Rocco zakradł
się do domu, wchodząc do swojego pokoju po drzewie i zaraz położył się spać.
Nie chciał myśleć o tym co się wydarzyło. Nie dlatego, że przerażała go wizja
zdarzeń, ale dlatego, że czuł się cholernie głupio, gdy uświadamiał sobie, jak
bardzo niesprawiedliwie oceniał Chace'a. Mężczyzna okazał się przyjaznym i
miłym człowiekiem, a on, na dobry początek, podejrzewał go o zapędy rodem z
horroru.
Długo
kręcił się na łóżku i walczył o sen. Długo myślał nad wszystkim i nie potrafił
zrozumieć swojej głupoty. Obiecał sobie solennie, że już nigdy nie dopuści do
takiej sytuacji. Zasnął dopiero około piątej, wiec kolejnego dnia spal aż do
obiadu. Mama zaglądała do niego co jakiś czas i zanim zobaczyła jego otwarte
oczy, zdążyła już zacząć się martwic, że syn jej się rozchorował. Była
niedziela, więc nie kazała mu na siłę wstawać.
– Zejdziesz
na obiad? – zapytała z wyraźną troską w glosie, gdy Rocco powitał ją nieśmiałym
uśmiechem i cichym 'Cześć, mamo'
– Tak,
tylko się wykapie, dobrze? – Wyszedł spod kołdry, a mama zniknęła na dole.
Chłopak wziął długą, gorącą kąpiel i długo też stał przed lustrem, wpatrując
się w swoje odbicie. Co zrobił po wyjściu z łazienki? Wyszperał z kieszeni
spodni fałszywy dowód, połamał go i wyrzucił do kosza.
Chace
również spał do południa. Nie dlatego, że nie mógł spać, a dlatego, że
skończyli część pracy z ojcem dopiero nad ranem. Możliwe, że spałby dłużej, jak
pan Collins, jednakże obudził go natarczywy dźwięk dzwonka, wydobywający się
spod poduszki.
Pierwsze co
zrobił po przebudzeniu, to sięgnął na stołek, gdzie odłożył swój telefon. Ten
jednak milczał zawzięcie, a dzwonienie nie ustawało. W końcu, oprzytomniawszy
lekko, wsunął dłoń pod poduszkę, załapując skąd tak naprawdę dochodzi hałas.
Spojrzał na wyświetlacz, ale nie odebrał.
Urządzenie
nie należało do niego. Więc do kogo? Przed oczami krążyły mu stada liter i
liczb wyglądających, jak mrówki dopiero, gdy zmusił swój umysł do cięższej
pracy, przypomniał sobie, że miał poprzedniego wieczoru gościa. Bardzo
strachliwego, młodego, który najwyraźniej musiał zostawić telefon.
Odłożył go
i jeszcze chwilę medytował nad białowłosym. Mieli się nigdy więcej nie
zobaczyć, a tu niespodzianka. Najpierw jednak zapałał miłością do kawy i kiedy
zwlekł się z łóżka, zszedł na dół do baru, by ją dostać. Seth dziwnym sposobem
potrafił niewiele spać i przychodzić wcześnie – zawsze uśmiechnięty od ucha do
ucha.
Młody
spędził popołudnie w towarzystwie rodziców. Zawsze doskonale się rozumieli i
zawsze lubili spędzać ze sobą czas. Opowiadał o szkole, o tym co się zmieniło
przez tydzień, a co pozostało takie samo.
W ciągu
tygodnia nie było na to tak dużo czasu co w niedzielę. Zawsze praca, szkoła,
obowiązki. Nawet czasami bywało tak, że widział tylko mamę, bo tato zostawał po
godzinach albo tylko tatę, bo mama miała popołudniowe zmiany w szpitalu.
Dopiero
około osiemnastej, gdy mama poprosiła go by zadzwonił do jednego ze swoich
kolegów z pytaniem czy jego babcia czuje się dobrze, Rocco zaczął poszukiwania
swojego telefonu. Wyrzucił wszystko z kieszeni. Poprzerzucał szuflady i
rozkopał łóżko. Na koniec usiadł po środku tego bałaganu i zaczął myśleć nad
tym, co wczoraj robił. Wprawdzie łapał się na tym, że miał luki w pamięci, ale
był niemal pewien, że telefon został w klubie albo na parkingu.
Był zły.
Obiecał Chace'owi, że się nie spotkają, więc nie mógł pojechać do klubu. Musiał
poprosić mamę, by zablokowała kartę, więc musiał też wymyślić gdzie i jak
zgubił telefon.
