysłuchać. Flavio, nie
chce byś się zmieniał, ale nie chcę też, by trzy czwarte sytuacji kończyło się
tak, jak teraz, kiedy po prostu nie wiesz co zrobić i uciekasz, a ja zostaję z
uczuciem pustki i bez jakiejkolwiek odpowiedzi.
— To
nieprawda, że nie wiem co zrobić. To, że wyszedłem nie miało w żaden sposób
uderzyć w ciebie, Rino. Potrzebowałem wyjść. Potrzebowałem chwili samotności.
Ciężko to zrozumieć? Nie jestem mężczyzną, jakiego chciałbyś tu widzieć,
uwierz. Jestem samolubnym skurwysynem i taki będę zawsze. Tak mnie wychowano.
Tak mnie nauczono. — Hiszpan dłożył
widelec na talerz, na którym poza odrobiną ziemniaków nie pozostało niemal nic.
Nie mówił w złości. Nie był zły. Był tak szczery, jak chyba nigdy wcześniej w
obecności chłopaka. Ale skoro tak bardzo zależało mu na poznaniu prawdy…
Odsunął się na koniec kanapy, siadając twarzą do młodego i zerkając na
wyświetlacz telefonu. Jednak działał. Aż się uśmiechnął do aparatu, kiedy
odkładał go na stół tuż przy talerzu. —
Poza tym, wiesz, nie znam cię. Ale nie uważam żebyś był wybitnie głupim
facetem. Fakt, nie pochwalam tego czym się zajmujesz, bo to rzutuje dość
poważnie na twoją opinie. Opinię i twoje zachowanie. Sam doskonale wiesz jak
wygląda twoje funkcjonowanie wśród ludzi, prawda?
— Nie
jesteś samolubnym... Sam wiesz czym — Rino odpowiedział dobitnie i, by było mu
lepiej patrzeć na Hiszpana, również przysiadł na kanapie bokiem do oparcia, a
przodem do mężczyzny. — Zastanów się przez chwilę, co mi powiedziałeś
wcześniej. Chciałeś mnie poznać, tak? Ja jednak nie jestem osobą, która się
wywnętrza za darmo. Też chcę cię poznać, a żeby cię poznać naprawdę i szczerze,
musisz przestać być taki, o... — uniósł i opuścił dłonie, wskazując nimi całą
sylwetkę mężczyzny. Mówił powoli i też nie był zły. Może jedynie gotowy na to,
by przekonać Flavio do czegoś, czego się bał i na co zapewne nie był gotowy. —
Nie stanę się nagle otwartym dla ludzi chłopakiem, by wszyscy mnie lubili. Tak
samo, jak ty nie odważysz się spuścić z tonu, by czasami ktokolwiek nie
pomyślał, że jesteś słaby i bezbronny. Rozumiesz o co mi chodzi? Nie poprosiłem
cię o wyjście na dwór i wykrzyczenie ludziom, że udajesz odważnego i że się
tego perfekcyjnie nauczyłeś, ale czas być zwykłym człowiekiem. Nie. Poprosiłem
cię o to, byś opuścił gardę tylko dla mnie. Dla mnie i nikogo więcej, byśmy
mogli wzajemnie się poznać. Zdążyłem już się dowiedzieć, że uwielbiasz swoją
osobę, że jesteś stanowczy i że liczy się dla ciebie opinia innych bardziej niż
cokolwiek innego. Mam mówić dalej, czy zastanowisz się nad tym o co cię proszę?
— Mów.
Jestem ciekawy czego jeszcze dowiedziałeś się o mnie przez tych kilkanaście
godzin — Flavio uśmiechnął się. Chyba
nikt wcześniej nie potrafił tak po prostu usiąść z nim i pogadać na tematy,
które nijak się miały do seksu, jego zajebistości, jego obowiązków i jego
przyszłości. Zazwyczaj brakowało mu do takich rozmów sposobności albo chęci.
