Michael. [I kto tu nie dokańczał zaczętych zdań? Gdyby to jeszcze była
błahostka, ale w ustach chłopaka, zabrzmiało to, jakby Dorian miał co najmniej
zabić Rage'a] Wróć tu i powiedz o co chodzi. [Nie prosił, ale też nie
rozkazywał. Był chłodno stanowczy i również stanowcze spojrzenie wbił w
wychodzącego Michaela. Nie miał zamiaru się ruszać z miejsca, a raczej z
łazienki, dopóki nie rozwieje swoich podejrzeń, co do Doriana-zabójcy. W między
czasie - bo wątpił, by blondyn go nie usłyszał - podszedł do umywalki i
przetarł twarz mokrymi dłońmi.]
Ale... James. [Drzwi łazienki trzasnęły, kiedy chłopak zamknął je
ponownie i w kilka sekund znalazł się za Jamesem, chwycił go za ramię i, mimo
drobnej budowy, szarpnął go za nie dość stanowczo by chłopak odwrócił się do
niego przodem. Nie uśmiechał się. Jego twarz była nadal purpurowa, ale nie było
na niej cienia rozbawienia czy wesołości. Otworzył usta by wyjaśnić o co mu chodziło
gdy rozległ się zagłuszający wszystko dzwonek na przerwę. Musiał poczekać aż
przebrzmi i musiał zacząć się modlić by nikomu nie przyszło do głowy wejść
tutaj, zwłaszcza gromadzie homofobicznych znajomych Jamesa.]
No mów. [Czekał, aż chłopaczek wyrzuci z siebie wszystko. Jakoś mało
go teraz obchodziło, czy ktoś ich przyłapie, czy też nie. Czuł wzbierającą
irytację, którą skrzętnie ukrywał, a którą równie dobrze mógł wyładować na
swoich znajomych. Raczej wątpił, by podniósł dłoń na Michaela. Prędzej zostawi
go na pastwę losu. Skrzywił się na dźwięk dzwonka i oparł biodrem o umywalkę
ciężko. Głowa zaczynała boleć z głodu, a w dodatku się jeszcze denerwował. Nie
było dobrze. Do łazienki, minutę po dzwonku, wpadły dwie rozchichotane pannice.
Kiedy tylko zobaczyły Jamesa, ich twarze poczerwieniały i jak szybko wbiegły,
tak równie szybko wybiegły z pomieszczenia, piszcząc i śmiejąc się jeszcze
głośniej.] Albo nie mów. [Chwycił chłopaka gwałtownie za rękę i pociągnął w
stronę okna. Pierwszy raz musiał uciekać, a raczej wiedział, że musi. Znał te
dziewczyny, jak jęczmień we własnym oku. Największe plotkary i donosicielki,
jakie znała szkoła. W dodatku wściekłe na Jamesa, bo odmówił jednej z nich
prywatnego spotkania. Wskoczył na kaloryfer i odtworzył mocnym pchnięciem
okno.] Wskakuj, zwijamy się. [Czekał, by Michael wyszedł pierwszy. Uprzednio
się jeszcze rozejrzał, czy droga jest bezpieczna i z której strony wyjdą.]
Em... [Ok, teraz to był już wybitnie zaskoczony. Wiedział, że chłopak
jest inny niż się spodziewał, ale żeby ryzykował dla niego zasypywanie go
pytaniami na temat zniknięcia... Tego się nie spodziewał. Nie zastanawiał się
teraz jednak zbyt długo nad cała sytuacją bo wolał działać i pozwolić by James
przejął inicjatywę. Jako tancerz, miał niezła kondycje i był całkiem dobrze
wyćwiczony. Jego ciało było posłuszne jego rozkazom i potrafiło zrobić całkiem
niespodziewane rzeczy. Błyskawicznie wskoczył na kaloryfer, przytrzymując się
ramienia Jamesa z braku jakiegoś innego oparcia, i równie szybko wyskoczył na
zewnątrz budynku. Wylądował na trawniku za szkoła. Było dobrze. Odsunął się na
bok, dając chłopakowi możliwość zrobienia tego samego i... Tak, Michael niemal
się dusił ze śmiechu, jaki go ogarnął gdy dotarło do niego, że właśnie wymyka
się przez okno szkolnej ubikacji, niczym zakochany Romeo z sypialni swej
oblubienicy. Tyle tylko, że jemu do Romea było daleko, a Jamesowi do Julii
jeszcze dalej. Sytuacja wywołała u niego atak śmiechu, nad którym było mu
ciężko zapanować. Jeszcze chwila i z wymykania się będą nici bo jego śmiech
zaalarmuje cała społeczność szkolną, nie tylko homofobiczną bandę opryszków.]