Mężczyzna wypił
kawę, a nawet wypił i dolewkę, zanim doszedł zupełnie do siebie. Wziął gorący
prysznic w klubowej łazience dla ‘specjalnych’ gości, przebrał się w rzeczy,
które zostawiał tutaj za każdym razem, kiedy wyjeżdżał na dłużej, a potem
jeszcze napisał do taty ckliwy liścik, zabrał telefon Rocco i zabrał też z baru
hamburgera, którego miał zamiar po drodze zjeść.
Nie był do
końca pewien, czy dobrze robi odwożąc chłopakowi urządzenie, ale był niemal
święcie przekonany, że chłopak sam nie przyjdzie. Z resztą doskonale pamiętał,
gdzie młody mieszkał.
Zajechał do
niego około godziny piętnastej, ale nie wysiadł z auta. Musiał dokładnie
pomyśleć co zrobić, by biedaka nie wydać, a jednocześnie nie wpędzić jego
rodziców w podejrzenia. Był dorosłym facetem, a dorośli faceci nie powinni się
kręcić obok takich małolatów.
Wcisnął się
bardziej w fotel, mając nadzieję, że jakimś cudem chłopak wyjdzie z domu,
rozpozna auto, albo będzie sam i będzie mógł go spokojnie zawołać.
– Mamo, ja
zaraz wrócę! – Rozległ się krzyk Rocco, kiedy otworzyły się drzwi do jego domu
i pojawił się w nich białogłowy chłopak. – Musze podejść do Brandona bo zdaje
się, że zostawiłem u niego telefon wczoraj.
Po
usłyszeniu odpowiedzi od mamy, chłopak zamknął drzwi, wsunął ręce w kieszenie
spodni i ruszył powoli przez podjazd. Musiał się przejść i pomyśleć. Nie miał
oczywiście najmniejszego zamiaru wracać do klubu, więc musiał wykombinować, jak
wyjaśnić mamie, że musi zablokować kartę sim.
Idąc w
stronę ulicy, kopnął jakiś nieduży kamyk i podążył za nim spojrzeniem. Wtedy to
zobaczył coś, czego nie spodziewał się zobaczyć nigdy więcej.
Nieopodal
domu stało czarne bmw. Aż zamarł. Wróciły wspomnienia poprzedniego wieczoru,
choć wcale nie musiało być to to samo bmw.
Stanął w
miejscu jak posag i patrzył to na samochód to na dom, z którego wyszedł, jakby
się bał, że za chwile mama lub tato wyjdą na próg i skojarzą wszystkie fakty za
sprawa tego jednego samochodu. Tak, inny człowiek ma wybujałą wyobraźnie jeśli
chodzi o zdemaskowanie go.
Chace przysypiał
na siedząco, kiedy doszedł go odgłos zamykanych drzwi domu naprzeciwko którego
stanął autem. Otrzepał się i spojrzał na wychodzącą osobę. Miał szczęście, że
nie był to nikt z dorosłych. Miał też nadzieję, że nikt z dorosłych nie
zorientował się, że Chace stał pod domem kilka ładnych godzin nim Rocco ruszył
się i z niego wyszedł.
Nie obchodziło
go pod jakim pretekstem, ale doskonale widział jego zdziwienie i niepewność.
Odpalił silnik i ruszył przed siebie, by zaparkować auto kilka domów dalej dla
bezpieczeństwa.
Dopiero po
tym wysiadł i czując się, jak jakiś oprych, pomachał dłonią do
zdezorientowanego chłopca. Z tej odległości był jeszcze doskonale dostrzegalny,
mimo zachodzącego słońca, więc Rocco nie mógł go nie rozpoznać. Teraz
wystarczyło tylko poczekać – znów – aż dzieciak zbierze się w sobie i może
skojarzy, że jego zguba się znalazła.
Chłopak pojęcia nie miał o co chodzi
Chace'owi, ale wolał do niego podejść, nim ten wpadnie na pomysł, by go wołać,
albo przyjść pod dom. Nie zwróciłby nawet uwagi na to, że to Chace, gdyby nie
to, że widząc, jak samochód rusza, musiał się upewnić, że odjedzie w nieznane,
więc powiódł za nim spojrzeniem.
Teraz
ruszył dość szybko w stronę mężczyzny, a kiedy się do niego zbliżał, na jego
twarzy mimowolnie pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
– Dzień
dobry. – Zatrzymał się w bezpiecznej odległości od mężczyzny, nie wyciągnął rąk
z kieszeni, więc ten nie mógł widzieć jak nerwowo, to zaciskają się one w
pięści to rozluźniają. – Stało się coś? – Nie chciał myśleć nawet o tym, co
mogło się stać takiego, że mężczyzna przyjechał. Może jakiś jego znajomy nawywijał,
a może to chodziło o niego samego?