Dzisiaj jednak nie miał na głowie nic szczególnego, a chłopak zasługiwał na
rozmowę. — I fakt, powiedziałem ci, że chce cię poznać. Nie powiedziałbym tego,
gdyby tak nie było. Nie rzucam słów na wiatr, ale... Nie spodziewam się cudów,
Rino. Za bardzo znam siebie, by nie wiedzieć, jak potrafię do siebie zrażać
ludzi. Nie przeszkadza mi to, wiesz? Nigdy mi nie przeszkadzało. — Bardzo
wygodnie mu się siedziało, z plecami opartymi o podłokietnik kanapy. Wodził
spojrzeniem po sylwetce młodego, a kiedy dotarł do twarzy zatrzymał się na
chwile na jego oczach. — I pamiętaj, że ja nie milczę. Jeśli mi się coś nie
podoba to mówię wprost. Tak samo jeśli coś mi się podoba. Tak, na przykład, jak
twoje oczy. Są magnetyzujące.
— Wiem, że
mam ładne oczy — chłopak uśmiechnął się z ulgą i podniósł, by przysunąć bliżej
mężczyzny. Ujął jego dłonie w swoje, kiedy powrócił do tej samej pozycji, z tą
jedną różnicą, że teraz stykał się kolanem z Flavio. — Czego się dowiedziałem
przez ten czas? Że nie jesteś taki zły. Że tylko starasz się trzymać nienaganną
reputację. Że nie lubisz, kiedy ktoś wchodzi ci z butami w życie, nie lubisz
też czuć się ośmieszonym. Że potrafisz z siebie dać wiele jeżeli tylko chcesz,
ale tylko gdy ma to jakieś korzyści dla ciebie, nawet związane jedynie z
uwielbieniem twojej osoby. Nie musisz się dla mnie starać Flavio. Naprawdę nie
musisz, bo ja nie jestem osobą, której zależy na tym, by zadawać się z kimś,
kto powala na kolana resztę świata. I nie jestem kimś, kto się poddaje, więc
nie licz na to, że z tak błahego powodu każę ci się wynosić z mojego życia.
Chociaż w sumie brzmiało by to zabawnie, jakbym ci powiedział: „Wynocha, bo
twoja fryzura jest zbyt idealna” — podniósł dłonie mężczyzny do swoich ust i
ucałował delikatnie, patrząc mu w oczy dość głęboko. — A co do cudów, czasami się zdarzają.
Rzadko, ale jednak. Tylko trzeba bardzo chcieć. Naprawdę bardzo.
— Moja
fryzura nigdy nie jest zbyt idealna. Zawsze może być jeszcze bardziej — mruknął
Hiszpan i uśmiechnął się delikatnie. Nie potrafił oderwać wzroku od twarzy
Rino, kiedy ten zbliżał do niej jego dłonie. Mógł się spodziewać tornada,
gradobicia, zerwania dachu i jeszcze kilku podobnych kataklizmów, ale nie tego,
że Rino pocałuje go w dłonie. To było niemal jak oddanie czci jakiemuś bóstwu.
Wstrzymał oddech skupiając całą uwagę na młodym. — Jesteś bardzo spostrzegawczy
i szybko wydajesz opinie o ludziach — stwierdził, gdy miał już pewność, że jak
się odezwie, to jego głos będzie brzmiał względnie obojętnie. — Jaką masz
pewność, że się nie przeliczyłeś? Przecież mogę być lepszym aktorem niż się
spodziewasz. Mogę być seryjnym mordercą, który czyha na twoje życie. A żebyś
nie szarpał się zbytnio i nie zachlapał mojego idealnego ubrania krwią,
postanowiłem cię najpierw w sobie rozkochać i sprawić, żebyś z pożądania
stracił kontrolę. — Flavio niemal dusił się ze śmiechu z własnego pomysłu. Co
go w ogóle podkusiło do takiej profanacji własnej osoby, jaką jest opowiadanie
o byciu mordercą? Jego oczy błysnęły od napływających do nich łez rozbawienia,
ale usta nawet nie drgnęły.
