Mam szczerą nadzieję, że nie zabijecie mnie z miejsca za to, jak rozdział jest poprawiony. Jakoś z trudem przychodzi mi poprawianie tej pary, nie wiem dlaczego. Liczę na jakieś owocne komentarze.
Enjoy ^^
James
obudził się z samego rana, jak tylko na dworze zrobiło się jasno. Uwielbiał
sobie poleniuchować, jednakże położyli się spać naprawdę wcześnie i nie był w
stanie zmusić się do dalszego snu.
Ostrożnie,
by nie budzić Michasia, wysunął się z łóżka. Nachylił się jeszcze, by ucałować
swojego ślicznego chłopaka w czoło i przykrył go kołdrą, by nie zmarzł, kiedy
jego nie będzie obok.
Pierwsze
kroki skierował do łazienki, ale kiedy zobaczył w niej pobojowisko, zatrzymał
się i zastanowił dogłębnie, czy chce mu się to wszystko sprzątać nim wejdzie
się wykąpać.
Wymamrotał
coś pod nosem o wielkiej odpowiedzialności czynów i chcąc nie chcąc, zabrał się
jednak za ogarnianie łazienki. Wyciągnął pranie i wsadził kolejne – trzecie z
sześciu, bo tyle miał posortowanych stert prania. Zabrał się po tym za
szorowanie wanny, dzięki czemu już w ogóle ode chciało mu się kąpać. Jeszcze
nie śmierdział, więc ruszył do kuchni po kawę.