piątek, 9 listopada 2012

Rozdział XLVII [Rino]

Flavio nie widział potrzeby, by komentować zachowanie, bądź słowa chłopaka. Na jego propozycje powrotu do mieszkania skinął jedynie głową i, zabierając część zakupów, bo nie był tak zupełnie bezdusznym, jak go widzieli inni, ruszył za nim do domu. W środku dorzucił swoje torby do tych, które chłopak położył na łóżku i wyszedł z sypialni, zostawiając go z własnymi myślami. Nasłuchał się wystarczająco, by wiedzieć, że chłopak może potrzebować chwili dla siebie. W przedpokoju zrzucił z nóg buty i udał się do kuchni. Kawa! To był bardzo dobry powód do tego, by nastawić wodę i poszperać nieco po szafkach. Podczas, gdy woda się gotowała, wyszperał kubek i kawę, a także wyjął z lodówki mleko. Oparł się tyłkiem o szafkę i wpatrzył się w czajnik. Że też woda zawsze gotuje się tak wolno, kiedy jest potrzebna już.

Prześlizgując spojrzeniem po całej kuchni, zastanawiał się, jak by to było, gdyby musiał nauczyć się żyć w tak ciasnym mieszkaniu i robić wszystko samodzielnie. Jedzenie to byłby chyba najmniejszy problem, są firmy które dostarczają je na zamówienie. Pozostawała kwestia utrzymania mieszkania w czystości. Nie, zdecydowanie to nie były myśli, które mogłyby poprawić mu nastrój. Wolał nie zastanawiać się nad czymś, na co nie chciał się decydować. Czajnik zaczynał bulgotać.
— Chcesz kawy albo herbaty?! — krzyknął na tyle głośno, by chłopak usłyszał. Panoszył się w jego kuchni, więc wypadało przynajmniej zapytać.
— Nie dziękuję! — Rino odpowiedział równie głośno. Nie śpieszyło mu się nigdzie, skoro Hiszpan zajęty był parzeniem kawy. Korzystając z chwili dla siebie, rozebrał się z golfa i zarzucił czarną koszulkę, którą wygrzebał ze swojej torby. Buty również ściągnął i wpakował je pod łóżko. Miał zamiar o nich pamiętać oczywiście, kiedy będzie znów opuszczać mieszkanie. Pochwyciwszy reklamówkę z apteki, udał się do łazienki i postawił dwie tubki na opróżnionej wcześniej szafce. Nie odmówił sobie wymownego spojrzenia na czekoladowy specyfik, ale nie o tym chciał myśleć. Nie chciał myśleć o seksie i o kuszących obietnicach, które obiecali sobie nawzajem z Flavio, ponieważ uznał, że to będzie rozpraszające dla jego misji. Misji pojednania, konfrontacji i zrozumienia, którego w szczególności im brakowało w niektórych kwestiach. Skorzystał jeszcze z toalety, tak przy okazji, umył dłonie – czy raczej je wyszorował i udał się do salonu. W połowie drogi zawrócił, by zabrać jeszcze butelkę alkoholu, którą „wrzucił” na kuchenną szafkę. Flavio z pewnością zdołał się w tym czasie wyrobić ze swoim napojem, więc kiedy zaszedł do salonu, usiadł na kanapie i spojrzał na niego z uśmiechem.
— Wypij swoją kawę, popatrzę, a potem zrobię ci koktajl. Wiem, że mógłbym to robić już teraz, ale wtedy nie widziałbym jak pijesz kawę.
— A co jest takiego pasjonującego w piciu kawy? Co prawda fakt, patrzenie na mnie może być pasjonujące, ale wydawało mi się, że napatrzyłeś się już na tyle, że zaczyna ci się to nudzić — mruczał Hiszpan nad kubkiem, z którego raz za razem pociągał spory łyk. Skoro już siedział na kanapie, to nie omieszkał oprzeć się wygodniej i pozwolić swoim członkom na wypoczynek. Tak, tak było całkiem dobrze. Cisza, spokój, kawa, ciepłe mieszkanie. Przydałaby się jeszcze cicha muzyka i w zasadzie mógł wtedy pokusić się o małą drzemkę dla urody. Muzyki jednak nie było. Musiał się obejść bez niej. Przymknął oczy układając kubek na swych lędźwiach.
— Więc? — zapytał nie otwierając oczu i nie patrząc na Rino. — Powiesz mi o co ci chodziło w centrum? Tak bez wypominania mi, jakim to jestem egoistą i samolubem, bo to, jak już mówiłem, wiem doskonale. Poza tym, twoje zachowanie wobec każdego mijanego faceta było dość dziwne. Nie sadzisz? — Nie, nadal nie otworzył oczu. Nie chciał widzieć, jak na twarzy młodszego maluje się niechęć lub złość. Jeśli miałby wstać i wyjść, to nie miał zamiaru mu tego zabraniać. Podejrzewał, że kiedy nie patrzy na chłopaka, to ten czuje się bardziej swobodnie.
— Chodzi ogólnie o ludzi Flavio… — Rino zerknął na mężczyznę i oparł się obok niego równie wygodnie. Nieswojo było mu się spowiadać, albo prowadzić konwersację, kiedy rozmówca miał zamknięte oczy, ale chyba przywykał do tego. — Miałem tylko dziwne wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią po… Po tym. Czułem się jak rasowa dziwka na wybiegu, którą tak wspaniały i, zakładając z tego faktu, również zamożny mężczyzna wziął na spacer — powiedział spokojnie, co chwilę zerkając na twarz Hiszpana i coraz wyżej unosząc brwi. Wylewność chłopaka zawsze była wyśrodkowana. Z reguły wiedział co mówić, a czego nie mówić, albo kiedy nie miał ochoty czegoś powiedzieć. W tamtej chwili jednak musiał coś zyskać swoją szczerością, która w rzeczy samej nie była taka straszna, nawet jeśli narażona na niezrozumienie bądź olanie. — A w sklepie z alkoholami, akurat tamtym, najlepszym, pracuje mój ojciec. Prawdziwy ojciec. Gdyby nas razem zobaczył prawdopodobnie już byś nie żył. Jest strasznie cięty na homoseksualistów, dobrze wyglądających ludzi i tym podobne, jeśli wiesz co mam na myśli — dokończył ładnie, bez mrugnięcia okiem i uśmiechnął się, po chwili szturchając Flavio w ramię.
— Słuchasz mnie? — Naprawdę nie lubił nie widzieć oczu rozmówców, o ile jakichkolwiek zdobywał prócz swoich klientów. Wtedy jednak jego usta były zajęte czymś innym, aby nie mogły mówić.
 Flavio nie wtrącał się i nie komentował. Dał chłopakowi czas na wygadanie się. Pozwolił by padły wszystkie słowa, jakie Rino chciał wypowiedzieć. Dopiero kiedy chłopak zamilkł i szturchnął go, otworzył oczy i wbił w młodego poważne spojrzenie.
— Jeśli będziesz wmawiał sobie, że każdy widzi w tobie tylko dziwkę, to nigdy nie nauczysz się bronić. Zawsze będziesz patrzył na innych z lękiem i spodziewał się ataku z każdej strony. — Flavio nie mówił z wyższością. W jego głosie dała się słyszeć nutka sympatii dla młodego. Niestety, na ustach nie gościł uśmiech. Nie było mu specjalnie wesoło. Zarzucał sobie, że swoją reakcją na plamę doprowadził chłopaka do takich myśli. No, ale jak miał zareagować? No jak? Nie miał siedemnastu lat. Na swój wizerunek pracował całymi latami. I choć nie przyszło mu z trudem olśniewanie urodą, to jednak umiejętność patrzenia na wszystkich w koło z dumą i nie krycie swej orientacji kosztowało go już o wiele więcej. — Jeśli kiedykolwiek jeszcze wyjdziemy gdzieś razem obiecuje ci, że nie pozwolę na to, byś tak lękliwie patrzył na innych. Chcesz szacunku innych? Więc musisz się nauczyć szanować siebie i odpierać ataki z godnością. Możesz być kim zechcesz, ale to jak postrzegają Cie inni zależy tylko od ciebie.