— Nie przeliczyłem
się Flav. Wiem, kiedy ktoś boi się tego, by ludzie traktowali go sercem, a nie
umysłem i pożądaniem. Poza tym... —chłopak cmoknął jeszcze raz Hiszpana w
dłonie i zbliżył się do niego całkiem, by ich usta niemalże się ze sobą
stykały. — Nie wiem, jak wygląda
zakochanie przez co twoja chęć, by mnie w sobie rozkochać, musiałaby być
naprawdę boską siłą — wyszeptał i z uśmiechem na ustach pocałował mężczyznę.
Delikatnie, samymi wargami i niezwykle miękko, by nie zaczynać czegoś, czego
nie było mu dane póki co zaznać. — Zmyję
naczynia, hm? — pogłaskał Flavio po policzku i opuścił wygodne siedzenie na
kanapie, by pozbierać talerze i zanieść je do kuchni, do zlewu. Znów był
odrobinę zadowolony. Nie uważał, by Hiszpan grał. Mógł to wyczytać z jego oczu,
choć usta pozostawały niewzruszone. Liczył, że minimum zamysłu dotarło do niego
i tak pozostanie, dopóki będą sami i dopóki Hiszpan nie będzie narażony na
tłumy, które muszą go uwielbiać, nie wnosząc do jego życia nic poza tym.
Wypucował talerze, które odłożył na suszarkę i przemknął do łazienki, by wrócić
do salonu z zakupioną niedawno maścią. — Pomożesz mi? Nie mam tak sprawnych
dłoni — spytał, stając w drzwiach i pomachał tubką w powietrzu.
— Chrzanisz
— wyszeptał Flavio, słysząc stwierdzenie chłopaka, że nie wie co oznacza
zakochanie. Nie był przecież trzyletnim szkrabem. Musiał się chociaż raz
zakochać. Choćby w jakimś koledze z pierwszej szkoły. Choćby w znajomym z
podwórka, który rzucał w niego kamieniami. Musiał, po prostu musiał! Nie było
innej możliwości. Kiedy chłopak postanowił go pocałować, Hiszpan przeniósł
dłonie na jego pas i przytrzymał lekko. Nie powstrzymał chłopaka przed
odsunięciem się i nie zabronił mu żadnym słowem ani gestem zabrania talerzy i
ucieczki do kuchni. — I kto tu wieje? — mruknął z rozbawieniem, gdy chłopak
zniknął z salonu. Pokręcił głową z uśmiechem i sięgnął po telefon. Skoro już
się uruchomił, to wypadało sprawdzić, czy nikt nie chciał się do niego
dodzwonić. Westchnął na widok kilku nieodebranych połączeń. Nie było tam jednak
nikogo, kto musiałby koniecznie się z nim zdzwaniać. Przynajmniej w mniemaniu
Flavio. — Ty nie masz sprawnych raczek? — rzucił, odkładając telefon i patrząc
na młodego z uniesionymi w zdziwieniu brwiami oraz dość kpiącym uśmiechem. —
Jeśli nie ty, to kto? Może ksiądz kanonik w białych tenisówkach? — Poklepał
miejsce obok siebie na kanapie. Oczywiście, że mu pomoże. Dlaczego miałby tego
nie zrobić?
— Nie byłem
nigdy zakochany. Nie biegałem za chłopcami, nie wzdychałem za żadnym z mężczyzn
z którymi spałem. Nie. Jedynie słyszałem, jak to wygląda, ale nigdy nie czułem
się w tak pokręcony sposób — wyjaśnił
Rino i rozebrał się do połowy, nim usiadł na kanapie, odwrócony
plecami do Flavio. — A co do rąk... Nie sięgnę tak daleko, by posmarować całe
plecy, ale nie zaprzeczam, że robótki ręczne mam opanowane doskonale. I nie
mówię o tym, o czym myślisz. Pracowałem społecznie, pomagając dziergać
sweterki, kiedy pobiłem się w szkole z bratem. Straszne zajęcia, a mózg wysiada
przy liczeniu oczek — zaśmiał się, tak naprawdę starając odwrócić swoją uwagę
od tego, że wzrok Hiszpana ślizga się po kolorowych plecach, które będzie
dotykać. Rozluźnił się na tyle ile mógł przy wyprostowanym kręgosłupie i podał
tubkę z maścią Flavio. Tubkę, którą wziął szybko, nie patrząc czy jest
właściwa.
