środa, 24 października 2012

Rozdział XLI [Rage]

[Znosił bardzo dzielnie prowokacje Rage'a, choć jego ciało reagowało na nie dość jednoznacznie. Kiedy chłopak usiadł grzecznie by zająć się śniadaniem, ułożył się na boku, wspierając głowę na dłoni i przyglądał mu się podczas jedzenia.] Nie, nie będziesz miał oddzielnej sypialni choć łóżko stoi w tym pokoju. Nie mam zamiaru pozwolić ci byś spędzał noce z daleka ode mnie. Ale powinieneś mieć miejsce gdzie będziesz mógł poukładać sobie swoją cześć prywatności. Mogę nawet wstawić zamek w drzwi, jeśli zechcesz. [Sprytnie ominął temat chęci chłopaka do kosztowania jego męskości. Nie chciał się nakręcić choć samo wyobrażenie działało wystarczająco mocno na jego wyposzczone ciało. Musiał się trzymać dzielnie i wiedział, że potrafi tego dokonać. Mało tego! W jego głowie zrodził się plan jaki miał zamiar zrealizować, kiedy tylko nadarzy się odpowiednia okazja.] Kiedy masz urodziny, Rage? [Banalne pytanie? Owszem. Powinien już dawno znać na nie odpowiedz biorąc pod uwagę ile razy wznosił się na szczyty rozkoszy z tym chłopakiem. Tyle tylko, że jakoś nie było okazji zapytać.]

[Poczuł się troszeczkę zawiedziony, że Dorian nie dał się sprowokować i sam nie dał po sobie nic poznać. Zjadł jeszcze dwie kanapki, prócz tej, którą zdążył sobie wpakować do ust i przepił resztką kawy.] Za dwa miesiące. Dwudziestego ósmego grudnia dokładnie, a co? [Otrzepał się, czując na plecach ciarki. Jak widać nie do końca tak cudownie ciepło było w domu, albo po prostu poczuł, jak podniecenie go opuszcza przez zahamowania Doriana.] Mam nadzieję, że nie masz zamiaru trzymać mnie w celibacie do tego czasu? [Mruknął, zerkając na twarz swojego chłopaka dość piorunująco. Ta wizja mu się nie podobała, ale miał świetny pomysł na wykorzystanie dodatkowego łóżka w stanach kryzysowych. Poczekał na odpowiedź, po czym wstał, zabierając kubek do mycia.] Idę połknąć to świństwo i ubrać się, bo wieje od ciebie chłodną wstrzemięźliwością. [Rzucił na odchodne, ale nie złośliwie. Raczej był rozbawiony faktem zawziętości, jaką prezentował malarz.]

To całkiem kusząca propozycja. Dwa miesiące... [Zmarszczył brwi i zrobił poważną minę, udając, że bardzo solidnie zastanawia się nad taką możliwością. Po chwili jednak pokręcił głową bardzo energicznie.] Nie, nie ma tak dobrze. Teraz i tak karzesz mnie tylko za to, że chciałem żeby było ci dobrze bez względu na to czy jesteśmy na parkingu czy nie. To takie niesprawiedliwe... [Jęknął, zakrywając twarz dłońmi, kryjąc pod nimi delikatny uśmiech i udając, że łka z żalu nad koniecznością celibatu. Zabrał ręce dopiero kiedy chłopak wyszedł z salonu.] A żebyś wiedział, że wieje chłodem. Nie mogę się rozgrzać w ramionach swojego faceta, więc nie ma się czemu dziwić! [Zerwał się z kanapy, ale nie ruszył do kuchni tylko otworzył drzwi do pokoju, który miał być przeznaczony dla Rage'a i z niezbyt szczęśliwą miną popatrzył na panujący tam nieład.]

Że przepraszam cię bardzo! Jak to się nie możesz rozgrzać? Czy ja ci czegokolwiek zabraniam? [Połknął lekarstwa, prawie wymiotując na łóżko przez konsystencję czerwonej glutoplazmy. Ubrał na siebie wczorajsze rzeczy, a nawet sweter, co było emancypacją jego niezadowolenia z powodu złośliwości Doriana. Po chwili już stał przy nim i przyglądał się wnętrzu pokoju.] Zajmiemy się sprzątaniem, to nam przejdzie myślenie o seksie, którego nie będzie. [Zamruczał, posyłając malarzowi dość kpiący, ale i uroczy uśmiech. Wsunął się do pokoju, jeszcze dokładniej oglądając tę graciarnię i kichnął. Dość mocno kichną przez kurz jaki wzniósł się z podłogi.] Nie mogłeś tego pokoju komuś wynająć? Przynajmniej by ci ktoś tu sprzątał. [Jęknął zasłaniając usta przed kolejną porcją drobinek, drażniących jego i tak już przytkany nos.]