– W
zasadzie nic, ale zostawiłeś wczoraj telefon i chciałem ci go oddać. Zapewne
już kombinowałeś, jak się usprawiedliwić rodzicom, prawda? – Chace też się
uśmiechnął dość szeroko. Nie oczekiwał, że chłopak doceni jego starania i dobrą
wolę, by przypadkiem nie wyszło, że wczoraj nie było go w domu. Wyciągnął z
kieszeni zgubę i podał ją chłopakowi, przekrzywiając przy tym głowę w bok.
W tamtej
chwili lepiej mógł się przyjrzeć Rocco. Ani oświetlenie klubu, ani oświetlenie
jego małego składziku nie dawało pełnego obrazu i chociaż młody wyglądał, jakby
miał pomarańczowe włosy przez łunę zachodzącego słońca, to przynajmniej dokładniej
widział jego twarz.
– Nie
musisz mi dziękować, ale fajnie będzie, jak przestaniesz się mnie bać, to
naprawdę demotywujące. Czuję się, jak jakiś potwór, albo mafios, porywający
młodych, niewinnych chłopców.
Na widok
zguby oczy młodego błysnęły radością, a usta ułożyły się w pełen szczęścia
uśmiech. Odebrał telefon z rąk mężczyzny i w pierwszym odruchu postąpił o krok
w jego stronę z zamiarem uściskania go lecz tak samo szybko jak ruszył, tak
samo się zatrzymał w miejscu. Nie znał jednak tego gościa, a wydawał się o
wiele od niego starszy i poważniejszy.
– Dziękuje.
Jest pan jak anioł, poważnie. I nie, ja się nie boje pana tylko... No.... Po
prostu wczoraj...
Tak, teraz
kiedy był już zupełnie trzeźwy to nie dość, że nie umiał mówić do Chace'a po
imieniu to jeszcze było mu sto razy bardziej wstyd przed nim za swoje
wczorajsze zachowanie. Spuścił wzrok na ulice i zaczął kopać w zdenerwowaniu
drobne kamyczki jakie tam leżały.
– Nie
zachowałem się jak trzeba. To było głupie, wiem ale... – Podniósł spojrzenie na
mężczyznę, położył dłoń w miejscu serca. – Obiecuje, nie pojawie się tam.
Poważnie. Nawet chciałem już powiedzieć mamie, że zgubiłem telefon.
– Wspominałem,
byś mówił mi po imieniu? – Chace nie mógł tego przeoczyć, ponieważ mimowolnie
skrzywił się na dźwięk słowa ‘pan’. Wsunął ręce w kieszenie i zakołysał się na
piętach, marszcząc czoło. – Nie będę cię oceniać, nie jestem od tego. Wiesz, że
zrobiłeś źle, ale już po kłopocie. Możesz przekazać swoim znajomym, że nie chce
ich widzieć w klubie w następny weekend, a ciebie… No cóż, może jeszcze kiedyś
się zobaczymy.
Po chwili
wyciągnął jedną dłoń z kieszeni i uścisnął policzek chłopaka, jak zawsze
ściskają dobroduszne i kochające ciocie.
– Miło cię
było widzieć. – Uśmiechnął się jeszcze ostatni raz nim ruszył do auta. Nie
wiedzieć czemu widok chłopaka poprawił mu samopoczucie, a na trzeźwo wydawał
się taki bardziej racjonalnie myślący i odważniejszy.
Rocco już
miał cichą nadzieję, że mężczyzna powie, że chciałby go widzieć w przyszły
weekend. Tylko dlaczego?
Miał
szesnaście lat, a Chace był dorosły. Był gejem, a mężczyzna oznajmił mu
wczoraj, że nim nie jest. Był dzieckiem, a tamten pracował i miał na głowie
milion innych spraw niż zadawanie się z dzieciakami.
Na jego
sercu zacisnęła się lodowata obręcz, a z oczu nagle zniknęła radość. Tylko
uśmiech pozostał. Stracił na sile i zrobił się wybitnie grzecznościowy, ale
chłopak nie potrafił już cieszyć się szczerze ze spotkania.
Właściwie
dopiero teraz dotarło do niego jak bardzo ucieszył go widok mężczyzny.
– Do
widzenia i jeszcze raz dziękuje, w takim razie. – Rzucił nim mężczyzna mu
uciekł.
– Zapisałem
ci swój numer na telefonie z nudów. Zadzwoń, jak będziesz chciał. – Chace wychylił
się przez uchyloną szybę i posłał chłopakowi szczery i zachęcający uśmiech.
Zawsze mogli porozmawiać, albo popisać. W końcu dla jednego i drugiego była to
jakaś odskocznia, a Chace nie miał znajomych w mieście. Wszyscy porozjeżdżali
się, albo pozakładali rodziny. Jemu się do tego nie spieszyło, wolał wolność.