— Em,
Rino... — Hiszpan zaczął niepewnie,
spoglądając to na plecy chłopaka, to na tubkę, którą od niego dostał. Na jego
twarzy z chwili na chwile pojawiał się coraz większe rozbawienie. Odkaszlnął,
zakrywając usta pięścią i postukał tubką w plecy Rino. — Jesteś pewien, że mam
Cię tym wysmarować? — zapytał, siląc się na dość poważny ton. Nie śmiał się,
ale rozbawienie wzbierało w nim coraz bardziej, kiedy patrzył na preparat,
który chłopka mu dał. — Nie jestem medykiem i nie znam się na tym więc pytam
poważnie. Mam Cię tym wysmarować, tak? Całe plecy? — Położył tubkę na swoim
udzie, chwycił chłopaka za ramiona i przechylił delikatnie na bok by mieć
możliwość popatrzenia na jego twarz. A że przy okazji oparł go plecami o
siebie... Kto by tam zwracał na to uwagę. Teraz ważna była tylko odpowiedź Rino
na poważne pytanie Hiszpana.
— Boże...
Nie zauważyłem... — młody zapowietrzył się solidnie i zarumienił, czując, jak
zażenowanie wylewa mu się prawie że uszami. — Może przyniosę właściwą, co? —
spytał, zerkając na Hiszpana spomiędzy palców, bowiem zakrył twarz dłońmi, by
nie było widać jej czerwoności. Miał ochotę uderzyć się w czoło za swoje
roztargnienie i za to, że zamiast myśleć, to skupiał się na tym, iż Flavio
będzie mieć pseudo-okazję do zmacania go. Nawet jeżeli miał tylko wysmarować mu
plecy maścią. Mimo wszystko nie ruszył się, bo zamurowało go doszczętnie i nie
był w stanie wykonać żadnego ruchu. Przełknął głośno ślinę, a kiedy pomyślał o
tym, jaką tubkę wziął, miał ochotę zapaść pod ziemię się. Nigdy nie wiadomo,
jak Hiszpan mógł to odebrać, a Rino czuł się jeszcze bardziej zawstydzony niż w
centrum. Teraz nawet powiedzenie na głos, że się sprzedawał byłoby
błogosławieństwem, niż nieświadoma prowokacja mężczyzny do seksu, który cały czas
gdzieś głęboko w podświadomości krążył po głowie chłopaka.
— Hm...
Zastanówmy się… — Flavio przechylił głowę lekko w bok i zmrużył oczy. Na jego
ustach dopiero teraz pojawił się delikatnie wredny uśmiech. — Skoro już
przyniosłeś tę właśnie tubkę, to może jednak sprawdzimy, czy wystarczająco
skutecznie leczy siniaki? — Hiszpan dopiero teraz okazał rozbawienie.
Rumieniący się Rino, jak za każdym razem, tak i teraz wyglądał uroczo. — No już. Ogarnij się młody. Leć po właściwy
preparat, a ja w tym czasie sprawdzę czy to, co kupiłem jest tak samo dobre jak
kiedyś, hm? — Posadził chłopaka ponownie w pozycji w miarę wyprostowanej i
zaśmiewając się cicho, musnął ustami purpurowy policzek Jabłuszka. Zabrał ręce
i oparł się plecami o podłokietnik.