Nie mam w zwyczaju wpuszczać do domu obcych by mi się plątali po pokojach. [Mruknął, po czym złapał Rage'a za ramiona i wyprowadził go z pokoju, odwracając w stronę salonu i popychając lekko by ruszył w drogę do kanapy.] Zjeżdżaj. Nie ma sprzątania dla ciebie. Nie będę patrzeć jak kichasz i smarkasz na brudną podłogę. Poradzę sobie z tym sam. Idź, włącz sobie coś, pooglądaj. Może nie wiem, napisz jakieś opowiadanie o wrednym kochanku, który zawziął się i nie chce dać się sprowokować. [Zostawił chłopaka na przedpokoju i wrócił do graciarni. Nie było aż tak źle. Na łóżku kilka kartonów, stary komputer, kosz z suszonymi kwiatami, które miał spalić, ale jakoś nigdy nie było okazji. Zwyczajny pokój do składowania rzeczy, które może się jeszcze kiedyś przydadzą. Nie bacząc na to czy Rage posłuchał go, czy uparcie wrócił do pokoju, zabrał się za wrzucanie do jednego z kartonów kilku drobniejszych rzeczy, które były albo starymi zdjęciami albo kilkoma płytami. Musiał doprowadzić to pomieszczenie do czystości w kilka godzin i wiedział, że jeśli się spręży to tego dokona.]

Jasne, zajmę się sobą. [Pohamował się przed dosadnym warknięciem. Nie czuł się źle, a kichanie mógł opanować. Skoro jednak mógł nic nie robić, to postanowił to wykorzystać – jakkolwiek byleby tylko nie trzasnąć Doriana w łeb. Poczuł się bezużyteczny, ale kto by się tym przejmował, prawda? Poszukał swojego pudełka i zasiadł z nim na łóżku. Prawdę mówiąc nie miał zielonego pojęcia, co ma ze sobą zrobić. Sprzątać nie mógł, za telewizją nie przepadał, a weny na pisanie nie miał odkąd to co opisywał stało się rzeczywistością. Otworzył swój skarbiec i zaczął przeglądać stare opowiadania, czytać niektóre i układać. Myślami był jednak zupełnie gdzieś indziej.]

[Po około dziesięciu minutach z pokoju, który porządkował Dorian rozległ się trzask, huk i odgłosy sypiącego się na podłogę szkła lub czegoś, co wydawało zupełnie mylący odgłos.] Kurwa mac! [Ryknął chłopak i rzucił czymś, co wyleciało na przedpokój i odbiło się od ściany naprzeciw otwartych drzwi. Nastała cisza. Nie było słychać ani Doriana, który klnie w żywe kamienie, ani sypiącego się szkła, ani spadających przedmiotów, ani nawet piszczenia tajemniczych stworzeń. Po prostu nastała cisza, jak na cmentarzu, niezakłócana przez żaden zbędny dźwięk.]

Stało się coś? [Zerwał się z łóżka, zrzucając z niego część kartek. Wystraszył się. Chyba każdy zareagowałby paniką, jakby miał wrażenie, że bliskiej osobie dzieje się krzywda. Stanął w drzwiach i rozejrzał się po pokoju usiłując dotrzeć malarza. Po kilku sekundach wszedł do środka, zasłaniając usta przed kurzem i innymi pyłkami. W zasadzie powinien był się odwdzięczyć za poranną ignorancję, ale nie potrafił spokojnie siedzieć i nasłuchiwać. Musiał się przekonać na własne oczy, czy powinien pomóc, czy może to zupełnie fałszywy alarm.]

Stój! [Nie zobaczył Doriana bo ten leżał miedzy łóżkiem, a szafą na zakurzonej podłodze, wśród sterty papierów, suchych kwiatów, które wysypały się z koszyka i jeszcze kilku mniej lub bardziej zakurzonych rzeczy. Co było piękne w tej całej sytuacji? Dorianowi nic się nie stało. Zleciał z łóżka, kiedy sięgał na szafę po karton który się tam znajdował. Lecz cudowne było to, że w kartonie znajdowały się szpargały jego siostry. Całe pudło było po brzegi zapakowane ubrankami dla lalek, mebelkami, miliardem koralików, cekinów, świecidełek i tego typu dziewczęcych bibelotów, które w chwili obecnej przyozdabiały męskie, prężne, półnagie (bo Dorian w między czasie zdjął z siebie bluzkę która mu przeszkadzała) ciało malarza, mieniąc się wszystkimi możliwymi kolorami świata.] Stój tam i nie ruszaj się z miejsca.

Na pewno nic ci nie jest? Nie złamałeś sobie niczego? [Spytał dla pewności już mając się wycofywać, ale zrezygnował z tego pomysłu. Podszedł tam skąd dochodził dźwięk głosu chłopaka i przystanął nad nim po drodze uważając, by nie nadepnąć czegoś i nie wbić sobie tego w bosą stopę. Stanął nad Dorianem i przyjrzał mu się niezwykle uważnie. Uśmiechnął się, ale nie roześmiał, kiedy zobaczył go takiego… błyszczącego.] Wyglądasz uroczo, ale jakbyś pozwolił mi sobie pomóc, to pewnie nie wyglądał byś teraz, jak Drag Queen. Skoro nic ci nie jest to pozbieraj się sam. [Stwierdził, wzruszając ramionami. Tak naprawdę odetchnął głęboko z ulgą, kiedy udało mu się opuścić pokój i powrócić do sypialni. Pozbierał swoje kartki, kilka razy sprawdzając, czy nic się nie zapodziało i przysiadł na łóżku, by ponownie je poukładać. Już miał ponad połowę, a teraz musiał zaczynać od nowa.]