Paradoksalnie
lubił też nowe znajomości, a znajomość z Rocco taka właśnie była. Przede
wszystkim jednak była niezobowiązująca i niemogąca się przekształcić w gorący
romans, jak to bywało z koleżankami starszego z braci Collinsów.
Po chwili
namysłu i kilku głębszych spojrzeń na białowłosego, utkanych uśmiechem,
odjechał, by wrócić do pracy. Nudnej, ale koniecznej pracy.
– A... – Młody
otworzył usta ze zdziwienia i przez chwilę nie wiedział co ma powiedzieć.
Popatrzył na telefon, jakby ten miał podpowiedzieć mu jak powinien się
zachować. Po krótkiej chwili milczenia posłał mężczyźnie rozbrajająco szczery i
radosny uśmiech. Nawet jego oczy zdawały się uśmiechać.
– Ja...
Jasne, dlaczego nie. – Nie było to być może najkwiecistsze i najmądrzejsze
zdanie, ale biorąc pod uwagę fakt, że chęć Chace'a do podtrzymania znajomości z
nim zbiła go zupełnie z tropu, był zadowolony, że cokolwiek zdołał z siebie
wykrzesać.
Odsunął się
o kilka kroków od auta i kiedy mężczyzna ruszył, pomachał mu dość energicznie.
Dopiero, gdy samochód zniknął za zakrętem białowłosy wrócił do domu.
~*~
Całą drogę Collins
uśmiechał się do siebie, ale zauważył to dopiero, kiedy zetknął się oko w oko z
własnym ojcem. Ten nie omieszkał mu wytknąć, że coś poruszyło nieczułe na
męskie wdzięki serce Chace’a i chociaż chłopak zaprzeczał i irytował się, to
jednak nie starło mu uśmiechu.
W końcu
też, około godziny dziesiątej skończyli z papierami, formalnościami i innymi
sprawami urzędniczymi mogli zając się dopiero w poniedziałek, więc Chace miał
chwilę oddechu.
Przysiadł w
swoim składziku na łóżku, oparł się wygodnie o ścianę i zaczął przeglądać
katalog mieszkaniowy. Blefował, że wprowadzi się znów do dawnego mieszkania.
Nawet jakby
nie było Michaela, któremu James poświęcał czas, to i tak dla starszego z braci
Collinsów nie byłoby miejsca. Trzech dorosłych mężczyzn, mimo zdolności
kucharskich dwóch z nich, to zły pomysł.
Zagryzł
czerwony, gruby flamaster w zębach, kiedy zakreślił ostatnie, interesujące go
mieszkanie i wyciągnął telefon. Nikt nie dzwonił, ani nie pisał, lecz dopiero
po chwili głębokiej medytacji wysłał do Rocco smsa, o bardzo twórczej treści z
przywitaniem.
Dzwonienie
o tej godzinie nie wchodziło w grę, nie chciał go budzić – o ile ten spał,
zważywszy na to, że chłopiec szedł w poniedziałek do szkoły.
Młody nie
pilnował telefonu. Nie miał na to ani czasu ani chęci. Niedziele zawsze były
zajęte sprawami rodzinnymi.
Kiedy
przyszła wiadomość od Chace'a, leżał w łóżku i czytał. Sięgnął po komórkę po
omacku i zerknął na wyświetlacz. Chace? Chace?! Chace!! Aż podniósł się do
siadu, a książka poleciała na podłogę. Nie wierzył.
Zamiast
otworzyć wiadomość kilka ładnych chwil siedział i patrzył na nazwę nadawcy.
"Cześć
:)" Odpisał, lecz zanim wysłał zastanawiał się nad słusznością swego
postępowania jeszcze dłuższa chwilę. Był zaskoczony wiadomością. Ale chyba
bardziej zaskakiwała go radość, jaką poczuł, gdy ją otrzymał.
To mogła
być naprawdę interesująca wymiana tekstowych wiadomości, gdyby nie fakt, że
Chace nie przepadał za ich pisaniem. Dzwonić także nie lubił, jednakże wymiana
informacji, jakichkolwiek, głosowo była zdecydowanie bardziej atrakcyjniejszą
formą.
Jak tylko
dostał sms zwrotny, wybrał numer Rocco i czekał na połączenie. Skoro chłopak
odpisał, znaczyło to, że jeszcze nie spał. Chace nie sądził, że wiadomość mogła
go obudzić.
W między
czasie stukał flamastrem o wargę i wpatrywał się w jedno z ogłoszeń namolnie,
usiłując nie zastanawiać się po co dzwoni do tego dzieciaka o tak niestosownej
godzinie.