Rino
zamruczał coś pod nosem niezrozumiale i powstał z kanapy powoli, zastanawiając
się cały czas, o co tak właściwie poprosił go Flavio. Musiał się poklepać po
policzku, by odpędzić niestosowne myśli i poszedł do łazienki po właściwą
tubkę. Zajęło mu to kilkanaście sekund, ponieważ kiedy znalazł się na progu
salonu, pognał do łazienki bardzo szybko i bardzo szybko z niej wrócił. Wolał
nie doczekać się zastania Hiszpana w trakcie sprawdzania jego żelu. Podszedł do
kanapy z poważną miną, która miała zamaskować kolejne cisnące się na policzki
rumieńce i wyciągnął dłoń z tubką w stronę mężczyzny.
— Wiesz,
ściągnę spodnie. Na kości ogonowej też są, a skoro już będziesz mi smarować
całe plecy, to um… Dobrze? — spytał, a kiedy zaczął rozpinać spodnie, odwrócił
się na chwilę tyłem do Flavio. Zrzucił z siebie spodnie, które wylądowały na
fotelu i z opuszczonym spojrzeniem powrócił obok kanapy. — I ostrzegam… Mam łaskotki, więc bądź
delikatny — poprosił jeszcze szeptem, co niechybnie i przypadkowo zabrzmiało
dwuznacznie.
Zanim chłopak
wrócił, Hiszpan odkręcił tubkę z lubrykantem i wycisnął odrobinę na palce.
Potarł nimi i podniósł do twarzy by powąchać substancję.
— Kurczę,
to zawsze pachniało tak apetycznie, że aż mnie skręcało w żołądku — rzucił do
chłopaka, zanim ten jeszcze zdołał się odwrócić do niego po zdjęciu spodni. Nie
miało to żadnego związku z tym, o co prosił Rino, ale Flavio nie potrafił się
oprzeć wyrażeniu podziwu. Popatrzył na spuszczona głowę młodego i jego
zakłopotane spojrzenie. Wyciągnął rękę i złapał go za pas by przyciągnąć do
siebie. — Skąd te rumieńce, hm? Przecież
widziałem cię już nago. Zapomniałeś? — Palce z aromatycznym preparatem
przesunęły się po klatce piersiowej Rino. Mężczyzna uśmiechnął się i przysunął
twarz do miejsca, które właśnie naznaczył. Zaciągnął się zapachem. — Ach...
Czekoladowy Chłopiec. — zamruczał, przymykając na chwilę oczy. — Można by cię
serwować, jako wykwintny deser — uraczył chłopaka promiennym uśmiechem i
pogłaskał go po policzku. — Daj tą maść.
Zajmiemy się mozaiką na twojej skórze.
Rino
odchrząknął dość znacząco, czując ciarki wywołane dotykiem Flavio i odwrócił
się do mężczyzny plecami, przysiadając na kanapie. Tubkę z maścią już wcześniej
położył blisko, więc nie było sensu, by ją wciskać w dłonie Hiszpana. Równie
dobrze sam mógł sobie ją wziąć.
— Sądzę, że
nie nadaję się zbytnio do jedzenia — chłopak uśmiechnął się do siebie, ponieważ
twarz i przód ciała miał zwrócony w kierunku ściany, a Hiszpan mógł obserwować
jedynie jego plecy. — Wiem, że widziałeś mnie nago, ale… To zupełnie inna
sytuacja, prawda? Tam, gdzie pracuję muszę zostawiać wstyd i emocje daleko od
siebie, a tutaj i tylko przy tobie mogę być sobą, więc nie dziw się, że się tak
krępuję, dla mnie to dość intymna sytuacja, nawet jeżeli nie związana z seksem
— wyjaśnił cicho i czekał cierpliwie, aż mężczyzna zacznie smarować jego sińce.
Spróbował się odrobinę odprężyć i cieszyć się tym, że dzięki specyfikowi jego
plecy będą znów ładnie wyglądać. — Nie zwracałem też nigdy uwagi na zapachy
nawilżaczy, bo mam skłonność do zapamiętywania ludzi poprzez zapach.
— Głupi
jesteś — warknął Flavio, łapiąc za maść i wyciskając cześć na dłoń. Nie mówił
uniesionym głosem. Nie był zły. No może trochę poirytowany. — Niczego nie
musisz nigdzie zostawiać. Chyba, że ten cholerny klub. Czy ty wiesz, że skoro
masz siedemnaście lat to właściciel popełnia przestępstwo zatrudniając cię tam?