[Słowem się już nie odezwał. Słowem! Poczekał cierpliwie aż chłopak wyjdzie z pokoju, pozbierał się z podłogi otrzepał z błyskotek i wyszedł do przedpokoju by wyciągnąć z szafy odkurzacz. Po jakimś czasie na przedpokoju stały trzy kartony z rzeczami, które należało poprzeglądać i posegregować lub wyrzucić. Bluzka Doriana leżała na pralce i czekała na pranie, a sam Dorian, spocony, zakurzony i odrobine zmęczony, odkurzał pozostałości po błyskotkach i inne mniejsze śmieci, których nie udało mu się upchać w workach.] Mógłbyś wstawić wodę na makaron? [Odezwał się, gdy stanął w drzwiach do sypialni, mimo tego, że z pokoju Rage'a nadal dochodził warkot odkurzacza.] Jest dość późno, a jeśli teraz zostawię ten Sajgon to potem znów będzie trzeba zaczynać od początku. Mógłbyś? [Nie uśmiechało mu się by chłopak, zamiast się kurować pod kocem lub kołdrą zajmował się gotowaniem, ale w obecnej sytuacji nie miał wyjścia. Przetarł czoło dłonią, pozostawiając na nim czarną smugę i stał cierpliwie tuż za progiem sypialni. Mógłby tam wejść i uraczyć Rage'a buziakiem lub czymś bardziej czułym, ale narobiłby tylko dodatkowego bałaganu wnosząc do środka kurz i śmieci.]

Za chwilę. [Najpierw chciał skończyć układać, ale jak usłyszał prośbę, to powkładał tylko wszystko do pudełka i odłożył je na bok, na miejsce z którego nie mogło spaść. Wstał z łóżka i minął Doriana z delikatnym uśmiechem. Nadal był na niego obrażony i nadal czuł się mało przydatny, ale nie zawracał mu głowy takimi mało istotnymi kwestiami. Zaczął się krzątać po kuchni, przy okazji robiąc sobie drugą kawę, skoro już wstał z łóżka. Nie chciał odciągać swojego chłopaka od pracy, więc mu jej nie zaproponował. No i oczywiście wziął pod uwagę to, że dla jego chorego ciała zrobienie dwóch kaw, to byłby zbyt wielki wysiłek, nieprawdaż? Tak, on o siebie również teoretycznie dbał, pomijając fakt, że czuł się naprawdę dobrze i tylko tępe pulsowanie zatok i zatkany nos dawały znać o tym, że jest przeziębiony.]

Dziękuje. Jesteś kochany. [Rzucił, mijając kuchnie po drodze do bałaganu, który na niego czekał. Szczerze mówiąc nienawidził takich porządków. Skoro jednak obiecał chłopakowi, że przygotuje mu dzisiaj pokój to zrobi to. Choćby nawet miał to przypłacić doskonale ukrytą nerwica. Odkurzacz warczał jeszcze kilka minut, po czym został zapakowany do szafy, a zamiast niego Dorian zajął się myciem szafek i podłogi. Pokój zaczynał wyglądać jak pokój. Minęło może trzydzieści minut nim malarz wylał brudną wodę i wypłukał szmatę. Pozbył się także swoich zakurzonych spodenek i wziął szybki prysznic, doprowadzając się do stanu normalności. Pokój pozostał zamknięty, choć nie było w drzwiach zamka. Drzwi jednak nie były już otwarte na oścież. Dorian otworzył okno, więc nie chciał by chłód rozszedł się po całym mieszkaniu.] Szybko poszło. [Powiedział, wychodząc z łazienki i idąc w stronę kuchni choć miał szczere wątpliwości czy zastanie tam Rage’a. Pol godziny to chyba wystarczająco dużo by ugotować makaron i zasnąć na kanapie w salonie lub wrócić do sypialni.]

[Makaron stał odcedzony na szafce i przykryty dokładnie, bo Rage nie wiedział, co Dorian ma zamiar z nim robić. Pisarz natomiast wziął swoją kawę i poszedł do salonu, gdzie ulokował się na kanapie i wgapiał się dość bezmyślnie w telewizor. Kubek trzymał w dłoniach i co chwilę sączył czarny płyn, patrząc na transmisję z jakiegoś światowego wydarzenia muzycznego.] To dobrze, że sobie poradziłeś. Nadal twierdzę, że razem by nam poszło szybciej, ale… Nie mnie to oceniać. [Mruknął, doskonale słysząc, że malarz odrobił się ze sprzątaniem i teraz chodził po domu dokonując drobnych, technicznych poprawek. Nie zwrócił na niego wzroku, udając, że interesuje go jakiś piosenkarz. W zasadzie nawet mógł szczerze interesować, bo był przystojny i znośnie śpiewał.] I tak mamy jeszcze sporo czasu by jechać po moje rzeczy. [Dorzucił, przez chwilę zastanawiając się, czy Rino odrobił się już może, czy jeszcze nie. Postanowił jednak, że pojedzie wieczorem, więc nie miał zamiaru zmieniać zdania i pośpieszać chłopaka.]

