[Powoli
wstawał świt, a wraz z nim z kanapy ściągnął się mężczyzna, który odprowadzał
do domu Thomasa. Kiedy tylko doprowadził chłopaka do swojego mieszkania na
poddaszu jednej z kamienic, rozebrał go do spodenek i ułożył we fioletowej,
satynowej pościeli. Sam zaś udał się na kanapę. Wolał nie kusić losu, ale
wiedział też, że skończy się to bólem karku, z którym w rzeczy samej się
obudził. Po dość długim prysznicu, włączył muzykę i zajął się robieniem kawy.
Od czasu do czasu zerkał do sypialni, aby sprawdzić, czy chłopak się nie
obudził. Muzyka, która płynęła z głośników wieży była spokojna, ale miała mocne
brzmienie – zupełnie różne od tego, które na co dzień rozlegało się w klubie.
Mężczyzna zasiadł na kuchennym stołku, przy wysepce i zajął się przeglądaniem
gazety, jaka codziennie rano bez względu na dzień była mu dostarczana. Zajął
się również piciem mocnej, czarnej kawy, niesłodzonej, jaka miała postawić jego
myśli w stan trzeźwości i gotowości do działania.]
[Przez sen
usłyszał muzykę. Na początku wydawało mu się, że nadal śni i że właśnie trafił
do jakiegoś dziwnego klubu, w którym grano zupełnie inne utwory niż w jego
ulubionym miejscu. Przeciągnął się, wyrzucając ręce w górę i słuchając jak jego
kości trzaskają jedna po drugiej i dopiero wtedy otworzył oczy z uśmiechem.
Niestety, uśmiech zniknął z jego twarzy błyskawicznie, a Thomas zerwał się do
siadu i rozejrzał po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Za nic nie mógł
sobie przypomnieć, jak skończył się wieczór. Pamiętał nieznajomego faceta i to
jak lekko mu się z nim rozmawiało. Pamiętał też, że poszli tańczyć, ale
później... No właśnie, tego co działo się później nie pamiętał. Miał w umyśle
czarną dziurę i wcale nie był z tego powodu szczęśliwy. Zrzucił z siebie kołdrę
i obejrzał się, z ulga stwierdzając, że ma na sobie bokserki. Jeszcze raz
rozejrzał się po sypialni, po czym pospiesznie zeskoczył z łóżka i zaczął
poszukiwania swoich rzeczy dookoła niego oraz pod nim.]
Wstałeś.
[Mieszkanie nie było duże, więc mężczyzna doskonale słyszał, a nawet widział
przez oszkloną szybę, że chłopak wstał. Przystanął w łuku i oparł się o
futrynę, przyglądając się swojemu gościowi, spanikowanemu zresztą, z uwagą.
Muzyka nadal płynęła, a słońce powoli oświetlało łóżko, na którym spał Tom,
sprawiając, że pościel rozświetliła się wszystkimi kolorami fioletu. Blondyn
poprawił opadające kosmyki włosów na głowie i założył dłonie na piersi w
obronnym geście, bo nie mógł być pewien czego się spodziewać. Dawno nie
zaciągnął nikogo do domu w celach zwykłej pomocy i przeczekania najgorszego
stanu. Poza tym mieszkanie wyglądało, jakby od zawsze mieszkała w nim jedna,
dość pedantyczna osoba.]
Ty? [Młody
zatrzymał się i z niedowierzaniem popatrzył na faceta, którego pamiętał z
poprzedniego wieczoru. Zaraz jednak jego spojrzenie powędrowało na łóżko, a z
niego ponownie na mężczyznę.] Czy my? No wiesz... [Wskazał dłonią na łóżko,
starając się ze wszystkich sil przypomnieć sobie choć maleńki urywek z tego co
mu umknęło. Niestety, czarna dziura w jego pamięci nadal nie wypełniała się
żadnymi wspomnieniami.] Jeśli tak to bardzo mi przykro ale nie mogę powiedzieć
'byłeś zajebisty, cieszę się, że to zrobiliśmy, ale na tym koniec' [Wyrzucił z
siebie niczym wyuczoną formułkę, po czym raz jeszcze schylił się pod łóżko, aby
zlokalizować rzeczy.]