W uszach
dzwoniła mu kpina wypowiedziana przez ojca.
– Słucham?
– Rocco odezwał się po czwartym sygnale. Nie odebrał zaraz gdy usłyszał dzwonek
bo... Bo siedział i patrzył tępo na wyświetlacz. Jego głos był dziwny. Ani
bardzo pewny, ani zalękniony. Po prostu dziwny. Pełen wahania i ciekawości
mieszających się ze sobą w koktajlu, jakiego Rocco nigdy wcześniej nie
doświadczył.
Położył się
na poduszkach i wbił spojrzenie w sufit, mając nadzieje na to, że ten neutralny
widok pomoże mu w zrozumieniu własnych reakcji.
– Nie
przeszkadzam? – Oczywiście pierwsze pytanie musiało być niepewne. Rocco w
słuchawce mógł dosłyszeć ciche plaśnięcie, ponieważ Chace uderzył się otwartą
ręką w czoło i uśmiechnął sam do siebie litościwie. – W zasadzie to chciałem
zapytać, czy wszystko w porządku. Poza tym strasznie się nudzę i postanowiłem
kogoś pomęczyć. Jako, że jesteś jednym z kilku kontaktów na mojej liście w
telefonie… Mam chwilę wolnego i nie wiem, co ze sobą zrobić.
Nie było to
najlepsze wyjaśnienie, ponieważ zakrawało na kłamstwo. Chace nie wiedział
dlaczego dzwonił i chociaż nie w jego stylu było kłamanie, to czuł, że jak nic
nie powie, to wyjdzie na jeszcze większego kretyna niż na początku.
– Nie, nie
przeszkadzasz, czytałem. – Chłopak uśmiechnął się do sufitu, jakby dokładnie
tam teraz siedział jego rozmówca. Słuchał cierpliwie pokrętnych wyjaśnień
Chace'a i szczerze powiedziawszy mniej z nich rozumiał niż rozumiał.
Kiedy
mężczyzna skończył, Rocco nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
–
Przepraszam – rzucił po chwili, odkasłując i starając się uspokoić na tyle by
mógł mówić składnie. – Zrozumiałem co prawda może ze cztery słowa z całej
twojej wypowiedzi, ale miło mi, że jestem dla ciebie przydatnym lekiem na nudę.
– Ręką, którą nie trzymał telefonu zaczął bawić się włosami, nawijając je na
palec i przeczesując, kiedy skręt stawał się ciasny.
– Skończyłeś
papierkową robotę?
– W
zasadzie skończyłem… I nie, nie jesteś lekiem na nudę. Poczułem potrzebę, by do
ciebie zadzwonić. Tak, jak na przykład potrzebuje się czekolady przez niedobór
magnezu w organizmie. Rozumiesz? Co prawda wolałbym porozmawiać na żywo, bo
lubię widzieć swojego rozmówcę, ale jak opiszesz mi swoją twarz i minę, to też
wcale nie będzie źle. – Chce zwolnił nieco tępo wypowiedzi, ale nie na
całkowicie żółwie. Wiedział, że mówi bez sensu, a jednak chciał mówić.
– Mam wolne
do jutra, nie mam ochoty schodzić na dół i pić, a w poniedziałek jadę z ojcem
dopełniać formalności. Więc teoretycznie cię okłamałem. Dopiero jutro zostanę
właścicielem klubu… Jednym z dwóch właścicieli.
– Jesteś
bardzo szczerym człowiekiem, wiesz? Nie znamy się właściwie, a ty opowiadasz mi
takie szczegóły ze swego życia. – Rocco nie potrafił przestać się uśmiechać do
sufitu. Miał jednak przemożną chęć by spełnić prośbę mężczyzny i przekazać mu
jak wygląda.
Przez
chwile, Chace nie słyszał w słuchawce prawie nic, poza kilkoma sapnięciami,
trzaskiem szuflady, szmerem przekładanych papierów i długopisów... Młody
przeturlał się na bok i sięgnął do szafki obok łóżka, by wygrzebać z niej
nieduże lusterko.
– Mam białe
włosy – zaczął, ni z gruszki ni z pietruszki, kiedy tylko ułożył się ponownie
na poduszkach i spojrzał w zwierciadlane odbicie swej twarzy. – Uwierzysz?
Kurcze, nie wiedziałem, że są aż tak białe. – Oczywiście nabijał się, ale jako
że miał szesnaście lat, mogło mu to zostać wybaczone. – I mam też migdałowe, bo
chyba tak się powinien ten kolor nazywać, skoro moja mama tak o nim mówi, oczy.
Odczekał aż
mężczyzna coś powie. Właściwie nawet nie wiedział czy tamten nadal go słucha.
– Naprawdę?