Świetnie. [Zadowolony z siebie wszedł do salonu, zabrał z rąk chłopaka kubek z kawa, upił z niego kilka małych łyczków i odstawił na ławę.] Chodź, książę. Chodź i przejmij we władanie swój pokój. I przestań się już boczyć, bo z fochami ci wcale nie jest do twarzy. [Złapał Rage'a za ręce i pociągnął w górę, by ten dźwignął swój szlachecki tyłek z kanapy i poszedł z nim do pokoju. Był dumny z tego, że tak szybko się uporał ze sprzątaniem i miał ochotę pokazać przygotowany pokój swojemu facetowi. Zdawał sobie sprawę, że Rage mógł się czuć odsunięty od sprzątania i pozostawiony samemu sobie. Oczywiście, że sobie zdawał. Jednak już wcześniej postanowił, że zajmie się tym sam. Później sytuacja się nieco zmieniła i był gotów sprzątać z czynną pomocą Rage'a, lecz kiedy zobaczył, jak ten reaguje na kurz, zrezygnował i nawet największy foch w wykonaniu Rage'a nie był w stanie zmusić go do zmiany decyzji.]

Podoba mi się. Bardzo ładnie posprzątałeś, jestem z ciebie naprawdę dumny. Mógłbyś być zawodową sprzątaczką. [Pokiwał głową z uznaniem, jak tylko został zaciągnięty do swojego nowego pokoju. Nie było tam żadnych rzeczy i póki co wydawał się nieco pusty, ale mu to nie przeszkadzało. Nie miał zamiaru przestać się boczyć, ponieważ boczył się o to, jak brutalnie został odsunięty od sprzątania, a nie dlatego, że w ogóle został odsunięty. Nie jego wina, że odczuwał niektóre zachowania bardziej dosadnie niż inne, które były zupełnie normalne i pozbawione wrogości, czy niechęci. Zerknął na malarza i uśmiechnął się do niego delikatnie, po czym poklepał po plecach, co miało oznaczać coś w stylu: dobra robota. Cofnął się o krok i powrócił do salonu na kanapę, kiedy stwierdził, że wystarczy mu oglądania.] Rozumiem, że zrobisz obiad? [Spytał, podejrzewając, że Dorian pójdzie za nim. Wziął  odstawiony kubek w dłonie, z zamiarem pilnowania swojej kawy.]

Tak, oczywiście. [Mruknął, nie wchodząc nawet do salonu za Ragem. Miał iść do kuchni, więc po co miał nadrabiać aż tyle drogi i zachodzić najpierw do salonu? Skręcił jedynie do sypialni, by ubrać na siebie spodnie i koszulkę. Chodzenie po domu w bokserkach, podczas gdy chłopak będący ucieleśnieniem pragnień siedzi nadąsany i chory nie wydawało mu się zbyt rozsądne. Ubrany i dość poważny, otworzył lodówkę i wyciągnął z niej produkty potrzebne do przygotowania obiadu. Nie miał ochoty na nic bardzo wykwintnego ani też czasu czy zapału do szykowania nie wiadomo czego.] Jadasz warzywa wszelkiej maści czy raczej preferujesz ser? [Krzyknął w stronę salonu, stojąc przy blacie i przeskakując spojrzeniem między papryką, pomidorami, marchewka, pieczarkami i mięsem, które wyjął na blat i położył obok deski do krojenia. Zanim doczekał się odpowiedzi, zabrał się już za obieranie cebuli.]

Obojętne mi to. Zjem cokolwiek! [Odpowiedział na tyle głośno, by Dorian go usłyszał. Zrobiło mu się jeszcze bardziej przykro, ale nikt nie musiał tego wiedzieć. Po chwili zerwał się z kanapy, odstawił pusty kubek na stolik i poszedł do kuchni.] Mogę się przejść? [Spytał, opierając się o futrynę drzwi i patrząc na Doriana uważnie. Nigdy nie wiadomo, czy czasami tego też mu nie było wolno, więc wolał się upewnić. Malarz chciał zgrywać nieczułego na obrazę, która była jego winą, to Rage nie miał zamiaru w tym uczestniczyć. Był praktycznie ubrany. Wystarczyło, że zarzuci skarpetki, buty i mógł wyjść na spacer, odetchnąć świeżym powietrzem.]