Nie, nie
spaliśmy ze sobą i nie będziemy spać w najbliższej przyszłości, więc się
rozluźnij i dojdź do siebie. Twoje rzeczy wiszą na krzesełku w rogu. [Mruknął,
przechylając nieco głowę w bok. Jego oczy wyraźnie rozświetliły się
rozbawieniem, choć nie uśmiechnął się ani odrobiny.] A jak się ubierzesz to
chodź na kawę. [Dodał jeszcze i zniknął z progu sypialni, aby zrobić drugą kawę
sobie i świeżą chłopakowi. Gazeta wylądowała w koszu na gazety, z którego ich
stos już prawie wychodził o własnych siłach. Mężczyzna nastawił zaraz po tym
wodę i zabrał się za robienie śniadania. Zwykłe kanapki, aby jego gość nie
wyszedł głodny, bowiem on sam nie przepadał za śniadaniami do kawy, zwłaszcza w
niedzielę, kiedy odsypiał po tygodniu pracy i połowicznej zabawie w klubie.
Nadal miał przeczucie, że nie ma na co narzekać i to bez względu na Toma nie
miało się długo zmieniać.]
[Pojawil się
w kuchni po kilku minutach. Ubrany we wczorajsze ciuchy, które nadal pachniały
klubem nie czuł się bardzo komfortowo, ale dzięki losowi był ubrany i
dowiedział się, że nie łączy go z facetem nic, poza rozmową i niezrozumiałą dla
Thomasa pomocą ze strony tego nieznajomego. Poczuł zapach kawy, co obudziło go
i sprawiło, że nabrał ochoty na jedzenie.] Skoro ze sobą nie spaliśmy to nie
rozumiem po co mnie tu przytargali. I dlaczego niczego nie pamiętam? Nawet tego
bym kiedykolwiek wcześniej miał aż takie zaniki pamięci. [W głowie
zatrzeszczało mu i zazgrzytało niemiłosiernie. Ból przeszył mu czaszkę tak
ostrym sztyletem, że aż syknął. Zaraz jednak minął, choć pozostawił po sobie
nieprzyjemne uczucie, że ma zamiar wrócić.]
Wolałem cię
mieć na oku, kiedy niemal zszedłeś w klubie. Zaszalałeś z alkoholem, a nie
wykluczone, że jakiś dobry przyjaciel wcześniej upoił cię czymś jeszcze.
[Odparł spokojnie, układając kanapki na talerzu. Wyciągnął z szuflady
szeleszczące opakowanie tabletek i wyskubał dwie z nich. Ułożył talerz obok
chłopaka na wysepce i obok tabletki.] Najpierw zjedz, a później popij tabletki,
są przeciwbólowe. [Wyjaśnił, machając opakowaniem ibuprofenu przed oczami
młodego i jak tylko wszystko, włącznie z jego kawą stało na stole, usiadł na
swoim miejscu. Z szuflady wysepki dobył jeszcze papierosy i popielniczkę, ale
nie zapytał chłopaka, czy będzie mu to przeszkadzać. Był u siebie, więc mało go
obchodziło, co chłopaczek sobie pomyśli.] Sądzisz, że przytargał bym
nieświadomego chłopaka do siebie i zrobił z nim coś, czego później by nie
pamiętał? Mówiłem ci, że nie jestem taki.
Ludzie mogą
powiedzieć wszystko byleby tylko wyjść na świętych jeśli chcą coś zdobyć. Nie
jestem pierwszakiem, pamiętaj. Sam nieźle potrafię bajerować, choć staram się
stawiać sprawy jasno i klarownie. [Przysiadł na najbliższym krześle i złapał za
kanapkę. Niestety, kiedy tylko poczuł jej zapach, żołądek wykręcił mu się na
wpół do piątej, a do ust napłynęła ślina. Odłożył kanapkę, kładąc dłoń na
przeponie.] Niedobrze mi. Jest tu gdzieś toaleta? [Jęknął, wstając z krzesła i
rozglądając się dookoła. Nie chciał zarzygać kuchni, perfekcjonisty, bo taka była
idealnie poukładana i w ogóle. Jednak świat zawirował mu dookoła głowy i
poczuł, że za chwile nie będzie już w stanie powstrzymać się od wydalenia
swoich treści żołądkowych.]
Drzwi obok
aneksu. [Wskazał na niewielkie drzwi obok kuchenki i spojrzał z grymasem na
Thomasa. Współczuł mu tak wielkiego kaca, bowiem on sam nigdy nie upijał się,
aby na drugi dzień umierać. Niespiesznie zabrał się za swoją kawę, bo nie
pozostało mu nic innego, jak czekanie na chłopaka, aby móc z nim porozmawiać na
spokojnie. Łazienka też była niewielka, a najwięcej miejsca zajmował w niej
prysznic. Obok niego była toaleta i umywalka, a wszystko tak poukładane, żeby w
każde miejsce był łatwy dostęp.]