— Mam szacunek do własnej osoby, to ludzie go nie mają dla innych i nigdy nie robię tego, na co mam nie mam ochoty. To się tyczy zarówno tego, co stało się w centrum handlowym, jak i mojej pracy. ­ — Rino uśmiechnął się do mężczyzny i wstał z kanapy. —  Zrobię ci ten koktajl, ale ostrzegam, że będzie zimny, bo truskawki są zamrożone. — powiedział jeszcze, nim ruszył do kuchni. Po drodze spojrzał na pudła, ale dał im jeszcze trochę czasu – dosłownie odrobinę. Nie chciał przerywać rozmowy, która mogła być interesująca i odwrócić się na jego korzyść, jednakże wiedział, że jak nie zrobi wszystkiego, by spokojnie usiąść, to nie będzie potrafił myśleć nad tym co mówi. Schował się w kuchni przed wzrokiem Hiszpana i zaczął przygotowywać jego napój. Dziwił się, że Rage miał wszystko w domu. Każdy produkt i każde urządzenie niezbędne w kuchni. Jeszcze dziwniejsze było to, że urządzenia wyglądały, jakby nie były nigdy używane, a niektóre miały nawet niezniszczone opakowanie i folię. Rino wyciągnął mikser z szafki oraz truskawki i mleko z lodówki. Po chwili znalazł gniazdko i zaczął przygotowywać koktajl, więc w mieszkaniu rozległ się dźwięk miksowanych z mlekiem owoców. W międzyczasie obejrzał butelkę z alkoholem, odkręcił i powąchał. Likier pachniał wyśmienicie, ale chłopak nie zamierzał psuć jego smaku truskawkami w swoim drinku.
Hiszpan uśmiechnął się jedynie, kiedy chłopak wstał z kanapy i uciekł do kuchni z wymówką zrobienia drinka. Nie śpieszyło mu się aż tak z koktajlem, nie miał zamiaru jednak protestować jeśli Rino chciał schować się choć na trochę przed jego spojrzeniem i przetrawić słowa, które usłyszał. Cóż, takie myślenie było dla niego typowe, więc właśnie tak podszedł do wyjścia chłopaka. Słysząc mikser skrzywił się szpetnie. Nienawidził tego dźwięku. Kiedy jego kucharka włączała to piekielne urządzenie zawsze zatykał uszy rękami i uciekał, byle jak najszybciej, i jak najdalej. Był przeszczęśliwy, kiedy mikser ucichł. Dopił kawę, wstał z kanapy i po chwili pojawił się w kuchni z kubkiem w dłoni.
— Nienawidzę tego warkotu — mruknął, wkładając naczynie do zlewu i odkręcając wodę, by je umyć. Zerknął z ukosa na chłopaka i na to, co szykował.
— Dlaczego? — spytał Rino, nie podnosząc wzroku na mężczyznę. Nie unikał patrzenia na niego, ale był skupiony na dokładnym szorowaniu wysokich szklanek, do jakich miał zamiar nalać oba napoje. Małe białe kropeczki od niewytartej wody bardzo go drażniły. — Stwierdziłem też, że może zrobię obiad… — mruknął, krzywiąc się na brak ciepłej wody. Flavio mógł zauważyć wyciągnięte ziemniaki i jakieś zafoliowane mięso. Wołowe, albo wieprzowe – tego chłopak jeszcze nie wiedział, bowiem mało było widać przez zabezpieczenie. Nie chciał marnować pieniędzy na obiad i lubił gotować, jeżeli nie robił tego dla swojej matki, która częściej rzucała talerzami niż zjadała z nich posiłek. Po chwili wyłączył mikser, a ziemniaki z worka, wylądowały w opłukanym z detergentu zlewie. — Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że je wyszoruję? — zerknął na Hiszpana i uśmiechnął się nieco krzywo. Otarł pośpiesznie dłonie i podsunął szklanki w stronę mężczyzny, po czym ustawił obok nich mleko i pojemnik od miksera z jednoznacznym spojrzeniem. — Mnie z samym mlekiem, proszę.

— Nie musisz gotować. Ale jeśli chcesz to nie mam zamiaru ci tego zabraniać  — stwierdził Flavio. Nie, on by się nigdy nie wziął za gotowanie. Nie miał do tego ani daru, ani chęci. A już na pewno nie zabrałby się za obieranie ziemniaków. Spojrzał na nie jak na dowody zbrodni. — A nie robi się tego zazwyczaj? — wzruszył ramionami, unosząc wysoko brwi. Był zadowolony, że chłopak znalazł mu zajęcie inne, niż pomaganie w szorowaniu ziemniaków. Uśmiechnął się do szklanek, jakby chciał, by one odwzajemniły ten niewinny gest. Lśniły. No, ale nie mogło być inaczej skoro Rino tak troskliwie się nimi zajął, prawda? Postawił pojemnik ze zmiksowanymi owocami i mlekiem obok szkła i zajął się odmierzaniem likieru. Nalewał na zmianę, to do jednej, to znów do drugiej szklanki. Musiało być dokładnie tyle samo i dokładnie tyle, by jego smak był wystarczająco mocny podczas zmieszania go z mlekiem lub koktajlem. — Jesteś pewien, że nie chcesz z truskawkami? — Nie musiał pytać, co to za owoce, bo, po pierwsze Rino mu to wcześniej powiedział, a po drugie charakterystyczny zapach owoców unosił się w całej kuchni. — Piłem go już z rożnymi dodatkami. Owszem, truskawki nie są idealne do tego likieru, o wiele smaczniejszy jest z mleczkiem kokosowym lub bananami, ale... — zerknął na chłopaka wyczekująco. Może jednak zmieni zdanie? Trzymał pojemnik z koktajlem w ręce i czekał na decyzje.
— Nie, naprawdę wolę tylko z mlekiem. Zazwyczaj piję alkohole z mlekiem, prócz tych, które się nie nadają do robienia drinków… Z mleka — wyjaśnił i zabrał się za szorowanie ziemniaków z błąkającym się po ustach uśmiechem. Zignorował uwagę o tym, co mogło być lepsze do drinka. Miał tylko truskawki i nimi tylko mógł się posłużyć, więc Flavio musiał to ścierpieć. Z wprawą zawodowego kucharza, czy raczej czyściciela ziemniaków, uporał się ze sporą ich porcją i odetchnął głęboko. — Możemy wznieść toast, za dobry obiad i miłe popołudnie, co ty na to? — spytał i sięgnął po szklankę ze swoim napojem, po czym uniósł ją w górę. Nieco inaczej zaplanował sobie posiedzenie z piciem alkoholu, jednakże skoro zachciało mu się robić obiadu, to nie mógł tak po prostu zostawić biednych ziemniaków w zlewie i iść posiedzieć do salonu. Likieru nie ubyło zbyt wiele, więc mogli go wypić i teraz, i później – do obiadu.
— Możemy. Jasne, że możemy. —  Hiszpan odstawił pojemnik z koktajlem kiedy wlał połowę jego zawartości do swojej szklanki. Napełnił też szklankę Rino mlekiem. Gdy chłopak zabrał swego drinka, Flavio również ujął szklankę w dłoń i uśmiechnął się do młodego. — Mam nadzieje, że zasłużę na taki toast. Bo wiesz, ja nie jestem układnym kociakiem, który łasi się za każdym razem, gdy usłyszy coś miłego. No i... — zerknął na wyszorowane ziemniaki z lekkim grymasem. — Mamy całkiem ciekawe towarzystwo, jak widzę? Można im dorobić oczy i buzie, a potem opowiadać wszystkim, że była taka impreza, że aż goście zaniemówili, choć było ich ze dwudziestu... — Nie chciało mu się liczyć bulw. Było ich dużo, więc uznał, że dwadzieścia będzie bardzo odpowiednią liczbą. Uniósł szklankę do ust. Zaciągnął się rozkosznym zapachem koktajlu i upił trochę, by sprawdzić smak. Było niemal idealnie. Kolejny łyk był już pewniejszy i większy.
— Wiesz… Sądzę, że nie mam ochoty bawić się w dziurawienie ich, jeszcze się obrażą i więcej nie przyjdą. — stwierdził Rino, z pewnością i udawaną powagą w głosie. Jeszcze raz wzniósł szklankę lekko i dopiero po tym upił z niej łyk. Oblizał usta, odstawił naczynie i zabrał się za szukanie skrobaczki do jarzyn. Zapowiadało się naprawdę miłe popołudnie, o ile któryś z nich nie miał zamiaru go psuć pozbawiając się kontroli nad emocjami. — Nigdy nie gotowałeś? — spytał, zerkając na Hiszpana kątem oka, ponieważ, gdy tylko znalazł narzędzie do torturowania ziemniaków, zabrał się za ich obieranie. Szło mu równie skutecznie, co ich szorowanie, a przed oskrobaniem nie musiał martwić się o czystość, więc od czasu do czasu zerkał na mężczyznę z delikatnym uśmiechem.
— Oj, tam. Takie sztywniaki co nawet się uśmiechnąć nie potrafią nie są mile widziane na naszych imprezach. — odparł Flavio. Łyknął kolejną porcję likieru czując, jak alkohol powoduje rozgrzanie organizmu. Uwielbiał to uczucie. Było niemal tak samo zmysłowe, jak chwila tuż przed wniknięciem męskością w ciało innego faceta. Uśmiechnął się do Rino i odwrócił przodem do niego, opierając biodro o szafkę. Przyglądał się, jak sprawnie chłopak pozbawia ich wytwornych gości ubrań. — Nie, nie gotowałem. Nie musiałem. W domu mamy kucharkę i dziewczynę do pomocy, a jak wyjeżdżam, to zamawiam jedzenie albo idę do restauracji — szczerze wyznał swoja ułomność tyczącą się jego zamiłowań kuchennych. Nie miał problemu z przyznawaniem się do tego, że nie musiał nigdy gotować ani martwić się o porządek. Jego rodzice dbali o wygodę całej jego rodziny. Było ich stać na to, by zapłacić innym za wykonywanie takich prac, więc płacili. Flavio od urodzenia pławił się w lenistwie.