— roztarł maść na oby dłoniach i ułożył je na skórze pleców chłopaka, by zacząć
wcieranie specyfiku. Delikatnie, okrężnymi ruchami, pokrywając w ten sposób całą
powierzchnie pleców, a nie tylko siniaki, których było tak dużo, że smarowanie
ich pojedynczo nie miało po prostu sensu. — Nie mówię tego żeby cię denerwować,
więc nie złość się za moje słowa. Po prostu... — wzruszył ramionami, jakby nie
do końca wiedział, co chce powiedzieć. — Uważam, że nie powinieneś marnować
życia na pracę w takim miejscu.
— Nikt mnie
nie zatrudnia, a odpowiedzialność bierze za mnie szefowa, bo szef nigdy nie
chciał mieć z tym nic wspólnego. Pokoje, które są na dole, są pokojami do
wynajęcia i tylko ja mogę z nich korzystać bezpłatnie. Poza tym… Prawdopodobnie
nie będę miał możliwości tam wrócić, bo zmienia się drugi właściciel, a moja
szefowa odchodzi. — Rino nie myślał do tej pory o radach pana Collinsa, który
ostrzegał go przed zmianami. Jeżeli jednak była to prawda, to odejście
przestało zależeć od niego. — I nie jestem zły, bo wiem, że to, co robię nie
przystoi nikomu, a tym bardziej nastolatkowi — wzdrygnął się, kiedy dłoń
Hiszpana zatoczyła okręg w dość wrażliwym miejscu, wywołując łaskotki
u chłopaka. — Poza tym jestem szczery. Okazywanie jakichkolwiek uczuć w
mojej, prawdopodobnie byłej, pracy, to zbrodnia. Tam też się wymaga
profesjonalizmu, a nie nieśmiałości, czy strachu — wyjaśnił jeszcze i odwrócił
się lekko, by spojrzeć na Hiszpana z uśmiechem. Nie widział sensu ukrywać przed
nim czegokolwiek, albo wstrzymywać się od rozmowy, aby tylko go nie zgorszyć. —
Mam dość oszczędności by przeżyć okres szkolny, zapłacić za swoje studia i
jeszcze trochę czasu żyć na dość wysokim poziomie. Nie pytaj, jak to możliwe.
— Chyba nie
muszę. Myślisz ze to był pierwszy klub do którego wszedłem? Myślisz ze byłeś
pierwszym chłopcem do towarzystwa z jakim przyszło mi dzielić łoże? — przestał
wcierać maść, zatrzymując dłonie na pasie chłopaka. Skoro ten odwrócił się, by
na niego spojrzeć to Flavio owo spojrzenie odwzajemnił bez najmniejszego
skrepowania. — Do licha, Rino. Przecież
wiesz kim jestem. Znaczy, doskonale zadajesz sobie sprawę z tego, że jestem bywalcem
burdeli. Może o określenie nie do końca pasuje do klubu, ale nie ukrywajmy ze
podziemia tam tym właśnie są. I wiesz co? — odwrócił go delikatnie przodem do
siebie i pokiwał palcem na znak, by chłopak się pochylił. Uśmiechał się dość
ostrożnie. Nie chciał by młody pomyślał, że się z niego nabija. Doczekał, aż
ich twarze zbliżą się do siebie na niewielka odległość, co musiało nastąpić,
gdyż kiedy tylko chłopak pochylił się, Flavio przytrzymał go za kark i wymusił
na nim zbliżenie. — Cholernie się cieszę ze odchodzi ktoś, kto zatrudnia do nierządu
takich młodych chłopców jak ty i zamyka większości z nich drogę do
poznania innego życia — wyszeptał, krążąc spojrzeniem pomiędzy oczami Rino. Na
koniec musnął delikatnie ustami wargi chłopaka i puścił do niego oko z
uśmiechem. — Zdejmij spodenki. Pora się zająć twoim tyłkiem tak, jak tego
pragnie.