[Zniknął za
drzwiami łazienki na jakiś czas. Kiedy wrócił był blady jak ściana, miał mokre
włosy i wilgotną koszulkę. Musiał się nieco obmyć zanim pokazał się ponownie
mężczyźnie. Za to żołądek uspokoił się trochę, więc chłopak poczuł ogromną ulgę
chociaż siły z niego odeszły i najchętniej przeleżałby cały dzień i poumierał w
samotności.] Przepraszam. [Mruknął, siadając na krześle i opierając łokcie na
blacie. Skrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko.] Szlag by to trafił... Nie
pamiętam żebym się kiedykolwiek aż tak ululał. [Było mu wstyd, że wygląda tak
jak wygląda i że niczego nie pamięta. No, prawie niczego.]
Nic się nie
stało. Jak chcesz, możesz się położyć, jeżeli się źle czujesz, nie widzę
przeciwwskazań. [Mruknął, już niemal kończąc kawę. Kanapki też mogły poczekać,
a niestety nie posiadał żadnych tabletek na kaca.] Wolałbym jednak, abyś zjadł
pół kromki i popił te tabletki przeciwbólowe. Niczym innym nie mogę cię
poratować. [W jego głosie zabrzmiała troska, jaka wyzierała również z chłodnego
spojrzenia. Dawno nie przejmował się nikim, więc przelewał na chłopaka
wszystkie hamowane w sobie podobne do tego uczucia. Z westchnieniem zabrał się
za sprzątanie, aby coś ze sobą zrobić i pozbyć się widoku schodzącego z tego
świata Thomasa. Poza tym nie cierpiał zostawiać na dłużej brudnych naczyń, ani
niczego co mogło być zaraz sprzątnięte.]
Postaram
się. Tylko nie wiem co na to mój żołądek. [Wziął posłusznie kanapkę i odgryzł
kawałek tak lękliwie jakby się spodziewał, że kanapka go za chwile zaatakuje.
Nic się takiego nie stało, więc połknął pierwszą porcję. Kolejna poszła już
nieco lepiej i zanim się zorientował pochłonął kanapkę w całości. Jednak jak na
jego stan to było zdecydowanie wystarczająco, a nawet odrobinę za dużo, więc
nie pokusił się o kolejną. Patrząc na mężczyznę połknął też tabletkę i wypił
połowę kawy. Tak, pic mu się zdecydowanie bardziej chciało niż jeść. Kawa miała
tylko jeden minus – była ciepła. Odstawił kubek na blat z ciężkim
westchnieniem. Miał nadzieje, że proszki mężczyzny podziałają szybko i że
szybko wróci do stanu normalności.] Jak Ty masz właściwie na imię? [Zapytał,
krzywiąc się na własną niewiedzę z niezadowoleniem.] Jeśli się wczoraj
przedstawiłeś to nie pamiętam.
Nie, nie
przedstawiałem się, bo nie pytałeś. [Odparł, odwracając się od aneksu i
spojrzał na Thomasa uważnie.] Mam na imię Kolya. [Powiedział jeszcze,
powracając do sprzątania, czy raczej do ścierania wody z blatów, którą
przypadkiem rozchlapał. Jak chłopak miał na imię, to doskonale wiedział. Wiele
osób o nim rozmawiało w klubie, nawet kelnerzy, więc swoje się już o nim
nasłuchał. Mimo tego nie umiał oceniać ludzi po zasłyszanych pogłoskach. Sam
się chciał przekonać, jaki chłopak jest, a teraz miał do tego idealną okazję, o
ile młody miał zamiar dojść do siebie.]
Ja jestem
Thomas. Nie wiem, może Ci już mówiłem. [Pokręcił głową z niedowierzaniem, że
doprowadził się aż do takiego stanu. Dopił kawę, po czym wstał i podszedł z
kubeczkiem do zlewu. Zrobił to odruchowo, nie myśląc nad tym i nie
zastanawiając się czy może i czy wypada. Tak już miał. Odkręcił wodę i zaczął
myć naczynie. Powoli, ciesząc się chłodem wody, jaką puścił. Był skołowany i
wszystko zajmowało mu wiele więcej czasu niż zwykle, ale zaczynał wracać do
normalności. Czuł jak bol głowy ustępuje, chociaż nadal czuł się jakby był
podpity.] Chyba wypadałoby żebym sobie poszedł. Nie chce przeszkadzać Ci w
wolnym dniu. Bo chyba niedziele masz wolne, prawda? I chyba dzisiaj jest
niedziela? [Zakręcił wodę, zaczął się rozglądać za miejscem, w które może
odstawić kubek.]