Zadziwiasz mnie! Mów dalej… Odkryjemy nowe, nieznane tajemnice twojego ciała,
to naprawdę fascynujące! – powiedział Collins, podśmiewając się pod nosem. To
co powiedział nie było złośliwe, ani nie nabijał się z chłopaka. Już chyba
zapomniał, że może tak głupio żartować i się z takich żartów szczerze cieszyć. –
Mów dalej, serio chce posłuchać – dodał jeszcze i wsłuchując się w oddech
chłopaka, powstał.
Skoro nie
miał nic lepszego do roboty, to mógł sobie pościelić łóżko. Odłożył magazyn na
stolik wraz z flamastrem i jakoś – jedną, wolną ręką – zaczął poprawiać pościel
na polowym wypoczynku.
Białowłosy
wykrzywił się do lusterka, a potem uśmiechnął i na koniec ułożył usta w
dzióbek, jak do calowania.
– Poza
oczami nam też nos. Wiesz co to nos? Taki wyrostek na środku twarzy z dwiema
dziurami. Taki wiesz, podwójny wulkan, który uprzykrza mi życie, kiedy jestem
przeziębiony. Poza tym nie tylko mi. Jak rozłożysz przed twarzą dłoń i położysz
ją sobie na środku twarzy to to, co ci się będzie wbijało w środek dłoni to
właśnie jest nos. – Zakończył swój filozoficzny wywód podczas którego robił
dokładnie to, co zalecił Chace'owi, dlatego pod koniec wypowiedzi jego glos był
nieco przytłumiony przez zakrywającą twarz rękę.
– O jej… – Tyle
tylko Chce zdołał z siebie wyrzucić, zanim zaczął się dość mocno śmiać. Zastygł
z dłonią, którą rozpinał swoją koszulę, szykując się do położenia się w łóżku i
śmiał się. Stał przy łóżku zanosząc się i nie mogąc opanować chichotu.
– Ok, ok…
Chce to zobaczyć na żywo. Będziesz świetnym nauczycielem biologii – powiedział
w przerwach na głębszy oddech. – Mów dalej, a ja się może… Rozbiorę, bo od
kilku minut nie mogę dojść do tego, by znaleźć się pod ciepłą kołdrą.
Odetchnął
głęboko i zdusił odrobinę śmiech, by móc dalej słuchać chłopaka. Poradził sobie
też z guzikami koszuli, więc jeżeli Rocco nie zaczął jeszcze mówić, to mógł
usłyszeć dźwięk rozpinanego zamka spodni i zrzucane w pośpiechu adidasy.
– Nie
wiedziałem, że opowieść o moim nosie może wywołać u kogoś chęć do rozbierania
się no, ale... Nie znam cię aż tak dobrze. – Rocco parsknął krótkim śmiechem.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak zabawnie musiała brzmieć ta tyrada na temat
nosa, którą zafundował mężczyźnie. On po prostu mówił to co mu ślina na język
przyniosła. – Nie chce nawet wiedzieć, co będziesz robił, kiedy opowiem ci o
ustach. A jest o czym mówić uwierz mi. Co prawda nie mogę na nie spokojnie
popatrzeć podczas opisywania, bo cały czas się poruszają. No mowie ci. Skaranie
boskie z nimi. Nie chcą się nawet na chwile zatrzymać, nawet jeśli je ładnie
poproszę. Jednak jedno co wiem, to to, że są ruchliwe i czerwone. Mama
twierdzi, że są koralowe, ale szczerze mówiąc, pojęcia nie mam skąd ona bierze
te wszystkie dziwne określenia kolorów. Przez to, że od dziecka uczy mnie
takich rzeczy, w szkole mam ksywę Tęcza. No bo hm... Nie każdy potrafi wymienić
i rozpoznać tyle odcieni kolorystycznych co ja. Tato mówi, że to jest przejaw
przewagi kobiecej części mojej osobowości... Ej, ale przecież ja miałem mówić o
swojej twarzy, prawda?
Opuścił na
kołdrę rękę w której cały czas trzymał lusterko. Zaczęła go już bolec od
takiego wyciągania jej w górę. Rozgadał się jak katarynka, nawet tego nie
zauważając. Najwyraźniej kiedy nie widział Chace'a nie był aż tak onieśmielony.
– To w
sumie pasuje. Zauważyłem, że nie tylko osobowość masz poniekąd kobiecą. Urodę
również – wysapał mężczyzna, opadając bezwładnie na łóżku po ciężkiej walce z
upierdliwymi jeansami.
Nie zdawał
sobie najwyraźniej sprawy z tego, że rzucił hasłem idealnym do rozpoczęcia
konwersacji podchodzącej pod podryw.