— A co zrobisz, jak się kiedyś zakochasz i będziesz mieć męża? Rodzice nie będą wiecznie żyli… Co z pracą i utrzymaniem własnej rodziny? — Jeden z ziemniaków wyślizgnął się i poleciał na podłogę, więc Rino musiał go gonić, wypinając przy tym pośladki w stronę Hiszpana. Podniósł się jak tylko złapał złośliwe warzywo, by wysłuchać odpowiedzi. Chciał widzieć twarz Flavio, bowiem pytanie było dość poważne. Chłopak zakładał, że zapewne Hiszpan będzie miał milion wymówek, lub też go wyśmieje, ale musiał jakoś podtrzymać rozmowę. Przynajmniej dopóki obierał ziemniaki, bo raczej tłuczenie mięsa nie sprzyjało konwersacji. Oparł się o zlew, by odetchnąć i wbił spojrzenie w oczy mężczyzny. Nie śpieszyło mu się do picia drinka. Nie chciał się upijać, a miał problemy z właściwą chwilą na powiedzenie sobie dość.
Flavio nie byłby sobą, gdyby nie uśmiechnął się dość wrednie, kiedy ziemniak zwiał chłopakowi i ten pokazał mu się dzięki temu z najlepszej strony. Aż oblizał usta ze słodkiego osadu po drinku, którego nadal trzymał w dłoni.
— Wiesz co ci powiem? Moja przyszłość jest jasna, jak słońce. Będę lśnił, pracując o wiele ciężej od tej życiodajnej gwiazdy, bo ona przynajmniej ma czas na odpoczynek nocą. Ja nie. A tak zupełnie z innej beczki, nie mam zamiaru mieć męża i gromadki wrzeszczących, śliniących się i ryczących z byle powodu dzieciaków. Fakt, nie dam krzywdzić żadnego z tych przykurczy, ale to nie oznacza, że ja będę takie miał — zboczył nieco z tematu. Widać alkohol zaczynał swe niszczycielskie działanie, bo nawet nie zwrócił na to uwagi, kontynuując wypowiedz jakby zupełnie nic się nie stało. — Moja rodzina ma hodowlę byków. Nie grozi nam plajta, a ja mam tę firmę przejąć. Nie mam powodów do zmartwień, jeśli o to chodzi. Tak więc... — chciał rozłożyć ręce na bok i przechylić pociesznie głowę, ale trzymał szklankę, więc na bok odchyliła się tylko jedna jego ręka. — Nie zamierzam się zamartwiać, Rino. Nie zamierzam myśleć o rzeczach, które nie powinny mieć miejsca.
— Flavio… Słońce nigdy nie odpoczywa — chłopak pokiwał głową ze śmiechem i powrócił do ziemniaków. Doskrobał jeszcze kilka, umył i wrzucił do garnka. — Chcesz pomóc w gotowaniu? Przypomnij mi, że mam je posolić, jak się będą gotować — z szerokim, naprawdę szerokim uśmiechem postawił garnek na zapalonej kuchence. Nie skomentował planu na życie Hiszpana. Miał swój własny. Nieco niedorzeczny i głupi, ale miał. Miał też zamiar pamiętać o posoleniu, gdyby alkohol całkowicie odebrał mężczyźnie zdolność racjonalnego myślenia. Chwycił swój drink i zrobił kilka mniejszych łyków, by rozluźnić się przed maltretowaniem mięsa. Szklanka powróciła na miejsce, a Rino podszedł do Flavio, po czym pokiwał palcem, by się nieco nachylił. Wiedział, że jeszcze nie jest tak pijany, by tracić kontrolę, czego zdecydowanie nie chciał. Od początku nie miał zamiaru go upijać, ale zabraniać też mu nie mógł, więc tylko skorzystał z nadarzającej się okazji. Kiedy Flavio się pochylił, wspiął się na palce i oblizał jego słodkie usta, po czym pocałował go, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem.
— Zawsze możesz wsypać sól teraz. Co to za różnica? — Hiszpan nie rozumiał, dlaczego ma przypominać o soli dopiero, kiedy woda z bulwami w środku zacznie się gotować. Patrzył jeszcze przez chwilę na garnek i jego zawartość. — Poza tym, nikt nie powiedział, że chce pomagać. Pomagam dotrzymując ci towarzystwa. Powinieneś to docenić. — mruknął, popijając ze szklanki słodki napój, który bardzo mu smakował. Wpatrzył się z zainteresowaniem w chłopaka, gdy ten do niego podszedł. Miał się nachylić? Hm... Miałby inny pomysł no, ale skoro Rino tak ładnie prosił. Pochylił się w jego stronę i pozwolił na oblizanie ust, nie zamykając oczu i nie odsuwając się nawet o cal. Wiedział, że drink jest świetny i wiedział, że doprawiony smakiem jego ust musi być wręcz nieziemski. — Pycha, prawda? — uśmiechnął się, prostując ponownie i oblizując wargi, zarówno z resztek jakie pozostały po koktajlu, jak i ze smaku języka Rino.
— Tak, nie przesadziłem z truskawkami — potwierdził młodszy i oblizał się. — Ale zdecydowanie wolę pić drinka bez nich. Wracając do tematu ziemniaków… Posolona woda dłużej dochodzi do stanu wrzenia — wyjaśnił jeszcze, sięgając dłonią do szuflady i wyciągając z niej wielki młotek. Naprawdę wielki, aż dziw, że zmieścił się w tej niewielkiej szufladce. Skoro ziemniaki były już wstawione, mógł zabrać się za kotlety. Podrzucił w dłoni tłuczek, który zrobił salto i grzecznie do niej powrócił. —  Możesz wyjść, bo zakładam, że twoje wrażliwe oczy nie przywykły do widoku tłuczenia mięsa — rzucił w stronę Hiszpana i zabrał się do przygotowywania innych potrzebnych rzeczy, by zrobić kotlety. Czasami gotowanie, a zwłaszcza robienie kotletów, które wymagały tłuczenia, było świetnym rozwiązaniem do wyładowywania wszelakich emocji i nie robiło nikomu krzywdy. Któż mógłby się oprzeć przed przywaleniem kawałkowi mięsa w każdy, zdecydowanie każdy najczulszy punkt, wyobrażając sobie przy tym swojego wroga, albo osobę, która działała na nerwy w niepożądany sposób?
— Jeśli zacznie mi to przeszkadzać to wyjdę, ok? — Flavio ostawił szklankę obok szklanki chłopaka i sięgnął po likier. Obaj upili już na tyle dużo, by można było się pokusić o drugą porcję. Napój był przewidziany na cztery porcje, więc jeśli teraz przygotują pozostałe dwie, to potem będzie już tylko delektowanie się nimi. Odkręcił butelkę i rozpoczął odmierzanie alkoholu. Zapach znów rozniósł się po kuchni, a Flavio westchnął cicho. Uwielbiał ten trunek. Naprawdę go uwielbiał! Nie patrząc nawet na poczynania chłopaka, bo jakoś nie bawiła go nauka gotowania, nawet z tak pokaźnym i dość ciekawym młoteczkiem w ręce, wylał likier do ostatniej kropelki i wrzucił butelkę do kosza. Znał jego położenie. Musiał się nieźle naszukać, zanim wyszperał kubek na kawę, więc poznał zawartość niemal każdej szafki w kuchni. Wrócił do szklanek i dopełnił je mlekiem i koktajlem. Zerknął na swoje dzieło z dumą. Tyle potrafił zrobić. Więc po co mu jakieś tam skrobanie ziemniaków, czy tłuczenie mięsa?
— Tylko nie mów, że nie ostrzegałem — Rino ukłonił się Hiszpanowi głęboko i po rozbiciu do miseczki jajek, wsypaniu do nich przypraw oraz innych niezbędnych rzeczy, zabrał się za tłuczenie. Robił to z pasją. Z ogromną pasją. I wyobrażał sobie przy tym Flavio. Każdą złośliwość mężczyzny, każdy przejaw egoizmu, każdą zniewagę. Czasami na krótkie chwile zwalniał, jak uświadamiał sobie, że przecież czasami mężczyzna potrafi być miły i opiekuńczy, ale tylko czasami. — To prawie tak dobre, jak seks — powiedział, patrząc na meżczyznę wymownie. Pierwszy kotlet wylądował w zaprawie z jajka i przypraw, po czym chłopak zabrał się za bicie drugiego. Teraz dopiero Hiszpan mógł zobaczyć realną furię. Rino już o nim nie myślał, a to co robił z poprzednim kotletem nijak się miało do drugiego. Teraz bowiem chłopak wyobrażał sobie własną matkę i swojego ojczyma. Nie ojca, bo ten chociaż okazywał mu jakieś przejawy skruchy, ale ojczyma z którym musiał mieszkać pół życia, nim matka zorientowała się, co się dzieje pod jej nosem.