Nie mówiłeś.
[Stwierdził łagodnie, kręcąc głową. Otworzył Tomowi szafkę nad zlewem w której
znajdowała się suszarka na naczynia i sztućce.] Nie przeszkadzasz mi, możesz
zostać, aż dojdziesz do siebie i wziąć prysznic również. Gdybyś nie był ode
mnie aż tyle mniejszy, to dałbym ci coś do ubrania. No chyba, że będzie ci
odpowiadała koszulka, robiąca za sukienkę. [Dodał, opierając się o blat szafki
zaraz obok chłopaka. Nie chciał, żeby sobie poszedł. Czuł się dobrze w
towarzystwie tego zakręconego dzieciaka, który przyniósł za sobą atmosferę
klubu i Kolya jeszcze czuł na sobie spojrzenia tłumów, randomowych ludzi,
których obserwował, a czemu nie miał nic przeciwko.] Odwiozę cię później do
domu. [Rzucił jeszcze, marszcząc odrobinę czoło. Przypomniał sobie, że musi
sprawdzić poziom benzyny w samochodzie. Nie zabierał pojazdu do klubu z wiadomych
powodów, więc stało grzecznie w garażu.]
Dlaczego
jesteś dla mnie taki dobry. Niczego ode mnie nie chcesz, jak powtarzasz mi
wciąż do znudzenia, więc powiedz dlaczego. Nie wierze w dobrych samarytan już
od dawna. Nie wmówisz mi więc, że masz taka potrzebę duchową. [Wstawił kubek i
stanął twarzą do mężczyzny, opierając się o szafkę biodrem i wspierając na niej
jedna ręką.] Przywiozłeś mnie do siebie nie znając mnie. Zaufałeś, że niczego
Ci nie ukradnę, nie zwieje ze szkatułką z pieniędzmi czy szlag się czym.
Dlaczego? I jakim cudem ochrona pozwoliła Ci wyjść ze mną z klubu? Raul nie
jest może okazem wojownika z krwi i kości, ale niejeden już dostał od niego w
pysk, kiedy chciał mnie wyprowadzić z klubu bez mojej zgody.
Przeszkadza
ci to, że ktoś jest dla ciebie dobry? Mam swoje sposoby, aby wyciągnąć z klubu
każdego, kogo wyciągnąć zechce. Mam niezachwianą reputację i znam prawie
wszystkich, którzy się tam pojawiają, albo stoją na bramce, a jeżeli jesteś
jeszcze ciekaw, to jesteś pierwszą osobą, którą z własnej dobrej woli
wyciągnąłem z tamtego miejsca, aby nie pozwolić jej zejść. [Odpowiedział
szczerze, patrząc na chłopaka odrobinę z góry. Sięgnął do jego przydługich
włosów i zgarnął mu je za ucho.] Wystarczy, że weźmiesz to co ci daje. Niekoniecznie
z wdzięcznością, ale skoro chciałeś mnie wykorzystać seksualnie, to musi ci
wystarczyć, to co mogę ci dać w zamian. A teraz idź pod prysznic, bo pachniesz
wczorajszymi drinkami. W szafce nad umywalką są szczoteczki do zębów, a czyste
ręczniki wiszą na grzejniku.
Po prostu
śmierdzę. Nie musisz owijać prawdy w piękny papier zanim mi ja dasz. W środku i
tak znajdę to co powinienem. [Nie uciekł przed gestem jaki wykonał w stosunku
do niego Kolya. Mało tego przez chwile poczuł się wyjątkowo, więc przymknął
oczy z westchnieniem. Delikatnym, ale jednak. Szybko jednak opamiętał się i
wrócił na ziemie. Skinął głową na znak zgody i odwrócił się na piecie. Po
chwili, nim nawet wykonał jeden krok w stronę łazienki, odwrócił się do Kolii.]
I tak wolałbym Cię mieć w łóżku. Przynajmniej i Ty miałbyś wtedy z tego
przyjemność. [Posłał mu zadziorny uśmiech i buziaka w powietrzu, po czym zwiał
do łazienki. Drogę przecież już znał. A skoro mężczyźnie nie przeszkadzała jego
obecność, a nie przespali się, więc Thomas nie musiał uciekać, postanowił
wrócić do świata rzeczywistego i później pozwolić na odwiezienie się do domu.]