Człowieku milcz i wstawaj... [Syknął mu tuż koło ucha, stając od razu
na równe nogi, gdy tylko wykaraskał się z małego okienka. Spojrzał na Michaela
z miną pod tytułem: na co jeszcze czekasz, na święta?! Nie czekając ruszył w
stronę szkolnego parkingu. Nadal trwała przerwa, więc nie było strachu, że jego
koledzy wyjdą z niej. O dziwo nie byli to ci, którzy lubili sobie podpalać, czy
podpijać między lekcjami. James skradał się, niczym różowa pantera. Sam się
czuł głupio, ale jego zmysły były nastawione na to by dostać się do swojego
samochodu i zwiać nim zorientują się, że jeszcze nie zabił Michaela. Już
widział te rozpromienione buzie gówniar i wściekłych chłopaków. Cóż, szykowały
się kolejne dni nieobecności w szkole, chociaż i tak musiał zadzwonić do
dyrektora, by usprawiedliwić Rage'a. Zawsze to robił.]
Dobrze, już dobrze. [Wyburczał, ruszając za chłopakiem, skradając się
zupełnie tak samo jak on. Sytuacja i tak bawiła go niemiłosiernie. Gdyby
chodziło tylko o niego, to zwyczajnie przebiegłby parking najszybciej jak
potrafił i zniknął gdzieś pomiędzy ludźmi na ulicy. Później jakiś sklep, jakaś
kawiarnia, cokolwiek, byleby tylko odczepili się od niego Ci, którzy jeszcze
mieliby chęć go ścigać. Teraz jednak musiał tez zadbać o dobro Jamesa. Był mu
to winien, skoro ten ocalił jego tyłek. Kiedy tylko dotarli do samochodu wsiadł
na miejsce pasażera i zsunął się z niego tak by go nie było widać. Poczekał, aż
chłopak ruszy, wyjedzie z parkingu i da mu znać że już jest bezpiecznie.
Czekał, dusząc się ze śmiechu i zakrywając poczerwieniała twarz dłońmi.]
Nie wiem, co cię tak śmieszy... [Powiedział poważnie, ruszając z
piskiem opon.] I zapnij pasy. [Poprosił, a w końcu, gdy wyjechali na dość
ruchliwą ulicę, również się roześmiał. To był jednak śmiech ulgi, bo może
Michael nie widział, ale James już tak. Brunet i rudzielec wybiegli ze szkoły,
jak zdyszane, wściekłe byki. Fama musiała pójść, ale to nic. Dadzą sobie radę.
Wyciągnął telefon z kieszeni i wystukał numer, nawet nie patrząc na klawisze.
Prowadził prawie, jak wariat i to nie w kierunku żadnej restauracji, czy baru,
czy nawet w kawiarni. Dojeżdżali w zastraszającym tempie do rosnących w oczach
wieżowców. Nie bloków, ale wieżowców oszklonych ciemnymi szybami.] Cześć tato,
słuchaj. Było małe spięcie. Tak, znów uciekłem ze szkoły i chciałem ci tylko
przekazać, że Raveswortha nie będzie dzisiaj, ani jutro też zapewne. Tak, znów
się źle czuje. No dobra, dobra. Rozumiem, jadę do domu coś zjeść, a potem
odwiozę kolegę. Nie tato, powiem ci w domu. Miej oko na Gary'ego i Holta. No,
cześć. [Wsunął telefon z powrotem głęboko w kieszeń i dopiero wtedy spojrzał na
Michaela. W końcu też zatrzymali się przy dużej bramie wjazdowej, pilnowanej
przez ochroniarza w małej, białej budce.]
Tato? Hm? Chcesz powiedzieć, że właśnie dzwoniłeś do taty, żeby Cię
usprawiedliwił z nieobecności i on to tak zwyczajnie przyjął? [Radość Michaela
zniknęła na chwilę zastąpiona przez szczere zdziwienie. Owszem, słyszał, że
jeden z chłopaków jego ulubionej gromady ma powiązania z dyrektorem szkoły, ale
pojęcia nie miał, że facet z którym właśnie rozmawiał James był dyrektorem.
Patrzył na chłopaka, siedząc bez zapiętych pasów bo nie zdążył ich nawet
chwycić, kiedy podjechali pod bramę. Zamiast teraz kłopotać się o zapinanie
pasów rozglądał się dookoła chcąc się zorientować gdzie dokładnie są.] A co się
dzieje z Ragem? Dlaczego stwierdziłeś, że znów się źle czuje? [Nie patrzył
nawet na Jamesa, kiedy zadawał te pytania. Nadal całą jego uwagę pochłaniała
usilna lokalizacja ich miejsca pobytu.]
Rage do mnie dzwonił i prosił mnie bym miał na ciebie oko, bo on sam
nie może. Pewnie znów go jakieś przeziębienie złapało, albo coś. Ma mało
odporny organizm. [Wyjaśnił, chociaż sam w sobie wiedział, że mija się okrutnie
z prawdą. Niestety musiał jakoś uspokoić Michaela, a i on nie był od tego by
rozpowiadać o prywatnych sprawach pisarza.] Idziemy do mnie, zamówimy sobie
pizzę do domu, albo coś ugotuję. Mój żołądek chyba usechł. [Westchnął ciężko,
gdy przejeżdżali przez podniesione zabezpieczenie. Uprzednio James pokazał
stróżowi kartę wjazdową. Spojrzał na chłopaczka i uśmiechnął się szeroko.] Mój
tata jest dyrektorem. Dlatego w zasadzie tam chodzę, by mógł mnie mieć blisko i
toleruje moje wyskoki, bo wie, że wolałbym robić coś zupełnie innego, a
najbliższa placówka jest albo daleko, albo blisko mamy, a do niej nie mam
zamiaru jechać. [Poczochrał chłopaka po włosach kolejny raz.] Nie martw się,
będzie dobrze, a oni... I tak powinni wylecieć.