Nie jesteś tu więźniem, Rage. Nie chcesz siedzieć w domu, nie trzymam Cię. Nie mam prawa zamykać Cię w czterech ścianach i zakazać wychodzenia, prawda? [Nie, nie był nieczuły na obrazę Rage'a tylko zwyczajnie nie rozumiał o co chłopakowi chodzi. A skoro ten wolał siedzieć nadąsany i nie odzywać się to Dorian nie mówić mu wprost o co chodzi, malarz nie miał zamiaru kolejny raz wyciągać tego z niego na siłę. Odwrócił się od blatu i popatrzył na chłopaka, oceniając czy na pewno chce by wychodził w takim stanie. Kiedy jednak napotkał na jego zawziętą minę zagryzł zęby ze zgrzytem i nie odezwał się już ani słowem na temat tego by ubrał na siebie coś więcej i nie spacerował gdzieś daleko bo do obiadu nie zostało dużo czasu. Wolał nie prowokować kolejnego focha, skoro poprzedni się jeszcze nie skończył. I bądź tu człowieku dobry. Odwrócił się do cebuli z ciężkim westchnieniem, wsparł się dłońmi na blacie i zacisnął palce w pięści, zaciskając powieki i odliczając w myślach od dziesięciu do jednego by nie wybuchnąć.]

Dziękuję. [Odparł lekko i ruszył, by założyć skarpetki, a potem i buty. Nie minęło może kilka minut, jak zamknął za sobą frontowe drzwi i wyszedł na dość mroźne powietrze. Tak zdecydowanie było mu lepiej oddychać. Po chwili, obejmując się ramionami, ruszył przed siebie długą ulicą. Nie wiedział, kiedy zawróci. Najpierw musiał się pozbyć nieprzyjemnego uczucia, które siedziało w nim odkąd Dorian bardzo delikatnie kazał mu się wynieść z pokoju i zająć samym sobą. Wiedział też, że powinien był mu powiedzieć, ale nie potrafił. Nie potrafił dlatego, że brzmiało to w jego własnych uszach, jak użalanie się nad swoją przeszłością, a tego nie chciał. Bardzo długo walczył z tym, by nie dawać się ponosić takim nastrojom, a jednak z ust bliskiej osoby, która była mu naprawdę bliska i nie udawała, brzmiało to okrutnie.]

[Jak to dobrze, że była cebula, ostry nóż i deska. Jak to dobrze, że mimo chwilami porywczego usposobienia Dorian potrafił nad sobą panować na tyle by wytłumaczyć sobie, że chłopak jest chory, że ma zmienne nastroje i że ostrzegał o tym. Wyjątkowo drobno posiekał cebule. Wyjątkowo skutecznie zajął się też resztą warzyw i mięsem, które dzisiaj wyglądało bardziej jak mielone niż jak pokrojone na kawałki. Makaron był gotowy po około trzydziestu minutach, więc Dorian przykrył garnek pokrywką i odstawił z kuchenki. Nie nałożył sobie. Nie miał ochoty jeść samotnie i nie miał zamiaru nakładać Rage'owi i odstawiać do wystygnięcia. Nie musiał jeść obiadu. Często obywał się bez niego. Zrobił go dzisiaj ze względu na chłopaka, ale jak widać nie było go, więc obiad postoi i poczeka. Światło w kuchni zostało wygaszone, drzwi zamknięte, a Dorian, po sprawdzeniu na telefonie nieodebranych połączeń i odłożeniu go ponownie na półkę, złapał za scenariusz sztuki, w której miał występować z Ragem i zaczął go czytać. Chciał się nauczyć na pamięć, ale nie potrafił nawet prostego zdania zapamiętać. Czytał błądząc myślami poza domem i zastanawiając się gdzie jest pisarz i kiedy pojawi się ponownie w domu. W ich domu. Tylko czy aby na pewno tym domu do którego pisarz chciał wracać?]

[Rage przeszedł dość długi kawałek ulicy. Dał upust wszystkim swoim emocjom. Gdzieś w połowie poczuł na policzkach słone łzy i usiłował zebrać się w sobie, by nie rozkleić się zupełnie. Zrobiło mu się zimno więc zawrócił. Droga powrotna była równie długa, więc mógł spokojnie kilka razy przemyśleć swoje zachowanie względem Doriana. Miał przeczucie, że malarz znów będzie zły na niego i że znów będzie to jego wina, bo nie potrafił się dostosować do tego całego bałaganu. Pociągnął nosem kilka razy, by go odetkać i wytarł dokładnie policzki, kiedy znalazł się przed domem. Rumieńce i załzawione oczy mógł spokojnie wytłumaczyć zimnem, jakie panowało na zewnątrz. Nacisnął klamkę, ale drzwi były zamknięte. Nie wziął ze sobą kluczy, bo jeszcze nie posiadał swoich. Przekręcone zamki przeraziły go. A co jeżeli Dorian nie chciał, żeby wrócił? Drżącą ręką sięgnął do dzwonka i nacisnął go oddychając głęboko. Nie mógł się pozbyć uczucia, że jest naprawdę tragicznie i że nawalił – tym razem nieodwracalnie.]

[Jedyne światło jakie paliło się w całym domu to była lampka przy kanapie. Dorian siedział nadal nas scenariuszem i wpatrywał się w litery, pojęcia nie mając jaka jest treść tego co niby czyta. Słysząc dzwonek zerwał się z miejsca, rzucił scenariusz na ławę i pognał do drzwi. Może nie powinien się aż tak denerwować tym, że chłopak poszedł sam na spacer. Miał do tego prawo. Czy ich związek zawsze będzie tak wyglądał? Czy oni wiecznie będą się boczyć przez niedomowienia? Otworzył drzwi i stanął z boku by Rage mógł wejść do mieszkania.] Jak spacer? [Rzucił z lekkim uśmiechem patrząc na niego dość uważnie.] Musi być zimno bo wyglądasz, jak siedem nieszczęść. [Tak, dokładnie. Rage wyglądał jakby przepłakał trzy dni pod rząd i nie potrafił się uspokoić. Dorian odczekał aż chłopak wejdzie i zamknął za nim drzwi stwierdzając, że głupie serce szaleje mu w piersi z radości spowodowanej tym, że chłopak wrócił.]

Przepraszam, to silniejsze ode mnie. [Szepnął i przetarł jeszcze raz oczy i policzki. Znów mu się chciało płakać, a nie miał na to siły. Miał ochotę się przytulić, oprzeć i dopiero wtedy pokazać, jak bardzo jest mu ciężko i głupio. Zamiast tego stał, trzęsąc się i nie podnosząc na Doriana wzroku. Nie chciał by jego chłopak, który chyba nadal nim był, widział go w takim stanie. Odsunął nogę w tył, jakby chciał uciec, czy raczej skierować się do łazienki, ale po chwili zrobił krok w stronę malarza. Już miał ochotę powiedzieć kolejne przepraszam, kiedy na dworze rozległ się grzmot – pierwszy, a za nim kolejne. Ciężkie krople zaczęły odbijać się od szyb w domu, a jedyne światło, niebezpiecznie mrugać.] Znów nawaliłem, prawda? [Spytał, podnosząc dłoń i opuszczając ją. Bał się, że kiedy tylko dotknie chłopaka to zostanie odtrącony. Nie umiał policzyć ile razy był w takiej sytuacji. Czuł się, jak dziecko, które ukradło cukierka, a którego wina wyszła dopiero po jakimś czasie. Czuł się po prostu podle.]

Ależ ty... [Spojrzał na drzwi i okno obok, o które tłukły się krople. Przekręcił zamek w drzwiach i objął Rage'a ramionami przytulając go do siebie i zamykając w bardzo mocnym uścisku.] Raczej obaj zawaliliśmy pierwsza próbę. Powinienem wykrzyczeć ci wszystko zamiast czekać, aż ci przejdzie. [Nie ruszył się z miejsca nawet, kiedy kolejna błyskawica rozdarła niebo. Nie bał się burzy. Wręcz uwielbiał stać w oknie i obserwować wylądowania. Tym razem jednak wolał uspokoić pisarza i pozwolić by znów poczuł się pewnie. Przytulał go wiec do siebie, głaszcząc po plecach i wsłuchując się w jego oddech. Obaj musieli się siebie nauczyć. Obaj potrzebowali odrobine czasu na to by powiedzieć: "Tak, to jest to czego pragnę. To tak ma wyglądać moje życie."] Chodź, zjesz obiad i łykniesz tabletki, bo nie pojedziemy do ciebie jeśli nie przejdzie burza.

Jeszcze jest za wcześnie… [Mruknął przytulony. Zrobiło mu się zdecydowanie lepiej w ramionach Doriana, ale na stwierdzenie o krzyku, wzdrygnął się lekko.] Lepiej byś nie krzyczał, wolę jak tłumaczysz. [Dodał ciszej, pociągając nosem. Objął malarza w pasie i przycisnął się do niego z westchnieniem.] Przeraziłem się, kiedy zamknąłeś drzwi. [Wyznał, a kolejne grzmoty przeszyły ciszę, jaka panowała w domu prócz ich oddechów. Rozpadało się dość mocno, ale nie gwałtownie, więc nie zapowiadało się, że szybko przejdzie. Mała lampka, jaką Dorian miał zapaloną zgasła. Silny wiatr musiał uszkodzić linie energetyczną. W domu nastała zupełna ciemność, ponieważ słońce zachodziło bardzo wcześnie. Rage podniósł spojrzenie na malarza i zamrugał, odganiając resztki napływających łez.] Nie mów do mnie nigdy zjeżdżaj, nie odstawiaj mnie, jak zbędną rzecz. Nie potrafię za każdym razem ci się tłumaczyć, bo to boli. Moja słabość mnie boli, a nie chcę litości i nie chce się czuć, jakbyś tylko z tego powodu był ze mną… I nie jestem głodny, nie przełknę nic.

Ale, Rage, przecież to nie było... Zresztą, dobrze, postaram się usunąć to słowo ze słownika. Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz. Wcale nie chciałem odstawić cię na żaden boczny tor. Oszalałeś. Wybij to sobie z głowy. [Przeczesał palcami włosy chłopaka, odgarniając je z jego twarzy i uśmiechając się do niego dość pogodnie.] Tylko błagam cie, nie marudź i zjedz ze mną obiad. Nie będę wyrzucać jedzenia i nie będę patrzył jak marniejesz. [Zanim chłopak zdołał kolejny raz zaprotestować względem obiadu, Dorian zamknął mu usta pocałunkiem. Niezbyt gwałtownym i nie długim, ale wystarczającym by, jak mu się wydawało, skutecznie odebrać Rage'owi chęć do protestowania. Odchylił się po chwili w tył i pogroził chłopakowi palcem przed samym nosem. Nie odezwał się jednak tylko obejmując pisarza za ramiona poprowadził do kuchni. Nie było opcji by pozwolił mu wyłgać się z obiadu. Musieli zapalić światło z braku słońca. Musieli, ale niestety było to nie do zrealizowania gdyż prąd wysiadł w całym domu, a nie tylko w salonie.] Zdaje się, że romantyczny obiad nastąpi wcześniej niż się tego spodziewałem. [Malarz otworzył jedną z kuchennych szuflad i wyciągnął z niej kilka świec.]