[Pokręcił
głową z niedowierzaniem dla Thomasa, ale nie powiedział nic więcej. Naprawdę
wciąż nie chwytał jego systemu wartości. Przecież on sam już miał z tego
przyjemność, że chłopak u niego był i dotrzymywał mu poniekąd towarzystwa.
Ogarnął wszystko do końca i ruszył do sypialni, aby poprawić łóżko. Nie ubrał
się, bo na dworze było ciepło. Mógł więc zostać w spodenkach, w których spał.
Jakoś nie przejmował się tym, że świeci gołym torsem i plecami, bo w mieszkaniu
nie było chyba nikogo kogo mogłoby to jakoś gorszyć. Jak tylko pościelił
pościel, zmienił płytę w wieży i pozbierał rzeczy do prania. Z całym ich
naręczem – które było poskładane w równe kostki i czekało w odpowiednim
miejscu, zapukał do łazienki, z grzeczności.]
Tak? Jeśli
chcesz wiedzieć to żyje, nie szprycuje się, nie zużywam Ci żelu do golenia...
[Krzyknął Thomas, który wychylił głowę spod prysznica kiedy usłyszał pukanie do
drzwi.] Zresztą, jeśli chcesz, to możesz sam sprawdzić. Drzwi są otwarte, a ja
nie mam nic do ukrycia. [Dodał, po czym ponownie schował się w strugach cieplej
wody. Tylko cieplej. Nie miał ochoty na gorący prysznic i wydawało mu się, że
chłodny szybciej go otrzeźwi. Odwrócił się tyłem do drzwi, wylał nieco żelu na
gąbkę i rozprowadził go po ciele, zachwycony delikatnie męskim zapachem płynu.
Facet miał gust albo dobrego doradcę w drogerii.]
Nie, nie
przyszedłem cię sprawdzać. Przyszedłem wrzucić pranie, które zawsze robię w
niedzielę, więc nie przeszkadzaj sobie. [Zamruczał, jak tylko przekroczył próg
łazienki. Oczywiście spojrzał na drzwi kabiny i chłopaka za nimi. Nigdy by się
nie przyznał nawet samemu sobie, że przez kilka chwil zapatrzył się w niego.
Wrzucił posortowane wcześniej rzeczy do pralki, która był schowana we wnęce
ściany i ukryta przed ciekawskimi spojrzeniami innych osób i nastawił program.]
Jak będziesz czegoś potrzebować, to możesz mnie zawołać. [Dodał, przedłużając
kręcenie programatorem, gdyby chłopak naprawdę czegoś potrzebował. Każdy
kosmetyk w łazience miał przyjemny zapach – od żelu pod prysznic, aż po same
perfumy schowane w szafeczce. Nic też nie pachniało niczym perfumy męsko
męskiego mężczyzny. Kolya nie przepadał za wyraźnymi zapachami, które ludziom
mówiły zbyt wiele, a przynajmniej takie miał wrażenie.]
Właściwie
mógłbyś... [Thomas odwrócił się w stronę mężczyzny z gąbką w dłoniach i
przełknął ślinę. Na chwile zabrakło mu słów i odwagi, aby wyrazić swoją chęć.
Uśmiechnął się do gospodarza.] W sumie to nic, nieważne. Dzięki, poradzę sobie.
Jestem dużym chłopcem. [Wymruczał, cofając się o krok i chowając się pod
zasłoną kotary wodnej. Półnagi facet w obecności nagiego Thomasa... Nigdy to
nie było dla niego takie zwykle, bez zobowiązań, bez podtekstów. Podniósł twarz
do prysznica, zamknął oczy i ponownie odwrócił się tyłem do mężczyzny,
pozwalając, aby lejąca się z góry woda zagłuszyła wszystkie dźwięki z poza
prysznica i wszystkie myśli z jego głowy.]
Miałeś na
myśli, abym ci umył plecy? [Powiedział z ironią, niemalże czytając Tomowi w
myślach. To wszystko było do przewidzenia, a on sam przez chwilę poczuł się
tak, jakby się na własne życzenie dopraszał nieszczęścia. Włączył pralkę i z
westchnieniem, bez większych oporów wszedł pod prysznic. To nic, że jeden już
brał i to nic, że wszedł w ubraniach, sądząc, że bardziej już losu nie może
pokusić.] Oddaj narzędzie zbrodni i odwróć się do mnie. Obiecuję nie macać za
bardzo. [Wyciągnął dłoń po gąbkę. Jego spojrzenie nie znosiło sprzeciwów, a i podejrzewał,
że chłopak poczuje się skołowany, na co nawet nie liczył.]