– To nic
złego. Jesteś gejem, prawda? – spytał, podciągając kołdrę pod samą brodę. W
składziku było dość chłodno, ponieważ centralne ogrzewanie nie było tam
doprowadzone.
Dopiero
wtedy mógł pomyśleć w sumie o tym, o czym rozmawiali, mimo tego, że cały czas
uważnie słuchał chłopaka i gdyby ktoś go zapytał, to doskonale wiedział o czym
on mówił.
– No... Tak.
Wydawało mi się, że wiesz. – Nagle entuzjazm chłopaka i radość gdzieś prysnęły.
Mężczyzna zadał pytanie tak niespodziewanie, że Rocco poczuł się przez chwile
winny własnej orientacji seksualnej. Zupełnie jakby w tej chwili poczuł się
kimś gorszym.
Odwrócił
się na bok, wtulając się policzkiem w miękką poduszkę i zgasił lampkę przy
łóżku. Było późno. Dość późno by zrobił się śpiący i na pewno zbyt późno jak na
fakt, że jutro szedł do szkoły na rano. Cud, że jeszcze mam nie zaglądała do
pokoju i nie zwróciła mu uwagi na to, że powinien iść spać, a nie rozmawiać
przez telefon. Ale pewnie miała inne sprawy. Może patrzyła na film, a może
rozmawiali o czymś z tatą.
– Wiesz,
nie mam specjalnego radaru. Pytam z ciekawości. – Chace uśmiechnął się do
telefonu. – To nic nie zmienia. Wiesz, mój brat po dwudziestu trzech latach
dowiedział się, że woli chłopców. Przyjechałem po miesiącu życia z kangurami w
Australii i od razu natknąłem się na niego z jego chłopakiem w sypialni.
Wyglądali tak… Uroczo. – Westchnął głęboko po tym zwierzeniu.
Doskonale
czuł, że Rocco stracił humor i to przez to jedno niewinne pytanie. Chace po
prostu zapominał się, że rozmawia z szesnastolatkiem, ponieważ tak dobrze mu
się rozmawiało.
– No i to
wyjaśnia dlaczego byłeś taki zły w klubie. Widziałem, jak patrzysz na tego
chłopaka, mając ochotę zabić ciężkim narzędziem tego drugiego. To też było
poniekąd urocze. Spotkamy się jutro? O ile oczywiście będziesz miał chęć i
ochotę. Wiesz, takie przyjacielskie spotkanie, w parku chociażby? – spytał,
marszcząc czoło. Spojrzał na mały zegarek na ścianie. Faktycznie było późno,
tyle, że on tego nie czuł.
Do sadystów
też nie należał, a uświadamianie sobie co chwilę, że rozmawia z
szesnastolatkiem przypominało mu, że istnieje coś takiego, jak szkoła, do
której Rocco musi iść.
– No,
miałem, miałem – mruknął Rocco niemrawo.
Długo
jeszcze ten wieczór w klubie będzie tkwił w jego sercu niczym zardzewiały
gwóźdź. Długo nie zapomni, jak podle się czuł, patrząc na miłość swego życia w
objęciach miłości jego życia . Tak, masło maślane i cukier w cukrze. Tyle
tylko, że w jego wieku takie rzeczy miały ogromne znaczenie. Co z tego, że za
miesiąc kończył siedemnaście lat. Długo jeszcze pozostanie chłopcem, a nie mężczyzną.
Długo jeszcze jego miłostki będą szczenięcymi zauroczeniami. Dotrze to do niego
za kilka lat i wtedy będzie cudownym wspomnieniem młodości. Teraz było niemal
tragedia na skale światową.
– Chace,
bardzo chętnie się z tobą zobaczę jutro. Ale mam szkołę i musze zrobić prace,
kiedy wrócę do domu. Będę miał czas około siedemnastej więc, jeśli naprawdę nie
masz nic ciekawszego do roboty, możemy się spotkać w parku. Jest taki niedaleko
mojego domu. Nawet fajne miejsce. Jest karuzela i kilka huśtawek.
– Lubię cię
i wolę, jak jesteś zabawnie rozgadany niż przybity, niczym kangurzy łeb do
ściany. Więc jesteśmy umówieni tak? Będę na ciebie czekać na huśtawkach, dawno
się nie huśtałem. Jak zobaczysz dorosłego faceta, rozbujanego na małej
deseczce, to będę to ja. – Mężczyzna uśmiechnął się na samą myśl o zabawie.
Sama perspektywa świeżego powietrza i ruchu wprawiała Chace’a w dobre
samopoczucie. – Idź spać, bo się nie wyśpisz przeze mnie. Wiem, to okropne z
mojej strony. Miło się rozmawiało, dobranoc.