Patrzył z nieskrywaną fascynacją na to, co chłopak wyrabia z biednym mięsem. Mrużył oczy przy każdym kolejnym ciosie, a kiedy usłyszał, jak szklanki pobrzękują podczas podskakiwania, zgarnął je z blatu w swe opiekuńcze rączęta i stał, opierając się o szafkę pośladkami.
 — Wiesz, zacznę się chyba ciebie bać — rzucił, kiedy chłopak zrobił przerwę na ułożenie kolejnego kawałka mięsa. — Zwłaszcza, kiedy w ręce weźmiesz coś, co będzie choć trochę wyglądało, jak ten młoteczek — wskazał brodą na narzędzie zbrodni w ręce Rino i tak na wszelki wypadek odsunął się od niego o krok. — Nie miałbym chyba nic przeciw masażowi, kolejnemu, ale po takim pokazie... — uniósł brwi i zamknął się, bo chłopak znów zaczął masakrowanie mięsa. Oczy Hiszpana przymykały się za każdym razem, kiedy drewno opadało kotlet.
— Nie jestem tak brutalny poza kuchnią i łóżkiem… Czasami — Rino uśmiechnął się do mężczyzny pobłażliwie. Tak, jemu też zdarzało się mieć uległych partnerów. Co prawda było mu ciężko sprostać wyzwaniom i nie dałby rady, gdyby to był Hiszpan, ale dotychczas jakoś mu się jednak udawało. Jednakże to, co robił w łóżku, nijak się miało odnośnie robienia kotletów, więc kiedy tylko wyrzucił z głowy bzdurne myśli i wspominki, wrzucił drugiego do zalewy. — No nie powiesz mi, że nagle zacząłeś się mnie bać? Błagam. Nawet nie żartuj tak, bo to niedorzeczne. Owszem mam skłonności po matce do wpadania w szał, ale to nie ma chyba związku w kontakcie ze zwykłymi ludźmi — bąknął, po czym przemył ręce i zaczął przewracać mięso w miseczce dość ostrymi widełkami, dokładnie je obtaczając w jajku z przyprawami. —  Musi nasiąknąć, więc jeszcze mam kilka wolnych minut na poświęcenie ci bezgranicznej uwagi. No, teraz może minutę mnie — wziął szklankę i wychylił ją niemalże do końca, po czym odetchnął z ulgą. Musiał sobie rozmasować nadgarstki, wszak tłuczenie mięsa, to nie była tak bardzo przyjemna czynność, jak się mogło wydawać.
— Sam powiedziałeś, że twoje szaleństwo nie tyczy się zwykłych ludzi. Nie dziw się więc, że ja będę raczej uważał na to co robisz. — Na twarzy Flavio błąkał się delikatny uśmiech. Nie przestraszył się chłopaka. Miał wrażenie, że młody czuje się przy nim coraz swobodnej i że dzięki temu jest szansa na to, by przestał się kreować na gościa, któremu wszystko zwisa, i który jedyne, co potrafi, to być uszczypliwym w stosunku do Hiszpana. Chociaż, tam w przebieralni, nie był tym małym złośliwym Rino. Był rozpalonym i chętnym chłopaczkiem, który potrafiłby zadowolić całkiem wygórowane gusta. Nadal jednak miał jedynie siedemnaście lat. Był tak młody... Powinien o tym zawsze pamiętać. — Poczułem się urażony — burknął, kiedy chłopak oznajmił mu, że może go wcisnąć w grafik między ziemniakami, a mięsem. —  Wymagam stałej uwagi. To wszystko inne może poczekać, aż łaskawie pozwolę byś, zrobił sobie przerwę w zajmowaniu się mną.
— Będę pamiętać, a teraz przepraszam. Wracam do kotletów. — Rino poczuł się, jakby dostał w twarz. Nie dosłownie, ale w przenośni. Flavio wiedział, jak zepsuć każdą miłą chwilę. Nie przestał się uśmiechać do niego, ale dokończył drinka i, ignorując szumienie w głowie i nieprzyjemne słowa, powrócił do mięsa. Zastanawiał się nad tym, kto kiedykolwiek będzie w stanie wytrzymać z tym nadętym Hiszpanem dłużej, nie zabijając go jakimś ostrym narzędziem. Miał wrażenie, że mężczyzna zacznie recytować poezję na swój temat, jak jeszcze więcej wypije. Z drugiej strony, to przez alkohol Rino był bardziej zły niż powinien i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Robienie obiadu, kiedy trunek rozprowadził się w krwi nie było takie zabawne i chłopak musiał się pilnować, by nie zrobić sobie krzywdy. Dokończył „panierowanie”, o ile tak można było nazwać robienie zwykłych kotletów, i przygotował patelnię i inne rzeczy. Przy okazji posolił też ziemniaki, które zaczęły się gotować, a którym dawał około pół godziny na dojście do siebie.
— Widzisz, wcale nie było potrzebne moje przypominanie. Doskonale poradziłeś sobie z zapamiętaniem konieczności posolenia. — Flavio przyglądał się chłopakowi popijając drinka małymi łyczkami. Sposób, w jaki Rino opróżnił swoja szklankę zdziwił go nieco, ale ponieważ likier był smaczny rozumiał aż taki zapał do niego. Sam potrafił wypić nawet trzy takie butelki w jeden wieczór jeśli miał sprzyjające ku temu warunki. Śledził poczynania chłopaka podczas prac kuchennych i czuł jak alkohol rozgrzewa go coraz bardziej. Nie, nie czuł się podpity. Do tego stanu było mu jeszcze całkiem daleko. Odczuwał jedynie delikatne mówienie w środku oraz przyjemne ciepło i rozluźnienie. Czuł się jeszcze bardziej boski niż normalnie. — Powiedz mi Rino, kiedy kończysz osiemnaście lat? — Jakoś tak nasza go chęć posiadania tej wiedzy. Nie, żeby miał jakieś wybitne plany co do tego dnia, ale chciał znać datę. Miał do nich pamięć. Kiedy jakaś chciał poznać to zapamiętywał ją na dobre. Nawet, gdy nie do końca wiedział, dlaczego jakaś data siedzi w jego głowie, to zawsze dawała ona o sobie znać i męczyła go do momentu, w którym uświadomił sobie jej znaczenie.
— W przyszłym roku w wakacje. Dokładnie piętnastego lipca — odparł chłopak, grzebiąc w lodówce. Wydawało mu się, że gdzieś widział sok jabłkowy. W połączeniu z mlekiem było to zabójstwo dla żołądka, ale nie chciał popijać słodyczy zwykłą wodą. Wyciągnął go i nalał do szklanki, zerkając, czy i Flavio nie skończył pić alkoholu. — W zasadzie, nie pamiętam… Pytałem cię już o wiek? To, że jesteś starszy, to wiem, nie da się nie zauważyć, ale chyba mi to umknęło? — zamruczał, po czym wypił całą szklankę niskosłodzonego napoju jabłkowego. Najtańszego, ale przynajmniej zdrowszego niż jakikolwiek normalnie słodzony sok. To pomogło mu otrzeźwić umysł, błagający o trochę więcej skupienia. Rino był drobnym chłopakiem. Nie chudym, ale także nie „przy sobie”, więc alkohol zdecydowanie szybciej i skuteczniej na niego działał. Miał trochę czasu, nim powinien zacząć smażyć mięso i postanowił dać Hiszpanowi jeszcze jedną szansę. Podszedł do Flavio tak, by wygodnie było mu na niego patrzeć i oparł się swobodnie o szafkę. Nie prowokacyjnie i nie kusząco. Ot, oparł się dłonią, a drugą ułożył na swoim biodrze.
— Nie, nie pytałeś. Poza tym nie sadze by mój wiek miał jakiekolwiek znaczenie. Jestem starszy od ciebie. Gdybym się mocno postarał mógłbyś być moim synem. — Mężczyzna posłał mu uroczy uśmiech. Nie, nie widział powodu dla którego miałby nagle zacząć uważać Rino za dzieciaka, ale fakt, że dzieli ich aż tyle lat dotarł do niego niczym rozpalone ostrze. Przeszyła go ta świadomość na wskroś. I pomyśleć, że niedawno, zupełnie niedawno, mógł nieświadomie pójść do łóżka z tak młodym chłopakiem. U niektórych ludzi wywołałoby to oburzenie i zgorszenie. Ciężkie westchnienie wypełniło płuca Hiszpana ogromną porcją powietrza. Upił spory łyk ze swego drinka i zacisnął na chwile powieki. Nie, nie będzie teraz o tym myślał. Nie będzie się zastanawiał, bo to jedynie psuje nastrój i niszczy przyjemny wieczór. A taki miał być, nieprawdaż? — Poza tym mówią, że człowiek ma tyle lat na ile wygląda i na ile się czuje. A ja, wyglądam, jak wyglądam, ale czuje się na dwadzieścia lat i tak niech pozostanie. No chyba, że bardzo ci zależy na tym, żeby znać mój prawdziwy wiek. — Jego szklanka była niemal pusta co spowodowało, że skrzywił się, kiedy na nią spojrzał. Mógł wziąć dwie butelki likieru. Tyle, że dostał „polecenie” kupienia jednej.