[Niewiele
słyszał z tego co mówił Kolya. Słowa docierały do niego w strzępach dzięki
lejącej się wodzie. Kiedy jednak poczuł jego obecność w kabinie otworzył usta
ze zdziwienia, co przypłacił napiciem się wody i atakiem kaszlu. Odwrócił się w
stronę mężczyzny tak gwałtownie, że o mało na niego nie wpadł. Podniósł
spojrzenie na twarz gospodarza. Nieświadomie, zapominając o tym gdzie jest i że
facet jest ubrany, a mimo to wszedł pod wodę, zacisnął palce na gąbce i
oniemiał ze spojrzeniem utkwionym w oczach Kolii. Nie wiedział co powiedzieć.
Żadne słowa nie przychodziły mu do głowy. Zadzierał nieco głowę i stał
nieruchomo z lekko rozdziawionymi ustami. Dzieliło ich może ze trzy centymetry.
Thomas nie potrafił opanować odrobiny podniecenia jakie zaczynało w nim krążyć.
Sytuacja była tak oczywista dla jego podświadomości i tak jednoznaczna... A
jednak nie, to nie był facet, który chciałby się z nim przespać. Ten facet
nawet nie zdradził minimalnego zainteresowania jego osobą pod takim kątem.]
[Zdziwiłby
się, jak wiele emocji kotłowało się w mężczyźnie, odkąd miał okazję z daleka
popatrzeć na jego nagie ciało. Nie pokazał tego jednak po sobie, a zwłaszcza po
swojej twarzy. Przejechał dłońmi po ramionach Toma, aż do jego dłoni, z których
delikatnie wyciągnął gąbkę. Cały czas spoglądał mu w oczy z uwagą, jakby chciał
go zahipnotyzować, a co mogło zamaskować lekkie przygryzienie wargi, o ile
młody też wpatrzył się w jego spojrzenie.] Odwróć się. [Wychrypiał, bo na
więcej nie było go niestety stać. Sytuacja zdecydowanie stała się nieznośnie
napięta, więc musiał to jakoś opanować, a najlepszą obroną było mało skuteczne
przywdzianie na twarz nieskazitelnej powagi. Tylko oczy zdradzały to, czego
Kolya wcale nie chciał pokazać. One zawsze potrafiły wygadać wszystko, nawet
najdrobniejsze tajemnice.]
Jeśli tego
właśnie chcesz... [Thomas odwrócił się do mężczyzny plecami, a kiedy miał już
pewność, że ten nie widzi jego twarzy, zacisnął powieki i zazgrzytał zębami.
Musiał nad sobą panować. Musiał przemówić swojemu ciału do rozumu i wytłumaczyć
mu, że nic nie będzie z jego pragnień. Obiecał też sobie, że wieczorem pójdzie
do klubu i przeleci pierwszego, który wykaże choć odrobine chęci. Krew szalała
w jego żyłach, a oddech raz za razem zatrzymywał się w głębi klatki piersiowej
i nie chciał ruszyć z miejsca. Starając się nie myśleć nad tym co się dzieje i
nie przywołując z pamięci widoku tych rozpalonych oczu, które chwile temu
zobaczył, wyciągnął ręce przed siebie i oparł się dłońmi o ścianę prysznica.]
[Odetchnął
niezauważalnie i chlusnął więcej żelu na gąbkę niż zamierzał. Kilka razy
zacisnął wolną dłoń w pięść, aby opanować jej drżenie, ale nie powstrzymał się
przed przejechaniem po nagiej skórze Thomasa opuszkami palców, aż do samych
pośladków i z powrotem nim zastąpiła je gąbka. Nieśpiesznie zataczał kolistymi
ruchami okręgi na plecach chłopaka, głownie przy jego ramionach, ale niżej
również. Woda skutecznie maskowała urywany oddech, który się nie chciał uspokoić.
W pewnej chwili zrobił krok w stronę Toma na tyle blisko, że gdyby nie
spodenki, spokojnie mógłby go przelecieć w tamtym momencie. Przyciągnął go do
siebie, trzymając dłoń na jego brzuchu, a gąbka powędrowała na udo.] Jeżeli się
z tobą prześpię to odejdziesz, prawda? [Spytał cicho, wprost do ucha, na którym
Tom mógł poczuć już doskonale cieplejszy od wody oddech.]