A co takiego chciałbyś robić? Nie podoba ci się nasza uczelnia? [Jakoś
nie docierało do niego, że można chodzić do szkoły tylko dlatego, że ojciec
tego chce. On chodził na tę uczelnię bo kochał taniec i wiedział, że dokładnie
w tej szkole może nauczyć się tego na czym mu najbardziej zależało. Nie
chciałby nigdy chodzić do innej. Ciężkie westchnienie poniosło się po
samochodzie, kiedy Michael przymknął oczy, przekrzywiając lekko głowę w
odpowiedzi na czochranie. Zaczynał się do tego przyzwyczajać. Ba! Zaczynało mu
się to nawet podobać.] W takim razie też musiałbym gdzieś zadzwonić, ale nie
wiem czy mogę. [Mruknął, wyjmując telefon i patrząc na niego tępym wzrokiem. Po
chwili doznał olśnienia i wystukał krótką wiadomość, po wysłaniu której, wsunął
telefon do kieszeni.] Mogę ci ewentualnie zrobić sałatkę, lub zaparzyć herbatę,
lub kawę. Na tym moje zdolności kulinarne się kończą. [Wypalił z uśmiecham,
rozkładając bezradnie ręce na boki.]Chociaż nie! [Klasnął w dłonie z uciechy, że
przypomniał sobie coś jeszcze.] Potrafię przygotować genialny deser lodowy!
[Tak, w tym był niemal mistrzem, jeżeli tylko w zasięgu jego rąk było
dostatecznie dużo składników.]
Nie mówię, że mi się nie podoba. Mogę chodzić na każde zajęcia, na
jakie chcę. Korzystam więc trochę z tańca, trochę maluję abstrakcyjnie,
uczęszczam z Ragem na zajęcia teatralne, różnie. Poza tym, miałeś mi na coś
odpowiedzieć w szkole i nie odpowiedziałeś, a ja jestem pamiętliwym człowiekiem
Michasiu. [Mruknął, zajeżdżając pod jeden z pierwszych wieżowców. Zaparkował,
ale nie zgasił silnika mimo tego, że wysiadł. Oddał kluczyki chłopakowi
stojącemu przy drzwiach, a kiedy tylko i Michael wysiadł z auta i obaj znaleźli
się bezpiecznie na chodniku, chłopak wsiadł za kierownicę i odjechał postawić
auto w podziemnym parkingu. Na policzkach Jamesa, od momentu, gdy młody
wspomniał o lodach kwitnął rumieniec. Deser lodowy kojarzył mu się zupełnie z
czymś innym, co chłopak miał pewnie na myśli. Z cichym westchnieniem, objął
dzieciaka ramieniem i poprowadził do środka, wolną dłonią wyciągając portfel, a
z portfela zębami, kartę magnetyczną.] Tak swoją drogą, powiedz Dorianowi, że
nie musi się o ciebie martwić. Nie zrobię ci krzywdy, chyba, że ucierpi twój
żołądek z nadmiaru jedzenia. [Brutalnie wyrzucił z głowy nachalne myśli o
'lodach' i wyszczerzył się do Michaela promiennie. Odprężył się i było to
widać, kiedy przekraczali kolejne progi posesji. Był u siebie i nawet gdyby
cokolwiek przyszło mu głupiego do głowy - a łapał się na tym, że przychodziło,
jak nawet te głupie lody - to nikt nie mógł ich widzieć i nikt nie mógł nic
nikomu powiedzieć. Poprowadził chłopaka do windy, by wjechali na jedno z
wyższych pięter wieżowca.]
[Poczuł, jak twarz promienieje mu z radości. Całkiem miło było tak iść
przy boku Jamesa i czuć się bezpiecznie. Dorian dawał mu spore poczucie
bezpieczeństwa, ale to było inne. Z Dorianem znali się tyle lat, że nie musieli
czasami rozmawiać by znać swoje sekrety i myśli. Z Jamesem dopiero się
poznawali i to było fajne. Chłopak malował mu się w zupełnie innych barwach.
Michael odruchowo wtulił się w jego objęcia.] Ale co mam dodać? Dorian miał
dzisiaj podjechać po Rage'a pod szkole. Maja się spotkać na próbie do
przedstawienia. Napisałem mu, że Rage jest chory. Pewnie będzie chciał pojechać
do niego. [Uniósł spojrzenie na twarz chłopaka. Podobała mu się swoboda, jaka
się na niej malowała. Teraz, kiedy byli poza zasięgiem wzroku innych James
wydawał się bardziej sobą. Bardziej nawet niż w sali baletowej.] Nie wiem
tylko... [Zanim dokończył zdanie rozległ się dzwonek jego telefonu. Wyciągnął
go z kieszeni i przeczytał wiadomość, jaka do niego przyszła. Jego mina nie
oznaczała zadowolenia.] Kurcze. [Mruknął, zerkając na Jamesa.] Dorian prosi,
żebym poszedł do sekretariatu po adres Rage'a.]