Jeszcze chwilę
czekał, aż Rocco się pożegna. Pragnął mu przesłać uśmiech pocieszenia, ale
chłopak mógł go wyczuć jedynie przez słuchawkę i brzmienie wypowiadanych słów.
– Twój
telefon odbiera mmsy? – Młody zapytał zamiast się pożegnać, ale już po chwili
dotarło do niego, że faktycznie za oknem jest już czarna noc. Chace usłyszał
ciężkie westchnienie. – Dobranoc. Śpij dobrze i uważaj jutro na tych huśtawkach
bo potrafią być złośliwe, wiesz.
W tym
momencie powinien się rozłączyć. Powinien. Ale jakoś strasznie ciężko było mu
nacisnąć czerwona słuchawkę na komórce i tak po prostu nie usłyszeć już ani
jednego słowa wypowiadanego przez Chace'a.
Ach, gdyby
jeszcze wczoraj ktoś powiedział mu, że będzie tak swobodnie rozmawiał z
facetem, który jest od niego starszy o co najmniej sześć jak nie więcej lat,
nie uwierzyłby w to i skwitował śmiechem. A dzisiaj co? Leży w łóżku, walczy o
to by nie zasnąć i nie potrafi się rozłączyć. Dziwne. Bardzo, bardzo dziwne.
Chace nie
rozłączył się. Nie miał w zwyczaju rozłączać się pierwszy, by zawsze do końca
wysłuchać tego, co mogło mu przez takie coś umknąć. Dosłyszał więc o mmsach i
uśmiechnął się pod nosem.
– Tak, mój
telefon odbiera mmsy, więc jak chcesz jakiegoś wysłać, to proszę bardzo… Rocco?
Idź spać. Przegadałbym z tobą całą noc, ale wiesz, że jutro musisz wstać. Nie
chciałbym, byś przeze mnie chodził w szkole, jak śnięta rybka. Poza tym,
zapewne nie do twarzy ci z cieniami pod oczami. Nie odpowiadaj, jutro
porozmawiamy na spokojnie. Dobranoc, śpij dobrze – powiedział jeszcze i rozłączył
się pierwszy, mimo wszystko. Zdawał sobie sprawę, że mogli by się tak żegnać
całą noc, a potem chłopak byłby jak zombie w szkole i to byłaby jego wina.
Po około
pięciu minutach telefon Chace'a odezwał się sygnałem odebrania wiadomości.
Rocco zapalił bowiem światło przy łóżku i kładąc się na plecach, zrobił sobie
zdjęcie aparatem w telefonie. Tak z uniesionych w górę rąk. Uśmiechał się na
nim dość nieśmiało. Dopisał do tego krótką wiadomość.
'To tak,
jakbyś chciał się przekonać jeszcze dzisiaj czy nie kłamałem na temat
posiadania przeze mnie nosa.'
Po wysłaniu
wiadomości, młody wyłączył telefon, zgasił światło i poszedł spać.
Nie ma to jak flirt przez telefon i obietnica, że już na pewno się z nim nie spotkam. A tu, jak widać, los nie chce pozwolić im na unikanie się. Chace, jak na hetero bardzo interesuje się Rocco. Tylko żal mi Rocco, może się zakochać i nie mieć szans na bycie z Chace'm. Nie tylko dzieli ich orientacja, ale i wiek. Ale zawsze istnieje nadzieja, że się zaprzyjaźnią, a Chace nie będzie zwracał uwagi na płeć. Przecież może mu się spodobać osoba, dusza chłopaka.
OdpowiedzUsuńCzyżby mały odrobinę zmądrzał? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. A telefon się zgubiło i co teraz?
OdpowiedzUsuńZ tego Chance to prawdziwy dobry Samarytanin się zrobił. Zguba z dostawą do domu. Podejrzane to jakieś! Niezobowiązujący numer telefonu- taaa jaaasne!
Nie ma to jak super inteligentna rozmowa o nosie.
I już są umówieni, oczywiście bez podtekstów. Dwaj kumple w parku. He he – nie, nie śmieję się , tak mi się wymsknęło.
Czy on mu wysłał zdjęcie nosa?
Oj tam! Rozmowa o nosie była urocza, Chace - zatwardziały heteryk wykazuje "zdrowe" zainteresowanie nastolatkiem. Taki ten mały interesujący, tak mądrze i ciekawie można z nim pogadać. Iście "intelektualny" związek nam się kroi... I w ogóle nie ma w nim podtekstu erotycznego, nawet kapki...
OdpowiedzUsuńSuper mi się czyta TO opowiadanie!!! Weny życzę nieustannie. I czy dziś coś będzie? Stęskniłam się za bohaterami. Wszystkimi!
Pozdrawiam
ELL