[Aż go
zatkało, kiedy poczuł silną męską dłoń, przyciągającą jego delikatne ciało do
ciała Kolii. Przez krótką chwile zakręciło mu się w głowie i kolana się pod nim
ugięły, kiedy do jego ucha dobiegł szept, dzielnie walczący z szumem wody.
Przełknął ślinę, aby pozbyć się guli jaka mu stanęła w gardle. Bezwolnie wtulił
się w ramiona mężczyzny. Tak bardzo chciał powiedzieć 'nie'. Chyba pierwszy raz
w życiu chciał powiedzieć, że nie odejdzie, nie zniknie. Ale wiedział, że to
nie prowadzi do niczego dobrego. Nie chciał się z nikim wiązać. Nie chciał być
zależny od niczyjego życia i nie chciał.... Kurcze! A może właśnie docierało do
niego jak bardzo zawsze tego chciał? Może to, że facet okazał mu tyle dobroci
nie znając go, sprawiło, że jakaś część kamiennej osłony jego serca zaczynała
pękać. Bardzo wolno odwrócił się w stronę mężczyzny, układając dłonie na jego
nagiej klatce piersiowej i przylgnąwszy do niego niczym glonojad do szyby.]
Taki już jestem, Kolya. Jeśli się ze mną prześpisz.... Kurwa mać! [Warknął, po
czym wspiął się na palce i wpił się w usta mężczyzny z taka pasją i takim
pożądaniem, że nieświadomie przygwoździł tego większego od siebie faceta do
ściany prysznica.]
[Miał zamiar
odejść zaraz po otrzymaniu odpowiedzi, bowiem wiedział jaka ona będzie. Tak
gwałtownego rozpalenia młodego ciała, które miał przed sobą się nie spodziewał,
ale nie dał się omamić. Gąbka poleciała na dno brodzika, aby Kolya mógł obiema
silnymi dłońmi odeprzeć atak. Przez chwilę wydawało się, że ucieknie spod
prysznica i spod wpływu pożądania, jakie dzięki chłopakowi zaczęło ogarniać
również jego. Nie uciekł jednak. Odparł atak na siebie, łapiąc oddech i chwilę
później to Tom znalazł się na ściance prysznica, zostając do niej wręcz
brutalnie przygwożdżonym i uniesionym znad ziemi. Usta mężczyzny, które rzadko
się uśmiechały pochłonęły jego wargi zaborczo, nie dając mu chwili na oddech, a
dłonie zacisnęły się równie gwałtownie na udach młodego. Tego właśnie Kolya się
obawiał – utraty panowania nad sobą. Ostatkami sił walczył z samym sobą, aby
nie doprowadzić do tego, do czego to wszystko się kierowało, ale na przekór
stanowczości całował chłopaka zdawałoby się coraz mocniej przejmując całkowitą
władzę nad nim.]
[Thomas nie
potrafił nigdy poddać się zupełnie w pocałunku. Odpierał pożądliwy atak,
oddając równie gorące pocałunki jak te, które otrzymywał. Jego uda oplotły
mężczyznę w pasie, a palce dłoni zacisnęły się boleśnie na jego ramionach.
Wiedział, zdawał sobie sprawę z tego, że za chwile wszystko stanie się jasne.
Wiedział, że teraz już nie będzie potrafił tego zatrzymać i że weźmie to, co
dostanie, a potem zniknie z życia tego mężczyzny. Tak było zawsze. I tak
powinno być i teraz. Gdyby wyszedł zaraz po przebudzeniu się... Gdyby wyszedł
zanim wszedł pod prysznic... Ale teraz było jasne, że ich znajomość zakończy
się w chwili, gdy ich ciała połączą się w jedno. Niemniej, Thomasem rządziło
jego pożądanie. To ono kierowało obecnie jego ciałem i poczynaniami. To ono
rozpalało jego ciało i to ono kazało mu przesunąć dłoń tak, aby palce zacisnęły
się na włosach Kolii.]