Pewnie będzie chciał. Nie musisz iść do dyrektora, podam ci adres.
Zawsze też Dorian może do niego zadzwonić, czy w ogóle Rage chce się z nim
spotkać. [Skrzywił się mimowolnie, myśląc o przyjacielu, a z jego płuc wyrwało
się głębokie westchnienie. Wiedział, jaki Rage był skryty i samodzielny -
mógłby nie chcieć odwiedzin i pomocy. James przywołał windę, na którą nie
czekali długo. Wjechali na piętro, co zajęło już nieco więcej czasu, niż samo
czekanie. Na każdym piętrze były po dwa mieszkania. Otworzył kartą drzwi do
swojego lokum i zaprosił Michaela gestem dłoni. Mieszkanie było duże - bez
przedpokoju. Zaraz za wejściem malował się pokaźny salon z dość nowoczesnym
wyposażeniem i wypoczynkiem. Po prawej było wejście do kuchni, a po lewej troje
drzwi - do sypialni ojca, do sypialni Jamesa i te najbardziej z lewej do
łazienki.]
Jeśli byłbyś tak miły. Wyślę Dorianowi i niech się sami dogadują.
[Wszedł do mieszkania Jamesa i zatrzymał się zaraz za progiem. On nie pochodził
z tak zamożnej strefy wiec mieszkanie wydało mu się niemal pałacem. Nie
wiedział czy ma zdjąć buty, czy zostać w nich, czy wejść dalej, czy raczej
pozostać zaraz za progiem. Zmrużył oczy i przyglądał się całemu pomieszczeniu z
nabożną uwagą.] Bardzo ładnie tu masz. [Wydukał, decydując się jednak na
zdjęcie butów. Mógł chodzić w skarpetkach, jak po domu, nie przeszkadzało mu
to. Niemniej jednak wnętrze i jego przepych mało pasowały mu do Jamesa. Aż
raziła ta inność i ta rozbieżność miedzy tym jakiego go poznał a jakim zaczynał
go widzieć obecnie.]
Mama je urządzała, jak tata je kupił. Czuję się tu dziwnie, ale jednak
u siebie. Mogłeś nie ściągać butów i tak pewnie jest na podłodze kurz.
[Przeczesał włosy Michaela, gdy ruszył do kuchni. Lubił jego włosy i jakby
mógł, a nie wydawało by mu się do dziwne, to siadłby i zaczął go czesać. Sam
nie ściągnął butów, a tylko bluzę, którą rzucił na pierwszy lepszy fotel.
Został w samej, o dziwo przyciasnej koszulce. Nie była specjalnie o mniejszym
rozmiarze. James ją ubóstwiał, odkąd tylko zobaczył ją na wystawie i dostał
kilka lat wcześniej na urodziny od Rage'a. Niemniej jednak Michaelowi mogło się
to wydać dziwne. Zwłaszcza, kiedy James wyciągnął ręce w górę, przeciągając się
kocio. Chłopak mógł dostrzec niewielki tatuaż na jego lędźwiach w kształcie gwiazdek.
Gdzie indziej też posiadał, ale tego już nie było dane zobaczyć blondynowi,
bowiem James zniknął w kuchni, z której zawołał kolegę.]
Miałeś mi podać adres Rage'a. [Przypomniał wchodząc za chłopakiem do
kuchni. Owszem, patrzenie na Jamesa sprawiło Michaelowi przyjemność. Było to
jednak inna przyjemność niż w przypadku Jamesa i osoby Michaela. Blondasek
wiedział, ze jest gejem, nie krył się z tym i otwarcie podziwiał ciało Jamesa z
lekko otwartymi ustami. Nie chciał zawstydzać chłopaka lecz kiedy tylko
ponownie zobaczył go w tej koszulce, przełknął głośniej ślinę, oparł się o
jakąś szafkę i uśmiechnął się dość wrednawo.] Całkiem niezłe jest z Ciebie
ciacho. Może gdyby nie fakt, że poznaliśmy się jako śmiertelni wrogowie,
mógłbym nawet kiedy o Tobie pomyśleć zupełnie inaczej niż teraz. W całkiem
innych kategoriach.
Osiedle Stromwella, czterdzieści b, mieszkania osiem. [Wyrecytował, po
czym odwrócił się od lodówki, którą miał zamiar otworzyć i spojrzał na Michaela
z dziwnym uśmiechem.] Wiesz, że to miłe? Chociaż jesteś chłopakiem, to serio
miłe. W zasadzie dawno żadna dziewczyna mi nie powiedziała, że jestem
przystojny. Dziewczyny są dziwne. [Westchnął z zastanowieniem i powrócił do
lodówki, w której zaczął grzebać. Przyszły mu na myśl jego niedoszłe miłości i
z każdą chwilą coraz bardziej wgłębiał się w to, że dziewczyny są naprawdę
nienormalne - albo w jedną, albo w drugą stronę.] Hah! Tak się składa, że
teoretycznie nie mam nic zjadliwego. Chyba, że lubisz gulasz meksykański.