— Proszę
cię. Nie przeszło mi przez głowę, że mógłbym być pierwszym, przez co w jakiś
sposób wyjątkowym. Nie przeszkadza mi to, że jesteś bywalcem takich miejsc, bo
rozumiem to lepiej, niż ci się wydaje — odparł chłopak, oblizując usta po
pocałunku. Zaraz po tym spojrzał na Hiszpana mniej rozumnie i zmarszczył czoło.
— Moje pośladki? Po co? — pytał dość głupio. Miał tylko dwa wyjścia i dwa
sposoby, których mógł użyć Flavio w ramach „zajmowania się” pośladkami
chłopaka. Pytanie samo wyleciało z jego ust, ale podniósł się i wsunął palce za
gumkę niebieskich spodenek w kratkę. Musiał wziąć głęboki oddech, ale nie mógł
stać do Hiszpana przodem, więc gdy ściągał przed ostatni element swojego
ubrania, zaprezentował mu faktycznie tylko pośladki. — Może ja… Znaczy, będzie
ci wygodniej, jak będę stał, co? — mruknął, okręcając się odrobinę i
spoglądając przelotnie na mężczyznę. Pośladki były ładne i gładkie - bez
żadnego siniaka.
Flavio
patrzył na chłopaka z nikłym uśmiechem. Nie pozwoliłby sobie na opuszczenie
spojrzenia, kiedy młody prezentował się przed nim w pełnej krasie. Uśmiechał
się podejrzliwie, zadowolony, że właściciel tych ładnych pośladków nie patrzy
na niego i nie widzi tego grymasu. Przesunął spojrzeniem po całej sylwetce
chłopaka. Wszak był zdrowym gejem, czyż nie? To raczej normalna reakcja.
Położył dłonie na ramionach Rino i przyciągnął go do siebie gdyż zdążył w
międzyczasie stanąć tuz za jego plecami.
— Chcesz? To pomogę ci stanąć na wysokości
zadania — mruknął mu do ucha, powstrzymując się od śmiechu, by chłopak nie
pomyślał, że jawnie się z niego naśmiewa. Zsunął dłonie z ramion młodego na
jego klatkę piersiowa, nie zważając na fakt, że plecy ma pokryte maścią, która
zresztą zdążyła się już bardzo ładnie wchłonąć niemal zupełnie. Palce Hiszpana
zaczepiły „przypadkiem” o sutki młodego. — Ups... — rozległo się chrapliwe
mruknięcie, przy którym gorący oddech Flavio omiótł skórę szyi Rino. Dłonie
mężczyzny nadal sunęły w dół.
I znów przerywacie w złym, naprawdę w złym momencie. Co ja mam z wami zrobić? Ehhhh.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to był bardzo ciekawy, szczególnie rozmowa na kanapie. Coś nie coś sobie wyjaśnili. I Rino ma rację, że Flavio powinien trochę spuścić z tonu. Przecież jak są we dwóch nikt ich nie widzi i jakie ma znaczenie idealna fryzura, super ubranie itp. :D
Uwielbiam to zawstydzenie Rino. Mam ochotę patrzeć na jego rumieńce. Pracując w klubie musiał zapominać o wstydzie i mam wrażenie, że tam stawał się inną osobą, a dopiero teraz jest sobą. Prawdziwym, wrażliwym i bardzo samotnym chłopakiem.
Ach, ta różnica wieku. Dzieli ich jakieś 11 lat. Sporo, ale sądzę, że i tą trudność pokonają.
Strasznie nie mogę doczekać się, kiedy będą się kochać. Nie pieprzyć tylko kochać. :D
Weeennyyy.
Ps. W postaciach nie pokazuje się fotka Flavio.
Ekhm... A przepraszam, jak się ktoś boi pająków albo zamkniętych pomieszczeń to ta fobia znika jak jest sam lub tylko z jedną osobą? Narcyzm jest jak fobia :D
Usuń