Tylko odrobinę, naprawdę nie jestem głodny. [Powiedział, kiedy zasiadł w kuchni przy stole. Poczekał grzecznie, aż dostanie swoją porcję jedzenia, na którą naprawdę nie miał ochoty.] Potem wezmę prysznic… Masz może jakąś pidżamę z długimi nogawkami i rękawami? [Spytał, obserwując krzątającego się po kuchni Doriana. Miał ochotę się umyć z tych wszystkich złych przeczuć i niedomówień, które sami sobie stwarzali. Kolejny raz wyrzucił z siebie to, co go bolało, ale wcale nie czuł się lepiej. Naprawdę nienawidził się nad sobą użalać i nigdy tego nie robił przy kimś, bo nigdy z nikim nie mieszkał. Będąc sam mógł myśleć tylko o sobie i obwiniać za wszystko tylko siebie. Nie był obserwowany i mógł udawać, że wszystko jest dobrze, chociaż jego dusza była rozrywana od środka. Mógł sobie pomarudzić do lustra i nikt tego nie widział. Nikt nie widział tego, co zobaczył malarz, a przed czym Rage nie był nauczony się bronić i mówić o tym otwarcie. Zrobiło się nad wyraz romantycznie, kiedy zapłonęły świecie.] Pójdziemy do łóżka? To znaczy… Poleżeć i poczekać?

Pójdziemy do łóżka. [Dorian postawił garnek z makaronem na nieduży ogień i przysiadł przy stole tuż przy Rage'u. Wziął w dłonie jego dłoń i wpatrzył się w niego z poważną miną.] Dlaczego chcesz się ubrać do łóżka jak na Syberie? Chcesz mnie zupełnie odciąć od swojego ciała? [Nie rozumiał, jak można sypiać w jakiejkolwiek pidżamie, a co dopiero takiej. Pokręcił głowa z niedowierzaniem, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech.] Męczy cię ta sytuacja? Zgodziłeś się na zamieszkanie u mnie, ale nadchodzą cię wątpliwości? [Nie mówił ze złością bo nie miał ku niej powodów. Mówił, jak ktoś, kto przeżył podobne chwile i zdaje sobie sprawę z tego, jak czuje się Rage. I faktycznie tak było. Zanim rodzice pomogli mu wynająć, a później kupić dom w którym teraz mieszkał, zajmował przez jakiś czas pokój u znajomego chłopaka. Nie łączyło ich co prawda nic pokroju związku jaki chciał stworzyć z pisarzem, ale wątpliwości co do poradzenia sobie na wspólnocie odpadły go już tego samego dnia w którym się wprowadził.] Jeśli chcesz to idź pod prysznic teraz, zanim jedzenie się zagrzeje zdążysz zmyć z siebie kurz i wszelkie problemy. [O tak, gorąca kąpiel zawsze pomagała i Dorian wybitnie w tym temacie pojmował chęć chłopaka do szumu wody i odczuwania kojących strug na całym ciele.]

Nie to nie wątpliwości, a pidżama… To nie tylko pidżama. [Uśmiechnął się uspokajająco i spojrzał poważnie w oczy malarza.] Nie mam wątpliwości Dorian. Chce z tobą mieszkać, czasami odrobinę mnie to przerasta, ale nie jest źle, prawda? Po prostu muszę się przyzwyczaić, że ktoś mnie naprawdę chce, a to co kiedyś było normalne, nadal jest normalne. Taki człowiek pokroju pielęgniarza może drugiemu dość mocno zniszczyć światopogląd i ja sobie z tego zdaję sprawę. Zupełnie inną kwestią jest to, że sobie z tym nie radzę. [Powiedział powoli i wstał, nie puszczając dłoni malarza. Stanął przy nim blisko i nachylił się, by go pocałować w usta tak, jak on pocałował go wcześnie, może jedynie odrobinę bardziej namiętnie.] Znajdź mi jakieś wdzianko i nie przypal makaronu, kiedy będziesz rozmyślać po co mi ono. [Wyszeptał, przez chwilę jeszcze muskając usta Doriana swoimi wargami, po czym wyprostował się i poszedł do łazienki, by wziąć obiecany prysznic. Skoro już był romantyczny obiad, to mogło być też równie romantyczne docieranie do tego, by chłopak mógł pooglądać ciało pisarza. Skrył się w łazience, rozebrał ze wszystkiego i włożył to do kosza na pranie. Zanim jednak wszedł pod prysznic, przyjrzał się sobie w lusterku i pokręcił głową z bezsilności. Po kilku minutach przygotowań i toalety, Dorian mógł usłyszeć szum wody prysznica. Rage nie miał zamiaru długo siedzieć, zważając na to, że malarz strasznie rygorystycznie podchodził do kuracji i czekał z jedzeniem. Niemniej jednak bardzo dokładnie i delikatnie wypieścił swoje ciało żelem, pozwalając by woda zmyła wraz z nim wszelakie nieprzyjemne uczucia. Po wyjściu dokładnie się osuszył i dobrze wytarł głowę, by nie musieć wynosić z łazienki dwóch ręczników. Tylko jednym owinął się w pasie i wyszedł w ciemność, by po omacku dotrzeć do kuchni.]