[Wyciągnął z lodówki garnek, by sprawdzić zawartość. Wydawało mu się co to
jest, ale szczerze mówiąc nie był do tego przekonany. Postawił garnek na
szafce, spojrzał na Michaela dość konspiracyjnie i otworzył pokrywkę z
wahaniem.] Tak, to jednak jest gulasz meksykański.
Nie mam pojęcia, nie jadłem. Dobre? [Nie patrzył nawet na to co robił
James bo właśnie kończył pisanie wiadomości do Doriana. Musiał mu tez napisać
by nie czekał na niego pod szkołą bo go tam nie ma. Nie wyjaśnił jednak
dlaczego, nie widział takiej potrzeby. Dopiero gdy wsunął telefon ponownie do
kieszeni, zerknął na gospodarza z lekkim uśmiechem na ustach.] Tak, są dziwne
ale tylko dlatego, ze wychodzą z siebie, żeby się przypodobać facetom. [Ha,
wiedział nieco o dziewczynach z trochę innej perspektywy niż James bo one do
niego odnosiły się często jak do przyjaciółki.] , może są ślepe. [Podszedł do
garnka i zajrzał Jamesowi przez ramię by chociaż zobaczyć co tam się kryje.
Niestety nie zobaczył nic, wiec bez chwili wahania, wsunął się pod ranie
chłopaka i stanął między nim a blatem na którym stało naczynie.] Nie-e, chyba
jednak nie lubię gulaszu meksykańskiego. [Mruknął, odwracając głowę w stronę
kolegi. Jakoś nie podeszło mu to co zobaczył.]
[Nie wyglądało źle. Trochę mięsa, warzywa, a wszystko otoczone
ciemnobrązowym sosem. Mimo wszystko, w dłoni Jamesa pojawiła się łyżka, która
chwilę później z malutką porcją powędrowała do ust Michaela.] Spróbuj.
[Poprosił, uśmiechając się słodko, a jednocześnie diabelsko, jakby to była
trucizna. W zamian pogłaskał chłopaka po biodrze, bo zsunął na nie rękę, gdy
blondyn się wsunął pod nią i objął go w pasie. To wszystko wydawało mu się tak
naturalne, że nawet nie zauważył, że równie dobrze mogliby być parą z
kilkuletnim stażem, okazującą sobie drobne, aczkolwiek istotne czułości podczas
czegoś tak prozaicznego, jak przygotowywanie posiłków.]
[Michaś otworzył posłusznie usta i pozwolił się nakarmić. Nie zwrócił
nawet uwagi na to, jak bardzo blisko znajdował się James i jak bardzo miło
zrobiło mu się, kiedy poczuł na biodrze jego dłoń. Nie, to akurat byłoby
kłamstwo. Skoro poczuł przyjemność z zaistniałej sytuacji, zwrócił na to
wszystko uwagę. Nie odsunął się i nie uciekał. Nie komentował i nie negował
zachowania chłopaka. Przyjął to za gest przyjaciela jakiego zyskiwał i miał zamiar
cieszyć się chwilą. Połknął porcję gulaszu i oblizał usta z resztek, jakie na
nich zostały.] no dobrze, stwierdzam ze jest jadalne. Ale zjem to pod jednym
tylko warunkiem. [Odwrócił się w stronę gospodarza i położył mu dłoń na sercu.]
Dostanę później coś na deser.
Pewnie chcesz loda, prawda? [Nie mógł się powstrzymać przed nutą
ironii w głosie, ale bez jakiejś głębszej złośliwości. Nie wiedział dlaczego,
ale myśl o podkuszeniu Michaela sprawiała mu wyjątkową przyjemność. Oblizał
usta i odwrócił spojrzenie w stronę garnka, który przykrył.] Zdecydowanie pizza
i możemy sobie jeszcze zamówić jakieś... lody. [Uśmiechnął się pod nosem,
usiłując się nie roześmiać. Chociaż nachodziły go przyjemne odczucia, to jednak
dziwił się gdzieś w środku, że pozwala sobie na takie myślenie i że w ogóle coś
takiego wpada mu do głowy. Z resztą, jakoś niespecjalnie egzaltował swoją
niechęć do chłopaków. Mogli robić co chcieli, byle nie z nim, ale teraz kiedy
tak głębiej się nad tym zastanawiał, to coraz bardziej miał ochotę sprawdzić,
co by było gdyby.]
[Wyciągnął dłoń w górę i pogłaskał nią policzek chłopaka. Następnie
wspiął się na palce, przytrzymując się rękoma za pas chłopaka i cmoknął go w
policzek by po chwili zbliżyć usta do jego ucha i wyszeptać.] Tak, bardzo
chętnie zajmę swe spragnione usta jakimś lodem. [Musnął delikatnie płatek ucha
chłopaka po czym wywinął się spod jego rak i czmychnął za blat kuchenny z dość
szyderczym uśmiechem. Wskazał na niego palcem i zmrużył oczy, zanim się
odezwał.] Prowokujesz i jesteś złośliwi. To nie jest fair ale wybaczę Ci ale
jeśli zrobisz to jeszcze raz, zemszczę się i to dość okrutnie. [Nie uśmiechał
się choć miał straszną na to chęć. W środku jego dusza szalała z rozbawienia,
gdy wyobraził sobie jak się rozbiera i prowokacyjnie tańczy przed Jamesem,
sprawdzając jego wytrzymałość a potem ucieka. Tak, to byłaby zemsta stulecia.
Chyba.]
Mam większą ochotę cię prowokować, niż zamawiać pizzę, o której pewnie
bym i tak zapomniał. [Stwierdził szczerze, ale nadal był w tym jakiś podtekst.
Uśmiechnął się lekko i z tym uśmiechem, zadowolonego z siebie łobuza, schował z
powrotem gulasz do lodówki. Wyszedł zza wysepki i machnął na Michaela dłonią.]
Chodź, pokażę ci moją sypialnię, to znaczy pokój. [Po drodze do środkowych
drzwi, które wcześniej chłopak mógł widzieć, wyciągnął telefon. Nadal był
głodny, ale skupiając się na tym, co wyczynia z własnej woli z Michasiem,
zapomniał o swoim żołądku zupełnie. Pchnął lekko kremowe drzwi, stukając numer
do pizzerii. Pokój był dość duży i można było w nim znaleźć wszystko. Przez
szafkę z półkami pełnymi sprayów do malowania ścian, zwykłą szafę i
meblościankę na której był ustawiony sprzęt, aż po sztalugę na środku pokoju.
To wszystko obstawiało lewą ścianę. Na wprost pod wielkim oknem stało biurko, a
na nim porozrzucane kartki, laptop, kilka kubków po kawie i wielka, gliniana
figura konia. Po lewej zaś, co chyba było podstawą sypialni, stało ogromne
łóżko z zieloną pościelą w groszki. Spod łóżka wystawała dość duża głowa
pluszowego aligatora i gdyby nie reszta zadbanego domu, to można by pomyśleć,
że znaleźli się w jakimś składzie pamiątek.]
[Michael wszedł do pokoju i rozejrzał się. Faktycznie wyglądało to jak
skład dziwnych rzeczy. Nie patrząc na Jamesa i nie zważając na to czy mu wolno
to zrobić czy nie, podszedł do półki z puszkami i obejrzał je wszystkie
kolejno, dotykając jednego i kolejnego pacami. Potem zbliżył się do konia,
którego pogłaskał po łbie i grzywie, obchodząc go dookoła na tyle na ile się
dało i muskając jego gliniane ciało opuszkami palców. Nie odzywał się, oglądał.
Po wystroju pokoju można poznać człowieka i jego zainteresowania, więc patrzył
uważnie na to co się tu znajdowało. Podszedł do łóżka, sprawdził jak twarde
jest i pochylił się po aligatora. Wyciągnął go i przytulił z rozkosznym uśmiechem,
zerkając na Jamesa.]
Dostałem na urodziny od przyjaciela, jak byłem młodszy. Kiedyś
zbierałem pluszowe misie, ale moja pierwsza dziewczyna mnie wyśmiała i
przestałem. [Łóżko było średnio twarde i sprężyste. Idealne do wygodnego spania
i dobrego seksu, jak to kiedyś ktoś powiedział. Uśmiechnął się szeroko i
podszedł właśnie do łóżka, by na nim przysiąść. Spoglądał na Michaela uważnie.
Teraz wydawał mu się jeszcze bardziej uroczy z pluszakiem w rękach. W końcu
zebrał się na to by zadzwonić do pizzerii. Znali go i wiedzieli co mają
przywieźć. Żadnych cudów, zwykła pizza ze zwykłymi dodatkami i zimną colą w
zestawie. Rzucił telefon na biurko do burdelu i legł na łóżku, zrzucając buty.]
Będą za piętnaście minut, może dwadzieścia. [Poinformował blondyna, którego
mierzył wzrokiem coraz bardziej zachłannie.]
[Głaskał pluszaka, tuląc go do siebie bardzo czule. Uśmiechał się.
Odwrócił się do chłopaka i przyjrzał mu się z zainteresowaniem.] Wiesz, ze to
było głupie? To rezygnowanie z pasji tylko dlatego ze komuś się nie spodobała.
[Przysiadł na łóżku z aligatorem w dłoniach. Nie miał chęci kłaść go ponownie
pod łóżkiem. Ułożył go na brzuchu Jamesa i pogłaskał po pyszczku.] Wiesz jak mu
jest przykro, kiedy tak leży samotnie w kurzu i słucha jak oddychasz podczas
snu? Nie chciałbyś chyba, żeby Ciebie ktoś wpakował pod łózko, prawda? [Mówił
całkiem poważnie. Nie interesowało go czy chłopak go za chwilę wyśmieje czy
nie. Miał osobliwe podejście do pluszaków i nienawidził gdy ktoś traktował je
nieczule.]
Michael, on nie leży pod łóżkiem. Pod łóżkiem jest tylko w dzień,
inaczej śpi ze mną, bo nie mam z kim sypiać. [Odparł szczerze. Chłopak
zmotywował go do wyznania dość wstydliwej, jak na studenta prawdy, a prawda
była taka, że pluszak dawał mu poczucie bliskości.] Lubię go, tylko on mi
pozostał. Resztę oddałem do sierocińca i chyba sądzę, że tam się te pluszaki
lepiej przydały niż mnie. [Uśmiechnął się zerkając na chwilę na aligatora, po
czym powrócił spojrzeniem do chłopaka i uśmiechnął się jeszcze szerzej.] Poza tym
byłem wtedy w fazie buntu i głupio mi było, jak moja pierwsza dziewczyna
powiedziała, że nie będzie się ze mną kochać, bo misie patrzą się na jej tyłek.
Wiesz, jak człowiek jest młody i głupi, to i nachodzi go desperacja.
[Zawyrokował, mrugając oczami. Chciał żywego człowieka obok siebie i może
dlatego nagle naszła go ochota, by dosłownie to blondyn sobie na nim tak
wygodnie leżał. Aż przykrył twarz dłońmi z wrażenia, kiedy sobie to
uświadomił.]
[Zabrał mu dłonie z twarzy bardzo delikatnie. Położył się obok na boku
i podparł głowę na ugiętej ręce, przyglądając się Jamesowi z dziwnym błyskiem w
spojrzeniu.] Nie musisz się wstydzić. Obiecuję że nikomu o tym nie powiem.
Zresztą... Zdradzę Ci mały sekret. [Pochylił się by wyszeptać mu sekret w ucho,
mimo tego, że nie było prócz nich nikogo w tym pomieszczeniu jak i w całym
mieszkaniu.] Ja też śpię z pluszakiem, bo też śpię samotnie. [Jakoś tak wyszło,
że wsunął dłoń pod aligatora i ułożył głowę na piersi Jamesa, wzdychając ciężko
i przytulając się do niego z chęcią i nikłym oddaniem. Nikłym bo sam nie
wiedział na ile może sobie pozwolić. Emocje go zmęczyły. Czuł, że odpływa w
sen. A tego nie chciał.]
[Przeraził się, aż zamarł na kilka sekund. Ten szept i te słowa wydały
mu się kuszące, że chciał sprawić, by oboje przestali się tak czuć. Przeraził
się też dlatego, że miał ochotę wciągnąć na siebie Michaela, jak tego pluszaka,
przytulić go, a nawet… Nie, nie. To było za wiele. Skarcił się w myślach za
głupotę jakiejś dziwnej fascynacji. Nie odsunął się jednak, obierając myślenie
innym torem – że to nic nie znaczyło, że to, iż serce tłukło mu się w piersi
wcale nie oznaczało tego, że czuje pociąg do facetów. Polubił chłopaka i chciał
go jakoś wesprzeć, bo przecież wiedział, a raczej sam był słuchaczem fascynujących
przygód swoich kolegów, kiedy dręczyli dzieciaka. Odetchnął głęboko i
uśmiechnął się, po czym wsunął rękę pod chłopaka i przytulił go mocno,
oczywiście po przyjacielsku.] Znajdziesz sobie kogoś takiego, kto będzie z tobą
spać, będzie przy tobie zawsze i nie będzie tylko przyjacielem, uwierz. Mam
dobre przeczucia. [Odparł, gdy jego tętno nieco zwolniło i z wielką ochotą
wplótł palce we włosy Michaela, które po chwili zaczął przeczesywać palcami,
jednocześnie delikatnie muskając jego szyję.]
[Z anielskim wręcz uśmiechem spojrzał na Jamesa, układając dłonie na
jego piersi, a na nich wspierając brodę. Patrzył na niego uważnie, kładąc po
chwili głowę na boku.] Wiesz, czasami mam wrażenie, że to jakaś bajka. Że
teraz, kiedy tu jestem, znalazłem się w innej rzeczywistości bo Ty jesteś inny.
[Dokładnie tak się czuł, jak chłopczyk wrzucony do bajki w której świat jest
piękny. Tyle tylko, że zdawał sobie sprawę z tego, że to nie jest prawdziwy
świat i ze za chwilę wszystko może prysnąć.] Nie potrzebny mi ktoś, kto będzie
ze mną sypiał, James. Nie potrzebny mi nikt na siłę i nie szukam nikogo. Jest
jak jest, pogodziłem się z tym jak ludzie podchodzą do gejów. Nie mam zamiaru
zmieniać świata, a jak mam znaleźć miłość, to kiedyś ją znajdę. Czyż nie?
[Owszem, bardzo chciał się kiedyś zakochać. Bardzo chciał poczuć się wyjątkowym
ale nie zamierzał wzdychać do każdego napotkanego faceta.] Jak to jest, James?
Jak to jest wiedzieć, że się kogoś pokochało? Czułeś coś takiego do jakiejś
dziewczyny?