— Wiesz… Przypuszczam, że jest między nami spora różnica wieku. Tyle, że mi to wcale nie przeszkadza. Powiedziałem, że robię co chcę i będę robić, ale jeżeli uznasz kiedyś, że spotykanie się ze mną jest niestosowne, to po prostu mi powiedz — młodszy powiedział powoli i przysunął się do Hiszpana, odsuwając od niego szklankę na bezpieczną odległość. Westchnął ciężko, wbijając spojrzenie w oczy Flavio z powagą godną pogrzebu. Po chwili wyciągnął ręce i przytulił się do ciała mężczyzny, przymykając oczy. — Flav. Możesz chociaż tutaj, ze mną, sam na sam być rozluźniony? Nie chce się kłócić o uwagę z twoją fryzurą, ani z tym, czy twoje ubranie idealnie leży, czy nie. Chciałbym, żebyś chociaż na chwilę zapomniał, że musisz być idealny dla wszystkiego co żyje. Proszę… Pragnę zniszczyć ci fryzurę, zrobić tak, by wszystkie twoje włosy stały na wszystkie strony świata i widzieć, że cię to bawi, bo nikt inny oprócz mnie tego nie będzie widział, a ja nie powiem ci, że wyglądasz strasznie, bo tak nie będzie — powiedział stłumionym głosem, bo rozpaloną rumieńcami twarz wciskał w pierś Hiszpana. W końcu odsunął się, nie patrząc na mężczyznę i odwrócił w stronę gotowanego jedzenia. — Robię się ckliwy po alkoholu, wybacz — mruknął jeszcze ciszej i zajął się smażeniem mięsa, póki ziemniaki miały jeszcze kilka chwil, by dochojść do siebie. Miał je zamiar potłuc tak czy inaczej.
Kiedy chłopak się do niego przytulił, Flavio objął go ramionami i głaskał po plecach, sunąc po nich wolno rękoma, w górę i w dół. Nie miał nic przeciwko oznakom czułości. Nigdy. A biorąc pod uwagę fakt, że w jego organizmie krążyły procenty z wypitych drinków - choć drugi nadal nie był skończony - przytulający się do niego Rino sprawiał mu nawet przyjemność.
 — Nie przeszkadza mi twoja ckliwość. Taki już widać jesteś — odezwał się dopiero, gdy chłopak wrócił do szykowania obiadu. Nie skomentował stwierdzenia o spotykaniu się. Nie widział takiej potrzeby. Ale podejście Rino do całej sytuacji doskonale zakodował sobie w pamięci. — Idę do toalety — zakomunikował, odbijając się od szafki i ruszając w stronę wyjścia z kuchni. W drzwiach odwrócił się i otworzył usta, unosząc dłoń w górę, ale zaniechał tego. Pokręcił głową za zrezygnowaniem, machnął ręka i wyszedł. Po chwili już drzwi łazienki zamykały się za nim.
Rino wzruszył ramionami na typowe zachowanie Hiszpana i zacisnął zęby, kiedy ten tak po prostu wyszedł do łazienki, zostawiając całą wylewność bez komentarza. Usmażył kotlety i odcedził ziemniaki, na których mógł się wyżyć, tłukąc je dość morderczo. Sprawdził też, czy w lodówce nie ma czegoś w stylu sałatki, albo chociaż pikli. Znalazł surówkę w słoiku, którego zawartość wyłożył na miskę. Krzątanie po kuchni i usiłowanie nie myślenia o tym wszystkim miało pomóc w tym, aby jego umysł wytrzeźwiał jak najbardziej i przyjął normalny tok rozumowania. Nie miał pojęcia, co chciał osiągnąć rozmową, ani co go do niej popchnęło, prócz alkoholu, ale właśnie przez alkohol spodziewał się cudu.
Alkoholowy cud i Hiszpan? Owszem był możliwy. Ale nie, kiedy Flavio tak bardzo kontrolował każda swoją myśl. Na utratę kontroli było tego alkoholu zdecydowanie za mało. Zanim mężczyzna wrócił do kuchni, zaszedł jeszcze do salonu i zabrał z niego szczątki swojego telefonu. Nie było bardzo źle. Obudowa trzasnęła w jednym miejscu. Poza tym aparat po prostu rozleciał się na kawałki.
— Pomoc ci w czymś? — Wchodząc do kuchni zamykał właśnie klapkę od baterii. Pozostało jedynie włączyć i sprawdzić czy działa. Hiszpan zatrzymał się kilka kroków za progiem kuchni i odszukał Rino spojrzeniem. Pobyt w łazience pozwolił mu na wyciszenie ponowne myśli. Pozwolił na to, by Flavio choć trochę przestał być tym mężczyzną, którego chłopak znać nie chciał.
— Nie, już kończę. — Flavio zastał pełne talerze jedzenia, a słoik zniknął w koszu na śmieci, by Hiszpan nie był w stanie zobaczyć, jaką sałatkę przyjdzie mu spożywać. — Możesz sobie wziąć — dodał i wziął swoje sztućce, które przygotował i talerz z porcją dla siebie, po czym ruszył do salonu. Umieścił się wygodnie na kanapie, nie czekając na mężczyznę, bo ten najwidoczniej nie przejmował się niczym, jak zwykle zresztą. Rino musiał więc przestać zwracać na niego uwagę i robić swoje. Posiłek miał być przyjemnością, ale dzięki Hiszpanowi zamienił się w niezręczne milczenie, którego chłopak nie chciał przerywać dopóki nie pozbędzie się alkoholu ze swojej krwi. Wiedział, że wtedy jego rozum wróci do normy i będzie mógł się zachowywać, jak gdyby nigdy nic, przyzwyczajając się do myśli, że dla Flavio jest tylko umileniem czasu i zwykłą rozrywką.
— Ja-jasne — mężczyzna spojrzał na chłopaka z lekkim zdziwieniem, ale szybko je odpędził i zabrał swoją porcję oraz sztućce. Nie, nie miał ochoty drążyć tematu ckliwości Rino. Po co? Chłopak za dużo wypił i coś mu się pokręciło. Zresztą abstynencja seksualna też mogła na niego kiepsko wpłynąć, a Flavio sam sprowokował pobudzenie libido młodego. Przysiadł na kanapie obok gospodarza i zajął się jedzeniem, odkładając telefon na siedzisko obok siebie. Włączył go. Teraz tylko musiał poczekać, aż się uruchomi. No, może jednak będzie w miarę działał? — Niezłe — pochwalił posiłek, przerywając na moment jedzenie. — Nie spodziewałem się, że potrafisz przygotować coś tak dobrego. Nie ujmując nic wczorajszym naleśnikom — uniósł dłonie w obronnym geście. Nie miał zamiaru negować smaku wczorajszego dania, które smakowało mu i nie krył się z tym przecież. — Do jakiej szkoły chodzisz? Może powinieneś pomyśleć o jakiejś gastronomicznej skoro masz do tego dryg. Mógłbyś otworzyć własną knajpkę albo zahaczyć się u jakiegoś dobrego szefa. 
— Mogę iść do takiej szkoły dopiero po liceum. Na razie jestem zwykłym szarym uczniem wśród dzieciaków, starających się wybić i osiągnąć coś poza granicami tego miasteczka — Rino odpowiedział w przerwach między gryzieniem kotleta, a rozmyślaniem nad swoją głupotą. Zerknął na mężczyznę przelotnie i uraczył go uprzejmym uśmiechem. — Zawsze jakaś perspektywa, prawda? A i wiesz, co? Nie jestem tak pijany, by nie wiedzieć, co mówię. To, co powiedziałem wcześniej, powiedziałem jak najbardziej szczerze. Następnym razem możesz po prostu powiedzieć, że nie da rady, albo że jestem za dla ciebie mało ważny. — Zjadł ostatni kęs kotleta i odstawił talerz z resztką ziemniaków i odrobiną surówki. Oparł się wygodnie na kanapie, krzyżując dłonie na piersi w dość obronnym geście. — Może jestem ckliwy, czasami aż za bardzo. A najczęściej robię się taki, kiedy jestem sam. Nie mam nikogo, kto mógłby mnie wysłuchać. Flavio, nie chce byś się zmieniał, ale nie chcę też, by trzy czwarte sytuacji kończyło się tak, jak teraz, kiedy po prostu nie wiesz co zrobić i uciekasz, a ja zostaję z uczuciem pustki i bez jakiejkolwiek odpowiedzi.
— To nieprawda, że nie wiem co zrobić. To, że wyszedłem nie miało w żaden sposób uderzyć w ciebie, Rino. Potrzebowałem wyjść. Potrzebowałem chwili samotności. Ciężko to zrozumieć? Nie jestem mężczyzną, jakiego chciałbyś tu widzieć, uwierz. Jestem samolubnym skurwysynem i taki będę zawsze. Tak mnie wychowano. Tak mnie nauczono. —  Hiszpan dłożył widelec na talerz, na którym poza odrobiną ziemniaków nie pozostało niemal nic. Nie mówił w złości. Nie był zły. Był tak szczery, jak chyba nigdy wcześniej w obecności chłopaka. Ale skoro tak bardzo zależało mu na poznaniu prawdy… Odsunął się na koniec kanapy, siadając twarzą do młodego i zerkając na wyświetlacz telefonu. Jednak działał. Aż się uśmiechnął do aparatu, kiedy odkładał go na stół tuż przy talerzu. —  Poza tym, wiesz, nie znam cię. Ale nie uważam żebyś był wybitnie głupim facetem. Fakt, nie pochwalam tego czym się zajmujesz, bo to rzutuje dość poważnie na twoją opinie. Opinię i twoje zachowanie. Sam doskonale wiesz jak wygląda twoje funkcjonowanie wśród ludzi, prawda?
— Nie jesteś samolubnym... Sam wiesz czym — Rino odpowiedział dobitnie i, by było mu lepiej patrzeć na Hiszpana, również przysiadł na kanapie bokiem do oparcia, a przodem do mężczyzny. — Zastanów się przez chwilę, co mi powiedziałeś wcześniej. Chciałeś mnie poznać, tak? Ja jednak nie jestem osobą, która się wywnętrza za darmo. Też chcę cię poznać, a żeby cię poznać naprawdę i szczerze, musisz przestać być taki, o... — uniósł i opuścił dłonie, wskazując nimi całą sylwetkę mężczyzny. Mówił powoli i też nie był zły. Może jedynie gotowy na to, by przekonać Flavio do czegoś, czego się bał i na co zapewne nie był gotowy. — Nie stanę się nagle otwartym dla ludzi chłopakiem, by wszyscy mnie lubili. Tak samo, jak ty nie odważysz się spuścić z tonu, by czasami ktokolwiek nie pomyślał, że jesteś słaby i bezbronny. Rozumiesz o co mi chodzi? Nie poprosiłem cię o wyjście na dwór i wykrzyczenie ludziom, że udajesz odważnego i że się tego perfekcyjnie nauczyłeś, ale czas być zwykłym człowiekiem. Nie. Poprosiłem cię o to, byś opuścił gardę tylko dla mnie. Dla mnie i nikogo więcej, byśmy mogli wzajemnie się poznać. Zdążyłem już się dowiedzieć, że uwielbiasz swoją osobę, że jesteś stanowczy i że liczy się dla ciebie opinia innych bardziej niż cokolwiek innego. Mam mówić dalej, czy zastanowisz się nad tym o co cię proszę?
— Mów. Jestem ciekawy czego jeszcze dowiedziałeś się o mnie przez tych kilkanaście godzin —  Flavio uśmiechnął się. Chyba nikt wcześniej nie potrafił tak po prostu usiąść z nim i pogadać na tematy, które nijak się miały do seksu, jego zajebistości, jego obowiązków i jego przyszłości. Zazwyczaj brakowało mu do takich rozmów sposobności albo chęci. Dzisiaj jednak nie miał na głowie nic szczególnego, a chłopak zasługiwał na rozmowę. — I fakt, powiedziałem ci, że chce cię poznać. Nie powiedziałbym tego, gdyby tak nie było. Nie rzucam słów na wiatr, ale... Nie spodziewam się cudów, Rino. Za bardzo znam siebie, by nie wiedzieć, jak potrafię do siebie zrażać ludzi. Nie przeszkadza mi to, wiesz? Nigdy mi nie przeszkadzało. — Bardzo wygodnie mu się siedziało, z plecami opartymi o podłokietnik kanapy. Wodził spojrzeniem po sylwetce młodego, a kiedy dotarł do twarzy zatrzymał się na chwile na jego oczach. — I pamiętaj, że ja nie milczę. Jeśli mi się coś nie podoba to mówię wprost. Tak samo jeśli coś mi się podoba. Tak, na przykład, jak twoje oczy. Są magnetyzujące.
— Wiem, że mam ładne oczy — chłopak uśmiechnął się z ulgą i podniósł, by przysunąć bliżej mężczyzny. Ujął jego dłonie w swoje, kiedy powrócił do tej samej pozycji, z tą jedną różnicą, że teraz stykał się kolanem z Flavio. — Czego się dowiedziałem przez ten czas? Że nie jesteś taki zły. Że tylko starasz się trzymać nienaganną reputację. Że nie lubisz, kiedy ktoś wchodzi ci z butami w życie, nie lubisz też czuć się ośmieszonym. Że potrafisz z siebie dać wiele jeżeli tylko chcesz, ale tylko gdy ma to jakieś korzyści dla ciebie, nawet związane jedynie z uwielbieniem twojej osoby. Nie musisz się dla mnie starać Flavio. Naprawdę nie musisz, bo ja nie jestem osobą, której zależy na tym, by zadawać się z kimś, kto powala na kolana resztę świata. I nie jestem kimś, kto się poddaje, więc nie licz na to, że z tak błahego powodu każę ci się wynosić z mojego życia. Chociaż w sumie brzmiało by to zabawnie, jakbym ci powiedział: „Wynocha, bo twoja fryzura jest zbyt idealna” — podniósł dłonie mężczyzny do swoich ust i ucałował delikatnie, patrząc mu w oczy dość głęboko. —  A co do cudów, czasami się zdarzają. Rzadko, ale jednak. Tylko trzeba bardzo chcieć. Naprawdę bardzo.
— Moja fryzura nigdy nie jest zbyt idealna. Zawsze może być jeszcze bardziej — mruknął Hiszpan i uśmiechnął się delikatnie. Nie potrafił oderwać wzroku od twarzy Rino, kiedy ten zbliżał do niej jego dłonie. Mógł się spodziewać tornada, gradobicia, zerwania dachu i jeszcze kilku podobnych kataklizmów, ale nie tego, że Rino pocałuje go w dłonie. To było niemal jak oddanie czci jakiemuś bóstwu. Wstrzymał oddech skupiając całą uwagę na młodym. — Jesteś bardzo spostrzegawczy i szybko wydajesz opinie o ludziach — stwierdził, gdy miał już pewność, że jak się odezwie, to jego głos będzie brzmiał względnie obojętnie. — Jaką masz pewność, że się nie przeliczyłeś? Przecież mogę być lepszym aktorem niż się spodziewasz. Mogę być seryjnym mordercą, który czyha na twoje życie. A żebyś nie szarpał się zbytnio i nie zachlapał mojego idealnego ubrania krwią, postanowiłem cię najpierw w sobie rozkochać i sprawić, żebyś z pożądania stracił kontrolę. — Flavio niemal dusił się ze śmiechu z własnego pomysłu. Co go w ogóle podkusiło do takiej profanacji własnej osoby, jaką jest opowiadanie o byciu mordercą? Jego oczy błysnęły od napływających do nich łez rozbawienia, ale usta nawet nie drgnęły.
— Nie przeliczyłem się Flav. Wiem, kiedy ktoś boi się tego, by ludzie traktowali go sercem, a nie umysłem i pożądaniem. Poza tym... —chłopak cmoknął jeszcze raz Hiszpana w dłonie i zbliżył się do niego całkiem, by ich usta niemalże się ze sobą stykały. —  Nie wiem, jak wygląda zakochanie przez co twoja chęć, by mnie w sobie rozkochać, musiałaby być naprawdę boską siłą — wyszeptał i z uśmiechem na ustach pocałował mężczyznę. Delikatnie, samymi wargami i niezwykle miękko, by nie zaczynać czegoś, czego nie było mu dane póki co zaznać. —  Zmyję naczynia, hm? — pogłaskał Flavio po policzku i opuścił wygodne siedzenie na kanapie, by pozbierać talerze i zanieść je do kuchni, do zlewu. Znów był odrobinę zadowolony. Nie uważał, by Hiszpan grał. Mógł to wyczytać z jego oczu, choć usta pozostawały niewzruszone. Liczył, że minimum zamysłu dotarło do niego i tak pozostanie, dopóki będą sami i dopóki Hiszpan nie będzie narażony na tłumy, które muszą go uwielbiać, nie wnosząc do jego życia nic poza tym. Wypucował talerze, które odłożył na suszarkę i przemknął do łazienki, by wrócić do salonu z zakupioną niedawno maścią. — Pomożesz mi? Nie mam tak sprawnych dłoni — spytał, stając w drzwiach i pomachał tubką w powietrzu.
— Chrzanisz — wyszeptał Flavio, słysząc stwierdzenie chłopaka, że nie wie co oznacza zakochanie. Nie był przecież trzyletnim szkrabem. Musiał się chociaż raz zakochać. Choćby w jakimś koledze z pierwszej szkoły. Choćby w znajomym z podwórka, który rzucał w niego kamieniami. Musiał, po prostu musiał! Nie było innej możliwości. Kiedy chłopak postanowił go pocałować, Hiszpan przeniósł dłonie na jego pas i przytrzymał lekko. Nie powstrzymał chłopaka przed odsunięciem się i nie zabronił mu żadnym słowem ani gestem zabrania talerzy i ucieczki do kuchni. — I kto tu wieje? — mruknął z rozbawieniem, gdy chłopak zniknął z salonu. Pokręcił głową z uśmiechem i sięgnął po telefon. Skoro już się uruchomił, to wypadało sprawdzić, czy nikt nie chciał się do niego dodzwonić. Westchnął na widok kilku nieodebranych połączeń. Nie było tam jednak nikogo, kto musiałby koniecznie się z nim zdzwaniać. Przynajmniej w mniemaniu Flavio. — Ty nie masz sprawnych raczek? — rzucił, odkładając telefon i patrząc na młodego z uniesionymi w zdziwieniu brwiami oraz dość kpiącym uśmiechem. — Jeśli nie ty, to kto? Może ksiądz kanonik w białych tenisówkach? — Poklepał miejsce obok siebie na kanapie. Oczywiście, że mu pomoże. Dlaczego miałby tego nie zrobić?
— Nie byłem nigdy zakochany. Nie biegałem za chłopcami, nie wzdychałem za żadnym z mężczyzn z którymi spałem. Nie. Jedynie słyszałem, jak to wygląda, ale nigdy nie czułem się w tak pokręcony sposób — wyjaśnił  Rino i rozebrał się do połowy, nim usiadł na kanapie, odwrócony plecami do Flavio. — A co do rąk... Nie sięgnę tak daleko, by posmarować całe plecy, ale nie zaprzeczam, że robótki ręczne mam opanowane doskonale. I nie mówię o tym, o czym myślisz. Pracowałem społecznie, pomagając dziergać sweterki, kiedy pobiłem się w szkole z bratem. Straszne zajęcia, a mózg wysiada przy liczeniu oczek — zaśmiał się, tak naprawdę starając odwrócić swoją uwagę od tego, że wzrok Hiszpana ślizga się po kolorowych plecach, które będzie dotykać. Rozluźnił się na tyle ile mógł przy wyprostowanym kręgosłupie i podał tubkę z maścią Flavio. Tubkę, którą wziął szybko, nie patrząc czy jest właściwa.
— Em, Rino... —  Hiszpan zaczął niepewnie, spoglądając to na plecy chłopaka, to na tubkę, którą od niego dostał. Na jego twarzy z chwili na chwile pojawiał się coraz większe rozbawienie. Odkaszlnął, zakrywając usta pięścią i postukał tubką w plecy Rino. — Jesteś pewien, że mam Cię tym wysmarować? — zapytał, siląc się na dość poważny ton. Nie śmiał się, ale rozbawienie wzbierało w nim coraz bardziej, kiedy patrzył na preparat, który chłopka mu dał. — Nie jestem medykiem i nie znam się na tym więc pytam poważnie. Mam Cię tym wysmarować, tak? Całe plecy? — Położył tubkę na swoim udzie, chwycił chłopaka za ramiona i przechylił delikatnie na bok by mieć możliwość popatrzenia na jego twarz. A że przy okazji oparł go plecami o siebie... Kto by tam zwracał na to uwagę. Teraz ważna była tylko odpowiedź Rino na poważne pytanie Hiszpana.
— Boże... Nie zauważyłem... — młody zapowietrzył się solidnie i zarumienił, czując, jak zażenowanie wylewa mu się prawie że uszami. — Może przyniosę właściwą, co? — spytał, zerkając na Hiszpana spomiędzy palców, bowiem zakrył twarz dłońmi, by nie było widać jej czerwoności. Miał ochotę uderzyć się w czoło za swoje roztargnienie i za to, że zamiast myśleć, to skupiał się na tym, iż Flavio będzie mieć pseudo-okazję do zmacania go. Nawet jeżeli miał tylko wysmarować mu plecy maścią. Mimo wszystko nie ruszył się, bo zamurowało go doszczętnie i nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. Przełknął głośno ślinę, a kiedy pomyślał o tym, jaką tubkę wziął, miał ochotę zapaść pod ziemię się. Nigdy nie wiadomo, jak Hiszpan mógł to odebrać, a Rino czuł się jeszcze bardziej zawstydzony niż w centrum. Teraz nawet powiedzenie na głos, że się sprzedawał byłoby błogosławieństwem, niż nieświadoma prowokacja mężczyzny do seksu, który cały czas gdzieś głęboko w podświadomości krążył po głowie chłopaka.
— Hm... Zastanówmy się… — Flavio przechylił głowę lekko w bok i zmrużył oczy. Na jego ustach dopiero teraz pojawił się delikatnie wredny uśmiech. — Skoro już przyniosłeś tę właśnie tubkę, to może jednak sprawdzimy, czy wystarczająco skutecznie leczy siniaki? — Hiszpan dopiero teraz okazał rozbawienie. Rumieniący się Rino, jak za każdym razem, tak i teraz wyglądał uroczo. —  No już. Ogarnij się młody. Leć po właściwy preparat, a ja w tym czasie sprawdzę czy to, co kupiłem jest tak samo dobre jak kiedyś, hm? — Posadził chłopaka ponownie w pozycji w miarę wyprostowanej i zaśmiewając się cicho, musnął ustami purpurowy policzek Jabłuszka. Zabrał ręce i oparł się plecami o podłokietnik.
Rino zamruczał coś pod nosem niezrozumiale i powstał z kanapy powoli, zastanawiając się cały czas, o co tak właściwie poprosił go Flavio. Musiał się poklepać po policzku, by odpędzić niestosowne myśli i poszedł do łazienki po właściwą tubkę. Zajęło mu to kilkanaście sekund, ponieważ kiedy znalazł się na progu salonu, pognał do łazienki bardzo szybko i bardzo szybko z niej wrócił. Wolał nie doczekać się zastania Hiszpana w trakcie sprawdzania jego żelu. Podszedł do kanapy z poważną miną, która miała zamaskować kolejne cisnące się na policzki rumieńce i wyciągnął dłoń z tubką w stronę mężczyzny.
— Wiesz, ściągnę spodnie. Na kości ogonowej też są, a skoro już będziesz mi smarować całe plecy, to um… Dobrze? — spytał, a kiedy zaczął rozpinać spodnie, odwrócił się na chwilę tyłem do Flavio. Zrzucił z siebie spodnie, które wylądowały na fotelu i z opuszczonym spojrzeniem powrócił obok kanapy. —  I ostrzegam… Mam łaskotki, więc bądź delikatny — poprosił jeszcze szeptem, co niechybnie i przypadkowo zabrzmiało dwuznacznie.
Zanim chłopak wrócił, Hiszpan odkręcił tubkę z lubrykantem i wycisnął odrobinę na palce. Potarł nimi i podniósł do twarzy by powąchać substancję.
— Kurczę, to zawsze pachniało tak apetycznie, że aż mnie skręcało w żołądku — rzucił do chłopaka, zanim ten jeszcze zdołał się odwrócić do niego po zdjęciu spodni. Nie miało to żadnego związku z tym, o co prosił Rino, ale Flavio nie potrafił się oprzeć wyrażeniu podziwu. Popatrzył na spuszczona głowę młodego i jego zakłopotane spojrzenie. Wyciągnął rękę i złapał go za pas by przyciągnąć do siebie. —  Skąd te rumieńce, hm? Przecież widziałem cię już nago. Zapomniałeś? — Palce z aromatycznym preparatem przesunęły się po klatce piersiowej Rino. Mężczyzna uśmiechnął się i przysunął twarz do miejsca, które właśnie naznaczył. Zaciągnął się zapachem. — Ach... Czekoladowy Chłopiec. — zamruczał, przymykając na chwilę oczy. — Można by cię serwować, jako wykwintny deser — uraczył chłopaka promiennym uśmiechem i pogłaskał go po policzku. —  Daj tą maść. Zajmiemy się mozaiką na twojej skórze.
Rino odchrząknął dość znacząco, czując ciarki wywołane dotykiem Flavio i odwrócił się do mężczyzny plecami, przysiadając na kanapie. Tubkę z maścią już wcześniej położył blisko, więc nie było sensu, by ją wciskać w dłonie Hiszpana. Równie dobrze sam mógł sobie ją wziąć.
— Sądzę, że nie nadaję się zbytnio do jedzenia — chłopak uśmiechnął się do siebie, ponieważ twarz i przód ciała miał zwrócony w kierunku ściany, a Hiszpan mógł obserwować jedynie jego plecy. — Wiem, że widziałeś mnie nago, ale… To zupełnie inna sytuacja, prawda? Tam, gdzie pracuję muszę zostawiać wstyd i emocje daleko od siebie, a tutaj i tylko przy tobie mogę być sobą, więc nie dziw się, że się tak krępuję, dla mnie to dość intymna sytuacja, nawet jeżeli nie związana z seksem — wyjaśnił cicho i czekał cierpliwie, aż mężczyzna zacznie smarować jego sińce. Spróbował się odrobinę odprężyć i cieszyć się tym, że dzięki specyfikowi jego plecy będą znów ładnie wyglądać. — Nie zwracałem też nigdy uwagi na zapachy nawilżaczy, bo mam skłonność do zapamiętywania ludzi poprzez zapach.
— Głupi jesteś — warknął Flavio, łapiąc za maść i wyciskając cześć na dłoń. Nie mówił uniesionym głosem. Nie był zły. No może trochę poirytowany. — Niczego nie musisz nigdzie zostawiać. Chyba, że ten cholerny klub. Czy ty wiesz, że skoro masz siedemnaście lat to właściciel popełnia przestępstwo zatrudniając cię tam? — roztarł maść na oby dłoniach i ułożył je na skórze pleców chłopaka, by zacząć wcieranie specyfiku. Delikatnie, okrężnymi ruchami, pokrywając w ten sposób całą powierzchnie pleców, a nie tylko siniaki, których było tak dużo, że smarowanie ich pojedynczo nie miało po prostu sensu. — Nie mówię tego żeby cię denerwować, więc nie złość się za moje słowa. Po prostu... — wzruszył ramionami, jakby nie do końca wiedział, co chce powiedzieć. — Uważam, że nie powinieneś marnować życia na pracę w takim miejscu.
— Nikt mnie nie zatrudnia, a odpowiedzialność bierze za mnie szefowa, bo szef nigdy nie chciał mieć z tym nic wspólnego. Pokoje, które są na dole, są pokojami do wynajęcia i tylko ja mogę z nich korzystać bezpłatnie. Poza tym… Prawdopodobnie nie będę miał możliwości tam wrócić, bo zmienia się drugi właściciel, a moja szefowa odchodzi. — Rino nie myślał do tej pory o radach pana Collinsa, który ostrzegał go przed zmianami. Jeżeli jednak była to prawda, to odejście przestało zależeć od niego. — I nie jestem zły, bo wiem, że to, co robię nie przystoi nikomu, a tym bardziej nastolatkowi — wzdrygnął się, kiedy dłoń Hiszpana zatoczyła okręg w dość wrażliwym miejscu, wywołując łaskotki u chłopaka. — Poza tym jestem szczery. Okazywanie jakichkolwiek uczuć w mojej, prawdopodobnie byłej, pracy, to zbrodnia. Tam też się wymaga profesjonalizmu, a nie nieśmiałości, czy strachu — wyjaśnił jeszcze i odwrócił się lekko, by spojrzeć na Hiszpana z uśmiechem. Nie widział sensu ukrywać przed nim czegokolwiek, albo wstrzymywać się od rozmowy, aby tylko go nie zgorszyć. — Mam dość oszczędności by przeżyć okres szkolny, zapłacić za swoje studia i jeszcze trochę czasu żyć na dość wysokim poziomie. Nie pytaj, jak to możliwe.
— Chyba nie muszę. Myślisz ze to był pierwszy klub do którego wszedłem? Myślisz ze byłeś pierwszym chłopcem do towarzystwa z jakim przyszło mi dzielić łoże? — przestał wcierać maść, zatrzymując dłonie na pasie chłopaka. Skoro ten odwrócił się, by na niego spojrzeć to Flavio owo spojrzenie odwzajemnił bez najmniejszego skrepowania. —  Do licha, Rino. Przecież wiesz kim jestem. Znaczy, doskonale zadajesz sobie sprawę z tego, że jestem bywalcem burdeli. Może o określenie nie do końca pasuje do klubu, ale nie ukrywajmy ze podziemia tam tym właśnie są. I wiesz co? — odwrócił go delikatnie przodem do siebie i pokiwał palcem na znak, by chłopak się pochylił. Uśmiechał się dość ostrożnie. Nie chciał by młody pomyślał, że się z niego nabija. Doczekał, aż ich twarze zbliżą się do siebie na niewielka odległość, co musiało nastąpić, gdyż kiedy tylko chłopak pochylił się, Flavio przytrzymał go za kark i wymusił na nim zbliżenie. — Cholernie się cieszę ze odchodzi ktoś, kto zatrudnia do nierządu takich młodych chłopców jak ty i zamyka większości z nich drogę do poznania innego życia — wyszeptał, krążąc spojrzeniem pomiędzy oczami Rino. Na koniec musnął delikatnie ustami wargi chłopaka i puścił do niego oko z uśmiechem. — Zdejmij spodenki. Pora się zająć twoim tyłkiem tak, jak tego pragnie.
— Proszę cię. Nie przeszło mi przez głowę, że mógłbym być pierwszym, przez co w jakiś sposób wyjątkowym. Nie przeszkadza mi to, że jesteś bywalcem takich miejsc, bo rozumiem to lepiej, niż ci się wydaje — odparł chłopak, oblizując usta po pocałunku. Zaraz po tym spojrzał na Hiszpana mniej rozumnie i zmarszczył czoło. — Moje pośladki? Po co? — pytał dość głupio. Miał tylko dwa wyjścia i dwa sposoby, których mógł użyć Flavio w ramach „zajmowania się” pośladkami chłopaka. Pytanie samo wyleciało z jego ust, ale podniósł się i wsunął palce za gumkę niebieskich spodenek w kratkę. Musiał wziąć głęboki oddech, ale nie mógł stać do Hiszpana przodem, więc gdy ściągał przed ostatni element swojego ubrania, zaprezentował mu faktycznie tylko pośladki. — Może ja… Znaczy, będzie ci wygodniej, jak będę stał, co? — mruknął, okręcając się odrobinę i spoglądając przelotnie na mężczyznę. Pośladki były ładne i gładkie - bez żadnego siniaka.
Flavio patrzył na chłopaka z nikłym uśmiechem. Nie pozwoliłby sobie na opuszczenie spojrzenia, kiedy młody prezentował się przed nim w pełnej krasie. Uśmiechał się podejrzliwie, zadowolony, że właściciel tych ładnych pośladków nie patrzy na niego i nie widzi tego grymasu. Przesunął spojrzeniem po całej sylwetce chłopaka. Wszak był zdrowym gejem, czyż nie? To raczej normalna reakcja. Położył dłonie na ramionach Rino i przyciągnął go do siebie gdyż zdążył w międzyczasie stanąć tuz za jego plecami.
—  Chcesz? To pomogę ci stanąć na wysokości zadania — mruknął mu do ucha, powstrzymując się od śmiechu, by chłopak nie pomyślał, że jawnie się z niego naśmiewa. Zsunął dłonie z ramion młodego na jego klatkę piersiowa, nie zważając na fakt, że plecy ma pokryte maścią, która zresztą zdążyła się już bardzo ładnie wchłonąć niemal zupełnie. Palce Hiszpana zaczepiły „przypadkiem” o sutki młodego. — Ups... — rozległo się chrapliwe mruknięcie, przy którym gorący oddech Flavio omiótł skórę szyi Rino. Dłonie mężczyzny nadal sunęły w dół. 

2 komentarze:

  1. I znów przerywacie w złym, naprawdę w złym momencie. Co ja mam z wami zrobić? Ehhhh.
    Co do rozdziału to był bardzo ciekawy, szczególnie rozmowa na kanapie. Coś nie coś sobie wyjaśnili. I Rino ma rację, że Flavio powinien trochę spuścić z tonu. Przecież jak są we dwóch nikt ich nie widzi i jakie ma znaczenie idealna fryzura, super ubranie itp. :D
    Uwielbiam to zawstydzenie Rino. Mam ochotę patrzeć na jego rumieńce. Pracując w klubie musiał zapominać o wstydzie i mam wrażenie, że tam stawał się inną osobą, a dopiero teraz jest sobą. Prawdziwym, wrażliwym i bardzo samotnym chłopakiem.
    Ach, ta różnica wieku. Dzieli ich jakieś 11 lat. Sporo, ale sądzę, że i tą trudność pokonają.
    Strasznie nie mogę doczekać się, kiedy będą się kochać. Nie pieprzyć tylko kochać. :D

    Weeennyyy.
    Ps. W postaciach nie pokazuje się fotka Flavio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekhm... A przepraszam, jak się ktoś boi pająków albo zamkniętych pomieszczeń to ta fobia znika jak jest sam lub tylko z jedną osobą? Narcyzm jest jak fobia :D

      Usuń