2 komentarze:

  1. "Tyle tylko, że jakoś nie było okazji zapytać” Ta, nie było okazji, bo zazwyczaj, kiedy inni rozmawiają oni robili ciekawsze rzeczy. :D

    „Nie jego wina, że odczuwał niektóre zachowania bardziej dosadnie niż inne, które były zupełnie normalne i pozbawione wrogości, czy niechęci.” Czasami mam tak samo, więc z Rage’m możemy podać sobie ręce.
    Smutne jest to, że Rage czuje się niepotrzebny, odsunięty od wielu rzeczy. A to jak myślał, że Dorian pewnie nie chciał, żeby wrócił... :((( *tuli Ragea*
    Dorian musi się nauczyć odczytywać chłopaka i nauczyć jego, że mówiąc i robiąc coś, nie oznacza, że odtrąca Rage’a lub nie pozwala mu czegoś zrobić, bo jest niepotrzebny. Czeka ich dużo pracy. Wspólne mieszkanie nie jest łatwe, a problemy Raveswortha jeszcze bardziej to utrudniają. To nie jest zwykły chłopak, któremu wszystko przychodzi łatwo. Przeszedł przez piekło i Dorian musi o tym pamiętać. A obaj muszą nauczyć się rozmawiać i na spokojnie, nie krzykiem. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam samozaparcie Doriana. Naprawdę, nic tak nie irytuje napalonego i rozochoconego partnera, jak udawana obojętność - na jego wdzięki - tego drugiego. Rage, czemuż Ty jesteś Rage! Jeszcześ dobrze nie wyzdrowiał, a już wymyślasz sceny rodem z melodramatów. Czyżby to była zapowiedź problemów w tym idealnym i nie idealnym zarazem związku...? Właśnie sobie przypomniałam, że jeszcze jakiś czas temu narzekałam, że chłopcy zupełnie zapomnieli o próbach do przedstawienia. A teraz cofam to. Oni ciągle ćwiczą. Te wszystkie wzloty i zawirowania... Tylko cwaniaki chcą nas zmylić i używają prawdziwych imion, zamiast tych ze sztuki. Taaak. Z powodzeniem mogli by napisać, wystawić a nawet wydać własne. Biedny Rage! Chciał pomóc, a teraz nawet tego mu nie wolno. Ktoś się chyba zbytnio przejął rolą pielęgniarza. Halo, Dorian, to tylko choroba... Rage ani nie umiera, ani w ciąży nie jest. Zaraz, zaraz, ciąża, to przecież też nie choroba. Popieram, powinien się odwdzięczyć tym samym, ale on taki nie jest. I niech mi teraz ktoś powie, że on nie jest uczuciowy... Boże mój, Dorian jak Edłardo. No, dobra. Bez przesady. Prawie, a to wielka różnica. Cóż, nie wiedziałam, że Dorian ma siostrę. Czyżby mi coś uciekło? No i nie ogarniam, dlaczego kazał mu stać i się nie ruszać. Przecież Rage chyba nie ma alergii na kurz... Ha, nowa ksywa Doriana - o dziwo nie wymyślona przeze mnie, a przez Rage'a - mi się podoba. Choć muszę przyznać, że nie wyobrażam sobie Dorka w tej roli... Ehm. Biedny Rage, chyba potrzebuje uwagi przynajmniej dwanaście godzin na dobę. Albo brakuje mu seksu - Dorian, działaj, bo jeszcze nam biedak w depresję jakąś wpadnie, a to już będzie poważne - albo to efekt choroby. Nie no, sądziłam, że skoro już mu zabrał ten kubek, to go chociaż przytuli. A tu co, yh. I nie zgadzam się, Rage'owi jest do twarzy ze wszystkim i we wszystkim. Wiem, co mówię. Nawet, jeśli mają to być fochy. Tym bardziej same fochy... Mmmm. O, kolejny dowód, na uczuciowość Rage'a! To tak nawiasem. Hm, wyczuwam mały kryzys... Oj, dlaczego oni momentami są tacy durni? Przez takie sytuacje, to Rage rozłoży się jeszcze bardziej i znów seksu nie będzie. No i zrobiło się jakoś tak markotnie, smutno. A ta burza w tle oraz brak prądu dodają tragizmu sytuacji.

    OdpowiedzUsuń