W zasadzie... Nie. Zazwyczaj moje związki opierały się na seksie. To
mi wystarczało, ale za żadną nigdy nie płakałem i za żadną nie tęsknię. Po
prostu wierzę, że to się kiedyś stanie. [Wzruszyłby ramionami, ale nie chciał
się ruszać. W zamian za to przymknął oczy i jeszcze bardziej intensywnie zaczął
pieścić głowę Michasia. Zastanawiał się, jakby to było i czy mogło być, ale
każdy związek, to była poniekąd porażka i raczej nie wspominał ich miło.] To
było na zasadzie, że one mnie podobno kochały, a ja je lubiłem... W łóżku.
Chociaż może nawet nie. [Powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem i wolną
dłonią poprawił poduszkę pod głową. Dawno z nikim o tym nie rozmawiał i nie
zastanawiał się nad tym co było. Nikt nawet nie pytał o jego życie uczuciowe,
którego praktycznie nie było.] To miło wiedzieć, że jesteś dla kogoś
pociągający, a ja nie jestem homofobem mimo wszystko i to, że podobam się tobie
też jest miłe.
Nie mówiłem, że mi się podobasz by sprawić Ci przyjemność. Uwierz, że
jeśli coś mówię to mówię szczerze. [Otworzył już usta by dodać coś jeszcze, gdy
rozległ się dzwonek do drzwi. Zerwał się więc z łóżka, jak poparzony i nerwowo
poprawił ubranie.] Pizza, to chyba pizza, prawda? Mam nadzieję... [Wyraźnie
dotarło do niego nagle gdzie i z kim się znajduje i w jak nietypowej był
sytuacji. Poczerwieniała twarz świadczyła o wstydzie, jaki poczuł na samo
wspomnienie, iż zamiast pizzy mógł to być dyrektor uczelni, albo ktoś inny, kto
wcale nie musi pochwalać znajomości Jamesa z Michaelem. Nie poszedł otworzyć
drzwi. To nie było jego mieszkanie i nie wypadało by tak się zachował, ale
wyszedł pospiesznie z pokoju chłopaka i usiadł grzecznie na kanapie w salonie.]
Pisałam komentarz i coś nacisnęłam, i muszę to robić jeszcze raz. :(
OdpowiedzUsuńMasz fantastyczne opowiadanie. Wspaniale opisujesz emocje bohaterów. Uczucia, jakie są w nich, obdarzają innych lub emanują z poszczególnych postaci. Z początku denerwował mnie zapis dialogów. Po raz pierwszy z czymś takim się spotykam. Nie robisz tego, jak inni lub jak są w książkach. Ale przyzwyczaiłam się do tego i już mi się wszystko czyta bez problemów. :D
Seks Rage’a i Doriana był oszałamiający. Normalnie ach i och. Czułam wszystko to co oni i nie żartuję, jak powiem, że każdą cząstką ciała. Ciarki przyjemności mnie przechodziły w czasie tej sceny. Mrauuu. Cudnie. :D
Po przeczytaniu tego ostatniego rozdziału mam wielką ochotę na zbliżenie Michasia i Jamesa. Oni faktycznie tak naturalnie się do siebie zbliżają. I ta scena w kuchni, wyglądała jakby oni byli razem od dawna i w dodatku byli małżeństwem. :D Bardzo mnie ciekawi jak to będzie pomiędzy nimi. Nie tylko w łóżku, ale i w codziennych relacjach.
Ciekawi mnie też na co chory jest Rage. I jak potoczą się jego dalsze relacje z Dorianem. Jak wyjdzie to przedstawienie teatralne itd.
I fajnie, że Michaś nie jest tylko tłem i będzie miał swoje pięć minut.
Pisz dalej, bo ja chcę to czytać i przeżywać razem z nimi wszystko to co się dzieje.
Życzę Ci dużo weny. :D
Jak nie masz nic przeciw to dodaję Cię do linków u siebie. Może znajdzie się więcej czytelników. :D
Jasne ^^ też Cię dodałam. Dzięki za komentarz, jest naprawdę budujący :D
UsuńTe emocje. Ech... zabijasz mnie ale w dobrym tego słowa znaczeniu:) Uwielbiam to opowiadanie. Można czuć to tak jakby się się tam było. I ta para jest jeszcze lepsza od tamtej, tu jest wolniej i nie śpią ze sobą tak szybko:) Ale tamci też są świetni. No i super że dodajesz rozdziały tak szybko:) Weny
OdpowiedzUsuńByło zabawnie. Ucieczka przez okno, skradanie po parkingu, chowanie się w samochodzie i chichotanie Michaela bardzo mi się podobało. Zachowywali się jak rasowi przestępcy. Potem atmosfera coraz bardziej się zagęszczała. Michael podziwiający ciało Jamesa, robienie loda tfu, lodów w planie, scena w kuchni, głaskanie pluszaka i TADAM!PIZZA! Co oni w tych usługach tacy szybcy się zrobili?
OdpowiedzUsuńCzemu rozdział tymczasowo niedostępny? buuu nie moge doczytać:(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
rozdział tymczasowo niedostępny tak jak pierwszy...a najbardziej dziwi mnie to, że zamiast pisać rozdział II jak nacisnęłam na' spisie treści to wyskoczyło mi tutaj : "rozdział V niedostępny"
OdpowiedzUsuńA u mnie pierwszy jest dostepny...
Usuń