[Gorące usta
mężczyzny zniknęły z jego warg tak nagle, jak nagle podarowały mu ten pełen
pasji pocałunek. Pożądanie nie było w stanie zapanować na Kolyą, nigdy nad nim
nie panowało inaczej dawno już znalazłby sobie kogoś, aby się na tym kimś
wyładowywać. Zsunął wargi na szyję Toma i o dziwo uśmiechnął się ledwo
zauważalnie.] Nie zrobię ci tego, nie zrobię sobie tego. [Powiedział poważnie,
czy raczej wyszeptał, dorzucając jeszcze ciche przepraszam. Chwila przyjemności
była niczym w porównaniu z tym, co czułby później, a mogło być jedynie gorzej,
kiedy chłopak by odszedł. Powoli opuścił go na równe nogi cmoknął w policzek,
cofając się i podnosząc gąbkę.] Przepraszam. Pragnę cię, miej tą świadomość,
ale to się tak nie skończy. [Dodał i chociaż spodenki wskazywały na bardzo
wysoki stan uniesienia, wyszedł spod prysznica tak po prostu, zostawiając Toma
na pastwę własnych emocji.]
[Wytrzymał
tak długo, póki mężczyzna nie zniknął zupełnie z łazienki. Do tego czasu stał
oparty plecami o ścianę prysznica i patrzył na niego bez słowa. Chciał pokazać
jak bardzo jest silny i jak mało go obchodzi fakt, że Kolya go odrzucił.
Chciał, aby tamten zobaczył w nim jedynie chłopaka, któremu stanął pod wpływem
chwilowego zapomnienia się, ale który potrafi nad sobą zapanować. Czekał
cierpliwie. A kiedy tylko Kolya zniknął z łazienki, nogi się pod nim ugięły, a
z oczu polały się łzy. Sam nie wiedział dlaczego tak zareagował. Czy był zły bo
nie dostał tego, czego pragnął... Czy było mu przykro... Nie miał pojęcia ani
czasu, aby nad tym pomyśleć. Siedząc na kafelkach, podciągnął kolana pod brodę,
a następnie oparł na nim łokcie zaciskając pięści na własnych włosach i
chowając zapłakaną twarz w przedramionach. Wszystkie emocje wylały się z niego
przez płacz. Każdy nerw jego młodego ciała płakał i każdy mięsień tracił
napięcie. Niedługo. Wystarczyło mu ledwie kilka minut, aby zdusić w sobie
płacz, pozbierać się i zakręcić wodę, wychodząc z kabiny. Sięgnął po ręcznik i
wycierał się patrząc na swoje odbicie w lustrze z widoczna nienawiścią do
siebie samego.]
[Przebrał
się w sypialni, a mokre rzeczy rozwiesił na prowizorycznym tarasie, aby
wyschły. Tam miała również powędrować reszta prania, które się robiło. Nim Tom
wyszedł z łazienki, mężczyzna wrócił pod nią i oparł się pośladkami o szafkę.
Czuł się podle, ale nie wyobrażał sobie, aby postąpić inaczej. Nie wyobrażał
sobie, aby mogli się nawzajem wykorzystać dla ujścia zwierzęcych żądz. Czekał
na niego cierpliwie, bowiem chciał go na trzeźwo przeprosić, kiedy już nic nie
będzie powodowało zbędnych odczuć. Sam musiał pozbierać myśli do kupy,
przeanalizować swoje zachowanie i każdy impuls, jaki popychał go do robienia
takich, a nie innych rzeczy. Czy była to wina jego trzymanego w uwięzi
pożądania, czy może wina Thomasa, który miał moc sprawczą i tak mocno na niego
działał.]
Między panami zrobiło się przez chwilę bardzo gorąco. Kolya na krótką chwilę nie potrafił się oprzeć Thomasowi, ale wygrał sam ze sobą. Można mu pogratulować. :) Tylko biedny Thomas się popłakał. No, ale taka prawda zaraz po uciekłby i szansy na coś więcej nie byłoby. Chociaż odczuł odrzucenie. Nie wiem którego bardziej lubię. Chyba na razie jest po równo.
OdpowiedzUsuńA i panowie mają te same przyzwyczajenia. Umyć od razu naczynie, z które się używało. Czyli Thomas nie zagracałby zlewu Kolii. :DDD
Nie mam weny na komentarze, ale chociaż Wam chcę zostawić ślad mojej obecności i coś tam naskrobać. Podobało mi się (miałam gęsią skórkę i przyjemne dreszcze podczas sceny w łazience) i czekam na next. :D
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest fantastyczny, taki gorący, ach... już nie mogę się doczekać następnych... scena w łazience cudowana, Kolya nie potrafił się oprzeć Thomasowi, ale wygrał sam ze sobą, gratulacje, no i dobrze, bo Thomas po tym wszystkim by uciekł...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia